Jewgienija odłożyła telefon ekranem w dół i powoli wypuściła powietrze. Rozmowa z teściową pozostawiła po sobie typowe dla niej poczucie bezradności. Na zewnątrz mżyło, jakby natura odzwierciedlała jej stan wewnętrzny. Trzy lata małżeństwa z Aleksiejem i każdy weekend od maja do września zamieniły się w niekończący się obowiązek – daczę Niny Pietrowna.
„Dzwoniłaś jeszcze raz?” – zapytał mąż, nie odrywając wzroku od laptopa. Jego głos brzmiał odlegle, jakby pytanie zostało zadane z uprzejmości, a nie z autentycznego zainteresowania.
– Zgadza się. Jest zdenerwowana, że przegapimy otwarcie sezonu domków letniskowych. Już zaplanowała menu – Jewgienij machinalnie potarła skroń. – Chyba zaczyna mnie boleć migrena.
Aleksiej skinął głową, pogrążony w korespondencji służbowej. Jego reakcja była przewidywalna – całkowita nieingerencja w sytuację między żoną a matką. Jewgienija poczuła znajome ukłucie rozczarowania. Kiedyś, u zarania ich związku, podziwiała jego powściągliwość i roztropność. Teraz te cechy wydawały się maską, za którą kryła się niechęć do wzięcia odpowiedzialności.
„Przynajmniej raz mógłbyś z nią porozmawiać” – powiedziała Jewgienij, nalewając wodę do czajnika.
„Porozmawiam” – odpowiedział Aleksiej z intonacją sugerującą, że rozmowa nigdy się nie odbędzie.
Jewgienij podeszła do okna. Tegoroczna wiosna była zimna i deszczowa, jakby natura postanowiła wystawić na próbę wszystkich letnich mieszkańców. Jednak pogoda nigdy nie była przeszkodą dla Niny Pietrownej. Z uporem generała przygotowywała się do otwarcia sezonu, wbrew wszelkim prognozom synoptyków.
„Pamiętasz, jak się poznaliśmy?” – zapytała niespodziewanie Jewgienij, wciąż patrząc przez okno.
Aleksiej podniósł głowę znad laptopa, najwyraźniej nie rozumiejąc, czego dotyczyło pytanie.
- Oczywiście. Na konferencji poświęconej digitalizacji. Złożyłeś referat.
— Pamiętasz, co się wydarzyło podczas naszej pierwszej wiosny? Pojechaliśmy na weekend do Suzdalu. Spacerowaliśmy w deszczu, piliśmy grzane wino w małej kawiarni na nabrzeżu…
„O co ci chodzi?” W głosie jej męża słychać było napięcie.
— Do tego, że kiedyś mieliśmy własne życie. Własne plany na weekend. Zanim dacza twojej matki stała się integralną częścią naszego małżeństwa.
Aleksiej zatrzasnął laptopa i wstał od stołu.
– Nie mówmy już o tym. Te spotkania są dla mamy ważne. Wiesz, ona dla nich żyje.
- Co jest dla ciebie ważne? – Jewgienija odwróciła się do niego twarzą. – Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, czego chcesz?
Aleksiej na sekundę zamarł, jakby pytanie go zaskoczyło, po czym wzruszył ramionami:
— Chcę, żeby wszyscy byli szczęśliwi.
– To niemożliwe, Lyosh. Zawsze ktoś będzie niezadowolony. W tym przypadku ja.
Wypowiedziała te słowa bez wyrzutu, niemal od niechcenia, i przez to zabrzmiały jeszcze dobitniej. Aleksiej otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie czajnik dał sygnał do zagotowania wody i chwila przepadła.
Nina Pietrowna Woroncowa zawsze była w centrum zainteresowania. W wieku sześćdziesięciu czterech lat zachowała postawę wyrobioną przez lata nauczania literatury w gimnazjum. Jej garderoba składała się z eleganckich garniturów w pastelowych kolorach, a włosy miała perfekcyjnie krótko ostrzyżone. Nosiła się dumnie – kobieta, która wychowała syna inżyniera bez pomocy męża, który opuścił rodzinę, gdy Alosza miał zaledwie pięć lat.
„Nie ma nic ważniejszego niż rodzinne tradycje” – lubiła powtarzać, kładąc na stole swój popisowy placek wiśniowy. „To one dają człowiekowi poczucie domu”.
Dacza Woroncowów była jej twierdzą. Mały, dwupiętrowy dom otoczony jabłoniami, z tarasem porośniętym winogronami. W każdy weekend od początku maja zbierali się tu bliżsi i dalsi krewni, przyjaciele rodziny i byli współpracownicy. I za każdym razem Ninie Pietrownie udawało się stworzyć świąteczną atmosferę.
Dla Jewgieniji te spotkania stały się cotygodniowym wyzwaniem. Poprzednia noc to nieprzespana noc i intensywne przygotowania. Rano cztery godziny za kierownicą, bo Aleksiej był niepewnym kierowcą i wolał być pasażerem. Potem rutyna, którą teściowa ustaliła co do minuty: pomoc w nakryciu do stołu, prowadzenie luźnej rozmowy, zmywanie naczyń, częstowanie sąsiadów świeżo zerwanymi jagodami. Wszystkiemu towarzyszyły dyskretne, ale regularne komentarze: „Żenia, sałatka jest cieńsza”, „Kochanie, herbata z miętą, a nie z melisą”, „Połóż filiżanki dnem do góry na ręczniku, żeby nie było smug”.
A wieczorem, kiedy goście już wychodzili, obowiązywał ich niewypowiedziany obowiązek pomocy w sprzątaniu. Wracali do domu po północy, wyciśnięci jak cytryna.
Za każdym razem Jewgienija obiecywała sobie, że porozmawia z mężem, wytłumaczy mu, że ten rytuał wysysa z niej wszystkie siły. I za każdym razem odkładała rozmowę, obserwując, jak Aleksiej ożywa u boku matki, przemieniając się z wycofanego, milczącego mężczyzny w uśmiechniętego, dowcipnego gawędziarza.
„Po prostu nie rozumiesz” – powiedział kiedyś, kiedy Jewgienija w końcu zdecydowała się poruszyć temat „problemu daczy”. „Dla mamy to nie tylko kawałek ziemi. To… symbol stabilności. Po odejściu taty włożyła w daczę całą duszę. Każdy krzak bzu, każde jabłoń zostały posadzone jej rękami.
„Rozumiem, Liosza, naprawdę” – Jewgienija próbowała dobrać słowa. „Ale nie możemy żyć według planu twojej matki do końca życia”.
- Czemu nie? – Aleksiej był szczerze zaskoczony. – Mama potrzebuje pomocy. Nie jest już młoda.
Jewgienija chciała zaprotestować, że Nina Pietrowna jest pełna sił i energii, że pomoc oznaczała przychodzenie raz w miesiącu, żeby plewić grządki czy naprawić płot, a nie zamienianie całego życia w dodatek do planu dnia na daczy. Ale dostrzegła w oczach męża zakłopotanie, które zawsze pojawiało się, gdy znajdował się między dwoma ogniskami, i milczała.
W biurze wszystko szło dobrze. Jewgienija awansowała na kierownika projektu, a następnie na zastępcę kierownika działu. Praca pochłaniała jej coraz więcej czasu, ale o dziwo, to właśnie tam czuła się żywa. Tutaj jej słuchano, jej zdanie było cenione, a jej pomysły wdrażano w życie.
„Wyglądasz na zmęczoną” – powiedziała koleżanka Olga, kiedy w poniedziałkowy poranek wpadli na siebie przy ekspresie do kawy. „Nie miałeś wspaniałego weekendu?”
„Jak zwykle” – Jewgienija nacisnęła przycisk „Americano”. „Dacha teściowej”.
– Ach, te dacze! – Olga przewróciła oczami. – Mój teść też jest fanem sześciuset metrów kwadratowych. Ale my z mężem od razu postawiliśmy kropkę nad „i” – najwyżej raz w miesiącu. I to przy dobrej pogodzie.
„Masz szczęście” – westchnęła Jewgienija. „Ale mój mąż nie potrafi powiedzieć matce „nie”.
„Daj spokój” – Olga wzięła łyk kawy. „Nie ma mężczyzn, którzy nie potrafią powiedzieć »nie«. Są tacy, którzy uważają za wygodne chowanie się za opinią matki, aby uniknąć konfliktu”.
Jewgienija milczała. W słowach Olgi było trochę prawdy, ale Aleksiej nie był manipulatorem. Był raczej zakładnikiem własnej niezdecydowania i poczucia obowiązku wobec matki.
„Nie rozumiesz” – powiedziała jej przyjaciółka Marina podczas lunchu w kawiarni. „Teściowa i teściowa są jak ból zęba. Można się do tego tylko przyzwyczaić”.
Marina była dziesięć lat starsza, dwukrotnie rozwiedziona i dysponowała niewyczerpanym zasobem mądrości życiowej.
„Albo naucz się radzić sobie” – pstryknęła palcami, skinąwszy na kelnera. „Proszę, przynieś nam więcej kawy. Americano i cappuccino bez cukru”.
- Jak sobie poradzić z Niną Pietrowną? – uśmiechnęła się Jewgienija. – Żelazna Dama skali rejonowej.
„Pamiętaj, moja droga” – Marina pochyliła się do przodu, a jej duże bursztynowe kolczyki zakołysały się – „nawet najbardziej żelazną damę można ograć. Trzeba tylko znaleźć słaby punkt”.
„Brzmi jak plan przejęcia władzy nad światem” – zaśmiała się Jewgienij.
— Nie musisz podbijać świata. Wystarczy, że odzyskasz weekendy — Marina odłamała kawałek rogalika. — Wiesz, co kiedyś robiłam? Znalazłam idealne zajęcie na weekend dla mojej byłej teściowej — klub ogrodniczy. Są wykłady, kursy mistrzowskie i możliwość rozmowy z ludźmi o podobnych poglądach… Tak się wciągnęła, że prawie zapomniała o mnie i moim mężu.
„Klub ogrodniczy” – powtórzyła zamyślona Jewgienija. „To jest pomysł…”
Ale Jewgienija nie chciała się bawić. Z wykształcenia psycholog, z powołania osoba skłonna do dialogu, wierzyła, że każdy problem można rozwiązać rozmową. Ale obie strony musiały być gotowe, żeby się nawzajem wysłuchać.
Jewgienija obchodziła swoje trzydzieste urodziny z niepokojem, że życie ją omija. Praca w dziale kadr dużej firmy pochłaniała jej coraz więcej czasu, często zmuszając do zostawania po godzinach. Jej małżeństwo z Aleksiejem stopniowo przeradzało się w koegzystencję dwojga uprzejmych sąsiadów. A weekendy pochłaniała dacza.
„Wszystkiego najlepszego, kochanie” – Aleksiej wręczył jej bukiet białych lilii i małe pudełeczko przewiązane wstążką. W środku znajdowały się eleganckie kolczyki z szafirami – dokładnie takie, o jakich marzyła.
„Są piękni” – Jewgienija przytuliła się do męża. W takich chwilach wydawało jej się, że wszystko można jeszcze naprawić, że to wciąż ten sam Aleksiej, w którym zakochała się sześć lat temu.
„Zarezerwowałem stolik w Beludze na ósmą” – powiedział, całując ją w skroń. „Mam nadzieję, że ci się spodoba”.
– Jasne, że tak! – Uśmiechnęła się. – Ale mam lepszy pomysł. Wyjedźmy na cały weekend? Tylko ty i ja. Znajdziemy przytulny hotel gdzieś za miastem…
Twarz Aleksieja uległa zmianie.
- Żenia, wiesz… Mama czeka na nas na daczy. Robi specjalne przygotowania, piecze twoje ulubione ciasto…
„Na urodziny” – powiedziała cicho Jewgienija, odsuwając się – „chcę być z tobą. Tylko z tobą. Czy to naprawdę takie trudne?”
- Mama się obrazi.
- A ja? – łzy zabłysły w oczach Jewgienijki. – Czyli nie obrażę się?
Aleksiej bezradnie rozłożył ręce:
- A może kompromis? Kolacja w restauracji, a rano do mamy?
„Kompromis” – Jewgienija uśmiechnęła się gorzko. „Zawsze kompromis. Ale z jakiegoś powodu, wobec twojej matki, nie wobec mnie”.
W Beludze było głośno i tłoczno. Kelner krzątał się wokół stolika, oferując najlepsze wina i przysmaki. Aleksiej był uważny i troskliwy, jak w pierwszych miesiącach ich znajomości. Ale jakby wyrósł między nimi mur.
„Może powinniśmy się przeprowadzić?” – zasugerowała Jewgienij, gdy próbowali deseru. „Twój kolega wspomniał o wakacie w Kazaniu. Wyobrażasz sobie perspektywy?”
- Kazań? – Aleksiej oderwał się od tiramisu. – Zwariowałeś? A co z mamą? Ona nie da sobie rady na daczy bez nas.
„Dachę zbudowano w latach sześćdziesiątych i przez cały ten czas twoja matka świetnie sobie z nią radziła” – protestowała Jewgienija.
- Ona już nie jest młoda.
- Ma sześćdziesiąt cztery lata i jest bardziej aktywna niż niejeden trzydziestolatek!
Rozmowa przerodziła się w kłótnię, pierwszą poważną w ich małżeństwie. Nie odzywali się przez dwa dni. Trzeciego dnia Aleksiej wręczył jej bukiet tulipanów, ulubionych kwiatów Jewgienij, i powiedział:
– Masz rację, siedzimy w Moskwie już za długo. Ale nie podejmujmy pochopnych decyzji. Porozmawiam z mamą o weekendzie na daczy.
Nie odzywał się. Życie wróciło do normy. Tylko w oczach Jewgieniji malowała się melancholia, której nie mogła rozproszyć ani nowa posada zastępcy kierownika wydziału, ani elegancka sukienka kupiona za premię.
Lato było zaskakująco gorące. Nina Pietrowna rozkwitała wraz ze swoim ogrodem. Na przyjęciach na daczy błyszczała niczym aktorka na premierze, w eleganckich letnich sukienkach i kapeluszach z szerokim rondem. Jewgienij obserwowała ją ukradkiem, z mimowolnym podziwem. Jej teściowa miała to, czego jej samej brakowało – absolutną pewność siebie.
– Żeneczko, moje słoneczko – podeszła do niej Nina Pietrowna z kieliszkiem domowego wina – czy mogłabyś mi pomóc z nakryciem stołu? Samojłowowie zaraz przyjadą. Pamiętasz, jacy są wybredni.
Rodzina Samojłowów, dalecy krewni zmarłego teścia, słynęła ze snobizmu i zwyczaju krytykowania wszystkiego, co ich otaczało.
„Oczywiście, Nino Pietrowna” – Jewgienija wstała z ławki, na której odpoczywała po czterech godzinach gotowania. „Co trzeba zrobić?”
- Proszę wyjąć zastawę z kredensu. Tę ze złotą obwódką. I rozłożyć serwetki. Tylko nie tak jak ostatnio, ale…
— …trójkąt, po prawej stronie talerza — dokończyła za nią Jewgienija. — Pamiętam.
Teściowa skinęła głową z aprobatą:
- Widzisz, już się nauczyłaś. Będziesz prawdziwą gospodynią domową.
„Panią czego?” chciała zapytać Jewgienij. „Twojego domu? Twojego życia? Twojego syna?” Ale milczała, kierując się w stronę kredensu.
Wieczór ciągnął się w nieskończoność. Państwo Samojłowowie, jak można się było spodziewać, znaleźli mnóstwo powodów do krytyki: od koloru zasłon na werandzie po przepis na ciasto truskawkowe. Nina Pietrowna ripostowała każdą uwagę z gracją szermierza. Jewgienija po cichu nakładała dania i zabierała brudne talerze, czując się jak służąca na czyimś przyjęciu.
„Aleksie, kochanie” – śpiewała ciocia Zoja, najbardziej toksyczna z rodziny Samojłowów – „kiedy ty i Jewgienijka uszczęśliwicie Ninoczkę wnukami? Minęły już trzy lata, a rezultatu wciąż nie ma.
Nad stołem zapadła niezręczna cisza. Jewgienija zacisnęła zęby. Kwestia dzieci była bolesna. Ona i Aleksiej próbowali, ale jak dotąd bezskutecznie. Lekarze sugerowali stres jako możliwą przyczynę.
„Nie spieszy nam się” – odpowiedział Aleksiej z napiętym uśmiechem. „Najpierw chcemy żyć dla siebie”.
„Żyć dla siebie” – prychnęła ciocia Zoja. „Za naszych czasów myśleliśmy o prokreacji, a nie o rozrywce”.
– Za twoich czasów, ciociu Zoyu – wtrąciła się nagle Nina Pietrowna – przyjęto szanować cudze życie osobiste. Czyż nie?
Jewgienija spojrzała zaskoczona. Jej teściowa spojrzała na gościa z uprzejmym uśmiechem, ale w jej oczach malowało się wyzwanie. Ciocia Zoja była zawstydzona i szybko zmieniła temat.
Później, gdy Jewgienijka zmywała naczynia w kuchni, podeszła do niej Nina Pietrowna.
„Nie martw się” – powiedziała, podając jej ściereczkę kuchenną. „Zoika zawsze była suką. Nawet w szkole rujnowała wszystkim życie swoimi komentarzami”.
„Dziękujemy, że stanęliście w naszej obronie” – powiedziała szczerze Jewgienija.
„Bzdura” – machnęła ręką teściowa. „Mój syn i jego żona są święci. Nie pozwolę nikomu ich skrzywdzić. Nawet jeśli ten głupiec jest moim kuzynem drugiego stopnia”.
Jewgienija poczuła dziwne ciepło. W tym momencie jej teściowa wydała jej się nie potężną matriarchą, a zwykłą kobietą, która po prostu bardzo kochała swojego syna. I być może w głębi duszy martwiła się o swoją synową.
„Gdyby tylko zrozumiała, że swoją «troską» przysparza nam przykrości” – pomyślała Jewgienijka, starannie układając filiżanki na półce.
Jesień przyniosła zmiany. Firma, w której pracowała Jewgienija, przechodziła restrukturyzację. Zaproponowano jej pokierowanie nowym projektem – z podwyżką, ale z przeniesieniem do Kazania. Biuro w stolicy Tatarstanu właśnie się otwierało, a kierownictwo poszukiwało doświadczonych pracowników do organizacji pracy na miejscu.
„To twoja szansa” – powiedziała Marina, kiedy spotkali się na lunchu. „Nowe miasto, nowe życie. Żadnych teściowych na horyzoncie”.
- A co mam zrobić z moim mężem? – uśmiechnęła się Jewgienija. – Czy jego też mam zostawić w Moskwie?
- A co on mówi?
- Jeszcze nic. Jeszcze mu nie powiedziałam.
- Boisz się?
„Nie o to chodzi…” Jewgienija wzięła łyk cappuccino. „Po prostu wiem, jaka będzie odpowiedź”.
Ale rozmowa z Aleksiejem okazała się nieoczekiwana.
- Kazań? – Zamyślił się, obracając widelec w dłoniach. Jedli obiad w domu, a Jewgienij właśnie opowiedziała mu o ofercie firmy. – Wiesz, to może być interesujące. Od dawna myślałem o zmianie otoczenia.
- Naprawdę? – Jewgienija spojrzała na męża ze zdziwieniem. – Myślałam, że będziesz przeciwny.
— Dlaczego? Ja też chcę się rozwijać. Poza tym mój kolega ze studiów Dimka mieszka w Kazaniu. Mówi, że to świetne miasto. A jego firma szuka specjalistów w mojej dziedzinie.
- A co z… – Jewgienij zawahała się – daczą? Twoją matką?
Twarz Aleksieja się zmieniła. W jego oczach pojawił się cień wątpliwości.
- No cóż, to jest pytanie, oczywiście… Ale dałoby się przyjechać na weekend raz w miesiącu. Albo mama mogłaby przyjechać do nas…
- Raz w miesiącu? – zapytała ponownie Jewgienij, nie wierząc własnym uszom. – Czy zgadzasz się widywać swoją matkę raz w miesiącu?
„Oczywiście” – Aleksiej wzruszył ramionami. „Nie jestem małym chłopcem, który może spędzać każdy weekend z mamą”.
Jewgienija spojrzała na męża jak na obcego. Gdzie się podział ten Aleksiej, który wbrew woli matki nie mógł nic powiedzieć? Który uważał za swój święty obowiązek spędzać każdy weekend na daczy?
„Czy coś się zmieniło?” zapytała ostrożnie.
„Nie wiem” – odwrócił wzrok. „Może po prostu mam dość bycia w środku? Między tobą a mamą. Ciągle próbując zadowolić wszystkich, a potem wszystkich rozczarowując”.
W jego słowach była tak autentyczna gorycz, że Jewgienija poczuła wyrzuty sumienia. Być może nie doceniła, jak trudne to dla niego było.
„Możemy spróbować” – powiedziała, nakrywając jego dłoń swoją dłonią. „Ale najpierw musisz powiedzieć matce”.
Aleksiej westchnął:
- Wiem. I nie będzie łatwo.
Okazało się, że miał rację. Nina Pietrowna odebrała wiadomość o możliwej przeprowadzce syna jako osobistą zdradę.
- Kazań? – Nawet nie próbowała ukryć oburzenia. – To prowincja! Co ty tam robisz?
„Mamo, Kazań to milionowe miasto z doskonałą infrastrukturą” – wyjaśnił cierpliwie Aleksiej. „Mam tam dobre perspektywy kariery”.
– Jakie perspektywy? Tobie też tu dobrze idzie! – Zwróciła oskarżycielski wzrok na Jewgienię. – To wszystko twoje pomysły, prawda? Zdecydowałaś się odebrać syna matce?
- Nina Pietrowna, – Jewgienij próbowała mówić spokojnie – to nasza wspólna decyzja. I nie chodzi o „zabranie” Aleksieja. Przyjedziemy go odwiedzić.
– Odwiedzić – uśmiechnęła się gorzko teściowa. – Więc teraz sama muszę opiekować się daczą? Kto skosi trawę? Naprawi dach? Przytnie drzewa?
„Znajdziemy asystenta” – zasugerował Aleksiej. „Zapłacimy komuś z okolicy”.
- Myślisz, że za pieniądze można kupić wszystko? – Głos Niny Pietrowna zadrżał. – A co z tradycjami? Z naszymi rodzinnymi spotkaniami? Z tymi wszystkimi ludźmi, którzy przyjeżdżają do nas w każdy weekend…
„Mamo” – Aleksiej podniósł głos po raz pierwszy w całej rozmowie – „to twoje tradycje. Twoi przyjaciele. Nie moje”.
Nina Pietrowna zbladła, jakby ją ktoś uderzył. Powoli opadła na krzesło i przycisnęła dłoń do piersi:
- Więc przez cały ten czas… po prostu to znosiłeś? Robiłeś mi przysługę?
– Nie, mamo, ja… – Aleksiej zawahał się, nie wiedząc, jak to wytłumaczyć. – Kocham cię. Ale mam trzydzieści trzy lata. Mam własną rodzinę, własne życie. Nie mogę wiecznie żyć według twoich zasad.
W pokoju zapadła ciężka cisza. Nina Pietrowna siedziała wyprostowana, patrząc gdzieś ponad ich głowami. Potem powoli wstała:
- No cóż, wszystko już postanowiłeś. Nie śmiem cię powstrzymywać.
Opuściła pokój z godnością królowej opuszczającej salę tronową. Aleksiej bezradnie spojrzał na żonę:
- Więc rozmawialiśmy…
Kolejne dwa tygodnie minęły w napiętej ciszy. Nina Pietrowna nie dzwoniła. Aleksiej kilkakrotnie próbował wybrać jej numer, ale za każdym razem odkładał słuchawkę. W głębi duszy oboje wiedzieli, że konflikt utknął w martwym punkcie, bez łatwego wyjścia.
Jewgienija czuła się winna, choć w głębi duszy wiedziała, że nie zrobiła nic złego. Chciała po prostu żyć z mężem. A jednak coś ją dręczyło. Być może myśl, że staruszka została sama ze swoimi złamanymi nadziejami.
Telefon zadzwonił w czwartek późnym popołudniem. Jewgienijka właśnie skończyła prezentację przed spotkaniem z klientem zaplanowanym na następny dzień i szykowała się do powrotu do domu.
- Dzień dobry, Nino Pietrowna? – Przycisnęła słuchawkę ramieniem do ucha, zapinając torbę.
– Żeneczko, moje słoneczko – głos teściowej brzmiał niezwykle łagodnie. – Czy mogłabyś wpaść po drodze? Mam o czym porozmawiać.
Serce Jewgieniji zamarło. Przez wszystkie lata znajomości jej teściowa nigdy nie poprosiła o osobiste spotkanie.
„Czy coś się stało?” zapytała zaniepokojona.
- Nie, nie, nie martw się. Jest coś do omówienia. Upiekłam ciasto, twoje ulubione, z jabłkami.
Nina Pietrowna mieszkała w stalinowskim budynku niedaleko stacji metra Aeroport. Mieszkanie z wysokimi sufitami i przestronnymi pokojami odzwierciedlało charakter właścicielki – wszystko było surowe, funkcjonalne, ale z wykwintnymi detalami. W mieszkaniu znajdowała się antyczna komoda z intarsjami, kolekcja porcelanowych figurek, ciężkie zasłony z bordowego aksamitu.
„Proszę wejść, rozebrać się” – powitała ją Nina Pietrowna w jedwabnym kostiumie i nienagannym makijażu. „Herbata gotowa”.
Usiedli w salonie. Teściowa nalała herbaty do cienkich porcelanowych filiżanek ze złotymi brzegami – ceremonialna zastawa, wynoszona tylko dla wyjątkowych gości.
„Chciałam z tobą porozmawiać o sezonie letnim” – zaczęła Nina Pietrowna po krótkiej pogawędce o pogodzie i korkach. „W tym roku postanowiłam zmienić nasz harmonogram”.
Jewgienija była spięta w środku. Czy naprawdę będzie musiała tam jechać w ciągu tygodnia?
— Weroczka i ja — teściowa miała na myśli swoją najbliższą przyjaciółkę i sąsiadkę z daczy — zapisaliśmy się na kursy projektowania krajobrazu. W weekendy będą warsztaty i wycieczki do ogrodów botanicznych. Tak więc przez większość lata dacza będzie należeć do was i Aloszy.
Jewgienija zamarła z kubkiem w połowie drogi do ust.
- Na nas?
– Tak. Nie jestem już młoda, czas przekazać pałeczkę – Nina Pietrowna otarła usta serwetką. – Oczywiście, zajmę się najważniejszymi sprawami. Przygotuję listy gości, menu, powiem im, co i kiedy podlewać. Ale ty będziesz musiała zająć się organizacją spotkań, przygotowaniem smakołyków, prowadzeniem rozmów… Zwykle jest nas piętnaście, dwadzieścia osób. Dasz radę? Świetnie radzisz sobie z byciem gospodynią.
Jewgienija odłożyła filiżankę na stół, obawiając się, że drżenie rąk zdradzi jej stan.
- Nina Pietrowna, ja… Aleksiej i ja planowaliśmy w tym roku wyjechać. Może nawet się przeprowadzić.
- Przenieść się? – brwi teściowej poszybowały w górę. – Dokąd?
— Na przykład do Kazania. Albo do Petersburga. Aloszy proponują ciekawe projekty.
– Bzdura! – warknęła Nina Pietrowna. – Co on robi na prowincji? A na daczy? A ja? W moim wieku zmiana dotychczasowego trybu życia oznacza skrócenie życia. Nie, to nic poważnego.
- Ale o tym już rozmawialiśmy…
– Z Aloszą? – uśmiechnęła się teściowa. – On nigdzie nie pójdzie. Rozumie wartość swoich rodzinnych murów i tradycji.
Jewgienija poczuła, jak w jej wnętrzu wzbiera fala irytacji, którą tak długo powstrzymywała.
— A czy kiedykolwiek pomyślałeś, że moglibyśmy mieć własne plany? Własne tradycje? — Jej głos był cichszy niż zwykle, ale pobrzmiewała w nim stalowa nuta. — Aleksiej i ja jesteśmy rodziną. Mamy własne życie. I tak, nie umiem piec ciast tak jak ty i nie wiem, jak prawidłowo podawać herbatę miętową. Jestem inna. I nie chcę spędzać każdego weekendu na daczy.
Nina Pietrowna powoli odstawiła filiżankę na spodek. W pokoju zapadła cisza, przerywana jedynie tykaniem zegara stojącego.
„No cóż” – powiedziała w końcu – „widzę, że wiele ukrywasz. Jak długo tak jesteś…?”
„Trzy lata” – odpowiedziała szczerze Jewgienija.
- A ty milczałeś?
– Próbowałam rozmawiać. Z Aleksiejem. Ale on… – zawahała się, dobierając słowa.
„On zawsze taki jest” – powiedziała teściowa niespodziewanie cicho. „Rozjemca. Nie lubi konfliktów. Jako dziecko, kiedy chłopcy znęcali się nad nim na podwórku, wolał oddać zabawkę, żeby uniknąć kłótni. Próbowałam w nim wykształcić rdzeń, ale…”
Zamyślona przesunęła palcem po brzegu filiżanki.
„Wiesz, dlaczego tak kocham naszą daczę?” – zapytała nagle.
Jewgienija w milczeniu pokręciła głową.
— Mój ojciec zbudował ją w 1967 roku. Byłam uczennicą liceum. Pamiętam, jak cała nasza rodzina sadziła pierwsze jabłonie. Ojciec trzymał sadzonkę, mama wsypywała ziemię, a ja podlewałam. Mieliśmy prawdziwą rodzinę — głos Niny Pietrowny drżał. — A potem wyjechał do młodej studentki. Moja mama zmarła w ciągu roku. Zostałam tylko ja… i dacza. Kiedy urodził się Alosza, przysięgłam, że stworzę dla niego to, czego sama nie mogłam zachować — rodzinne ognisko domowe. A kiedy Wiktor, mój mąż, też odszedł… Dacza stała się dla mnie symbolem stabilności. Czegoś, czego nie można zniszczyć, zdradzić, stracić.
Jewgienija spojrzała na teściową nowymi oczami. Przed nią siedziała nie żelazna dama, ale kobieta, która przetrwała dwie zdrady i stworzyła ochronny kokon rytuałów i tradycji.
„Rozumiem” – zaczęła ostrożnie Jewgienija. „Naprawdę rozumiem. Ale nie można żyć przeszłością. I nie można zmusić innych, by żyli według twoich zasad.
- Ale Alosza…
- Aleksiej ci nie odmówi. Nigdy ci nie odmówi. Jesteś jego matką i on cię za bardzo kocha. Ale widzę, jak bardzo jest zmęczony, jak bardzo wyczerpany, próbując sprostać twoim oczekiwaniom. Jest rozdarty między tobą a mną i to nas niszczy od środka.
Nina Pietrowna milczała przez długi czas, wpatrując się w fusy herbaty na dnie filiżanki. Nagle zapytała:
- Kochasz go?
— Bardziej niż cokolwiek innego na świecie.
- To dlaczego chcesz mi go zabrać?
– Nie chcę go ci odbierać. Chcę, żeby sam decydował, jak zbudować swoje życie. Żeby był szczęśliwy, a nie tylko funkcjonował według jakiegoś schematu.
Rozmowa trwała do późnej nocy. Rozmawiali o wielu rzeczach – o lękach, nadziejach, niespełnionych marzeniach. O tym, jak trudno jest rozstać się z jedynym synem. O tym, jak ważne jest, by zachować siebie w małżeństwie. To była ich pierwsza prawdziwie szczera rozmowa.
„Wiesz, o czym myślałam przez te wszystkie lata?” – przyznała Nina Pietrowna, gdy zegar w korytarzu wybił północ. „Że gdyby moja teściowa mieszkała bliżej, gdyby pomogła mi z Aloszą, może moje małżeństwo by się nie rozpadło”.
„Chciałeś nam pomóc?” Jewgienij była zaskoczona.
– Oczywiście. Na swój sposób – Nina Pietrowna uśmiechnęła się smutno. – Ale chyba przesadziłam. Zamiast pomocy, przerodziło się to w kontrolę.
Wstała od stołu, podeszła do sekretarki i wyjęła z szuflady stary album ze zdjęciami w zniszczonej skórzanej oprawie.
– Patrz – przewracała kartki. – To ja i moi rodzice na daczy. Mam tu szesnaście lat. A oto Alosza, ma trzy lata… Spójrzcie na jego policzki!
Jewgienija z zainteresowaniem przyglądała się pożółkłym fotografiom. Młoda Nina Pietrowna – szczupła dziewczyna z długim warkoczem, w bawełnianej sukience. Zupełnie inna niż dzisiejsze pruderyjne damy w garniturze.
„Kto to jest?” zapytała Jewgienij, wskazując na zdjęcie, na którym obok Niny Pietrowna stał wysoki, jasnowłosy mężczyzna.
„Wiktorze” – twarz teściowej lekko pociemniała. „Ojciec Aloszy”.
- Aleksiej jest do niego bardzo podobny.
– Tak. Zwłaszcza oczami. Kiedy Witia odszedł, nie mogłam spojrzeć Aloszy w oczy. Widziałam go w nich – westchnęła. – Wiesz, dlatego tak bardzo kontrolowałam syna. Bałam się, że on też tak dorośnie. Że on też porzuci rodzinę.
„Aleksiej nie jest taki” – powiedziała cicho Jewgienij. „Kocha was oboje. Po prostu nie wie, jak sprawić wam obojgu przyjemność jednocześnie”.
Nina Petrovna zamknęła album:
- Nie musisz nikomu dogadzać. Po prostu musisz żyć. Chyba właśnie to zrozumiałem.
„Gdzie wczoraj zniknęłaś?” – zapytał Aleksiej, kiedy Jewgienij wróciła do domu. „Martwiłem się”.
„Byłam u twojej mamy” – zrzuciła buty i weszła do kuchni. „Rozmawialiśmy”.
- O czym?
- O życiu. O nas. O daczy, – Jewgienija wyjęła butelkę wody z lodówki. – Wiesz, myślę, że w końcu znaleźliśmy wspólny język.
Aleksiej pokręcił głową z niedowierzaniem:
- Ty? Wspólny język? Na co moglibyście się zgodzić?
– Że każdy ma prawo do własnych decyzji – spojrzała uważnie na męża. – I że najwyższy czas, żebyś przestał być chłopcem na posyłki między matką a żoną. Zdecyduj się, Liosza. Czego tak naprawdę chcesz?
Zamrugał ze zdziwieniem, wyraźnie nie przygotowany na tak bezpośrednie pytanie.
- Ja… muszę pomyśleć.
– Pomyśl o tym – uśmiechnęła się Jewgienija delikatnie. – A tymczasem spakuję rzeczy na wyjazd na daczę. W ten weekend jedziemy tam po raz ostatni. Pożegnamy się z przeszłością.
Aleksiej spojrzał na nią, jakby widział ją po raz pierwszy. W jego spojrzeniu pojawiło się zdziwienie zmieszane z podziwem:
- Zmieniłeś się.
- Nie, po prostu przestałem się bać. I twoja matka, nawiasem mówiąc, też.
- Moja mama? Przestała się bać? – zaśmiał się Aleksiej. – Nie wierzę.
- Uwierzysz, gdy sam zobaczysz.
Dwugodzinna podróż do daczy upłynęła im w niezwykłej ciszy. Ale nie była to przytłaczająca cisza urazy czy zmęczenia. Raczej cisza oczekiwania na coś ważnego.
Aleksiej prowadził, a Jewgienija zauważyła, jak pewnie trzymał kierownicę. Zazwyczaj podczas wyjazdów na wieś to ona prowadziła, bo jej mąż był zbyt nerwowy za kierownicą. Dziś sam zaproponował, że przejmie stery.
„Od dawna chciałem ci coś powiedzieć” – powiedział Aleksiej, gdy mijali zjazd do sąsiedniej wioski. „Pamiętasz, pytałeś, dlaczego zgodziłem się przeprowadzić do Kazania?”
- Pamiętam.
— Rzecz w tym, że zaproponowano mi tę pracę dawno temu. Sześć miesięcy temu.
- A ty milczałeś? – zdziwiła się Jewgienij.
— Nie wiedziałam, jak to powiedzieć. Bałam się, że odmówisz przeprowadzki ze względu na karierę. A potem dowiedziałam się, że zaproponowano ci tam również wakat… Jakby sam los dawał nam znak.
Jewgienija zwróciła się do męża, uważnie studiując jego profil. Ileż jeszcze o nim nie wiedziała? I ile ukrywał przed nią z obawy przed konfliktem?
- Lesha, obiecaj mi jedną rzecz.
- Który?
- Że nie będziesz się już bał mówić mi prawdy. Nawet jeśli myślisz, że mi się to nie spodoba.
Rzucił jej szybkie, wdzięczne spojrzenie.
- Obiecuję.
Dacza powitała ich zapachem wilgotnej ziemi i kwitnących bzów. Nina Pietrowna była już zajęta w kuchni, kiedy dotarli.
- O, jesteś! – Wyszła na werandę, wycierając ręce w fartuch. – W samą porę. Żenia, pomożesz mi z sałatkami?
Po raz pierwszy jej teściowa zwróciła się do niej nie „Żenia” czy „słoneczko”, ale po prostu „Żenia”. Było to niemalże potwierdzenie równości.
Dzień minął zaskakująco łatwo. On i Nina Pietrowna wspólnie ugotowali obiad, a jego teściowa, wbrew swojemu zwyczajowi, nie skomentowała sytuacji. Aleksiej wydawał się być zaskoczony nową dynamiką w ich związku, ale wyraźnie cieszył się brakiem napięcia. Goście – sąsiedzi, przyjaciele rodziny – przybywali jeden po drugim, a taras wkrótce wypełnił się gwarem głosów.
Po kolacji, gdy wszyscy spacerowali po ogrodzie z filiżankami herbaty, Nina Pietrowna poprosiła o uwagę.
„Moi przyjaciele” – zaczęła i wszyscy ucichli. „Mam ważne wieści do przekazania. Nasze tradycyjne spotkania zostaną zawieszone tego lata.
Wśród tłumu rozległ się pomruk zaskoczenia.
„Postanowiłam, że czas zadbać o siebie. Zapisałam się na kursy projektowania, jogi i tańca latynoamerykańskiego” – wyprostowała plecy i uniosła brodę, jakby spodziewała się sprzeciwu.
– Najwyższy czas, Ninoczko! – zawołała jej przyjaciółka Wiera. – W naszym wieku nie da się usiedzieć w miejscu. Spójrz na moją siostrę, która po sześćdziesiątce poszła do szkoły artystycznej, a teraz robi wystawy.
„A co z daczą?” – zapytał ktoś.
„Dacza nigdzie się nie ruszy” – odpowiedziała Nina Pietrowna i rzuciła szybkie spojrzenie Jewgienijowi. „Poza tym mam jeszcze jedną wiadomość. Alosza i Żenia się przeprowadzają. Do Kazania. Po awans”.
Jewgienija o mało nie upuściła kubka. Spojrzała pytająco na męża. Skinął głową, lekko zawstydzony.
„Tak, zaproponowano nam kierowanie nowym projektem” – powiedział. „Zastanowiliśmy się i podjęliśmy decyzję”.
„Dobrze mówią: jeśli chcesz być szczęśliwy, bądź szczęśliwy” – zauważyła filozoficznie teściowa. „A teraz, kto chce jeszcze herbaty?”
Ciotka Zoja, która siedziała obok Jewgienijki, pochyliła się w jej stronę i szepnęła:
- Co się z nią stało? Zachorowała?
„Nie” – uśmiechnęła się Jewgienija. „Wyzdrowiałam”.
Później, gdy goście już wyszli, usiedli we trójkę na tarasie. Ogród spowijał zmierzch, a gdzieś w oddali śpiewał nocny ptak.
„Kiedy udało ci się wszystko zdecydować?” – cicho zapytała Jewgienija męża.
– Wczoraj zadzwoniłem do biura, wyjaśniłem warunki. Potem moja mama – wzruszył ramionami. – Powiedziała, że poprze każdą moją decyzję. Po raz pierwszy w życiu.
Nina Pietrowna zaśmiała się:
– Nie przesadzaj, Alosza. Dopiero teraz zrozumiałem, że czas budować własne życie, a nie czekać na instrukcje. A to jest chleb.
Jewgienija spojrzała na teściową z szacunkiem. W ciągu jednej nocy zrobiła coś nie do pomyślenia – pozwoliła synowi odejść. Być może po raz pierwszy przedłożyła jego szczęście nad własną wygodę.
„Przyjedziesz z wizytą?” – zapytała Nina Pietrowna, patrząc gdzieś ponad ich głowami, w zapadający zmierzch. „Mówią, że Kazań ma piękny nabrzeże”.
- Zdecydowanie, – uśmiechnęła się Jewgienija. – I ty też. Stworzymy nowe tradycje. Razem.
Teściowa powoli skinęła głową, a w jej oczach zalśniły łzy – po raz pierwszy, odkąd Jewgienij pamiętała.
– Myślałam – wyprostowała się Nina Pietrowna, otrząsając się z chwilowego osłabienia – może mogłabyś zabrać ze sobą ten serwis do herbaty? Ten ze złotą obwódką. Przecież to po mojej babci, rodzinna pamiątka… Powinien zostać w rodzinie.
„Dziękuję” – odpowiedziała Jewgienija, wzruszona, rozumiejąc wagę tego gestu. Ta ceremonia była ulubionym skarbem jej teściowej, niemal symbolem jej statusu. „Zajmiemy się tym”.
— A także albumy. Ze zdjęciami Aloszy z dzieciństwa. Oczywiście zrobiłem kopie, ale oryginały powinny być w twoim posiadaniu.
Aleksiej ścisnął dłoń matki:
- Dziękuję mamo.
– No, daj spokój – odwróciła się, ale widać było, że jej usta drżą. – I tak tylko kurzą się na półce. A kiedy będziesz mieć dzieci, ciekawie będzie zobaczyć tatę w ich wieku.
- Dzieci? – Aleksiej wymienił spojrzenia z Jewgienijką. – Jeszcze nie planowaliśmy…
„To znaczy, że będziesz miał czas na przemyślenie” – warknęła Nina Pietrowna swoim charakterystycznym tonem, ale zaraz złagodniała: „Oczywiście, nie ma pośpiechu. Najpierw zadomowisz się w nowym miejscu…”
Jewgienij usłyszała w jej głosie niezwykłe nuty – nie presję i kontrolę, a troskę i wsparcie. Może Nina Pietrowna zawsze chciała być taka, tylko nie wiedziała jak.
Chwilę później, gdy pakowali rzeczy do samochodu, Aleksiej objął żonę od tyłu i szepnął:
— Nie wiem, co powiedziałeś mamie, ale… dziękuję. To tak, jakbym po raz pierwszy w życiu mógł odetchnąć głęboko.
Jewgienij odwróciła się do niego. W półmroku jego twarz wydawała się odmłodzona, rysy twarzy wygładzone, a wieczne napięcie między brwiami zniknęło.
„Właśnie ci przypominałam, że miłość nie polega na kontroli, ale na wolności” – pocałowała go w policzek. „I że czasami trzeba odpuścić, żeby się utrzymać”.
Wyjechali następnego ranka. Nina Pietrowna stała na ganku, wyprostowana i dumna, machając za nimi. Jewgienij patrzyła w lusterko wsteczne, aż sylwetka teściowej stała się maleńką kropką.
„Wiesz, myślę, żeby kupić jej bilet lotniczy na parapetówkę” – powiedziała mężowi. „Niech przyjedzie, jak się już zadomowimy”.
„Ona tego nie zaakceptuje” – Aleksiej pokręcił głową. „Jest zbyt dumna”.
„Przyjmie to” – odpowiedziała Jewgienija z przekonaniem. „Bo zrozumie: to nie jałmużna, ale zaproszenie do nowego życia. Na równych prawach”.
Droga rozciągała się przed nimi niczym szara wstęga, otwierając drogę do przyszłości, którą w końcu postanowili sami zbudować.
Kazań powitał ich słońcem i chłodnym wiatrem znad Wołgi. Ich mieszkanie, wynajęte przez agencję, okazało się przestronne i jasne, z widokiem na starówkę. W pierwszy weekend wybrali się na wycieczkę, aby zapoznać się z nowym domem.
„Spójrz, jakie to piękne” – Jewgienija podziwiała wieżę Syuyumbike, górującą nad kompleksem kremlowskim. „Jak z bajki”.
„Zróbmy zdjęcie” – zaproponował Aleksiej. „Wyślemy je mamie”.
Poprosił przechodzącego turystę o zrobienie im zdjęcia. Na zdjęciu wyglądali na szczęśliwych i niezwykle zrelaksowanych, jakby ciężar lat zobowiązań w końcu spadł im z ramion.
„Doskonałe ujęcie” – Aleksiej wysłał zdjęcie Ninie Pietrownej.
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast: „Wyglądasz świetnie. Zapisałem się na tango, wyobrażasz sobie? Razem z Arkadym Siemionowiczem z sąsiedztwa. Kto by pomyślał, że w wieku 64 lat życie dopiero się zaczyna”.
Śmiali się, czytając wiadomość.
„Mama nigdy nie przestaje zadziwiać” – Aleksiej pokręcił głową.
„To właśnie czyni ją tak czarującą” – zgodziła się Jewgienija.
Wieczorem dotarli do nabrzeża. Wołga tchnęła przestrzenią i wolnością. O zachodzie słońca rzeka przybrała złoty kolor, a na jej powierzchni tańczyły tysiące iskier.
„Pięknie, prawda?” Jewgienija przytuliła się do ramienia męża.
„Bardzo” – przytulił ją mocniej. „Wiesz, całe życie żyłem z poczuciem, że jestem komuś coś winien. Mamie, że mnie sama wychowała. Tobie, że mnie wybrałaś. Nawet w pracy zawsze starałem się zadowolić wszystkich… A teraz stoję tu, patrzę na tę rzekę i po raz pierwszy czuję, że nikomu nic nie jestem winien. Że mogę po prostu być sobą”.
„Kim jesteś?” zapytała Jewgienija z autentycznym zainteresowaniem. „Prawdziwym tobą?”
Aleksiej pomyślał:
- Nie wiem. Chyba będę musiał się dowiedzieć.
„Dowiemy się razem” – wzięła go za rękę. „Mamy teraz mnóstwo czasu”.
W każdy weekend odkrywali nowe zakątki miasta, nowe kawiarnie, nowe parki. Praca okazała się interesująca i obiecująca. Koledzy byli przyjaźni i otwarci. Życie stopniowo się poprawiało, nabierając nowego rytmu i sensu.
Nina Pietrowna dzwoniła raz w tygodniu, opowiadała mu o swoich sukcesach w tańcu, o nowych przyjaciołach, o remoncie mieszkania, na który w końcu się zdecydowała. W jej głosie nie było już tej władczej nuty, która kiedyś przyprawiała Jewgienię o dreszcze.
„Oczyściłam antresolę ze starych rzeczy” – powiedziała pewnego wieczoru. „Oddałam trzy torby na cele charytatywne. Okazuje się, że przez tyle lat zbierałam niepotrzebne rzeczy…”
To wyrażenie może dotyczyć rzeczy lub czegoś więcej.
W sierpniu nadeszła nieoczekiwana wiadomość: „Sprzedam moją daczę. Znalazł się kupiec, młoda rodzina z małymi dziećmi. Dobrzy ludzie, zajmą się nią”.
Jewgienija i Aleksiej długo patrzyli na te słowa, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Dacza była symbolem, kotwicą, która trzymała ich wszystkich w przeszłości. A teraz Nina Pietrowna postanowiła przeciąć ostatnią nić.
„Co mamy zrobić?” zapytał Aleksiej. „Może powinniśmy jej to wyperswadować?”
„Albo wsparcie” – zasugerowała Jewgienija. „To jej decyzja. Po raz pierwszy od wielu lat robi coś dla siebie, a nie po to, by podtrzymywać tradycje”.
Pod koniec września Nina Pietrowna poleciała ich odwiedzić. Przywiozła pudełko z rodzinnymi pamiątkami, albumami i dokumentami.
„To dla twojego bezpieczeństwa” – powiedziała, wręczając Jewgienijowi antyczny medalion. „Po mojej prababce. Przekazywany w linii żeńskiej. Teraz jest twój”.
„Ale ja nie jestem twoją córką” – Jewgienij była zdezorientowana.
„Jesteś żoną mojego syna” – odpowiedziała po prostu Nina Pietrowna. „Rodziną”.
Wieczorem, przy lampce wina, teściowa opowiedziała o swoim nowym życiu. O tym, jak po sprzedaży daczy pojechała nad morze po raz pierwszy od trzydziestu lat – do Soczi. O tym, jak taniec pomógł jej poczuć się młodziej. O nowych przyjaciołach, z którymi chodzi do teatru.
- A co z Arkadym Siemionowiczem? – zapytała z uśmiechem Jewgienija. – Jak się z nim mają sprawy?
– Nie spiesz się – Nina Pietrowna żartobliwie pogroziła palcem. – Dopiero zaczynam żyć dla siebie. Za wcześnie, żeby mnie wydawać za mąż. Chociaż – zmrużyła chytrze oczy – on pięknie się do mnie zaleca. W zeszłą sobotę dał mi bilety do Teatru Bolszoj. Powiedział, że zawsze marzył o tym, żeby zobaczyć Jezioro Łabędzie z dobrą partnerką.
- Jesteś po prostu promienna, Nino Pietrowna! – podziwiał Aleksiej.
- Czemu nie? – Wzruszyła ramionami. – Wiesz, synu, uświadomiłam sobie jedną prostą rzecz. Nie możesz żyć dla innych, nawet jeśli to twoje dzieci. Musisz żyć dla siebie. Tylko wtedy możesz naprawdę dawać, a nie żądać.
Zanim wyszła, Nina Pietrowna uściskała Jewgienię – po raz pierwszy od lat ich znajomości.
„Dziękuję” – wyszeptała. „Za to, że nie boisz się mówić prawdy. I za to, że kochasz mojego syna takiego, jaki jest”.
„I dziękuję” – odpowiedziała Jewgienija równie cicho – „za to, że nauczyłaś się odpuszczać”.
W drodze powrotnej na lotnisko Nina Pietrowna przerwała ciszę:
— Myślałem… Może wpadniesz do mnie na Sylwestra? Zrobiłem remont, mieszkania nie poznajesz. A Arkadij Siemienowicz obiecał ugotować kaczkę po pekińsku. Jego syn pracuje w Chinach, nauczył ojca gotować.
„Z przyjemnością” – Aleksiej szybko spojrzał na żonę, która skinęła głową. „Tylko na jeden dzień, dobrze? Wciąż mamy plany”.
„Oczywiście” – zgodziła się Nina Pietrowna. „Rozumiem, że jesteś młoda, masz własne życie”.
Gdy samolot zniknął w chmurach, Aleksiej objął żonę ramionami:
— Nigdy bym nie pomyślał, że to możliwe.
- Co dokładnie?
— Że wszyscy będziemy… szczęśliwi.
– Czemu nie? – Jewgienija powtórzyła słowa teściowej i roześmiała się. – Każdy znalazł swoją drogę. Twoja mama – nowe hobby i być może nowa miłość. Ty i ja – nowe miasto i nowa praca. A co najważniejsze – wszyscy znaleźliśmy wolność. Od oczekiwań, od zobowiązań, od poczucia winy.
„Wolność” – powiedział zamyślony Aleksiej. „Wiesz, właśnie uświadomiłem sobie, że całe moje życie było klatką. Złotą, przytulną klatką, ale jednak klatką. Sam się w nią wpakowałem, bojąc się zawieść matkę. Bojąc się zawieść ciebie. Wszystkich oprócz siebie”.
- A teraz?
– I teraz wiem, że nikogo nie zawiodę, jeśli będę wierny sobie. Nawet jeśli się mylę.
Zima w Kazaniu okazała się śnieżna. Przed Nowym Rokiem, zgodnie z obietnicą, polecieli do Moskwy. Mieszkanie Niny Pietrowna przeszło prawdziwą metamorfozę: zamiast ciężkich zasłon i ciemnych mebli – jasne ściany, nowoczesne lampy, jaskrawe akcenty w tekstyliach. Arkadij Siemionowicz okazał się imponującym mężczyzną o siwych skroniach i żywych brązowych oczach. Naprawdę ugotował kaczkę po pekińsku i była pyszna.
W styczniu Jewgienija dowiedziała się, że jest w ciąży. Gdy minął pierwszy szok, ona i Aleksiej nie mogli przestać się uśmiechać.
„Wygląda na to, że Kazań nam sprzyja” – zażartował Aleksiej, całując żonę.
„Albo wolność” – dodała.
Nina Pietrowna przyjęła wiadomość o narodzinach wnuka z nieoczekiwanym spokojem.
„Wspaniale” – powiedziała przez telefon. „Ale pamiętaj, że nie zamierzam się do ciebie wprowadzić i siedzieć z dzieckiem. Przyjadę na tydzień po porodzie, pomogę ci się zadomowić i tyle. Mam swoje życie, a ty swoje. Będziemy cię odwiedzać”.
„Nawet nie wiem, czy się cieszyć, czy smucić” – zaśmiał się Aleksiej, kończąc rozmowę. „Wcześniej mama kontrolowała każdy krok, ale teraz nawet nie spieszy się, żeby usiąść z wnukiem”.
„To zdrowy związek” – Jewgienija położyła dłoń na wciąż płaskim brzuchu. „Każdy jest zajęty swoim życiem, ale jednocześnie pozostajemy rodziną. Wspieramy się nawzajem, ale nie kontrolujemy się nawzajem”.
„Wiesz” – powiedział zamyślony Aleksiej – „myślałem o daczy…”
- O mamie? O tej, którą sprzedała?
- Nie, o nowym. Może poszukamy czegoś tutaj, na przedmieściach? Małej działki, domu… Na weekendy z dzieckiem.
Jewgienija się spiąła:
- Tylko mi nie mów, że chcesz powtórzyć scenariusz swojej matki.
„Nie” – zaśmiał się. „Żadnych obowiązkowych cotygodniowych spotkań, żadnych tradycji, których nie da się złamać. Tylko miejsce, gdzie moglibyśmy uciec od miasta. Tylko nasza rodzina”.
„Nasza rodzina” – powtórzyła Jewgienija. „Brzmi wspaniale. Sprawdźmy”.
W maju, kiedy brzuch Jewgieniji był już zaokrąglony, znaleźli to, czego szukali – małą działkę z widokiem na rzekę. Dom wymagał remontu, ogród – pielęgnacji, ale to miało swój urok. Możliwość stworzenia czegoś własnego, od podstaw.
„Myślisz, że powinniśmy sadzić jabłonie?” – zapytał Aleksiej, badając działkę. „Tak jak moja mama, kiedy byłem dzieckiem?”
„Zrobimy to” – zgodziła się Jewgienija. „Ale nie dlatego, że to konieczne. Tylko dlatego, że nam się podoba”.
W lipcu dowiedzieli się, że będą mieli syna. Kiedy pojawiło się pytanie o imię, Aleksiej zaproponował:
- Może Wiktor? Na cześć mojego ojca.
Jewgienija uniosła brwi ze zdziwienia:
- Jesteś pewien? Twoja mama powiedziała, że on…
– Zostawił nas, tak – skinął głową Aleksiej. – Ale ja go ledwo pamiętam. Dla mnie to po prostu piękne imię. I wiesz… Może chcę coś naprawić. Nadać temu imieniu nową historię.
„Wiktor” – powiedziała zamyślona Jewgienija. „Zwycięzca. Podoba mi się”.
We wrześniu Nina Pietrowna wysłała niespodziewaną wiadomość: „Arkadij się oświadczył. Co o tym myślisz?”
Jewgienij i Aleksiej wymienili spojrzenia.
- Konsultuje się z nami? – zdziwiła się Jewgienij. – Nigdy bym nie pomyślała.
„Myślę, że ona po prostu chce się podzielić swoją radością” – uśmiechnął się Aleksiej. „Może jej pogratulować?”
Mały Wiktor urodził się w październiku – zdrowy, silny, z przenikliwym spojrzeniem ciemnych oczu. Nina Pietrowna, zgodnie z obietnicą, przyleciała na tydzień. I nie sama – z Arkadym Siemionowiczem.
„Postanowiłam jednak przedstawić go mojej rodzinie” – szepnęła do Jewgieniji, gdy zostały same. „Ważne, czy moja rodzina go zaakceptuje”.
— A ślub?
- W grudniu. Skromnie, tylko dla najbliższych. Przyjdziesz?
- Oczywiście! – Jewgienij przytuliła swoją teściową. – Tak się cieszę twoim szczęściem.
Wieczorem, gdy dziecko zasnęło, a goście poszli do hotelu, Jewgienijka wyszła na balkon. Aleksiej poszedł za nią.
„O czym myślisz?” zapytał, przytulając ją od tyłu.
— O tym, jak wszystko się zmieniło w ciągu półtora roku. Twoja mama wychodzi za mąż po raz kolejny. Mieszkamy w innym mieście. Mamy syna. Kto by pomyślał?
„A wszystko zaczęło się od tej rozmowy” – powiedział zamyślony Aleksiej. „Kiedy w końcu powiedziałeś »nie«”.
— Kiedy przestałam bać się być sobą — poprawiła Jewgienija. — I pozwoliłam wszystkim innym być sobą. Twojej matce — być nie tylko babcią i teściową, ale i kobietą godną miłości. Tobie — być nie tylko synem swojej matki, ale i mężczyzną podejmującym decyzje. Tobie — być nie tylko idealną synową, ale i człowiekiem z własnymi pragnieniami i granicami.
Aleksiej przytulił ją mocniej:
— Kto by pomyślał, że wolność czyni każdego szczęśliwym?
Wiatr znad Wołgi przyniósł chłód i zapach wody rzecznej. Nad miastem rozbłysły pierwsze gwiazdy. Jewgienija zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Zapach nowego życia, ich życia, które w końcu zaczęli budować…