- Marinoczko, kochanie, czekamy na ciebie i Żeneczkę o drugiej w sobotę! – Głos Olgi Nikołajewny w telefonie brzmiał słodko, ale Marina już wiedziała, co będzie dalej. – Przyjdziesz wcześniej, koło dwunastej, prawda? Musimy pokroić sałatki, nakryć do stołu…
Marina zamknęła oczy i powoli wypuściła powietrze, starając się zachować spokój. Trzecie święto w ciągu ostatniego miesiąca. I za każdym razem to samo.
„Olgo Nikołajewna, w sobotę mam zajęcia ze studentami do pierwszej” – skłamała Marina, czując, jak jej policzki się rumienią. Nie miała zajęć.
– Och, jak to możliwe! – w głosie teściowej słychać było szczere oburzenie. – Mam rocznicę! Pięćdziesiąt pięć lat! Będą goście, przyjadą krewni. Naprawdę nie da się przełożyć zajęć?
Marina nerwowo stukała palcami w stół. Trzy lata małżeństwa z Żenią, trzy lata takich rozmów. Trzy lata, kiedy na każdej rodzinnej uroczystości zamieniała się w służącą, podczas gdy wszyscy inni się bawili.
„Postaram się przyjść tak wcześnie, jak to możliwe” – obiecała, nienawidząc siebie za tę słabość.
– To dobrze! – ucieszyła się Olga Nikołajewna. – Już zrobiłam listę rzeczy do ugotowania. Sałatka Olivier obowiązkowa, winegret, śledź pod futrem, mimoza…
Marina wysłuchała długiej listy sałatek i dań na ciepło, które miała przygotować. Nie było też mowy o tym, żeby Liza, córka Olgi Nikołajewnej i siostra Żeni, cokolwiek robiła.
„Dobrze, Olgo Nikołajewna” – zgodziła się Marina zmęczonym głosem. „Do soboty”.
Odłożywszy telefon, wyjrzała przez okno. Na dworze była wiosna, słońce świeciło jasno, ale jej dusza bolała. Za każdym razem to samo. Przychodzić wcześnie, gotować, nakrywać do stołu, obsługiwać gości, zmywać naczynia. A dziewiętnastoletnia Lisa siedziała wpatrzona w telefon albo rozmawiała z przyjaciółkami, ani razu nie proponując pomocy.
Trzasnęły drzwi wejściowe – Żenia wrócił. Jego radosne „Jestem w domu!” wywoływało uśmiech na twarzy Mariny. Teraz tylko westchnęła głębiej.
- Co się stało? – Żenia wszedł do kuchni i pocałował żonę w czubek głowy. – Wyglądasz, jakbyś musiał sprawdzić sto testów w jeden wieczór.
„Dzwoniła twoja mama” – Marina starała się mówić spokojnie. „Rocznica jest w sobotę, czekają na nas. Oczywiście, jestem tu dwie godziny wcześniej, żeby ugotować”.
Żenia otworzyła lodówkę i wyjęła wodę.
- No i co w tym takiego wielkiego? Mama kończy 55 lat, wielka uroczystość. Oczywiście, że musimy pomóc.
– Żenia – Marina spojrzała na męża – dlaczego tylko ja mam pomagać? Czemu Lisa nie kiwnie palcem? Ma już dziewiętnaście lat, nie jest dzieckiem.
Żenia skrzywiła się.
- Znowu się zaczyna… Marin, no cóż, to moja matka. Jest już stara, ciężko jej samej.
– Twoja mama ma pięćdziesiąt pięć lat, jest pełna siły i energii. I nie o to chodzi. Czemu twoja siostra zawsze siedzi jak księżniczka, a ja kręcę się jak wiewiórka w kołowrotku?
- Lizka jest jeszcze młoda, uczy się…
– Ja też pracuję cały dzień! – Marina podniosła głos. – Uczę w dwóch miejscach, żebyśmy mogli sobie pozwolić na wakacje latem. A tak przy okazji, jestem tylko pięć lat starsza od twojej siostry.
Żenia westchnęła i usiadła naprzeciwko.
- No dobrze, a chcesz, żebym porozmawiał z mamą, żeby też wciągnęła w to Lisę?
- Już ci mówiłam – Marina uśmiechnęła się smutno. – Pamiętasz, w Nowy Rok? I co się zmieniło?
Żenia zamilkł. Pamiętał. Mama go słuchała, kiwała głową i… wszystko pozostało po staremu. Marina gotowała, Lisa siedziała przy telefonie. Żenia szybko zapomniał o tej rozmowie, poszedł do znajomych pograć w karty. A Marina nawet nie zdążyła porządnie zjeść – ciągle podawała, zabierała, przynosiła nowe dania.
„Żeniu, nie chcę już służyć na twoich rodzinnych uroczystościach” – powiedziała Marina cicho, ale stanowczo i zdecydowanie: „Nie, nie pójdę na ucztę do twojej rodziny, nie chcę już służyć”.
Żenia uniósł brwi ze zdziwienia:
- Mówisz poważnie? Chcesz przegapić rocznicę ślubu swojej mamy?
„Chcę być gościem, a nie kelnerką” – odpowiedziała Marina. „Myślę, że to normalne pragnienie”.
Następnego dnia Marina wróciła z pracy późno. Żenia siedziała w salonie, ponura i napięta.
„Mama dzwoniła” – powiedział zamiast przywitać się.
- I co? – Marina zdjęła buty i poszła do kuchni. Żenia poszła za nią.
Powiedziałem jej, że masz już dość bycia jedyną pomocnicą podczas świąt i że dobrze by było rozdzielić obowiązki między wszystkich.
Marina zamarła z torbą zakupów w rękach.
- A co odpowiedziała?
Żenia westchnęła.
- Powiedziała, że jesteś dziwny. Że synowa zawsze pomaga teściowej, że tak to już jest. Że jej synowa, żona mojego brata Olega, zawsze pomagała i nigdy się nie skarżyła.
„Twój brat rozwiódł się trzy lata temu, jeśli mnie pamięć nie myli” – zauważyła Marina, odkładając zakupy. „Ciekawe, dlaczego?”
„Czy sugerujesz, że to przez moją matkę?” Żenia zmarszczyła brwi.
– Stwierdzam tylko fakt. I wyciągnijcie wnioski – Marina zwróciła się do męża. – Żenia, mówię poważnie. Nie pójdę na tę rocznicę, jeśli wszystko będzie jak zawsze. To upokarzające, rozumiesz? Czuję się jak nie członek rodziny, a pracownik służb.
Spojrzenie Żeni złagodniało. Objął żonę ramieniem.
- Rozumiem cię, naprawdę. Ale ty też powinieneś zrozumieć – mama ma 55 lat, duże święto. Jak moglibyśmy nie przyjechać?
– Nie mówię, że w ogóle nie przyjdziemy. Mówię tylko, że nie będę obsługiwać. I nie przyjdę przed wszystkimi gośćmi. Jako gość, rozumiesz? – Marina spojrzała mężowi w oczy. – Możesz przyjść wcześniej i pomóc mamie, jeśli chcesz. Ale ja już nie będę pełnić roli kucharki.
Wieczorem Olga Nikołajewna zadzwoniła ponownie. Marina nie chciała odbierać telefonu, ale uznała, że rozmowa musi się odbyć raz na zawsze.
- Marinoczko, pomyślałam – głos teściowej był pochlebny – może wpadniesz w piątek wieczorem? Możesz u nas przenocować, a rano zaczniemy gotować? Będzie tyle…
Marina wzięła głęboki oddech.
- Olgo Nikołajewna, przyjadę w sobotę razem ze wszystkimi gośćmi. O drugiej.
Na linii zapadła cisza.
- Jak to? – powiedziała w końcu teściowa. – A kto będzie gotował?
– Ty, Lizo, może nawet Żenia – odpowiedziała spokojnie Marina. – Chętnie przyjdę złożyć ci życzenia z okazji rocznicy. Ale nie będę już gotować sama dla dwudziestu osób.
- Jak możesz… – Olga Nikołajewna zachłysnęła się oburzeniem. – Co to za nowina? Nigdy!…
– Tak, właśnie w tym problem – zgodziła się Marina. – Nigdy nie prosisz Lizy o pomoc. Nigdy sama nie gotujesz. Zawsze robię to sama. Mam tego dość, Olgo Nikołajewna.
- Jewgienij! – krzyknęła teściowa tak głośno, że Marina odsunęła telefon od ucha. – Natychmiast porozmawiaj z żoną! Co to za wieści!
Chwilę później do pokoju wszedł Żenia i wziął od Mariny telefon.
„Mamo, uspokój się” – powiedział. „Tak, przyjdziemy razem, o drugiej. Nie, Marina nie może przyjść wcześniej… Tak, rozumiem, że jest dużo do zrobienia… Czemu nie mogę przyjść? Mamo, mam pracę, ważny projekt. Tak, oczywiście, że potrzebujesz pomocy, ale… Dobrze, porozmawiam z szefem, poproszę o pół dnia wolnego. Przyjdę pomóc. Tak, i niech Lisa pomoże, czy to nie będzie dla niej trudne? Nie, nie mówię, że jest leniwa, po prostu… Dobrze, mamo. Wszystko będzie dobrze. Do soboty.
Wyłączył telefon i zmęczony opadł na kanapę obok Mariny.
- Jesteś zadowolony? Teraz będę musiał wziąć wolne w pracy.
„Czy to znaczy, że zawsze mogę poprosić o wolne?” – zapytała cicho Marina. „Czy to normalne?”
Żenia milczała.
„Nie, to nie jest normalne” – przyznał w końcu. „Mama jest przyzwyczajona do tego, że wszyscy tańczą, jak jej zagra. Pamiętam ją taką z dzieciństwa. Dowódczynię”.
- Żenia, – Marina wzięła męża za rękę, – Nie chcę się kłócić z twoją matką. Ale chcę być szanowana. To wszystko.
Sobota nadeszła niespodziewanie szybko. Przez cały tydzień Olga Nikołajewna dzwoniła do Żeni lub Mariny, próbując przekonać synową, żeby przyszła wcześniej. Marina była nieugięta. Ku zaskoczeniu Mariny, Żenia również obstawał przy swoim i poprosił nawet o urlop, żeby pomóc matce.
Dokładnie o drugiej po południu Marina weszła na trzecie piętro i zadzwoniła do drzwi mieszkania teściowej. Otworzyła Lisa – umalowana, w nowej sukience, nieskazitelna, jak z okładki magazynu.
„Och, jednak przyszedłeś” – powiedziała chłodno. „A myśleliśmy, że postanowiłeś całkowicie zignorować rocznicę mamy”.
- Cześć, Liso – Marina uśmiechnęła się i wręczyła dziewczynce pudełko z ciastem. – To dla mamy. Wesołych świąt.
Lisa niechętnie wzięła pudełko i cofnęła się, wpuszczając Marinę do mieszkania. W korytarzu stało już kilka par butów – goście zaczęli się gromadzić.
Z kuchni dobiegały głosy, brzęk naczyń i charakterystyczne zapachy świątecznego stołu. Marina poszła tam. Olga Nikołajewna stała przy piecu, mieszając coś w rondlu. Żenia kroiła warzywa na sałatkę. Sąsiadka, Wiera Pietrowna, krzątała się w pobliżu, nakładając przystawki na talerze.
- Cześć, – Marina uśmiechnęła się do wszystkich. – Wesołych świąt, Olgo Nikołajewna!
Teściowa odwróciła się. Na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, szybko zastąpiony wymuszonym uśmiechem.
- No, wreszcie przyjechałeś – znacząco spojrzała na zegarek. – Wszyscy goście już przyszli, a my tu biegaliśmy.
Żenia podniosła wzrok znad deski do krojenia:
- Mamo, umówiliśmy się na dwie. Jest dokładnie druga.
„Mogłaś przyjść wcześniej” – mruknęła Olga Nikołajewna. „Słuchaj, Wiera Pietrowna pomagała rano, chociaż ma mnóstwo własnych zajęć”.
- Ola, przestań – powiedziała cicho Wiera Pietrowna. – Dziewczyna przyszła punktualnie, pogratulowała ci. Powinnaś się cieszyć. Przecież masz urodziny.
Olga Nikołajewna zacisnęła usta, ale nic nie powiedziała. Marina podeszła do teściowej, przytuliła ją i wręczyła jej prezent – drogą broszkę, którą wybrały razem z Żenią.
– Och, jakie piękności – szczerze podziwiała Olga Nikołajewna, od razu się roztapiając. – Dziękuję wam, moi drodzy! Musicie znaleźć taki urok!
Natychmiast przypięła broszkę do bluzki i zwróciła się do Mariny:
- A teraz, Marinoczko, pomóż mi z tą sałatką, dobrze? Ręce mi już opadają ze zmęczenia…
„Mamo, robię sałatkę” – przypomniała Żenia.
„Za bardzo tniesz!” Olga Nikołajewna machnęła ręką. „Marina robi to bardziej starannie”.
Marina spięła się w środku. Zaczynało się. Teraz będzie jedna sałatka, potem druga, potem danie główne, a potem dania…
„Lisa może pomóc z sałatką” – powiedziała spokojnie. „Widziałam ją właśnie na korytarzu, jest zupełnie wolna”.
Olga Nikołajewna uniosła brwi ze zdziwienia:
- Lisa? Ale ona wita gości!
- Możesz poznać gości, Olgo Nikołajewna – uśmiechnęła się Marina. – Przecież to twoje święto. A ja tymczasem rozłożę prezenty na stole, dobrze?
Nie czekając na odpowiedź, Marina wyszła z kuchni. Spodziewała się krzyku za sobą, ale żaden się nie rozległ. Być może obecność Wiery Pietrowna powstrzymała teściową.
Krewni i przyjaciele Olgi Nikołajewnej zebrali się już w salonie. Marina przywitała wszystkich i usiadła na sofie obok cioci Tamary, starszej krewnej Żeni ze strony matki.
„Jak się masz, dziewczyno?” zapytała ciocia Tamara. „Nie masz dziś dobrego nastroju”.
„Wszystko w porządku, ciociu Tamaro” – uśmiechnęła się Marina. „Tylko drobne nieporozumienia z teściową”.
Ciotka Tamara skinęła głową ze zrozumieniem:
- Ola zawsze była trudną osobą. Silną. Jej pierwsza synowa, Swietłana, nie znosiła tej postaci. Ona i Oleg rozwiedli się z tego powodu, choć nikt się do tego nie przyzna.
Marina spojrzała na swoją rozmówczynię ze zdziwieniem. A więc miała rację w swoich przewidywaniach co do rozwodu Olega!
„Nie poddawaj się” – kontynuowała ciocia Tamara. „Daj mu od razu znać, że nie będziesz służyć. Inaczej usiądzie ci na karku i nie zejdzie”.
„Właśnie to próbuję zrobić” – westchnęła Marina.
Uroczystość przebiegała jak zwykle. Olga Nikołajewna promieniała, przyjmując gratulacje, ale co jakiś czas rzucała niezadowolone spojrzenia na Marinę, która spokojnie siedziała przy stole i nie zrywała się na pierwsze zawołanie. Zamiast tego Liza była co jakiś czas wysyłana do kuchni, skąd wracała coraz bardziej ponura.
W przerwie między daniami głównymi a deserem, gdy wszyscy odchodzili od stołu, żeby rozprostować nogi, Olga Nikołajewna podeszła do Mariny.
„Co się dzieje?” zapytała cicho, ale zirytowana. „Czemu siedzisz tu jak gość?”
„Bo jestem gościem” – odpowiedziała Marina równie cicho. „Jak wszyscy inni”.
- Ale potrzebuję pomocy! Mam rocznicę, nie dam rady wszystkiego zrobić sama!
„Żenia, Wiera Pietrowna i Liza ci pomagają” – zauważyła Marina. „Myślę, że to wystarczy”.
- Lisa jest jeszcze młoda! Musi odpocząć i się uczyć!
- Olga Nikołajewna ma dziewiętnaście lat. Świetnie poradzi sobie z mamą w dniu jej urodzin.
Olga Nikołajewna gniewnie zacisnęła usta.
- Nigdy wcześniej nie miałeś takich problemów. Co się stało?
„Mam dość bycia jedyną osobą pracującą w twoje święta, podczas gdy wszyscy inni odpoczywają” – odpowiedziała szczerze Marina. „To niesprawiedliwe”.
- Niesprawiedliwe? – oburzyła się teściowa. – Nie jesteś w tej rodzinie od tygodnia, a już mi mówisz, co jest sprawiedliwe, a co nie?
- Trzy lata, Olgo Nikołajewna. Jestem żoną twojego syna od trzech lat. I przez te wszystkie trzy lata pełniłam rolę służącej na każdej rodzinnej uroczystości. Już tego nie zrobię.
Kiedy Marina wypowiadała ostatnie słowa, Żenia podszedł do nich.
„Czy wszystko w porządku?” zapytał, patrząc to na matkę, to na żonę.
„Twoja żona stała się kompletnie bezczelna” – powiedziała Olga Nikołajewna przez zaciśnięte zęby. „Odmawia pomocy na moim przyjęciu urodzinowym”.
– Mamo – Żeńka położył rękę na ramieniu mamy – nie psujmy sobie wakacji. Wszystko idzie świetnie. Wszyscy ci pomagają. Spójrz, jak Liza się stara.
- Lisa nie powinna gotować! Ona się uczy!
„Mamo, Liza jest dorosła” – powiedziała cicho Żenia. „A Marina też dużo pracuje. Myślę, że byłoby sprawiedliwie, gdyby obowiązki zostały rozdzielone między wszystkich”.
Olga Nikołajewna otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale w tym momencie podeszła do nich ciotka Tamara.
„O czym rozmawiacie?” – zapytała. „Jubilatka ma taką minę, jakby nie dostawała prezentów, tylko rachunki”.
„Cóż, moja synowa odmawia pomocy” – nie mogła się powstrzymać od stwierdzenia Olga Nikołajewna.
Ciotka Tamara rozejrzała się po kuchni, gdzie Liza niezgrabnie kroiła tort, a Wiera Pietrowna stawiała filiżanki.
– Czemu synowa ma wszystko robić? – zapytała wprost. – Już dawno zauważyłam, Olu, że w święta tylko Marina stoi przy kuchence. A twoja córka nawet naczyń nie umyła, choć już nie jest dzieckiem.
„Liza się uczy!” – powtórzyła swój argument Olga Nikołajewna.
– Marina też pracuje – zauważyła ciocia Tamara. – I na dwa etaty, o ile wiem. I co, nie ma nic lepszego do roboty, tylko obsługiwać was na przyjęciach? A ty, Żenia, też jesteś dobry! Zawsze siedzisz z koleżankami, podczas gdy twoja żona haruje w kuchni. Jaki ty się nazywasz mężczyzną!
Żenia zarumienił się i spuścił wzrok. Olga Nikołajewna prychnęła oburzona, ale nie mogła znaleźć odpowiedzi.
- No dobrze, nie psujmy sobie święta – ciocia Tamara wzięła teściową pod rękę. – Chodźmy, twoi znajomi cię szukają, chcą ci pogratulować.
Zabrała Olgę Nikołajewną, a Żenia usiadła obok Mariny.
„Wybacz mi” – powiedział cicho. „Naprawdę nie zauważyłem, jakie to wszystko było niesprawiedliwe. Po prostu zawsze tak było – mama rozkazuje, wszyscy słuchają.
Marina wzięła męża za rękę:
- Nie chcę się kłócić ani z tobą, ani z twoją matką. Chcę tylko, żeby mnie uwzględniono.
„Rozumiem” – skinęła głową Żenia. „Jestem po twojej stronie”.
Impreza zakończyła się późno. Wbrew oczekiwaniom Mariny, nie doszło do skandalu. Olga Nikołajewna była wobec niej chłodna, ale unikała otwartej konfrontacji. Liza, ku swojemu zaskoczeniu, odkryła, że nie gorzej niż inni potrafi kroić sałatki i nalewać herbatę, choć robiła to z kwaśną miną.
Kiedy wszyscy goście wyszli, Olga Nikołajewna zgłosiła się na ochotnika, żeby odprowadzić Marinę i Żenię na przystanek autobusowy. Na zewnątrz było ciepło i pachniało bzem.
„Cóż” – powiedziała Olga Nikołajewna, gdy zatrzymali się na ławce na przystanku autobusowym – „wakacje udały się, mimo wszystko”.
„Mamo, wszystko było wspaniale” – powiedział Żenia, przytulając mamę. „Jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy. Jesteś najlepsza”.
Olga Nikołajewna rozkwitła, ale patrząc na Marinę, znów stała się poważna.
„I będziemy musieli z tobą poważnie porozmawiać, Marina” – powiedziała. „Twoje zachowanie dzisiaj było… nietypowe”.
„Chciałam po prostu być gościem na waszym przyjęciu, a nie kelnerem” – odpowiedziała spokojnie Marina. „Myślę, że to normalne pragnienie”.
„W naszej rodzinie zawsze było przyjęte, że synowa pomaga teściowej” – zaprotestowała Olga Nikołajewna.
„A w mojej rodzinie panuje przekonanie, że wszyscy sobie nawzajem pomagają” – odparła Marina. „I nikt nie siedzi bezczynnie, gdy inni pracują”.
Żenia nerwowo przeniósł wzrok z matki na żonę. Olga Nikołajewna wyraźnie chciała powiedzieć coś ostrego, ale zobaczyła nadjeżdżający autobus i zmieniła zdanie.
„Musimy lecieć, mamo” – powiedziała Żenia. „To nasz autobus. Jeszcze raz wesołych świąt!”
Szybko przytulił matkę, wziął Marinę za rękę i pobiegli do autobusu. Kiedy drzwi się zamknęły i autobus ruszył, oboje odetchnęli z ulgą.
„Co za dzień” – powiedziała Żenia. „Jak się masz?”
„W porządku” – Marina wzruszyła ramionami. „Szczerze mówiąc, lepiej niż się spodziewałam. Nikt nie krzyczał ani nie wpadał w histerię…”
„To dlatego, że byli goście” – zauważyła Żenia. „Mama nie lubi publicznie wywlekać brudów. Ale jestem pewna, że nie odpuści tego tak łatwo”.
„Wiem” – westchnęła Marina. „Ale nie żałuję swojej decyzji”.
Tydzień po rocznicy Olga Nikołajewna zadzwoniła do Mariny. Jej głos był stanowczo uprzejmy:
- Marinoczko, chciałbym zaprosić ciebie i Żenię na urodziny Lisy w przyszłą sobotę. Nic specjalnego, tylko te najbliższe.
Marina zawahała się. Z jednej strony nie chciała znowu znaleźć się w takiej sytuacji. Z drugiej nie chciała całkowicie zniszczyć relacji z teściową.
- Dziękuję za zaproszenie, Olgo Nikołajewna. O której godzinie powinniśmy przyjechać?
– O trzeciej – odpowiedziała teściowa. – I… Żenia powiedział, że pomoże z mięsem na grillu. A Liza obiecała, że sama zrobi sałatki.
Marina uniosła brwi ze zdziwienia. To coś nowego.
- Dobrze, Olgo Nikołajewna. Będziemy o trzeciej.
Kiedy się rozłączyła, Żenia spojrzał na nią pytająco.
- Dobrze?
„Twoja mama zaprosiła nas na urodziny Lisy” – odpowiedziała Marina. „Powiedziała, że ty ugotujesz mięso, a Lisa sałatki”.
Żenia zagwizdała:
- Co za zmiana! Dostałeś to, czego chciałeś.
„Nie sądzę, żeby to długo trwało” – powiedziała Marina sceptycznie. „Najprawdopodobniej twoja matka po prostu boi się, że znów odmówię pomocy”.
– Nawet jeśli tak jest – Żenia przytulił żonę – to już jest postęp. I wiesz, jestem z ciebie dumny. Nie bałeś się sprzeciwić systemowi, który od lat funkcjonował w naszej rodzinie.
Marina się uśmiechnęła:
— Po prostu chciałem być szanowany. I chyba to zadziałało. Przynajmniej częściowo.
„Cóż, moja matka nigdy w pełni nie przyzna, że się myliła” – zauważyła Żenia, zamyślona, patrząc przez okno. „To nie w jej stylu”.
„Nie potrzebuję jej całkowitej skruchy” – uśmiechnęła się Marina. „Wystarczy mi, że zaczęła się zmieniać, nawet jeśli wynika to ze strachu, że odmówię jej przyjazdu”.
W następną sobotę przyjechali na urodziny Lizy dokładnie o trzeciej. Marina w duchu przygotowywała się na podstęp, ale ku jej zaskoczeniu, gdy weszli do mieszkania, z kuchni dobiegł głos Lizy, a nie Olgi Nikołajewnej.
- Mamo, mówiłem ci, że zrobię to sam! Tylko przeszkadzasz!
Marina i Żenia wymieniły spojrzenia. Na pewno się tego nie spodziewały.
W kuchni odkryto niesamowity obraz: Liza w fartuchu kroiła warzywa na sałatkę, a Olga Nikołajewna próbowała jej pomóc, ale została odprawiona.
- O, już przyjechaliście! – Uśmiech Olgi Nikołajewny rozkwitł na ich widok. – Proszę, Liza i ja mamy drobne nieporozumienia w kwestiach kulinarnych.
„Chciałabym po prostu zrobić normalną sałatkę, a ty ciągle mnie męczysz swoimi radami” – mruknęła Lisa, ale w jej głosie nie było słychać prawdziwej złości.
- Żeniu, obiecałaś zająć się mięsem – przypomniała Olga Nikołajewna. – Wszystko już jest gotowe na balkonie.
„Oczywiście, mamo” – Żenia pocałował matkę w policzek i puścił oko do Mariny.
„Czy mogę w czymś pomóc?” zapytała Marina, przygotowując się na to, że teściowa zacznie wydawać polecenia.
– Nie, nie, wszystko pod kontrolą – odpowiedziała niespodziewanie Olga Nikołajewna. – Wejdź, rozgość się. Weroczka, moja przyjaciółko, zaraz tu będzie. Tęskniła za tobą na ostatniej imprezie.
Marina spojrzała na teściową z nieufnością. Czy coś się naprawdę zmieniło?
Tymczasem Lisa podniosła wzrok znad deski do krojenia i nagle powiedziała do Mariny:
- Słuchaj, jak robisz tę sałatkę z krewetkami? Zawsze wychodzi tak pysznie.
To było tak nieoczekiwane, że Marina na chwilę zaniemówiła. Lisa nigdy wcześniej nie interesowała się jej umiejętnościami kulinarnymi.
„Jeśli chcesz, mogę ci pokazać” – zaproponowała Marina. „Nie ma tam nic skomplikowanego”.
- Pokaż mi, dobrze? – Lisa spojrzała na nią niemal błagalnie. – Bo mama mówi, że zna przepis, ale nigdy nie robi go tak, jak ty.
Olga Nikołajewna lekko się zarumieniła:
- No cóż, nie to powiedziałem… Właśnie zauważyłem, że sałatka Mariny jest zawsze wyjątkowo smaczna.
Marina nie mogła uwierzyć własnym uszom. Jej teściowa przyznała, że jest w czymś lepsza? To był przełom.
„Pozwól, że ci pomogę” – powiedziała do Lisy. „Zrobimy to razem”.
Ku jej zaskoczeniu, gotowanie z bratową okazało się przyjemne. Liza okazała się zdolną uczennicą, kiedy naprawdę chciała coś zrobić. A Olga Nikołajewna, zamiast wydawać rozkazy, zajęła się nakrywaniem do stołu.
Wieczorem, gdy świętowanie było w pełnym rozkwicie, Wiera Pietrowna, przyjaciółka teściowej, zabrała Marinę na stronę.
„Cieszę się, że się nie poddałeś” – powiedziała cicho. „Ola opowiedziała mi o twoim konflikcie. Oczywiście sprawiła, że wyglądało to na twoją kapryśną naturę. Ale widziałam, jak zawsze kazała ci pracować, kiedy wszyscy inni odpoczywali.
„A co ona teraz mówi?” zapytała Marina.
– Teraz mówi, że postanowiła „pielęgnować niezależność w Lizie” – uśmiechnęła się Wiera Pietrowna. – Ani słowa o tym, że nie chcesz być sługą. Ale znam Olę od trzydziestu lat – nigdy nie przyzna się do błędu. Ale po mistrzowsku adaptuje się do nowych warunków. Więc wygrałaś, nawet jeśli ona się do tego nie przyznaje.
Marina spojrzała przez pokój na teściową, która ożywionym głosem rozmawiała z synem. Olga Nikołajewna dostrzegła jej spojrzenie i po chwili skinęła jej lekko głową – niemal niezauważalny gest rozpoznania.
„Całkowite zwycięstwo? Nie” – powiedziała Marina, uśmiechając się do Wiery Pietrowna. „Ale pierwszy krok w kierunku normalnych relacji? Zdecydowanie tak”.
Gdy ona i Żenia jechały do domu, Marina zamyślona patrzyła przez okno autobusu.
„O czym myślisz?” zapytała Żenia.
„Że czasami trzeba po prostu jasno określić swoje stanowisko” – odpowiedziała. „Myślałam, że to doprowadzi do wojny, ale okazało się kompromisem”.
„Moja matka nigdy nie powie: »Przepraszam, myliłam się«” – zauważyła Żenia. „Ale szanuje siłę. I zdaje się, że szanuje twoją decyzję, by stanąć w swojej obronie”.
- Wiesz, co jest najbardziej niesamowite? – Marina zwróciła się do męża. – Kiedy obowiązki są rozdzielone sprawiedliwie, nawet rodzinne święta stają się radością.
- A zauważyłeś, że Lisa w ogóle umyła naczynia? – uśmiechnął się Żenia. – Koniec świata jest bliski.
Roześmiali się, a Marina pomyślała, że może teraz wszystko się naprawdę zmieni. Nie od razu, nie do końca – Olga Nikołajewna nigdy nie zostanie idealną teściową, a Liza raczej nie zamieni się w pracowitą asystentkę. Ale granice zostały wyznaczone i zaczęto je szanować. A to już było dużo.
Gdy weszli do mieszkania, Żenia nagle przytuliła Marinę:
- Dziękuję, że nie zerwałeś od razu kontaktów z moją rodziną. Wiem, że byłoby łatwiej.
„Łatwiejsze, ale nie bardziej poprawne” – odpowiedziała Marina. „Relacje rodzinne to ciężka praca. Czasem trudna, czasem niewdzięczna, ale konieczna”.
„I świetnie ci idzie” – Żenia pocałowała ją w czoło. „Lepiej niż ja…”
- Hej, ty też jesteś grzeczny, – zaprotestowała Marina. – Pamiętasz, jak dziś smażyłeś mięso? A twoja matka chwaliła się wszystkim, jakiego ma zdolnego syna.
„To dlatego, że w końcu zauważyła, że nie jestem już małym chłopcem” – zaśmiała się Żenia.
Tego wieczoru Marina uświadomiła sobie coś ważnego: czasami wystarczy powiedzieć „nie”, żeby zyskać szacunek. I nawet jeśli potem nie będzie pełnego wzajemnego zrozumienia, przynajmniej będziesz wiedział, że stanąłeś w swojej obronie. A to już jest zwycięstwo.