Mieszkanie ciotki

  • Tamara Pietrowna, jestem od notariusza! Otwórz, bo wyważymy drzwi! – kobiecy głos z drugiej strony zabrzmiał jak uderzenie młotkiem w szkło.
    Tamara Pietrowna zamarła obok starej sekretarki, jej palce konwulsyjnie ściskały aksamitne pudełko ze zdjęciami. Rozległo się kolejne pukanie do drzwi, tym razem bardziej natarczywe.
  • Zaraz, już idę! – jej głos drżał zdradziecko.

Otworzywszy drzwi, zobaczyła dwie kobiety stojące na progu – młodszą o przenikliwym spojrzeniu i starszą z teczką.

„Nazywam się Maria Sokołowa” – powiedziała młoda kobieta, nie czekając na zaproszenie. „Przyszliśmy omówić twoją przyszłą rezydencję w mieszkaniu Eleny Wasiljewny Krawczenko”.

  • Przepraszam? – Tamara Pietrowna zmarszczyła brwi. – Moja ciotka zostawiła mi to mieszkanie.

Młoda kobieta uśmiechnęła się i skinęła głową w stronę swojego partnera, który otworzył teczkę i wyjął dokument.

— Ostatnia wola twojej ciotki. Przepisana na tydzień przed jej śmiercią. Mieszkanie zostaje przeniesione na mnie jako osobę, która opiekowała się nią w ostatnich miesiącach.

  • Jaką opiekę? – Tamara wybuchnęła. – Byłam tu każdego dnia! Opiekowałam się nią przez dwadzieścia lat! To jakaś pomyłka!

„Nie ma mowy” – Maria podała papier. „Ale nie jestem bez serca. Daję ci dwa tygodnie na spakowanie rzeczy. Niektóre rzeczy zostają w mieszkaniu, niektóre zabierasz. Rozumiesz, że prawo jest po mojej stronie”.

Tamara Pietrowna przebiegła wzrokiem po liniach. Na dole znajdował się podpis jej ciotki, która nigdy nie nauczyła się pisać litery „K” bez dodatkowego patyczka. Prawdziwy. I data – rzeczywiście tydzień przed jej śmiercią.

  • Moja ciotka nie mogła tego zrobić. Ona… ona mi obiecała. Zamieszkałam z nią, kiedy zachorowała. Oddałam swój pokój w mieszkaniu komunalnym.
  • I znalazłam ją w przedpokoju, kiedy nie mogła wejść po schodach. Ciebie nie było, – warknęła Maria. – Resztę możesz omówić z prawnikiem.

Kobiety odeszły, zostawiając Tamarę Pietrownę z testamentem w rękach. Usiadła na stołku w korytarzu i gorączkowo wybrała numer sąsiada.

  • Alla Nikolaewna, czy pamiętasz, kto przyszedł odwiedzić twoją ciotkę w zeszłym miesiącu?
  • Ale przychodziłeś każdego dnia. O, i jakiś młody motyl. Zawsze szepcząc z ciotką. Niosąc jakieś papiery.

Tamara Pietrowna rozłączyła się i długo patrzyła na czajnik, jakby mógł jej dać odpowiedź. Potem nagle się wyprostowała i poszła zadzwonić po raz drugi.

  • Ninoczka, pamiętasz, że twój syn Kolka pracuje jako prawnik? Chciałbym cię prosić o radę.

Z drugiego końca linii dobiegło nas zmęczone westchnienie.

  • Toma, on bierze straszne pieniądze. Nawet ode mnie, jego własnej matki…

— Zabierają mieszkanie, Nin. To, które obiecała ciotka.

  • Jutro o dwunastej. Przyjdę osobiście i go przyprowadzę.

Tamara Pietrowna spędziła noc przeglądając stare fotografie. Oto ciocia Lena jako młoda kobieta, z mężem, który zmarł tak wcześnie. Oto oni razem w Soczi. Ciocia powiedziała wtedy: „Po mnie wszystko będzie twoje, Tomoczka. Kto jeszcze?”

Rano zadzwonił telefon. Lokalny policjant stał przy drzwiach.

— Otrzymano skargę od obywatelki Sokolovej. Groziłeś jej przez telefon.

  • Co? Nawet nie znam jej numeru!
  • Ma nagranie audio. I świadka.
  • O czym ty mówisz? Jakie groźby? Wczoraj cały wieczór spędziłam w domu, przeglądając zdjęcia! – Tamara Pietrowna złapała się za framugę drzwi.
  • Niestety, oni jej bardziej uwierzą. Ona ma kompetentnego prawnika. Lepiej nie pogarszać sytuacji.

Kiedy policjant odszedł, Tamara Petrovna zauważyła swojego sąsiada z niższego piętra, Viktora Semenovicha. Stał w drzwiach swojego mieszkania i marszczył brwi.

  • Tamara, co się stało? Dlaczego policja?
  • Viktor Semenovich, muszę gdzieś iść. Czy mógłbyś… mieć na mnie oko? Ta kobieta może się pojawić, kiedy mnie nie będzie.
  • Jestem na emeryturze, nadal siedzę w domu. Idź tam, gdzie musisz.

W małym biurze adwokackim, gdzie trzy stoły stały niemal jeden za drugim, Tamara Pietrowna siedziała naprzeciwko Nikołaja, szczupłego mężczyzny z drogim zegarkiem i zmęczonymi oczami.

  • Okazuje się, że twoja ciotka przepisała testament na nazwisko obcej osoby, mimo że wcześniej obiecała ci mieszkanie – przejrzał papiery. – A gdzie jest ten pierwszy testament?
  • To jest… u notariusza, prawdopodobnie. Moja ciotka spisała to dawno temu, jakieś pięć lat temu.

— Czy pamiętasz numer kancelarii notarialnej?

„Nie” – Tamara Pietrowna zdezorientowana grzebała w swojej torbie. „Ale wiem, że jest gdzieś w środku”.

Mikołaj zamknął oczy i stuknął długopisem w stół.

— Sytuacja nie jest łatwa. Jeśli testament jest prawdziwy, mamy małe szanse. Jeśli byłaś bezpośrednim spadkobiercą — córką lub siostrą — można by to podważyć. Ale z siostrzenicą jest trudniej.

  • Ale co mam zrobić? Całe życie marzyłam o tym mieszkaniu. Nie mam własnego…

— Na czyj koszt pochowałeś swoją ciotkę?

  • Dla mnie oczywiście.

— Czy masz jeszcze te paragony?

  • Musi być jakieś.
  • Okej, to jest argument. Teraz najważniejsze: czy jesteś pewien, że podpis jest autentyczny?

Tamara Pietrowna znów zobaczyła przed sobą dziwną literę „K” z wystającym patykiem.

  • Podpis jest prawdziwy. Rozpoznałbym go wśród tysiąca innych.

— A pismo w tekście głównym? Czy to również pismo twojej ciotki?

  • Nie, drukowane. Na komputerze.
  • Rozumiem – potarł skronie Mikołaj. – Będziemy kopać w kierunku niezdolności. Tydzień przed śmiercią, chorobą… Może ciotkę wprowadzono w błąd. Potrzebuję dokumentacji medycznej, dowodów na to, że ostatnio nie myśli jasno.
  • Tak, ona wszystko rozumiała doskonale! – oburzyła się Tamara Pietrowna. – Do ostatniego dnia czytała gazety i rozwiązywała krzyżówki.
  • Wtedy będzie nam ciężko.
  • A skąd się wzięła ta Maria? Ciotka nigdy o niej nie mówiła!
  • To się dowiemy. Może poznała twoją ciotkę, kiedy ciebie nie było.

Tamara czuła się nieswojo.

— Pracowałam. Nie mogłam siedzieć przy niej cały dzień. Przychodziłam rano, gotowałam obiad, robiłam jej zastrzyki, a potem znowu wieczorem…

— A w ciągu dnia?

— W ciągu dnia wpadł sąsiad. Ciocia nie była jeszcze przykuta do łóżka.

Mikołaj zapisał coś w swoim notatniku.

  • Zbierz jak najwięcej dowodów na opiekę nad ciotką. Rachunki z aptek, zeznania sąsiadów. Będzie to kosztować pięćdziesiąt tysięcy, trzydzieści tysięcy z góry.

Tamara Pietrowna wzdrygnęła się.

  • Nie mam takich pieniędzy. Wszystko poszło na pogrzeb.
  • Jesteś przyjaciółką mojej matki, zrobię to za trzydzieści. Ale tylko z szacunku dla niej.

W drodze powrotnej Tamara Pietrowna zatrzymała się w banku oszczędnościowym i wypłaciła ostatnie oszczędności – dwadzieścia osiem tysięcy. Pozostałe dwa tysiące będzie musiała pożyczyć

Tamara Pietrowna podeszła do wejścia, gdy już robiło się ciemno. Viktor Semenovich siedział na ławce i przeglądał gazetę.

„A twój porywacz był tu?” – zapytał, składając gazetę.

  • Nie? A może weszłaś?
  • Nie pojawiła się. Cały dzień byłem na dyżurze. Marya Andrejewna, sąsiadka z trzeciego piętra, nawet poczęstowała mnie herbatą, – skinął głową w stronę okien. – Co powiedział adwokat?
  • On prosi o trzydzieści tysięcy. Mam tylko dwadzieścia osiem.

Wiktor Siemionowicz parsknął śmiechem i sięgnął do kieszeni kurtki.

  • Proszę, weź to. Możesz oddać później, jak wygrasz sprawę.
  • Co ty mówisz, Wiktorze Siemionowiczu? Nie mogę…
  • Weź, mówię ci! – Wcisnął jej do ręki dwa banknoty tysiącrublowe. – Helena Wasiliewna kochała cię jak córkę. Wszyscy to widzieliśmy. Nie wypada oddawać mieszkania jakiejś lafiryndzie.

W mieszkaniu było niezwykle zimno. Tamara Pietrowna włączyła czajnik i usiadła na stołku. Telefon zaczął dzwonić.

  • Cześć, Tamara Petrovna? ​​To jest Maria Sokolova. Chciałabym przyjść jutro, żeby omówić szczegóły twojej eksmisji.

„Eksmisja?” – powtórzyła Tamara.

  • No tak. Dam ci dwa tygodnie, ale chciałabym już zacząć mierzyć do remontu. Wiecie, takie stare meble, tapety… Wszystko trzeba wymienić.

Tamara Pietrowna ścisnęła słuchawkę. Przed jej oczami pojawiła się zielona tapeta, którą ona i jej ciotka przykleiły pięć lat temu. Mahoniowy sekretarzyk, który jej ciotka strzegła jak źrenicy oka.

  • Potrzebuję czasu. Jeszcze nic nie zdecydowałem.
  • Co tu jest do ustalenia? Testament jest prawny. Już złożyłem dokumenty do rejestracji praw majątkowych.
  • Będę się kłócić.
  • To nic nie da. Moja ciocia… Znasz prawnika Sokolova, prawda? Nie? Szkoda. To mój wujek. I żaden sąd nie stanie po twojej stronie.
  • Ciocia Lena nie mogła zostawić mieszkania obcemu człowiekowi!

— Obcy? — zaśmiała się Maria. — Opiekowałam się nią, gdy ciebie nie było. Kupowałam jej lekarstwa. Siedziałam przy niej w nocy, gdy się dusiła. Gdzie ty byłaś?

„Pracowałam!” Głos Tamary Pietrowna dźwięczał łzami. „Ktoś musiał zarobić na jej lekarstwo!”

  • Jakie wzruszające zmartwienie. Szkoda, że ​​Elena Wasiliewna oceniła moje wyżej. Jutro o trzeciej. Spróbuj być w domu.

Tamara Petrovna odłożyła słuchawkę i oparła się ciężko o ścianę. Nagle coś błysnęło w jej pamięci. „Moja ciotka jest prawnikiem Sokołowem”. Wybrała numer Nikołaja.

— Powiedz mi, czy znasz adwokata Sokołowa?

  • Igor Michajłowicz? Oczywiście. Jeden z najbardziej wpływowych w mieście. Dlaczego?
  • Maria mówi, że to jej wujek.

Po drugiej stronie linii zapadła cisza.

  • Zmienia to postać rzeczy. Jeśli Sokolov wziął tę historię osobiście… Obawiam się, że szanse są nikłe.

„Więc odmawiasz?” – zapytała Tamara Pietrowna z goryczą.

  • Nie, ale… mogą być problemy. Zamiast tego poszukajmy kompromisu.
  • Jaki inny kompromis? Chce wyrzucić wszystkie meble Cioci! Pamiątki! Całe nasze życie jest tutaj!

— Może możemy negocjować odszkodowanie? Część kosztów mieszkania…

  • Więc myślisz, że przegram?

„Szanse są nikłe” – odpowiedział szczerze Nikołaj. „Ale będziemy walczyć”.

Po odłożeniu słuchawki Tamara Pietrowna spojrzała na duże zdjęcie swojej ciotki wiszące w salonie.

  • Co zrobiłaś, ciociu Leno? Dlaczego?

Coś zaiskrzyło w rogu ramki. Tamara Petrovna podeszła bliżej i zauważyła, że ​​róg fotografii nie był ściśle przytwierdzony do szkła. Ostrożnie wyjęła fotografię z ramki.

Na odwrocie, pięknym pismem mojej ciotki, napisano: „Nie ufaj Sokołowej. Zajrzyj do dolnej szuflady sekretarki. Wybacz mi, Tomoczka.

Tamara Pietrowna pobiegła do sekretarki. Trzecia szuflada od dołu, ta, do której ciotka nigdy nie pozwalała jej zaglądać. Szuflada nie ustąpiła, jakby coś stanęło jej na drodze. Pociągnęła mocniej, a stare drewno jęknęło, ale zamek w końcu ustąpił.

W środku była koperta, a pod nią mała kaseta audio. Drżącymi rękami Tamara Petrovna otworzyła kopertę.

„Tomochka, jeśli to czytasz, to ja już nie żyję. Ta kobieta, Maria Sokolova, mnie szantażuje. Wie o naszej rodzinie rzeczy, których nikt nie powinien wiedzieć. O pieniądzach z Cypru, które twój ojciec ukrył przed aresztowaniem. Sokolova jakoś się o tym dowiedziała i żąda, żebyśmy przerejestrowali mieszkanie, w przeciwnym razie informacja trafi do urzędu skarbowego, a ty zostaniesz oskarżony o współudział. Nie mogę na to pozwolić, ale nie mogę też zostawić cię bez dachu nad głową…”

Za oknem słychać było dźwięk silnika. Tamara Petrovna przycisnęła się do okna i zobaczyła Marię wysiadającą z czarnego samochodu w towarzystwie dwóch mężczyzn.

„Przyszłaś wcześnie, suko!” – mruknęła Tamara Pietrowna i kontynuowała czytanie gorączkowo drżącymi rękami.

„Nagrałam naszą rozmowę na taśmie. Tam ona żąda przepisania testamentu i grozi. Zanieś to do śledczego Krasnowa w miejskiej prokuraturze. On zajął się sprawą twojego ojca, on ci pomoże. Zadzwoń też do Siemiona Arkadiewicza, mieszka w naszym domu od dawna, majsterkowicz…”

Dzwonek do drzwi przerwał czytanie. Tamara Pietrowna schowała kasetę do kieszeni szlafroka, a list na piersi.

„Otwórz, Tamaro Pietrowna!” – głos Marii brzmiał niecierpliwie.

Tamara podeszła do drzwi, ale ich nie otworzyła.

  • Nie zgodziliśmy się na dziś. Powiedziałeś jutro o trzeciej.

— Plany się zmieniły. Mam tu rzeczoznawców, przyjechali specjalnie dla ciebie. Nie stwarzajmy problemów.

Tamara spojrzała z powrotem na telefon. Czy powinna zadzwonić do Viktora Semenovicha? Czy iść prosto na policję?

  • Nikogo nie dzwoniłem. Przyjdź jutro, jak się umówiliśmy.

Coś zostało włożone do dziurki od klucza. Klucz! Tamara w panice wpadła do łazienki, chwyciła mopa i zablokowała klamkę.

„Co ty robisz?!” krzyknęła. „Nie masz prawa!”

„Mam do tego pełne prawo. To moja własność. Po prostu jestem cierpliwa” – zaśmiała się Maria, wciąż bawiąc się zamkiem.

Tamara Pietrowna wybrała numer.

  • Cześć, Viktor Semyonovich! Pomocy! Ta kobieta próbuje włamać się do mieszkania!
  • Już idę, Toma! Poczekaj! – głos sąsiada słychać było nie tylko ze słuchawki, ale i z klatki schodowej. Po chwili słychać było jego oburzony głos. – Cóż to za samowola?

„Nie wtrącaj się, człowieku” – odpowiedział jeden z towarzyszy Marii. „To jest wyłącznie ich sprawa”.

„I myślę, że policja też się tym zainteresuje” – głos Viktora Semyonovicha stał się silniejszy. „Jakowlewna już dzwoni na 112 z pierwszego piętra”.

Zamek przestał drgać.

„Okej” – powiedziała Maria przez zaciśnięte zęby. „Wyjdziemy. Ale jutro przyjdę z komornikami. Przygotuj się na eksmisję”.

Gdy kroki ucichły, Tamara Pietrowna ostrożnie otworzyła drzwi. Na podeście stał nie tylko Wiktor Semenowicz, ale także Maria Andriejewna z pierwszego piętra i Krawcowie z drugiego.

  • Wszystko w porządku, Toma? – zapytała Marya Andreyevna. – Spójrz, co wymyśliłeś! Włamanie w biały dzień!

„Muszę iść do prokuratury” – powiedziała Tamara Pietrowna, ściskając kasetę w kieszeni. „Natychmiast”.

„Podwiozę cię” – zaproponował Viktor Semyonovich. „Mój samochód stoi na podwórku”.

Po drodze Tamara Pietrowna opowiedziała sąsiadce o notatce i kasecie.

  • Siemion Arkadiewicz… – Wiktor Siemionowicz przeciągnął zamyślony. – Czy pamiętasz Siemiona, który pracował jako elektryk w naszym budynku w czasach sowieckich? Czy to nie o nim?
  • Dokładnie! – zawołała Tamara Pietrowna. – Później pracował w biurze mieszkaniowym. Ciotka zawsze do niego dzwoniła, gdy coś się zepsuło.
  • Przeniósł się do następnego obszaru, ale czasami widujemy się w radzie weteranów. Gdzieś miałem numer telefonu…

Samochód zatrzymał się przy budynku prokuratury. Tamara Petrovna wysiadła, ściskając mocno dokumenty i kasetę w dłoni.

„Poczekaj” – zawołał do niej Viktor Semenovich. „Jestem z tobą. Dwóch świadków jest lepszych niż jeden”.

Śledczego Krasnowa nie było, przeszedł na emeryturę trzy lata temu. Ale młody oficer, słysząc jego nazwisko, natychmiast stał się bardziej uważny.

  • Krasnov był legendą w naszym departamencie. Jeśli to go dotyczy, osobiście się tym zajmę. Co masz?

Tamara Pietrowna wręczyła mu list i kasetę.

  • Możesz tego posłuchać? To dowód szantażu.

Słuchanie taśmy trwało mniej niż dziesięć minut, ale dla Tamary Pietrowna rozciągały się w wieczność. Głosy jej ciotki i Marii brzmiały wyraźnie.

„…albo przepiszesz testament, albo przekażę informacje o cypryjskich kontach twojego zięcia do urzędu skarbowego. I uwierz mi, twoja siostrzenica też ucierpi”.

„Zostaw Tamarę w spokoju. Ona nic nie wiedziała o tych pieniądzach”.

„Załóżmy, że się zgodziliśmy. Jutro idziemy do notariusza. A swoją drogą, nie żartowałem, że się tobą zaopiekuję”.

Śledczy wyłączył dyktafon i spojrzał na Tamarę Pietrownę.

— Czym są te cypryjskie konta?

  • Mój ojciec był dyrektorem zakładu w latach 90. Oskarżono go o defraudację, ale nic nie udowodniono. Zmarł w trakcie śledztwa, – Tamara Pietrowna spuściła wzrok. – Naprawdę nic nie wiedziałam o żadnych kontach.

Śledczy skinął głową i zanotował coś.

  • Jest tu ewidentne przestępstwo – szantaż i przymus do zawarcia umowy. Otworzymy sprawę. Ale musisz złożyć oświadczenie kwestionujące testament w sądzie. Taśma zostanie dołączona do materiałów.

Kiedy wyszli z prokuratury z Wiktorem Siemionowiczem, zaczynało się ściemniać.

„Co teraz?” zapytała Tamara Pietrowna.

„Teraz idziemy do Siemiona Arkadiewicza” – powiedział stanowczo sąsiad. „Jeśli Elena Wasiljewna o nim wspomniała, to znaczy, że nie było to tak po prostu”.

Siemion Arkadiewicz, szczupły staruszek o przenikliwych niebieskich oczach, spotkał ich w małym mieszkaniu wypełnionym narzędziami.

  • Elena Wasiliewna? Oczywiście, że pamiętam! – wykrzyknął, wysłuchawszy ich opowieści. – Poprosiła mnie, żebym zrobił w sekretarce tajną szufladkę. Powiedziała, że ​​chce ukryć coś ważnego. Więc zrobiłem, fałszywe dno.
  • Podwójne dno? – Tamara Pietrowna wspominała, jak trudno było wysunąć szufladę. – Czy mogło tam być coś jeszcze?
  • Musi być. Chodźmy, pokażę ci.

W mieszkaniu było cicho i pusto. Siemion Arkadiewicz pewnie podszedł do sekretarki i nacisnął prawie niezauważalny występ pod szufladą. Dno się odsunęło, odsłaniając przestrzeń, w której leżała kolejna koperta.

W środku znajdował się prawdziwy testament, datowany o trzy dni później niż ten, który pokazała Maria, i poświadczony przez innego notariusza.

„Ja, Elena Wasiliewna Krawczenko, będąc przy zdrowych zmysłach i pamięci, zapisuję cały swój majątek, w tym trzypokojowe mieszkanie, mojej siostrzenicy Tamarze Pietrownie Smirnovej…”

Tydzień później sąd uznał pierwszy testament za nieważny, ponieważ został on uzyskany pod przymusem. Maria Sokolova została aresztowana pod zarzutem oszustwa.

Tamara Pietrowna stała przy oknie, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Viktor Semenovich stał na progu z pudełkiem czekoladek.

— Przyszedłem zapytać, jak się czuje prawny spadkobierca?

„Wciąż nie mogę w to uwierzyć” – uśmiechnęła się Tamara Pietrowna, wpuszczając go do mieszkania. „Usiądź, nastawię czajnik”.

Wyjęła z kredensu zabytkowy serwis do herbaty należący do ciotki – ten sam, który Maria chciała wyrzucić.

  • Wiesz, Viktor Semenovich, całe życie myślałem, że nie dam rady sam. Ale okazało się, że dam radę. A jest tak wiele osób w pobliżu, gotowych mnie wesprzeć.

Wiktor Siemionowicz uśmiechnął się i przyjął filiżankę.

  • Co mówią? W tłumie, ale nie obrażeni. Sąsiedzi – są czasem bliżsi niż rodzina.

Za oknem powoli padał śnieg, pokrywając miasto białym kocem. Zima zaczęła się w tym roku wcześniej, ale Tamara Pietrowna poczuła, że ​​prawdziwa wiosna w końcu zawitała do jej życia.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *