Prawie całe swoje życie pracowałam za granicą, aby moim córkom niczego nie brakowało. Dawno temu, kiedy były jeszcze bardzo małe, nasza rodzina przeżyła bolesną stratę: ich ojciec, moja ostoja i wsparcie, nagle odszedł. Świat wokół jakby przygasł. Zostałam sama z dwiema maleńkimi dziewczynkami na rękach i ciężarem odpowiedzialności na barkach. W tym trudnym momencie moją wybawczynią stała się babcia. Bez wahania zaproponowała swoją pomoc i troskliwie zajęła się wychowaniem dziewczynek, abym mogła wyjechać za granicę do pracy.
Te lata były prawdziwą próbą. Daleko od domu, znajomych twarzy i ciepła rodzinnego ogniska, codziennie ciężko pracowałam, nie pozwalając sobie na słabość. Każda zarobiona złotówka trafiała do domu — na jedzenie, ubrania, edukację córek. Dla siebie zostawiałam tylko to, co niezbędne. Bywały chwile, gdy ze zmęczenia brakowało sił. Ale przypominając sobie, dla kogo to wszystko robię, znajdowałam w sobie motywację, by iść dalej.

Mijały lata. Moje małe dziewczynki wyrosły na mądre, dobre i samodzielne kobiety. Ukończyły studia, znalazły swoje miejsce w życiu, a dzięki moim skromnym oszczędnościom każda z nich mogła kupić własne mieszkanie. Przez cały ten czas marzyłam o dniu, w którym będę mogła wrócić do domu nie jako gość, lecz na stałe.
I oto niedawno podjęłam tę ważną decyzję. Zebrałam wszystkie oszczędności z ostatnich miesięcy i z bijącym sercem wróciłam do domu. Te pieniądze chciałam przekazać córkom w geście wdzięczności i wsparcia, marząc, że spełnią dzięki nim jakieś swoje pragnienia.
Gdy wręczyłam im kopertę, spodziewałam się radości albo przynajmniej lekkiego zaskoczenia. Jednak ich reakcja była zupełnie inna. Najpierw spojrzały na siebie, a potem niemal równocześnie powiedziały:
— Mamusiu, nie potrzebujemy twoich pieniędzy. Oddałaś nam tyle lat swojego życia. Teraz nasza kolej, aby zatroszczyć się o ciebie.

Nie mogłam powstrzymać łez. Te słowa głęboko mnie poruszyły i rozgrzały moje serce bardziej niż jakikolwiek prezent. Zamiast wydać pieniądze na siebie, moje córki postanowiły dać mi to, co najcenniejsze — swój czas i uwagę. Razem poszłyśmy do salonu piękności, gdzie po raz pierwszy od wielu lat poczułam się kobietą, a nie tylko pracownicą. Chodziłyśmy po sklepach, śmiałyśmy się z drobiazgów, wybierałyśmy dla siebie nawzajem upominki. A potem zaproponowały jeszcze coś pięknego — wspólną małą podróż.
W tamtej chwili zrozumiałam: zaczyna się nowy etap mojego życia. Etap, w którym nie trzeba już samotnie walczyć o każdy dzień. Wszystko, co zainwestowałam w swoje córki, wróciło do mnie w postaci ich miłości i troski.
Dziś czuję się naprawdę szczęśliwa.