Klucze z trudem przekręciły się w zamku. Przed wejściem oparłem się na chwilę o drzwi wejściowe. Dzień pracy wycisnął ze mnie wszystkie soki – czterdzieści minut w dusznym autobusie dopełniło procesu. W mojej głowie krążyła tylko jedna myśl: „Gdybym tylko mógł dostać się do kanapy…”
Ale wiedziałem, co mnie czeka. Wiedziałem to aż za dobrze.
Otwierając drzwi, zobaczyłam zwykły obrazek – trampki Olega rozrzucone na korytarzu, kurtkę Aliny rzuconą na stolik nocny zamiast na wieszak. Czyjaś skarpetka – prawdopodobnie mojego męża – leżała samotnie na środku korytarza, jak zagubiony podróżnik.
„Mamo, kupiłaś coś smacznego?” – dobiegł głos z pokoju.
To było całe powitanie. Nie „Jak się masz, mamo?” lub „Czy miałaś ciężki dzień?” Po prostu pytanie o jedzenie. Po cichu zdjęłam buty i weszłam do kuchni.
Na stole stoją talerze z zaschniętymi resztkami śniadania. Kiedy rano wychodziłam, poprosiłam, żeby je zabrać. W zlewie stoi garnek po wczorajszym makaronie. Westchnęłam i machinalnie zaczęłam zbierać naczynia.
- Zamierzasz coś ugotować? – Sylwetka męża pojawiła się w drzwiach. Nie odrywał wzroku od telefonu, przewijając kanał informacyjny.
„Nie widzisz, że dopiero co przyjechałem?” – odpowiedziałem, starając się zachować spokój.
„No cóż, po prostu zapytałem” – Oleg wzruszył ramionami i wrócił do salonu na sofę.
Otworzyłem lodówkę. Po pracy muszę jeszcze wymyślić, co ugotować! Śmiech dobiegł z pokoju – Oleg znalazł coś zabawnego na swoim telefonie.
- Mamo, jestem głodna! Zaraz będzie? – krzyknęła córka ze swojego pokoju.
Coś we mnie kliknęło. Jakby ostatnia kropla przebiła się. Stałam na środku kuchni, trzymając gąbkę do mycia naczyń i nagle zdałam sobie sprawę, że nie mogę już tego robić. Po prostu nie mogłam.
Wyszedłem na korytarz. Gardło miałem suche, ale słowa same wyszły:
„Nie jestem stołówką ani hotelem, który ma służyć wszystkim!” – powiedziałam zirytowana do męża, który nawet nie podniósł głowy znad telefonu.
Zapadła cisza. Oleg powoli podniósł wzrok, na jego twarzy odbiło się zdumienie. Alina wyjrzała ze swojego pokoju.
„Co się stało, mamo?” – zapytała z tak szczerym zdziwieniem, jakbym właśnie powiedziała jej o moich planach lotu na Marsa.
- To! – Nie poznałam własnego głosu. – Wracam z pracy i zamiast odpocząć, zaczynam drugą zmianę. I nikt, NIKT nawet nie myśli, żeby pomóc!
- No, no, co cię tak wkurza? – Oleg w końcu odłożył słuchawkę. – A co z tego, że naczynia nie były umyte.
- Nie umyłaś naczyń? – Poczułam, jak wszystko w środku się gotuje. – A kto sprząta łazienkę? Kto pierze twoje skarpetki, które rzucasz po całym mieszkaniu? Kto gotuje codziennie? A potem słucha: „Znów ryba? Czemu nie mięso?”
„Mamo, ale ty zawsze to robiłaś” – Alina wzruszyła ramionami.
- Zawsze? – Uśmiechnęłam się gorzko. – Wiesz, to nie jest tytuł zawodowy – „mama”. To nie znaczy „służąca dla wszystkich”.
Odwróciłam się i weszłam do kuchni. Moje ręce się trzęsły. Siedemnaście lat małżeństwa, piętnaście lat macierzyństwa i dopiero teraz odważyłam się powiedzieć to na głos.
Następnego ranka było niezwykle spokojnie. Jak zwykle wstałem wcześniej niż wszyscy, ale zamiast rzucać się na śniadanie, nalałem sobie kawy i usiadłem przy oknie.
„Co ze śniadaniem?” – zapytał Oleg sennie, wchodząc do kuchni.
„W lodówce są jajka, a w chlebaku chleb” – odpowiedziałem spokojnie, nie odrywając wzroku od okna.
- Co, nie będziesz gotować?
- Nie dzisiaj.
Wydawało mi się, że słyszę, jak koła zębate w jego głowie zgrzytają. Przez siedemnaście lat nigdy nie widziałem, żeby moja żona po prostu siedziała i piła kawę zamiast krzątać się przy kuchence.
„Czy jesteś chory?” W jego głosie można było usłyszeć nutę zaniepokojenia.
- Nie. Po prostu nie chcę już być osobą niewidzialną, która służy wszystkim, nie otrzymując nawet podstawowej wdzięczności.
Oleg stał tam, niepewnie przestępując z nogi na nogę, a potem cicho wyjął patelnię. Obserwowałem jego niezręczne ruchy, gdy próbował rozbić jajko jedną ręką i mu się nie udało. Dwa uczucia walczyły w środku: chęć podskoczenia i pomocy oraz dziwne, nowe poczucie wolności.
Tego dnia po raz pierwszy nie gotowałam obiadu. I nie prałam szkolnego mundurka Aliny na następny dzień. Nie pozbierałam rzeczy porozrzucanych po mieszkaniu.
„Co ci się stało, Ir?” – zapytał mnie Oleg wieczorem, gdy leżeliśmy w łóżku, odwróceni od siebie.
- Do mnie? – zwróciłam się do niego. – A co ma się ze mną stać? Jestem po prostu zmęczona byciem niewidzialną.
- Jakiego niewidzialnego? – szczere zdziwienie w jego oczach wywołało u mnie gorzki uśmiech.
„To ten, którego praca jest zauważana dopiero wtedy, gdy nie jest skończona” – odpowiedziałem cicho i odwróciłem się.
Pod koniec tygodnia w domu panował chaos. Brudne ubrania piętrzyły się w łazience. Nieumyte naczynia piętrzyły się w kuchni — wszyscy używali nowych, zamiast myć te, których używali.
„Mamo, nie mam co na siebie włożyć do szkoły!” – powiedziała Alina oburzona w piątkowy wieczór.
„Wypierz swój mundur” – odpowiedziałem spokojnie, czytając książkę.
- Jak?
— Otwórz pralkę, włóż ubrania, wsyp proszek, naciśnij przycisk.
„Ale ty zawsze…” zaczęła.
- Masz piętnaście lat, Alina. Możesz łatwo nauczyć się prać własne ubrania.
Moja córka zatrzasnęła drzwi. Pół godziny później usłyszałem, jak rozmawia przez telefon ze swoją przyjaciółką.
- Wyobrażasz sobie, Masza, moja mama oszalała! Mówi, że muszę sama prać i gotować! To jej robota!
Nie usłyszałam, co odpowiedziała moja przyjaciółka, ale po tej rozmowie Alina ucichła. Wieczorem podeszła do mnie niepewnie:
- Mamo, pokażesz mi jak włączyć pralkę?
W sobotę spakowałem torbę.
„Dokąd idziesz?” – zapytał zaskoczony Oleg, gdy ruszyłem w stronę drzwi wejściowych.
„Do Nataszy, na weekend” odpowiedziałem, zapinając marynarkę.
- Co masz na myśli? A my?
- A ty? Jesteś dorosły. W lodówce jest jedzenie. Pralka działa. W spiżarni jest nawet odkurzacz, wyobrażasz sobie?
Po raz pierwszy od lat spędziłam weekend, nie martwiąc się o rodzinę. Natasza i ja poszliśmy do kina, rozmawialiśmy do późnej nocy, spacerowaliśmy po parku. I ani razu nie gotowałam ani nie zmywałam naczyń za kogoś innego. To było… dziwne uczucie wolności.
Wróciłem z niepokojem. Co mnie czeka w domu?
Otwierając drzwi, zobaczyłem ten sam bałagan co dwa dni temu, tylko pogorszony. Oleg siedział w salonie z winnym wyrazem twarzy.
„Jak minął ci odpoczynek?” – zapytał.
„Wspaniale” – odpowiedziałem, rozglądając się po bałaganie. „I widzę, że nawet nie próbowałeś posprzątać?”
„Nie wiedzieliśmy, od czego zacząć” – przyznał. „Szczerze mówiąc, myślałem, że robisz to wszystko na boku. Nie miałem pojęcia, ile to czasu i wysiłku wymaga”.
Ten moment stał się punktem zwrotnym.
Wieczorem zebraliśmy się przy stole. Nie gotowałem obiadu – zamówiłem pizzę. Spotkanie rodzinne, że tak powiem.
„Chcę, żebyś mnie usłyszał” – zaczęłam, patrząc na męża i córkę. „Nie chcę już być służącą w tym domu. Jestem częścią rodziny, a nie gospodynią domową. Chcesz pocieszenia? Stwórzmy je razem”.
Na początku zapadła cisza.
„Ale ty jesteś matką” – powiedziała w końcu Alina. „Mamy zawsze…”
„Mamy to żywe istoty” – przerwałam jej. „Z uczuciami, pragnieniami, zmęczeniem. Pracuję cały dzień, tak jak tata. Dlaczego on ma prawo odpocząć po pracy, a ja zaczynam drugą zmianę?”
„Nigdy nie zabroniłem ci odpoczywać” – zaprotestował Oleg.
- Tak, nie zabroniłem. Po prostu czekałeś, aż ja wszystko zrobię. I myślałeś, że to normalne.
„A co ty proponujesz?” w jego głosie pojawiła się nuta irytacji.
— Sprawiedliwy podział obowiązków. Wszyscy mieszkamy w tym domu, wszyscy korzystamy z łazienki, nosimy ubrania i jemy jedzenie. Dlatego każdy powinien uczestniczyć w utrzymaniu porządku.
Oczywiście, to była trudna rozmowa. Oleg się opierał – “nie umiem gotować”, “nie mam czasu na pranie”. Alina dąsała się z urazą – “żadna z moich koleżanek nie pierze sama”. Ale ja byłam nieugięta.
Ustaliliśmy harmonogram dyżurów. Nic skomplikowanego: każdy myje swoje naczynia zaraz po jedzeniu. Pranie zostawiłam sobie, ale Alina zaczęła je sortować i wieszać. Oleg wziął na siebie odpowiedzialność za wyrzucanie śmieci i odkurzanie raz w tygodniu.
Pierwsze kilka dni było trudne. Oleg poparzył sobie rękę, próbując usmażyć kotlety. Alina zapomniała powiesić pranie i w pralce zrobiło się kwaśne. Walczyłam z chęcią, żeby zrobić to wszystko sama — byłoby szybciej. Ale wytrzymałam.
Minął miesiąc.
Jest wieczór. Siedzę na krześle z książką, którą chciałem przeczytać od dawna. Z kuchni dobiega dźwięk naczyń – to Oleg zmywa talerze po kolacji, którą sam ugotował. Jego steki wciąż są dalekie od ideału, ale za każdym razem są lepsze.
- Mamo, jak ty robisz zupę? – Alina zagląda do pokoju. – Chcę spróbować zrobić tę z klopsikami.
„Pokażę ci teraz” – uśmiecham się, odkładając książkę.
Nasze mieszkanie wciąż jest dalekie od idealnej czystości. Czasem harmonogram dyżurów jest naruszany. Czasem kłócimy się o to, kto powinien umyć patelnię. Ale teraz nie krzyczę – jestem pewna swojej pozycji. Nie czuję się już służącą, zobowiązaną do służenia każdemu, kto nie ma głosu.
W sypialni Oleg ścieli łóżko – ja kiedyś robiłem to cały czas. Oczywiście, nie jest idealnie. Rogi nie są odpowiednio wsunięte, poduszka jest krzywa. Ale próbuje.
„Wiesz, Ir” – mówi, zauważając moje spojrzenie – „nie miałem pojęcia, ile ty zrobiłeś. Każdego dnia, przez lata…”
Podchodzę do niego i go przytulam.
„Wiesz, co było najbardziej obraźliwe?” – mówię cicho. „Nie chodziło o to, że musiałam dużo pracować. Chodziło o to, że traktowano to jak coś oczywistego. Że moja praca była niewidoczna – dopóki wszystko było w porządku, nikt tego nie zauważył”.
Przytula mnie mocniej.
- Przepraszam, nie widziałem tego. Teraz widzę.
Znów jestem panią swojego domu. Tylko teraz – nie w kuchni, ale w swoim własnym życiu. I nawet jeśli nasze miejsce nie zawsze jest idealnie czyste, teraz mam czas dla siebie. Czas na przeczytanie książki. Na odwiedzenie przyjaciela. Na to, żeby po prostu posiedzieć w ciszy. I co najważniejsze – moja praca nie jest już niewidzialna. Jest doceniana i szanowana.
Szkoda, że musiałem się zbuntować, żeby to się stało.
„Mamo, zupa się gotuje!” – krzyczy Alina z kuchni.
Uśmiecham się i idę pomóc córce. Teraz nie jako służąca, ale jako matka, aby