Przez wiele lat byłam w związku z Tomem, który uważał siebie za mojego wybawcę. Twierdził, że dał mi wszystko, o czym mogłam marzyć, ale tak naprawdę nasze życie razem było dalekie od ideału.
Kiedy wzięliśmy ślub, wydawało mi się, że w końcu jestem szczęśliwa. Urodziłam się w rodzinie, w której zawsze brakowało pieniędzy, a każdy kawałek chleba trzeba było dzielić z rodzeństwem. A tu — przestronny, przytulny dom, poczucie stabilności i pewność jutra.

Po dwóch latach urodził nam się syn i całkowicie poświęciłam się rodzinie. Mimo że byłam na urlopie macierzyńskim, nadal pracowałam zdalnie. Kiedy przyszło czas wrócić do pracy, nie chciałam być ciężarem dla męża, dlatego natychmiast wróciłam do pracy zawodowej.
Relacje z jego matką nie były łatwe, ale zawsze starałam się ją szanować. Często była chora, a ja brałam na siebie całą domową robotę: gotowanie, sprzątanie, opiekę nad dzieckiem. Czy chciałam być doceniana? Może. Ale nigdy tego nie dostałam.
Z biegiem lat Tom zaczął częściej wygłaszać uszczypliwe uwagi:
— Powinnaś być wdzięczna, że wyciągnąłem cię z biedy. Jeśli zechcę, znajdę sobie lepszą. Łatwo cię zastąpić.

Te słowa raniły, ale wiedział, że nie mam dokąd pójść, i wykorzystywał to.
Znosiłam to. Rok, dwa, dziesięć… A potem, kiedy syn wyjechał na studia, a teściowa zmarła, nagle zrozumiałam, że nie ma nic, co by mnie trzymało przy nim.
Pewnego dnia powiedziałam:
— Wyjeżdżam za granicę.
Tom uśmiechnął się:
— Jeśli wyjedziesz, złożę pozew o rozwód.
— Rób, jak chcesz.

Pojechałam. Podczas gdy ja próbowałam ułożyć sobie życie, on szybko złożył pozew o rozwód. Znowu stał się kawalerem, uważając się za udanego i pożądanego. Ale co ciekawe: te kobiety, które według niego „czekały w kolejce”, nigdy się nie pojawiły.
A ja nie traciłam czasu. Moim pierwszym celem było pomóc synowi, ale on już stał się samodzielny i odmówił mojej pomocy.
Wtedy postanowiłam zadbać o siebie. Kilka lat ciężkiej pracy — i oto mam własny dom, w który włożyłam całe serce. Zrobiłam remont, przekształcając go w miejsce, w którym chciałam mieszkać.
Kiedy Tom się dowiedział, przyjechał bez zapowiedzi:
— Spędziliśmy razem tyle lat. Powinnaś wrócić do mnie i opiekować się mną.

Spojrzałam na niego i zrozumiałam: już nic mu nie zawdzięczam.
— Uważałeś się za mojego wybawcę, ale tak naprawdę tylko wykorzystywałeś moją cierpliwość. Już nie jestem tą kobietą, która kiedyś bała się odejść.
Tom nie mógł uwierzyć, że poradziłam sobie bez niego, że nie zniknęłam.
Teraz mam 54 lata i zaczynam nowy etap życia. Mam nowego męża, Włocha, który mnie kocha i troszczy się o mnie. Żyjemy w domu pełnym światła i ciepła.
A Tom? Nadal jest sam. Ta, która „miała być lepsza ode mnie”, nigdy się nie pojawiła.