Nie mam żadnych dodatkowych pieniędzy, zwłaszcza dla ciebie – powiedziała Vera teściowej

Gęsta mgła spowijała wieś Lesnoje, spowijając ją upiornym całunem. Wiera Klimowa stała przy oknie swojego małego, ale przytulnego domu i patrzyła, jak krople deszczu uderzają o szybę, tworząc dziwaczne wzory. Gdzieś z głębi domu dobiegał monotonny odgłos kapiącej wody – dach znów przeciekał. Trzydziestotrzyletnia kobieta wzięła głęboki oddech, przewracając w myślach listę rzeczy, które nieuchronnie trzeba będzie zrobić w najbliższej przyszłości: naprawić dach, zapłacić za prąd, kupić jedzenie i… spotkać się z teściową, która uparcie dopytywała o wizytę już trzeci tydzień.

„Mamo, idę do szkoły!” – donośny głos dobiegł z korytarza, a Wiera, oderwana od swoich myśli, pośpieszyła do córki.

Dwunastoletnia Polina stała przy drzwiach, poprawiając plecak na ramionach. Jej jasne włosy były starannie zaplecione – Wiera zawsze zaplatała włosy córki przed szkołą, mimo że Polina była już wystarczająco duża, żeby zrobić to sama.

  • Poczekaj, zapnij kurtkę – Vera podeszła do córki i zapięła jej kurtkę. – I nie zapomnij parasola, patrz jak leje.

„No, daj spokój, mamo, to tylko woda” – prychnęła Polina, ale i tak wzięła parasol. „Pa!”

Drzwi zatrzasnęły się z hukiem i Wiera została sama. Poszła do kuchni, nalała sobie herbaty, usiadła przy stole i otworzyła laptopa. Jej praca redaktorki w małym wydawnictwie pozwalała jej pracować zdalnie trzy dni w tygodniu i dzisiaj był właśnie taki dzień. Ale jej myśli nie chciały skupić się na tekście – wciąż wracały do zbliżającej się wizyty Eleny Pietrowna Klimowej, matki jej zmarłego męża.

Teściowa zadzwoniła poprzedniego wieczoru, żeby powiedzieć, że przyjeżdża „omówić ważne sprawy”. Wiera wiedziała, co oznacza to mgliste „omówić”. Jelena Pietrowna po raz kolejny będzie próbowała przekonać ją do sprzedaży domu i przeprowadzki do miasta, bliżej. „To będzie lepsze dla Poliny” – powtarzała za każdym razem. Ale Wiera była nieugięta. Ten dom był ostatnią rzeczą, jaka jej została po Siergieju i nie miała zamiaru go sprzedawać.

O drugiej po południu zadzwonił dzwonek do drzwi. Wiera, przerywając pracę, poszła otworzyć, przygotowując się w myślach na kolejną słowną potyczkę.

W progu stała Elena Pietrowna – wysoka, dostojna kobieta po sześćdziesiątce, z idealnie ułożonymi siwymi włosami i nienagannym beżowym płaszczem. Spojrzenie jej szarych oczu było zimne i przenikliwe.

„Witaj, Weroczko” – pocałowała synową w policzek i nie czekając na zaproszenie, weszła do domu. „Och, tu wszystko jest takie… skromne”.

Słowo „skromnie” zabrzmiało tak protekcjonalnie, że Vera mimowolnie zacisnęła usta. Postanowiła jednak nie zaczynać rozmowy od kłótni.

  • Proszę, Eleno Pietrowna. Napijesz się herbaty?

„Zrobię to” – skinęła głową teściowa, zdejmując płaszcz i ostrożnie wieszając go na wieszaku w przedpokoju. „Tylko bez cukru, proszę. Dbam o figurę”.

„Jakbym nie wiedziała” – pomyślała Wiera. Przez pięć lat od śmierci Siergieja rytuał się nie zmienił: Jelena Pietrowna przychodziła, krytykowała wszystko dookoła, piła herbatę bez cukru i wychodziła, zostawiając po sobie poczucie niższości u synowej.

Usiedli przy kuchennym stole. Vera w milczeniu nalała herbaty do filiżanek, położyła ciasteczka na talerzu i usiadła naprzeciwko teściowej.

  • Jak się miewa Polina? Czy jest dobrą uczennicą? – zaczęła Elena Pietrowna.

„Dobrze. Ten kwartał to same piątki” – odpowiedziała dumnie Vera.

„Wspaniale. Zawsze miała talent” – skinęła głową teściowa. „Po prostu… w twojej szkole nie rozwiną go w pełni. W mieście jest więcej możliwości”.

„Zaczęło się” – westchnęła w duchu Vera.

  • Eleno Pietrowna, już o tym rozmawialiśmy. Nie zamierzam sprzedawać domu i przeprowadzać się do miasta.

„Vero, bądź rozsądna” – teściowa pochyliła się do przodu, zniżając głos, jakby zdradzała sekret. „Polina będzie miała w mieście wszystko: dobrą szkołę, kluby, sekcje. A co tu jest? Wiejską szkołę i… co jeszcze? Krowy na ulicy?”

„Nie mamy żadnych krów na ulicy” – odpowiedziała sucho Wiera. „I mamy dobrą szkołę. Polina zajmuje się muzyką i pływaniem. Lubi wszystko”.

– Ale pomyśl o przyszłości! Na jaki uniwersytet pójdzie stąd? – Elena Pietrowna pokręciła głową. – Siergiej chciałby jak najlepiej dla swojej córki.

Vera zadrżała na dźwięk imienia męża. To była karta, którą jej teściowa regularnie rozgrywała – odwoływanie się do życzeń zmarłego syna zawsze było jej atutem.

„Nie musisz mi mówić, czego chciałby Siergiej” – powiedziała Wiera cicho, ale stanowczo. „Omówiliśmy wszystko, kiedy zdecydowaliśmy się tu przeprowadzić. On pokochał ten dom. I ja go pokochałam”.

Elena Pietrowna zacisnęła usta i upiła łyk herbaty. W kuchni zapadła ciężka cisza, przerywana jedynie tykaniem zegara ściennego.

– Vera, powiem ci jedno – powiedziała w końcu teściowa. – Mogę pomóc z pieniędzmi. Na razie, dopóki się nie zadomowisz w mieście. I pomogę z mieszkaniem – mam znajomych pośredników, oni coś dla ciebie znajdą.

„Dzięki, ale nie” – Vera pokręciła głową. „Polina i ja świetnie sobie radzimy same”.

  • Radzisz sobie? – Elena Pietrowna rozejrzała się sceptycznie. – A przeciekający dach? I stare meble? Wiera, jesteś redaktorką w prowincjonalnym wydawnictwie. Ile zarabiasz? Dwadzieścia tysięcy? Trzydzieści?

Wiera milczała. Jej pensja była rzeczywiście niewielka, ale ona i Polina miały dość. Nie były głodne, miały co włożyć, a dom, choć wymagał remontu, należał do nich.

– Widzisz – teściowa wzięła milczenie za zgodę. – A ja z całego serca oferuję ci pomoc. Dla pamięci Siergieja.

  • Elena Pietrowna, – Wiera spojrzała teściowej prosto w oczy. – Nie mam żadnych dodatkowych pieniędzy, zwłaszcza dla ciebie. I twoich pieniędzy też nie potrzebuję. Poradzimy sobie same.

Twarz Eleny Pietrowna natychmiast się zmieniła, stała się twarda i nieprzystępna.

– No cóż, widzę, że już podjąłeś decyzję – wstała od stołu. – Ale pomyśl jeszcze raz. Chodzi o przyszłość mojej wnuczki.

„Moja córka” – poprawiła ją Vera. „I myślę o jej przyszłości każdego dnia”.

Elena Pietrowna wyszła, nawet nie dopijając herbaty. Wiera odprowadziła ją do drzwi i zamknąwszy je za teściową, oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Te spotkania zawsze ją emocjonalnie wyczerpywały.

Wieczorem, po ułożeniu Poliny do snu, Wiera wyszła na werandę. Deszcz przestał padać, a w powietrzu unosił się zapach świeżości i wilgotnej ziemi. Usiadła w starym bujanym fotelu i zapaliła papierosa – jedyny zły nawyk, na jaki sobie pozwalała od czasu do czasu, i to tylko wtedy, gdy córka nie patrzyła.

Słowa teściowej nie dawały jej spokoju. Może jednak Elena Pietrowna miała rację? Może rzeczywiście swoim uporem pozbawiała Polinę lepszej przyszłości? Te myśli prześladowały ją regularnie, zwłaszcza po wizytach teściowej.

Z zamyślenia wyrwał ją odgłos zbliżającego się samochodu. Reflektory oświetliły podwórko, a Vera ze zdziwieniem dostrzegła znajomą sylwetkę – Maxim, jej sąsiad i stary przyjaciel, podjechał pod dom. Wysoki, barczysty mężczyzna w roboczym ubraniu wysiadł z samochodu i skierował się w stronę werandy.

„Cześć” – uśmiechnął się, wchodząc po schodach. „Widziałem, że światło się u ciebie pali. Pomyślałem, że wpadnę”.

„Cześć” – Vera mimowolnie odwzajemniła uśmiech. „Coś się stało?”

– Nie, – Maksym usiadł obok mnie na ławce. – Właśnie przechodziłem, wracając z pracy. Widziałem, jak twoja teściowa wychodzi. Sądząc po jej minie, rozmowa była… trudna?

Vera zaśmiała się krótko.

  • Jak zawsze. Elena Pietrowna chce, żebyśmy z Poliną przeprowadzili się do miasta. Mówi, że Polina nie ma tu przyszłości.

Maksym zmarszczył brwi.

„A co o tym myślisz?” zapytał ostrożnie.

Vera zaciągnęła się papierosem i powoli wypuściła dym.

„Czasami myślę, że ma rację. Że jestem samolubna i myślę tylko o sobie” – przyznała cicho. „Może Polinie naprawdę byłoby lepiej w mieście?”

  • A czego chce sama Polina? – Maksym spojrzał na nią uważnie.

– Mówi, że kocha nasz dom i nie chce się nigdzie przeprowadzać. Ale ma dwanaście lat. Co ona może wiedzieć o przyszłości?

„W wieku dwunastu lat wiedziałem na pewno, że chcę zostać budowniczym” – uśmiechnął się Maksym. „I tak nim zostałem. Czasami dzieci wiedzą lepiej, czego potrzebują”.

Vera spuściła głowę.

— Nie tylko o to chodzi. Ja… nie mogę sprzedać tego domu. Siergiej był nim zachwycony. Każdy szczegół dobieraliśmy razem podczas remontu. Tutaj… tutaj wciąż czuć jego obecność.

„Rozumiem” – Maksym skinął głową. „Ale czy nie pomyślałeś, że może czas ruszyć dalej? Nie ruszyć się, nie. Po prostu… żyć teraźniejszością, a nie przeszłością”.

Wiera spojrzała na niego ze zdziwieniem. Przez pięć lat znajomości Maksym nigdy nie powiedział czegoś takiego. Zawsze szanował jej smutek, jej przywiązanie do pamięci o mężu.

„Przepraszam” – powiedział natychmiast, zauważając jej reakcję. „Nie miałem prawa”.

„Nie, wszystko w porządku” – Vera pokręciła głową. „Po prostu… nie wiem, jak to jest żyć chwilą obecną”.

„Mógłbym ci pokazać” – powiedział cicho Maxim, a w jego głosie było coś, co nagle sprawiło, że Vera złapała oddech.

Spojrzała na niego w milczeniu, nie wiedząc, co odpowiedzieć. W tym momencie zadzwonił jej telefon, psując całą sytuację. Wiera wyjęła go z kieszeni – dzwoniła Elena Pietrowna.

„Chyba pójdę” – Maksym wstał. „Do zobaczenia jutro?”

Vera skinęła głową i odszedł. Patrzyła, jak jego postać rozpływa się w ciemności, zanim odebrała telefon.

  • Tak, Eleno Pietrowna?

– Wiero, pomyślałam o naszej rozmowie – głos teściowej brzmiał niezwykle łagodnie. – I chcę ci zaproponować kompromis. A co, jeśli Polina zamieszka ze mną w mieście tylko w roku szkolnym? A w weekendy i święta będzie wracać do ciebie. W ten sposób będzie mogła uczyć się w dobrej szkole, a dom pozostanie twój.

Oferta była nieoczekiwana. Vera wahała się z odpowiedzią.

„Muszę… muszę pomyśleć” – powiedziała w końcu. „I omówić to z Poliną”.

„Oczywiście, pomyśl o tym” – zgodziła się teściowa. „Ale nie zwlekaj. Rok szkolny już się zaczął i im szybciej podejmiemy decyzję, tym lepiej”.

Po rozmowie Wiera długo siedziała na werandzie, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Propozycja Eleny Pietrowna była kusząca, ale coś w niej budziło niepokój Wiery. Znała swoją teściową – nigdy nie wycofywała się ze swoich planów. A jeśli proponowała kompromis, oznaczało to, że miała jakiś ukryty cel.

Z drugiej strony, może naprawdę chce tylko jak najlepiej dla swojej wnuczki? Wiera nie wiedziała, co myśleć. Jedno wiedziała na pewno – decyzję trzeba podjąć wspólnie z Poliną.

Następny poranek rozpoczął się niespodziewaną niespodzianką. Kiedy Vera przygotowywała śniadanie, ktoś zapukał do drzwi. Na progu stał Maksym ze skrzynką z narzędziami.

„Dzień dobry” – uśmiechnął się. „Przyszedłem naprawić twój dach. Dziś nie ma deszczu, idealny dzień na remont”.

  • Maxim, nie mogę cię o to pytać – zawstydziła się Wiera. – Masz mnóstwo własnych zajęć.

– Nie pytałeś – wzruszył ramionami. – To ja oferuję. Poza tym dzisiaj jest sobota, mam wolne.

Vera chciała zaprotestować, ale potem zmieniła zdanie. Dach naprawdę wymagał naprawy, a nie miała pieniędzy na zatrudnienie specjalisty.

„Dziękuję” – powiedziała szczerze. „Czy zechciałby pan zjeść z nami śniadanie?”

„Z przyjemnością” – skinął głową Maksym.

Podczas śniadania Polina ożywiła rozmowę o szkole, o nowym nauczycielu literatury, który zlecił im napisanie opowiadania o najszczęśliwszym dniu w ich życiu.

„A o czym będziesz pisać?” zapytał Maksym, smarując chleb masłem.

„O dniu, kiedy mama, tata i ja pojechaliśmy nad morze” – odpowiedziała Polina bez wahania. „Miałam siedem lat. To była nasza ostatnia wspólna wyprawa”.

Wiera zamarła. Rzadko rozmawiała z córką o Siergieju, bojąc się ją zdenerwować. Ale Polina najwyraźniej pamiętała ojca lepiej, niż jej się wydawało.

„To był dobry dzień?” zapytał cicho Maxim.

„Najlepsze” – Polina skinęła głową. „Tata nauczył mnie pływać i zbudowaliśmy ogromny zamek z piasku. A wieczorem jedliśmy lody i patrzyliśmy w gwiazdy”.

„Brzmi wspaniale” – uśmiechnął się Maxim.

„Tak” – Polina nagle spoważniała. „Szkoda tylko, że nie będzie już takich dni”.

„Dlaczego tak myślisz?” – zdziwił się Maksym.

„Bo tata nie żyje” – odpowiedziała Polina po prostu. „A mama… mama jest zbyt zajęta, żeby jechać nad morze”.

Vera poczuła gulę w gardle. Naprawdę była zajęta – pracą, domem, codziennym życiem. Kiedy ostatnio robili razem coś przyjemnego? Nie mogła sobie przypomnieć.

Po śniadaniu Maksym poszedł naprawić dach, a Wiera zawołała Polinę do salonu na pogawędkę.

„Polina, chcę z tobą omówić coś ważnego” – zaczęła. „Babcia Lena zasugerowała, żebyś zamieszkała z nią w mieście w ciągu roku szkolnego. Jest tam dobra szkoła, mnóstwo możliwości…”

„Nie chcę jechać do babci” – przerwała jej Polina. „Chcę zostać tutaj, z tobą”.

„Ale w mieście będziesz miała więcej możliwości” – powtórzyła Vera argument teściowej, nie wierząc w jej słowa. „Lepsze wykształcenie…”

– Mamo – Polina spojrzała na nią poważnie, zupełnie nie jak dziecko. – Wiem, że babcia Lena chce, żebyśmy się wyprowadzili. Mówiła mi o tym, kiedy ostatnio była. Powiedziała, że tu wegetujemy.

  • Co? – Vera nie mogła uwierzyć własnym uszom. – Rozmawiała z tobą o tym?

„Tak” – Polina skinęła głową. „Powiedziała też, że kurczowo trzymasz się przeszłości i że to koliduje z moją przyszłością”.

Wiera poczuła, jak wzbiera w niej fala gniewu. Jak Elena Pietrowna śmie mówić coś takiego dziecku?

„I co jej powiedziałeś?” zapytała Vera, starając się mówić spokojnie.

„Powiedziałam, że kocham nasz dom i nie chcę się nigdzie przeprowadzać” – Polina lekko się uśmiechnęła. „A ona powiedziała, że jestem jeszcze mała i nie rozumiem, co jest dla mnie najlepsze”.

Vera wzięła głęboki oddech, próbując się uspokoić.

  • Polina, chcę, żebyś wiedziała: nigdy nie zmuszę cię do zrobienia czegoś, czego nie chcesz. Jeśli chcesz tu zostać, zostaniemy.
  • Naprawdę? – Polina promieniała. – Ale co z… lepszą przyszłością?

„Twoja przyszłość nie zależy od tego, gdzie mieszkasz, ale od tego, co robisz i kto cię otacza” – powiedziała Vera. „I obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś miał wszystkie potrzebne możliwości, nawet jeśli tu zostaniemy”.

Polina rzuciła się jej na szyję i mocno ją przytuliła.

  • Kocham cię mamo.
  • Ja też cię kocham, słoneczko.

Po tej rozmowie Vera poczuła, jakby wielki ciężar spadł jej z ramion. Nie była pewna, czy podejmuje właściwą decyzję, ale teraz była to decyzja, która uszczęśliwiła ich oboje.

Kiedy wyszła na podwórko, zobaczyła Maksyma, który już kończył naprawiać dach. Zszedł po schodach, wycierając ręce szmatką.

„Wszystko jest gotowe” – powiedział. „Teraz nie powinno być żadnych przecieków”.

„Dziękuję bardzo” – powiedziała szczerze Vera. „Ile jestem ci winna?”

„Wcale nie” – Maksym pokręcił głową. „Potraktuj to jako przyjacielską pomoc. Ale jeśli nalegasz… możesz mnie postawić na kolację”.

Vera się uśmiechnęła.

  • Z przyjemnością.

Stali na podwórku, patrząc na siebie, a Vera nagle zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy od dawna czuje się… szczęśliwa. Żywa. Prawdziwa.

„Wiesz” – powiedziała nagle – „Polina i ja dawno nie byłyśmy nad morzem. Może pojedziemy w przyszły weekend? Wszyscy razem?”

Maksym spojrzał na nią ze zdziwieniem, które szybko przerodziło się w ciepły uśmiech.

„Z przyjemnością” – skinął głową. „Od dawna chciałem ci pokazać miejsce nad morzem. Są tam niesamowite zachody słońca”.

Długo stali na podwórku, rozmawiając i planując podróż. Wiera poczuła, że rodzi się w niej coś nowego – nie coś, co zastąpi jej miłość do Siergieja, nie. Raczej kontynuacja życia, które nie skończyło się wraz z jego odejściem, ale po prostu zrobiło długą, bolesną pauzę.

Elena Pietrowna zadzwoniła następnego dnia, żeby dowiedzieć się, jaka jest decyzja Wiery. Rozmowa była krótka.

„Zostajemy w Lesnoy” – powiedziała stanowczo Wiera. „Polina nie chce się przeprowadzać i popieram jej decyzję”.

„Vero, popełniasz błąd” – głos teściowej był poirytowany. „Pozbawiasz mojego wnuka możliwości…”

„Polina to dziewczynka” – przerwała jej Wiera. „I to moja córka. Szanuję cię jako babcię, ale to ja podejmuję decyzje. I robię to, co uważam za najlepsze dla mojego dziecka.

„Pożałujesz tego” – powiedziała chłodno Elena Pietrowna. „Kiedy zdasz sobie sprawę, że straciłaś szansę na lepsze życie dla Poliny, będzie za późno”.

„Być może” – odpowiedziała spokojnie Vera. „Ale to będzie mój błąd. I będę z tym żyć”.

Po tej rozmowie Elena Pietrowna nie dzwoniła ani nie odwiedzała go przez dwa miesiące. Wiera nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle, ale czuła ulgę. Po raz pierwszy od dawna mogła myśleć o przyszłości bez presji i poczucia winy.

Zaczęła spędzać więcej czasu z córką – razem gotowały obiady, oglądały filmy, chodziły na spacery. A w weekendy często dołączał do nich Maksym. Stał się integralną częścią ich życia, niezauważalny i naturalny.

I pewnego wieczoru, gdy siedzieli we troje na werandzie, pijąc gorącą czekoladę i patrząc na gwiazdy, Polina nagle powiedziała:

  • Wiesz co, myślę, że tata byłby szczęśliwy.

„Co, słoneczko?” zapytała Vera.

„Bo jesteśmy szczęśliwi” – odpowiedziała Polina prosto. „Zawsze powtarzał, że najważniejsze to być szczęśliwym. Pamiętasz?”

Wiera skinęła głową, czując, jak łzy napływają jej do oczu. Tak, Siergiej zawsze to powtarzał. I zapomniała o tym, pogrążona w żalu i zmartwieniach.

„Tak” – wyszeptała. „Pamiętam”.

Maksym bez słowa ujął ją za rękę, a ona nie odsunęła się. Może życie naprawdę toczy się dalej. I może jeszcze znajdzie się w nim miejsce na szczęście.

Pod koniec listopada, gdy pierwszy śnieg pokrył Lesnoje białym puchem, pod dom Wiery podjechała taksówka. Jelena Pietrowna wysiadła, owinięta ciepłym szalikiem. Wyglądała na starszą i jakoś… delikatniejszą?

Vera spotkała ją na progu.

  • Witaj, Eleno Petrovno. Proszę wejść.

Teściowa weszła do domu i rozejrzała się. Coś się zmieniło – dom wyglądał jaśniej, przytulniej. Na ścianach pojawiły się nowe zdjęcia – Poliny nad morzem, Wiery z córką przy kominku i… nieznajomego mężczyzny, który je obie obejmował.

„Czy masz gości?” zapytała Elena Pietrowna, kiwając głową w stronę nakrytego stołu w salonie.

„Dziś są urodziny Siergieja” – odpowiedziała cicho Wiera. „Polina i ja postanowiliśmy zorganizować małą kolację ku jego pamięci. I zaprosiliśmy Maksima, naszego sąsiada.

Elena Pietrowna skinęła głową w milczeniu.

„Ja też pamiętam” – powiedziała po chwili milczenia. „Właśnie dlatego przyszłam. Chciałam… być dziś z tobą”.

Vera przyjrzała się uważnie swojej teściowej. W jej oczach nie było zwykłego chłodu ani potępienia. Tylko zmęczenie i… ból?

„Zostań na kolację” – zasugerowała Vera. „Polina będzie zadowolona”.

Elena Pietrowna skinęła głową i zdjęła płaszcz.

  • Dziękuję.

Później, gdy Wiera, Polina, Maksym i Elena Pietrowna siedzieli już przy stole, teściowa nagle powiedziała:

„Chcę cię przeprosić” – słowa Eleny Pietrowna zabrzmiały nieoczekiwanie, a Wiera zamarła z widelcem w dłoni. „Przez te wszystkie lata zachowywałam się… niegodnie. Próbowałam kontrolować twoje życie, narzucać ci swoje decyzje.

„Elena Pietrowna…” zaczęła Wiera, ale teściowa podniosła rękę, powstrzymując ją.

— Pozwól mi dokończyć, proszę. Muszę to powiedzieć. — Wzięła głęboki oddech. — Po śmierci Siergieja czułam, jakbym straciła część siebie. Był moim jedynym synem, moją dumą. A kiedy odszedł, czułam, jakbym straciła wszystko. Ty i Polina byliście jedynym, co mi po nim zostało. A ja… kurczowo się was trzymałam, próbowałam was zatrzymać, kontrolować.

Wiera słuchała, nie wierząc własnym uszom. Przez pięć lat Jelena Pietrowna nigdy nie mówiła o swoich uczuciach, o żałobie.

„Ale dużo myślałam w ostatnich miesiącach” – kontynuowała teściowa. „I zdałam sobie sprawę, że Siergiej nie pochwalałby mojego zachowania. Zawsze szanował wybory innych ludzi, nawet jeśli się z nimi nie zgadzał. I chciałby, żebyś była szczęśliwa, a nie żebyś żyła tak, jak ja uważam za słuszne.

Zwróciła się do Poliny.

  • Przepraszam, że próbowałem decydować za ciebie, kochanie. I że powiedziałem te rzeczy… o twojej matce, o twoim życiu tutaj. Myliłem się.

Polina spojrzała na babcię przez kilka sekund, po czym po prostu skinęła głową i uśmiechnęła się:

  • Wszystko w porządku, babciu. Nie jestem zły.

Elena Pietrowna zwróciła wzrok na Maksyma.

  • A tobie, jak widzę, na nich zależy?

Maksym wyprostował się, jakby przygotowywał się do bitwy.

„Tak” – odpowiedział po prostu. „Są wyjątkowe”.

„Zadbaj o nich” – skinęła głową Elena Pietrowna. „Zasługują na to”.

Kolacja toczyła się w niespodziewanie ciepłej atmosferze. Wspominali Siergieja – zabawne historie z jego dzieciństwa, o których opowiadała Elena Pietrowna, ich wspólne życie, o którym opowiadała Wiera, zabawne momenty, które Polina pamiętała. Maksym przeważnie słuchał, czasem zadając pytania, ale nie czuł się uciążliwy.

Zanim odeszła, Elena Pietrowna wzięła Wierę na bok.

„Chcę, żebyś wiedziała” – powiedziała cicho. „Nadal uważam, że Polina miałaby więcej możliwości w mieście. Ale to twoje życie i twój wybór. I uszanuję go.

„Dziękuję” – odpowiedziała szczerze Vera. „To wiele dla mnie znaczy”.

„I jeszcze jedno” – dodała teściowa. „Wciąż chcę ci pomóc. Nie pieniędzmi, jeśli masz coś przeciwko. Po prostu… bądź. Przyjedź, zadzwoń. Może zabierz Polinę na weekend, jeśli będzie chciała”.

Vera się uśmiechnęła.

  • Oczywiście. Polina będzie szczęśliwa. I ja też.

Kiedy taksówka zabrała Elenę Pietrownę, Wiera wróciła do domu. Polina już spała, a Maksym pomagał sprzątać ze stołu.

„Co za wieczór” – westchnęła Wiera, opierając się o framugę drzwi. „Nigdy bym nie pomyślała, że Elena Pietrowna będzie zdolna do przeprosin”.

„Ludzie się zmieniają” – wzruszył ramionami Maksym. „Zwłaszcza gdy zdają sobie sprawę, że mogą stracić to, co im drogie”.

Podszedł do Very i ostrożnie wziął ją za rękę.

  • Wszystko w porządku?

„Tak” – skinęła głową. „Po prostu… Dużo dziś myślałam o Siergieju. O tym, czego by dla nas chciał”.

  • No i co z tego?

„Żebyśmy byli szczęśliwi” – uśmiechnęła się Vera. „Po prostu byśmy byli szczęśliwi”.

Maxim ostrożnie przyciągnął ją do siebie.

„Chcę tego samego” – powiedział cicho. „Dla was obojga”.

Stali w ciszy kuchni, obejmując się, a Vera pomyślała, że życie jest dziwne. Nie toczy się prosto i nie zawsze daje to, czego się spodziewasz. Czasem zabiera to, co najcenniejsze, a czasem daje nieoczekiwane dary.

Pięć lat temu myślała, że jej życie się skończyło. Że bez Siergieja nie ma przyszłości, tylko szara, pozbawiona radości egzystencja. Ale czas mijał, a zasłona żalu stopniowo się rozwiała. Aż pewnego dnia zdała sobie sprawę, że znów może oddychać głęboko, znów może się śmiać bez poczucia winy, znów może snuć plany.

Siergiej zawsze pozostanie częścią jej serca, częścią jej i Poliny życia. Ale to życie toczy się dalej. I być może będzie w nim jeszcze wiele szczęśliwych dni.

Wiosną Wiera postanowiła zrobić długo odkładany krok – uporządkować rzeczy Siergieja, które przez lata trzymała w specjalnej szafie. To był rodzaj rytuału, znak, że jest gotowa iść naprzód, nie zapominając o przeszłości, ale też nie żyjąc nią.

Polina jej pomogła i razem przejrzały koszule, spodnie i swetry. Postanowili zachować niektóre rzeczy na pamiątkę, a inne przekazać na cele charytatywne. Wśród nich znaleźli stary album ze zdjęciami, o którym Vera zupełnie zapomniała.

Usiedli z Poliną na sofie i zaczęli ją przeglądać. Zdjęcia ze ślubu, podróży poślubnej, pierwszych wspólnych lat. Polina, wciąż maleńka, w ramionach szczęśliwych rodziców. Ich pierwszy dom, który wynajmowali, dopóki nie kupili tego.

– Mamo, patrz! – wykrzyknęła nagle Polina, wskazując na zdjęcie. – To nasz dom! Ale wygląda zupełnie inaczej.

Vera spojrzała na zdjęcie. Tak, to był ich obecny dom, ale w znacznie gorszym stanie. Zapadnięty płot, zniszczony dach, zaniedbane podwórko.

„O mój Boże” – wyszeptała. „Zapomniałam, jaki był, kiedy go kupiliśmy”.

Na kolejnym zdjęciu Siergiej stoi na dachu z młotkiem w dłoni, szeroko uśmiechając się do obiektywu. Na innym malują ściany salonu. Na trzecim sadzą kwiaty w ogrodzie.

„Tata naprawdę kochał ten dom, prawda?” zapytała cicho Polina.

„Tak” – Vera skinęła głową. „Zawsze marzył o własnym domu. Kiedy go kupiliśmy, był szczęśliwy jak dziecko, chociaż dom wymagał gruntownego remontu. „Zrobimy z niego perełkę!” – powiedział.

„I tak zrobiłaś” – uśmiechnęła się Polina, rozglądając się dookoła.

„Tak” – zgodziła się Vera. „Chociaż po jego śmierci nie dbałam zbytnio o dom. Wiele popadło w ruinę”.

„Ale teraz już wszystko naprawiliśmy” – zauważyła Polina. „Z Maximem”.

Wiera skinęła głową. Naprawdę wiele zrobili w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Maksym pomógł naprawić nie tylko dach, ale także ogrodzenie i werandę. Razem pomalowali ściany w salonie, wymienili meble w kuchni i posadzili nowe kwiaty w ogrodzie. Dom znów stał się „cukiereczką”, tak jak marzył Siergiej.

Wieczorem, gdy Polina już spała, a Wiera siedziała na werandzie, pod dom podjechał znajomy samochód. Maksym wysiadł z auta, trzymając w rękach jakiś pakunek.

„Dzień dobry” – uśmiechnął się, wchodząc na werandę. „Czy przeszkadzam?”

„Nie” – Vera pokręciła głową. „Po prostu siedziałam i myślałam”.

  • O czym? – Maksym usiadł obok niego.

— O życiu. O tym, jak się zmienia. O tym, że czasem trzeba puścić przeszłość, żeby mogła zacząć się przyszłość.

Maksym przyjrzał się jej uważnie.

— Czy coś się stało?

„Polina i ja przeglądaliśmy dziś rzeczy Siergieja” – wyjaśniła Wiera. „Znaleźliśmy stary album ze zdjęciami. Były tam zdjęcia tego domu, takiego, jaki był, kiedy go kupiliśmy, i takiego, jaki stał się dzięki naszym wspólnym wysiłkom.

Zatrzymała się, by zebrać myśli.

  • Wiesz, przez te wszystkie lata trzymałam się tego domu nie tylko dlatego, że Siergiej go kochał. Ale też dlatego, że bałam się zacząć nowe życie. Bałam się, że jeśli coś się zmieni, stracę z nim ostatnią więź.

„A teraz?” zapytał cicho Maksym.

– I teraz rozumiem, że więź z nim nie tkwi w domu, nie tkwi w rzeczach. Jest w sercach Poliny i moich, w naszych wspomnieniach. I ta więź nigdzie nie zniknie, nawet jeśli nasze życie się zmieni.

Maksym wziął ją za rękę.

„Cieszę się, że tak myślisz. Bo…” Zawahał się, po czym podał jej zawiniątko, które trzymał. „Proszę, to dla ciebie”.

Vera rozłożyła kartkę i zobaczyła małe zdjęcie w ramce. Przedstawiało ich dom, nie taki, jaki jest teraz, ale taki, jaki mógłby być – z werandą, nowym dachem i pięknym ogrodem wokół.

„Zleciłem to lokalnemu artyście” – wyjaśnił Maxim. „Chciałem pokazać, jak może wyglądać przyszłość. Dzięki naszym wysiłkom, krok po kroku”.

Wiera spojrzała na obraz i w jej oczach pojawiły się łzy – nie smutku, lecz wdzięczności i nadziei.

„Dziękuję” – wyszeptała. „To jest… cudowne”.

„Dokładnie tak jak ty” – powiedział po prostu Maksym.

Pochylił się i delikatnie ją pocałował. Vera odpowiedziała na pocałunek, czując, jak coś nowego i jasnego rozkwita w jej wnętrzu, niczym wiosenny kwiat po długiej zimie.

Życie toczyło się dalej. I było w nim miejsce na wspomnienia przeszłości, na radość teraźniejszości i na nadzieję na przyszłość. Dla niej, dla Poliny, dla Maksyma. A nawet dla Eleny Pietrowna, która być może w końcu odnalazła spokój serca.

„Nie mam żadnych dodatkowych pieniędzy, zwłaszcza dla ciebie” – powiedziała kiedyś Vera do teściowej. I choć słowa te padły z gniewem, teraz Vera zrozumiała ich prawdziwe znaczenie. Naprawdę nie miała żadnych dodatkowych pieniędzy – ale miała coś o wiele ważniejszego. Miłość. Pamięć. Dom. Rodzinę. I przyszłość, którą budowali razem, dzień po dniu, cegła po cegle.

Jak powiedział kiedyś Siergiej: „Najważniejsze to być szczęśliwym”. I Wiera była szczęśliwa. Nie tak jak kiedyś – inaczej. Ale to było prawdziwe szczęście. I wiedziała, że Siergiej będzie się z nią cieszył.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *