„Przeszłam na emeryturę, ale nie do niewoli!” – powiedziała matka, a rodzina oniemiała.

„Mamo, gdzie jesteś?” – zawołała Lena, zauważając puste mieszkanie i nieświadome spojrzenie syna Wanieczki, który właśnie wrócił ze szkoły.

„Wyszła. Nie odebrała telefonu i nie ma żadnej wiadomości” – wtrąciła od progu Vera, starsza siostra Leny, która również wpadła odwiedzić matkę.

Przechadzali się po pokojach, ale nigdzie nie znaleźli znajomego wizerunku matki: schludne kapcie przy sofie i robótka na fotelu pozostały nietknięte. Na stole w korytarzu leżała tylko gazeta z ogłoszeniami turystycznymi.

Nagle Wanieczka, zajrzawszy do kuchni, zawołała:

– Patrz, tam jest broszurka o wycieczce do sąsiedniego miasta… Może babcia tam była?

Lena i Vera spojrzały na siebie ze zdumieniem. „Dlaczego mama jest na wycieczce? Nigdy wcześniej nie wyjeżdżała bez ostrzeżenia!”

Ale właśnie tego dnia mieli zrozumieć, że ich matka już dawno przestała być spokojną emerytką, gotową wiecznie siedzieć z wnukami i pomagać im w pracach domowych.

Zaledwie rok temu ich matka, Galina Wasiliewna, uroczyście przeszła na emeryturę po wielu latach pracy w fabryce. Rodzina zebrała się przy dużym stole: Lena, Wiera, ich mężowie i wnuki. Wszyscy gratulowali i żartowali: „No cóż, teraz mama będzie wolna, co oznacza, że będzie mogła pomagać w opiece nad wnukami, gotować zupy i zabierać wnuki na imprezy”.

Galina Wasiliewna uśmiechnęła się, odbierając kwiaty. Naprawdę uwielbiała pomagać. Ale w jej wnętrzu zrodził się dziwny protest: „Czy wszyscy naprawdę uważają moją emeryturę za sygnał, że jestem teraz niekończącą się nianią i gospodynią domową?”

W tamtym momencie odsuwała od siebie tę myśl, wierząc, że dzieci oczywiście nie zajdą za daleko…

Czas mijał. Od pierwszych dni przejścia na emeryturę zaczęła się seria próśb córek:

– Mamo, czy mogłabyś odebrać Wanieczkę ze świetlicy po obiedzie?

– Mamo, mój mąż i ja mamy dziś imprezę firmową. Czy możemy pozwolić twojej wnuczce przenocować u ciebie?

Następnie dodano:

– Mamo, zrób nam barszcz, bo inaczej będziemy w pracy do wieczora.

– Mamo, wyprasuj te koszule, nie mam czasu.

Galina Wasiliewna starała się nie odmawiać, bo kochała swoją rodzinę. Ale z każdym dniem czuła, że jej czas, zainteresowania, pragnienia schodzą na dalszy plan. Marzyła o drobiazgach: o przeczytaniu książki, wyjściu do muzeum czy spacerze z przyjaciółmi. Jednak wszystko odkładała „na później”.

Często dzieci tłumaczyły jej zajętość w ten sposób:

– Mamo, jesteś na emeryturze, masz dużo wolnego czasu, a my jesteśmy młodzi, pracujemy, mamy kredyt hipoteczny, pożyczki… No to pomóż nam, to naturalne!

Sama Galina chciała czasem powiedzieć: „A ja? Czyż nie mam prawa do odpoczynku, do własnych zainteresowań?”. Ale wstydziła się, bała się urazić. Pomyślała: „Może rzeczywiście emerytura oznacza, że zawsze mam „wolne ręce na sprawy rodzinne”…”.

Jednak w głębi duszy czuła narastające zmęczenie, niezadowolenie i poczucie, że jest postrzegana jako „najemnik bez wynagrodzenia”.

Pewnego dnia Galina Wasiliewna spóźniła się na ważną wizytę u lekarza – bo Wiera nagle poprosiła: „Mamo, pilnie zajmij się dzieckiem, wybiegłam z domu i nie zdążyłam zadzwonić do niani”. Mama w końcu się zgodziła, ale nie dotarła do lekarza. Wieczorem jednak, kiedy powiedziała: „Przegapiłam wizytę przez to”, Wiera zbyła to machnięciem ręki: „No cóż, mamo, jest tu mnóstwo lekarzy, a gdzie indziej mogłabym pójść?”.

Coś w Galinie pękło: „Więc moje powołanie to drobnostka, a twoje sprawy są ważniejsze?” Słowa nie padły, ale zrodziła się w niej uraza.

Po sześciu miesiącach na emeryturze Galina Wasiliewna poczuła się przeciążona obowiązkami: wnukami, domowymi sprawami córek, a czasem nawet drobnymi „sprawami” od mężów córek: kupowaniem materiałów budowlanych, opłacaniem rachunków… Nikt nie pytał, czego ona sama chce.

Sąsiadka, ciocia Wala, zapytała kiedyś:

– Galya, dlaczego tak ci zależy na dzieciach? Przecież one cię wykorzystują, prawda?

Galina odpowiedziała:

– Nie, są zajęci… Ale szczerze mówiąc, jestem zmęczony.

– Więc powiedz im, że ty też potrzebujesz odpoczynku!

„Och, oni nie zrozumieją” – Galina wzruszyła ramionami. „Myślą, że na emeryturze mogę wszystko”.

Pewnego dnia sytuacja osiągnęła punkt kulminacyjny. Lena poprosiła Galinę, żeby odebrała wnuka ze szkoły muzycznej, Wiera poprosiła ją, żeby tego samego dnia zaopiekowała się córką, a jej zięć zadzwonił: „Galina Wasiliewna, czy mogłabyś wpaść na pocztę po moją paczkę?”.

W tym momencie wyczerpana Galina wykrzyknęła: „Ale ja nie mogę się rozpaść!”. Na co jednocześnie zaprotestowali jej bliscy: „No jasne, liczymy na ciebie!”. I co najgorsze, nikt nie podziękował, wszyscy przyjęli to za pewnik.

Tego wieczoru, wracając do domu, Galina zawołała: „Może i przeszłam na emeryturę, ale nie do niewoli!”

Następnego ranka dzieci znów zaczęły pytać. I nagle Galina nie mogła już wytrzymać: gwałtowny wybuch emocji. Kiedy Lena zadzwoniła z kolejnym „Mamo, musimy…”, Galina przerwała:

– Lena, przeszedłem na emeryturę, a nie do niewolnictwa! Pamiętaj o tym!

To było jak grom z jasnego nieba. Lena zamilkła, zszokowana: „Mamo, co masz na myśli?”. Ale Galina już dokończyła: „Nie mogę już być twoją nieopłacaną służącą. Rozwiążcie to sami, przepraszam!”. I się rozłączyła.

Sama nie mogła uwierzyć własnym uszom, że powiedziała na głos to, co się w niej narastało. Ale poczuła ulgę.

Tego samego dnia Wiera, Lena, ich mężowie, a nawet najstarszy wnuk Wanieczka przyszli do domu Galiny. Siedzieli przy stole, gdzie Galina zrobiła herbatę. „Mamo, co się dzieje? Wszystko w porządku? Czemu się buntujesz?” – wyrzuciła z siebie Lena.

Galina westchnęła:

– Tak, wszystko w porządku. Po prostu nie mogę już dłużej zabiegać o czyjąś przychylność. Kocham cię, ale nie pisałam się na pełnoetatową nianię, nie pisałam się na kurierkę, nie pisałam się na kucharkę. Chcę żyć własnym życiem.

Rodzina patrzyła oszołomiona. Zięć nagle wyrzucił z siebie: „No cóż, jak to możliwe… Przecież sam zawsze mówiłeś, że jesteś gotów pomóc!”

„Tak, pomagać, ale nie żyć tylko dla własnych potrzeb” – odpowiedziała stanowczo Galina. „Chcę chodzić na spacery, spotykać się z przyjaciółmi, punktualnie chodzić do lekarzy, jeździć na wycieczki. Mam prawo do wolnego czasu, a nie tylko do tego, żeby „odebrać Wanię, nakarmić Maszę, kupić coś jeszcze…”.

Wszyscy siedzieli osłupiali, bo nikt nie spodziewał się tak ostrego oświadczenia.

Lena zaczęła płakać: „Mamo, myśleliśmy, że to nie będzie dla ciebie trudne! Ale pracujemy… jeśli odmówisz, będziemy musieli zatrudnić nianię!”

Vera wtrąciła się: „Tak, mamo, ale kto zabierze moją córkę na gimnastykę, jeśli ja będę na zmianie?”

Galina poczuła ból, patrząc na ich zdezorientowanie, ale postanowiła być stanowcza:

– Zatrudnij nianię albo dogadaj się z mężem. Jesteście dorośli. Nie jestem waszą własnością.

Brzmiało to ostro, ale Galina zrozumiała: w przeciwnym razie oni by nie zrozumieli.

Dyskusja trwała kilka godzin. Wnuki siedziały z boku, słuchając jednym uchem. Dorośli próbowali wykorzystać jej litość: „Mamo, to dla ciebie nic trudnego!”, „Jesteśmy twoją rodziną!”. Ale Galina odpowiedziała: „Moja rodzina, tak, ale ja mam swoje życie. Mam 62 lata, nie chcę spędzić reszty życia na gonieniu za twoimi potrzebami”.

W końcu dzieci nie znalazły argumentów i odeszły, zranione i niezrozumiane. Galina została, zmęczona, ale zdeterminowana. „To musiało zostać zrobione” – szepnęła do siebie.

W kolejnych dniach nie było telefonów od córek. Galina czuła mieszankę niepokoju i wolności: „Czy naprawdę mnie wyrzucili?”. Ale w głębi duszy była szczęśliwa: nie było już tych ciągłych „muszę, muszę…”.

Postanowiła zrobić to sama: zapisała się na wycieczkę autobusową do sąsiedniego miasta (tego samego, o którym wspomniała w ogłoszeniu w gazecie), zwiedziła muzea, zjadła lunch w przytulnej kawiarni, a gdzieś po drodze spotkała parę innych emerytów, którzy postanowili podróżować. I nagle poczuła smak życia.

Tego dnia Lena i Wiera po raz pierwszy odkryły puste mieszkanie, w którym zaczęła się nasza historia. Przybywszy do mamy (najwyraźniej licząc na to, że uda im się ją namówić do opieki nad wnukami), zobaczyły karteczkę z krótką adnotacją: „Pojechała na wycieczkę. Wrócę wieczorem. Galina”.
„Mama po prostu wyjechała?… Bez nas?” – wykrzyknęła zdumiona Wiera. „Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło!”

– Tak, i nie powiedziała mi – westchnęła Lena. – Nawet nie odebrała telefonu, a my znów mamy problem: kto zabierze Wanieczkę?

Obie zdały sobie sprawę, że mama nie jest już w trybie „24/7 pod telefonem”.

Wieczorem Galina wróciła zadowolona, z czerwonymi policzkami od wrażeń. Zastała Lenę i Verę siedzące w kuchni. Obie wyglądały na zdenerwowane.

– Mamo, czekaliśmy na ciebie. No to powiedz chociaż, gdzie byłaś? – powiedziała Lena z nutą wyrzutu, ale i ciekawości.

— Poszłam do muzeum architektury drewnianej w starej wsi — odpowiedziała Galina z uśmiechem. — Było wspaniale. A jeszcze widziałam nabrzeże w innym mieście… tyle wrażeń!

Vera wzruszyła ramionami:

— I musieliśmy odebrać naszego siostrzeńca z sekcji, a ty zazwyczaj pomagasz… Musieliśmy wszystko zorganizować sami.

Galina skinęła głową:

– No cóż, udało ci się. Mówiłem ci, że dasz radę.

Lena westchnęła:

– Ale nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni… Po prostu tak się złożyło, że myśleliśmy, że zawsze jesteś pod ręką.

Galina poklepała córkę po ramieniu:

– Zrozum, jestem na emeryturze, a nie niewolnikiem. Czasami chętnie pomogę, ale nie zamierzam całkowicie poświęcać swojego czasu i pragnień. Mam nadzieję, że nauczysz się planować swoje życie bez ciągłego korzystania ze mnie.

Obie córki zamilkły, rozumiejąc powagę jej słów.

Tak rozpoczął się nowy etap. Córki, choć pełne żalu, zaczęły szukać niani dla dzieci i negocjować z mężami podział obowiązków. Początkowo nie było łatwo – Lena czasem narzekała: „Mamo, niania jest droga i nie umie tego robić tak dobrze jak ty”. Ale Galina powiedziała tylko: „To twój wybór, ty decydujesz, jak je wychowasz”.

Stopniowo się do tego przyzwyczaili. Wnuki oczywiście tęskniły za babcią, ale ona nadal zapraszała ich od czasu do czasu – według własnego harmonogramu, kiedy chciała, a nie na jej polecenie.

Po odzyskaniu wolności Galina Wasiliewna zaczęła korzystać z okazji: uczęszczała na bezpłatne wykłady w domu kultury, zapisała się do klubu nordic walking, a czasem jeździła do ośrodków turystycznych z wycieczkową grupą emerytów. Po raz pierwszy od wielu lat poczuła, że ma prawo zadbać nie tylko o rodzinę, ale i o siebie.

Jej sąsiadka, ciocia Wala, cieszyła się z jej szczęścia:

– Dobra robota, Galya. W końcu wzięłam głęboki oddech.

Galina uśmiechnęła się: „Tak, zaczęłam rozumieć, że nawet na emeryturze można cieszyć się życiem”.

Pewnego dnia Wiera zaprosiła Galinę do kawiarni „po prostu, żeby porozmawiać”. Tam wyznała:

– Mamo, wybacz nam. Chyba posunęliśmy się z Leną za daleko, obciążając cię bez końca. Po prostu myśleliśmy, że lubisz spędzać czas z wnukami. Nie sądziliśmy, że chcesz czegoś innego.

Galina słuchała uważnie, ściskając jej dłoń:

– Córko, kocham wnuki. Ale to nie znaczy, że muszę całkowicie zapomnieć o swoich zainteresowaniach. Chcę spacerować, spotykać się z przyjaciółmi, podróżować, póki starczy mi sił. I cieszę się, że to rozumiesz.

Vera skinęła głową:

– Rozumiem. Oczywiście, wciąż uczę się sama planować, ale rozumiem: każdy ma swoje życie. Nie chcę, żebyś czuł się jak niewolnik.

Galina uśmiechnęła się, czując łzy ulgi w oczach:

– Dziękuję, kochanie. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

Kilka miesięcy później córka Lena postanowiła zorganizować rodzinny obiad z okazji urodzin Galiny. Przybyły obie córki, wnuki i zięciowie. Tym razem nikt nie rozmawiał o tym, jak zająć babcię obowiązkami domowymi, lecz po prostu podziękował jej za miłość, opiekę i życzył szczęścia.

Lena wzniosła toast:

– Mamo, jestem Ci wdzięczna, że dałaś nam lekcję: każdy ma prawo do swojego życia. Życzę Ci radości na emeryturze – ale bez niewolnictwa!

Wszyscy się roześmiali, a Galina, uśmiechając się, odpowiedziała:

– Dziękuję, dzieci. Zawsze będę wam pomagać, ale teraz – bez wyrzeczeń. Dla mnie to też nowy etap.

Wieczorem, kiedy wszyscy wyszli, Galina, sprzątnąwszy naczynia, usiadła przy oknie. Zadzwonił telefon, znajoma zaproponowała jednodniową wycieczkę do pobliskiego rezerwatu przyrody. Galina z radością się zgodziła: „Tak, oczywiście, kiedy?” – i zapisała to w kalendarzu.

Pomyślała: „Tak właśnie mogło być: gdybym nie znalazła siły, żeby powiedzieć »nie«, byłabym dręczona. Ale teraz sama decyduję, kiedy pomagać, a kiedy żyć dla siebie. I nikt już nie postrzega mnie jako niani z automatu”.

Westchnęła z uśmiechem: „Tak, przeszłam na emeryturę, ale nie do niewoli. I cała rodzina to zaakceptowała”.

Od tamtej pory Galina Wasiliewna odnalazła równowagę: chętnie spędza czas z wnukami, ale na własnych warunkach. Dzieci, widząc, jak rozkwita ich matka, nie naciskają już na nią słowami „musisz!”, ale pytają: „Mamo, dasz radę? Masz jakieś inne plany?”.

Sąsiedzi zauważyli: Galina zaczęła się częściej uśmiechać, mniej narzekać na zdrowie. W końcu poczucie wolności i samostanowienia dodaje siły. A kiedy ludzie zwracają się do niej o pomoc, dobrowolnie się zgadza, o ile nie koliduje to z jej osobistymi planami.

I tak, pakując plecak przed kolejną wyprawą, Galina nagle przypomniała sobie moment, w którym krzyknęła: „Przeszłam na emeryturę, nie do niewoli!”. Tak, jej rodzina wtedy oniemiała. Ale teraz wszyscy rozumieją, że emerytura to nie wyrok śmierci, ale nowa szansa na pełne życie. I Galina w pełni z tej szansy skorzystała.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *