Bilet powrotny. Historia.

To była już dwudziesta druga stacja i Masza wreszcie miała szczęście.

Kiedy powiedziała sierocińcowi, że ma rodzinę, nie uwierzyli jej. Wszyscy tam opowiadali podobne historie i wszyscy wiedzieli, że nigdy się nie spełnią.

Z Maszą było inaczej. Pamiętała, jak ubrali ją w różową, szeleszczącą sukienkę i postawili przed nią tort z dwiema świeczkami, jak ktoś ją kołysał na skrzypiącej huśtawce, jak z okna dobiegała piosenka, której słowa Masza mogłaby powtórzyć do dziś: „Kiedy żegnałaś się, powiedziałaś mi, że miłość wystygła, tylko pusty dworzec kolejowy wie, jak gorzka była dla mnie”. Pamiętała też, jak z jakiegoś powodu posadzili ją w szafie, skąd słychać było tylko muzykę, która była jeszcze głośniejsza.

„Nigdy nie wiadomo, gdzie można było usłyszeć te piosenki” – tłumaczyli jej nauczyciele, gdy próbowała namówić ich do znalezienia matki. „Ale Bulanova była na wszystkich stacjach radiowych, wszyscy ją znają”.

Masza była zdenerwowana. Myślała, że ​​znajdzie matkę po tekstach tych piosenek. Ale nie miała wątpliwości, że miała rację, choćby dlatego, że jej dokumenty zaginęły: w wieku pięciu lat Masza została przeniesiona z innego sierocińca po pożarze, w którym cudem przeżyła. Ona i inna dziewczynka, Lenoczka. Małżeństwo postanowiło zabrać jedną z dziewczynek, wierząc, że ich ratunek był cudem i wydawał się znakiem z góry. Masza i Lenoczka zostały ubrane w piękne sukienki, zaplecione i wyprowadzone przed bladą kobietę o dużych oczach i surowego mężczyznę z cienkim wąsikiem. Poprosili dziewczynki o wyrecytowanie wiersza, a druga, Lenoczka, zręcznie wyrecytowała:

  • Właścicielka królika porzuciła go, a królik został pozostawiony na deszczu…

Masza również nauczyła się wiersza, ale ze strachu od razu go zapomniała. I zamiast wiersza zaczęła powtarzać słowa tej właśnie piosenki o dworcu kolejowym i bilecie powrotnym. Para wymieniła spojrzenia, mężczyzna skrzywił się brzydko, a potem rozmawiali już tylko z Lenoczką. Potem ją zabrano.

Masza wyraźnie pamiętała dworzec kolejowy: czerwony iglicowy budynek, choinkę na placu. Wyglądało na to, że często tam chodzili, może gdzieś chodzili. Opisała ten dworzec każdemu dorosłemu, a oni powiedzieli jej, że wszystkie dworce wyglądają tak samo i że nie powinna zmyślać. Dlatego po opuszczeniu sierocińca i znalezieniu pracy Masza zaczęła podróżować do różnych miast, próbując znaleźć odpowiedni dworzec kolejowy. I w końcu go znalazła.

„Byłam tu wcześniej” – powtarzała sobie. Była tak podekscytowana, że ​​chciała się napić.

Ona dużo piła i wiedziała o tym. Zaczęło się jeszcze na studiach, potem dostała pracę u fryzjera, gdzie cały dzień była na nogach, a wieczorem, żeby się zrelaksować, pierwszą rzeczą, po którą sięgała, była butelka. Zaczęli chodzić do klubów z dziewczynami, gdzie często częstowano ich drinkami. W klubie poznała Maksima, z którym mieszkała prawie dwa lata i z którym podróżowała do większości miast. A potem Maksym zaczął na nią naciskać. Chciał zrobić z Maszy inną osobę: zabraniał jej pić, namawiał ją, żeby poszła na studia korespondencyjne, nie pozwalał jej chodzić na imprezy z koleżankami.

  • Nienawidzę cię! – krzyknęła na niego Masza. – Chcesz mną sterować, chcesz, żebym tańczyła, jak ci zagrasz! To się nie zdarzy, rozumiesz? Chcę być kochana taka, jaka jestem!

Wytrzeźwiała, poprosiła go o wybaczenie. I Maksym wybaczył. Przez jakiś czas. A potem coś się stało, Masza nie pamiętała co. Maksym jej tego nie wyjaśnił. Po prostu spakował swoje rzeczy i odszedł. A potem nie wytrzeźwiała przez miesiąc. Straciła pracę, parę razy miała kłopoty z policją. Pijana, często dzwoniła do Maksima, więc przestał odbierać telefon. I kto wie, co by się stało z Maszą, gdyby nie poznała Albiny Wasiljewny.

Albina Wasiliewna była pielęgniarką w klinice. Kiedy Masza zasnęła pijana na ulicy i złapała zapalenie płuc, musieli wezwać lekarza. Przepisano jej zastrzyki i udała się do pokoju zabiegowego, gdzie pracowała Albina Wasiliewna.

„Musisz dowiedzieć się, kim jesteś” – powiedziała. „Kim są twoi rodzice, jaki jest twój uraz porodowy.

Rozmawiali dużo z Albiną Wasiliewną. A Masza obiecała jej, że nie będzie pić. Przynajmniej dopóki nie znajdzie swoich bliskich.

I Masza poszła szukać właściwej stacji. Ona i Maksym odwiedzili wszystkie pobliskie miasta, a teraz Masza jechała na wschód. I już chciała zawrócić, ale biletów nie było, więc postanowiła pojechać do Iżewska.

Przez wszystkie te dni nie piła, nawet gdy miły żołnierz w pociągu zaproponował jej leczenie. Wymawiała się, że bierze antybiotyki, chociaż kurs już się skończył. Ale Masza nadal mocno kaszlała, a on jej uwierzył. Był dobrym żołnierzem, wesołym i miłym. Dał jej latarkę, powiedział, że to wszystko. Masza go lubiła, ale w jej sercu był jeszcze tylko Maksym, strasznie za nim tęskniła.

Plac był inny, nie taki, jaki zapamiętała Masza, ale podobny. Nic dziwnego, minęło tyle lat. Ale Masza nie wiedziała, dokąd iść z tego placu. Miasto wydawało się duże i nieznane. Szła na chybił trafił, jak w bajkach, gdziekolwiek spojrzała. Jak to mówią: jeśli pójdziesz w lewo, stracisz konia, jeśli pójdziesz w prawo, stracisz życie, jeśli pójdziesz prosto, przeżyjesz, ale zapomnisz o sobie. Masza poszła prosto.

Na początku myślała, że ​​popełniła błąd i nie rozumiała, co tam robi. Ulice były zupełnie nieznane, ludzie wydawali się inni, chciała wrócić do domu. I chciała pić, naprawdę chciała pić.

A potem Masza wyjęła papierosy i upuściła latarkę, pochyliła się, żeby ją podnieść, a świat się zmienił. Z dołu zobaczyła dom, który wydawał się jej znajomy. I jeszcze jeden. Zdecydowanie już tu była, chodziła tą ulicą w ten sposób. Był tylko niższy, znacznie niższy.

Wtedy Masza próbowała być bardziej uważna. Zatrzymała się, przyjrzała uważnie, przykucnęła. Patrzyli na nią dziwnie, ale ona się tym nie przejmowała. Czasem Masza myślała, że ​​zaraz zobaczy podwórko ze znajomymi skrzypiącymi huśtawkami, a potem, wręcz przeciwnie, wydawało się, że się zgubiła. W końcu była tak zmęczona i wyczerpana, że ​​postanowiła usiąść i odpocząć: skręciła na pierwsze podwórko, na jakie trafiła i usiadła na ławce. W jej plecaku była bułka i resztki coli, Masza wypiła jej tyle, że już bolały ją zęby. Ale to przynajmniej trochę pomogło poradzić sobie z pragnieniem alkoholu.

Na podwórku było cicho, tylko jedna młoda matka chodziła w kółko z wózkiem. Spotykając wzrok Maszy, zmarszczyła brwi.

-Nastia? – niepewnie zapytała dziewczyna, zrównując się z Maszą.

Masza rozejrzała się, żeby upewnić się, że rozmawiają z nią.

„Mylisz się” – powiedziała.

-Przepraszam.

A potem poczuła się, jakby ktoś ją oblał zimną wodą.

-Czekaj! A kim jest ta Nastya? Rzecz w tym, że szukam krewnych.

Dziewczyna spojrzała na Maszę podejrzliwie.

  • Jestem z sierocińca – paplała Masza. – Szukam rodziców. A co jeśli ta Nastya jest moją krewną?

Dziecko w wózku jęknęło. Dziewczynka zaczęła bujać wózkiem i powiedziała:

  • Chodziła do tej samej klasy co moja siostra. Kiedyś się przyjaźniły. Ale nie widziałam jej od dawna. Wyglądasz do niej bardzo podobnie.

Maszy zrobiło się sucho w ustach.

-Znasz jej adres?

  • Nie. Ale mogę zapytać siostrę.
  • Naprawdę? Będę ci bardzo wdzięczny.

Dziewczynka wyjęła telefon komórkowy, o którym Masza też marzyła, i, nadal kołysząc wózkiem, wybrała numer.

„Tylko nie rób sobie nadziei” – powiedziała, czekając na odpowiedź. „Nastya najwyraźniej mieszkała ze swoją babcią”.

Masza nawet nie miała nadziei. Ale to była jedyna kropla, więc czemu nie sprawdzić.

Dziewczyna znalazła adres. I nawet powiedziała mi, jak tam dotrzeć.

„To długi spacer, łatwiej jest wziąć autobus” – wyjaśniła. „Z przystanku autobusowego idź prosto i skręć w lewo, nie zgubisz się”.

Naprawdę nie była zagubiona. Ponieważ kiedy wysiadła na przystanku autobusowym, natychmiast rozpoznała te miejsca. Jej serce zaczęło walić gdzieś w gardle.

„Musisz dowiedzieć się, kim są twoi rodzice” – zabrzmiały w mojej głowie słowa Albiny Wasiliewny.

Drzwi wejściowe były otwarte. Masza wspięła się po ciemnych schodach, próbując odczytać numery mieszkań. Tam był, numer dwadzieścia dwa. Obskurne drzwi, puszka z niedopałkami papierosów. Masza zamknęła oczy i nacisnęła dzwonek.

Ktoś na pewno był w mieszkaniu: Masza słyszała włączony telewizor, czyjś głos. Nawet nie zapytali, kto to, od razu otworzyli drzwi.

Na progu stała kobieta. Starsza od Maszy, prawdopodobnie ponad trzydziestoletnia. Ale podobieństwo było rzeczywiście niezaprzeczalne: Masza po raz pierwszy w życiu widziała osobę tak do niej podobną: takie samo jasne, jakby wybielone, cienkie włosy, takie same bezbarwne brwi i rzęsy, blisko osadzone oczy, cienki nos. Kobieta najwyraźniej również zauważyła podobieństwo. Ale nie była zaskoczona.

„Kim jesteś?” – zapytała leniwie, owijając się szlafrokiem frotte.

Telewizor był nadal włączony w tle, Masza myślała, że ​​w mieszkaniu jest ktoś jeszcze, wydawało jej się, że słyszy, jak ktoś kaszle. Albo może sobie to wyobraziła.

„Mam na imię Masza” – odpowiedziała. „Szukam krewnych”.

Na twarzy kobiety pojawił się uśmiech, a Masza dostrzegła, że ​​brakuje jej dwóch przednich zębów.

  • Maszka? To prawda? Wow!

Odsunęła się, pozwalając Maszy wejść do mieszkania, a Masza weszła, nadal nie wierząc, że to naprawdę się dzieje.

„Więc znamy się?” – zapytała niepewnie.

  • Żartujesz? – kobieta się zaśmiała. – Jesteśmy siostrami! Ja jestem Nastya, nie pamiętasz, opiekowałam się tobą przez całe dzieciństwo? Babciu, bądź cicho! – krzyknęła, gdy z pokoju dobiegł czyjś cienki głos i wyjaśniła. – Babcia tam leży. Już całkiem odeszła, nie powiem jej, bo zwariuje. Chodźmy do kuchni.

Kuchnia była mała, brudna i pełna rupieci.

  • Przepraszam, palenie dozwolone jest tylko na placu zabaw, – powiedziała Nastya. – Babcia ma astmę. Chcesz herbaty?

„Tak” – skinęła głową Masza, siadając na chwiejnym stołku.

  • Jak się tu masz? – zapytała Nastya. – Lenka cię znalazła?

-Lenka?

-No cóż, nasza najmłodsza. Pojawiła się tu pół roku temu.

-Czy mamy jeszcze jedną siostrę?

-No cóż, tak. I nie sam. Myślałem, że ona cię przysłała.

  • Nie. Nie znam nikogo. Jestem tu przez przypadek.

I Masza opowiedziała jej swoją historię.

Nastya słuchała uważnie, nie przerywała, tylko rzucała mocną herbatą.

„Myśleliśmy, że zginąłeś w tym pożarze” – przyznała. „Chciałam zabrać cię ze sobą, kiedy dorosnę. Szkoda, że ​​nie wiedziałam”.

A Nastia opowiedziała Maszy, że ich matka piła i pracowała jako sprzątaczka na stacji kolejowej, gdzie czasami znajdowała mężczyzn, których wpuszczała. Niektórzy dla pieniędzy, niektórzy po prostu tak. Przed Nastią miała syna, ale zmarł jako niemowlę.

  • Często dokonywała aborcji, więc uważajmy się za szczęściarzy, że się urodziła. Kiedyś sąsiedzi narzekali na nią, że przyprowadza mężczyzn do siebie na naszych oczach i nas zabrali. Potem moja babcia wzięła mnie pod swoją opiekę.
  • A ja? – zdziwiła się Masza. – Dlaczego mnie nie zabrała?

Nastya odwróciła wzrok.

  • Ona postanowiła, że ​​nie poradzi sobie z dwójką. Ja byłem starszy, mądrzejszy. A mówili o tobie, że będziesz upośledzony, w ogóle nie mówiłeś. Więc wybrała mnie. I zobacz, jak wyrosłeś. Piękny.

W gardle utworzyła mi się gula, której nie mogłam rozprostować nawet gorącą herbatą.

  • Nie obrażaj się. Życie było wtedy zupełnie inne. Trudne. Może dobrze, że tam zostałeś, przynajmniej byłeś nakarmiony. A my rozciągaliśmy bochenek chleba na tydzień, jedliśmy zielone ziemniaki, tak bardzo, że później wymiotowaliśmy. Nawet nie chcę pamiętać.

„A mama?” – nieśmiało zapytała Masza.

  • Mamo? Ona jest totalną alkoholiczką. Została pochowana jakieś dziesięć lat temu. Urodziła mnóstwo dziewczynek, nawet nie pamiętam ich wszystkich. Lenka chodziła na jej grób. Jeśli chcesz, to cię tam też zabiorę. Ja tam nie chodzę… Chcesz się napić? Wspominajmy mamę.

Oczy Nastii zabłysły radością.

  • Możesz biec do sklepu, tu jest tani likier. Właśnie skończyłem zmianę, myślałem, żeby pobiec na rynek, ale cóż, nie widujesz swojej siostry codziennie. A tak przy okazji, chcesz obejrzeć zdjęcia? Nadal je mam.

Nastya wyciągnęła z pokoju brudny album. Na czarno-białych zdjęciach były dwie jasnowłose dziewczyny, które trudno było rozpoznać jako dorosłe Nastyę i Maszę. Ale Masza rozpoznała sukienkę. I tort z dwiema świeczkami.

„Jak fajnie” – wyszeptała. „Mogę mieć jednego?”

  • Tak, oczywiście, że weź. Więc, czy mam biec do sklepu?
  • Nie. Przykro mi, muszę iść do domu.
  • No, chodź! Jutro pójdziesz, zostań. Mam nawet składane łóżko.

Masza naprawdę chciała zostać. Pobiec do sklepu, upić się, użalić się nad sobą i Nastią, rozmazując łzy na policzkach. Ale inna jej część chciała uciec stąd, zapomnieć o tym domu i tym mieście. Zaczęła to wszystko na próżno. Chciała wrócić do domu, umyć się i przebrać, znaleźć pracę, zadzwonić do Maksima…

  • Mam bilet powrotny na wieczór, jutro do pracy, – skłamała Masza. – Wrócę później, okej? Opowiedz mi więcej o sobie. Zróbmy jeszcze herbatę, twoja herbata jest pyszna.

Nastya radośnie opowiadała o sobie. Masza słuchała i kiwała głową. I pomyślała, że ​​nie jest jasne, która z nich ma więcej szczęścia. Każdy ma swoje problemy, jakkolwiek na to patrzeć.

Nie było biletów na wieczór, a Masza usiadła na twardym siedzeniu, czekając na poranny pociąg. Chciała z kimś porozmawiać. Nie znała numeru Albiny Wasiljewny, bo inaczej by do niej zadzwoniła. Ale pamiętała numer Maksyma. Kupiła kartę, poszła do automatu telefonicznego i wybrała jego numer. Przez długi czas nikt nie odbierał, aż w końcu usłyszała niezadowolony kobiecy głos:

  • Halo? Kto to jest?

Słowa utknęły Maszy w gardle.

-Twoje kobiety znów cię wołają!

Słowa te były wyraźnie skierowane nie do Maszy, ale do tego, który teraz był obok tej kobiety. Maksyma. Masza szybko się rozłączyła.

Jej ręce się trzęsły. Wkładając kartę do plecaka, znów upuściła latarkę, która zawsze wypadała w najmniej odpowiednich momentach. Tym razem również się obróciła i rozbiła na dwie części. W środku znajdowała się złożona na pół kartka papieru. Na niej był numer telefonu i słowa: zadzwoń do mnie.

Masza pomyślała chwilę, a potem nagle zdecydowała: czemu nie. I wybrała jego numer…

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *