- Ależ masz wnuczkę, Wasiliu Dmitryczu, czarnooka i białozębna.
Do kogo ona jest podobna? A może to nie twoja? - Jakże mogłoby nie być moje, moje, proszę pana, przecież jest moje… Raz w pokoleniu rodzi się taka osoba, tyle lat minęło… mój syn, wnuczka Arkadija, a będzie moją prawnuczką.
- Ależ, Wasiliju Dmitryczu, wy wszyscy macie białe głowy… Znam was, państwo Jewsiejewowie, byliście pracownikami mojego dziadka… jego… Wasi przodkowie… służyli wiernie i szczerze…
– Był taki pan, byli, ale skąd się wzięliśmy, wiesz? Pan służył, a mój pradziadek był urzędnikiem, a mój dziadek, mój ojciec i ja…
Synowie przenieśli się do miasta, Vlas został stangretem u dobrej i bogatej damy, a on zadbał o swoje dzieci i wnuki.
Siemion pracuje jako sprzedawca w sklepie, żyje mu się dobrze i planuje otworzyć własny biznes.
Arkadiusz, dziadek Annuszki, był wojskowym, doszedł do stopnia medalisty, książę *** bardzo go chwalił i trzymał go przy sobie, bardzo mu pomagając.
Arkady żyje dobrze, utrzymuje gospodarstwo w dobrej kondycji.
Ożenił swego syna Antonię z dobrą dziewczyną, która urodziła Annuszkę, ku radości wszystkich.
Dziewczynki rzadko się zdarzają w mojej rodzinie, proszę pana, raczej synowie, a kiedy urodzi się dziewczynka, to na pewno będzie taka jak Annuszka…
Tak to jest, proszę pana…
Siedzi starzec Jewsiejew i sortuje sieci, obok niego kręci się czarnooka dziewczyna, jej dłonie są giętkie, palce szczupłe, ona sama jest niebywałej urody, cudem, nie dzieckiem.
Młody dżentelmen, Siergiej Siergiejewicz, stoi nieopodal i nie może oderwać oczu od Annuszki.
- Aniutka, wyjdziesz za mnie?
-Jestem jeszcze mały, proszę pana…
- Oczywiście, mała. Jak dorośniesz, pójdziesz?
- Zanim dorosnę, ty już będziesz stary. Co mi po tobie? Wyjdę za mąż za młodego mężczyznę.
- A dla kogo? Znalazłeś już kogoś?
- Nie, jeszcze nie nadszedł ten czas, babcia Donka powiedziała, że zrozumiem, jak przyjdzie…
Dziewczyna mówi jak dorosła, jej oczy są bardzo poważne.
- Babciu Donko? Wasilij Dmitrycz, nie rozumiem? A kim jest ta Donka? Żona Arkadija jest z naszej wsi, prawda? Wasilina? Nie rozumiem, która Donka?
- Eee, proszę pana… nie słuchaj jej, ona bredzi, ona jest jeszcze dzieckiem…
- Panie, czy mogę pobawić się z Lokajem? – dziewczynka w jednej chwili stała się dzieckiem, pobiegła ścieżką w stronę rzeki, ścigając się z psem myśliwskim pana, imieniem Lokaj.
- Skąd ona zna imię tego psa? Wasil Dmitricz?
- Nie wiem, może to ty to upuściłeś, albo ktoś to powiedział…
-Dopiero dziś go przyniosłem…
- Panie, jest pan mądrym człowiekiem, nie wymyśla pan rzeczy, które nie istnieją, dziewczyna sobie żartuje, a pan to samo…
Tymczasem dziewczynka biegała radośnie wzdłuż brzegu rzeki, a w pobliżu biegł długouchy spaniel.
Z jakiegoś powodu opowieść ta zapadła głęboko w duszę Siergieja Siergiejewicza; młody człowiek, jak wszyscy młodzi ludzie w jego wieku, interesował się mistycyzmem, miał skłonności do poezji i ogólnie rzecz biorąc był ciekawym młodym człowiekiem.
Następnym razem spotkali Anyutkę jesienią, gdy poszła zbierać grzyby ze swoim dziadkiem, a Siergiej Siergiejewicz wybrał się na spacer z Waletem.
Młody dżentelmen idzie, recytując pod nosem wiersz, gdy nagle Jack, który wcześniej kręcił się u stóp swego pana, rzuca się gdzieś do przodu, przyciskając uszy do tyłu.
„Jack, Jack” – usłyszał Siergiej Siergiejewicz głos dziecka.
Szedł ścieżką i zobaczył psa, który upadł na grzbiet i wierzgał nogami przed dziewczynką pochylającą się nad nim.
- Cześć, Annuszka.
- Cześć, Siergieju Siergiejewiczu…
- Jesteś sam?
- Przecież tam jest jakiś starszy pan, zbiera grzyby.
Obaj poszli w stronę dziadka.
- No, Annuszko, nie zmieniłaś zdania? Może zgodzisz się wyjść za mnie?
– Nie, proszę pana, pana czeka inny los. Będzie pan musiał zamieszkać w obcym kraju, tam znajdzie pan swój los, będzie pan tęsknił za ojczyzną całe życie i… za mną.
— Dla ciebie?
- Tak, spotkamy się później… jak dorosnę, ale nasze spotkanie będzie trudne… Tak jak rozstanie.
- Och, Annuszko, jakież to namiętności opowiadasz.
-To nie ja, to mówi babcia Donka…
- Kim ona jest, ta Donka?
- Shuvani. Wiele razy moja babcia – mówi po prostu dziewczynka i biegnie bawić się z Jackiem.
- Wasilu Dmitriczu, wtedy mi jeszcze nie powiedziałeś, legenda rodzinna, dlaczego macie takie dziewczyny jak Aniutka?
- Ach, to – starzec, siedząc na pniaku, patrzy na mistrza i uśmiecha się – po co ci Siergiej Siergiejewicz, zdaje się, że nie jesteś z naszego plemienia… Chociaż…
— Nie wiem, to krąży mi po głowie, nie daje mi spokoju, bardzo chciałabym wiedzieć…
-Jeśli chcesz mi co powiedzieć, po prostu posłuchaj.
W dawnych czasach, mniej więcej w tym czasie, na ziemiach sąsiadujących z twoimi, zatrzymał się obóz Cyganów, którzy śpiewali, tańczyli i grali.
Mieszkał tam pan, bardzo lubił Cyganów, był bogatym panem, dobrze mu się powodziło, więc zaczął ich gościć u siebie, a sam udał się do ich obozu.
Przykuł wzrok cygańskiej dziewczyny, prawdziwego dziecka, i piękna… dziewczyna miała nieziemską urodę. Takie figlarne oczy, błyszczące usta, zęby jak wyselekcjonowane perły, cała czupryna włosów, pod jaskrawą chustą, cała pierś w naszyjniku.
Gdy tylko zaczyna tańczyć, wokół niego wirują trąby powietrzne, a gdy tylko zaczyna śpiewać, w oczach ludzi zaczynają zbierać się łzy.
Uważali ją za shuvani, czarownicę, choć obóz miał swoją własną shuvani, ale Donka była taka od urodzenia.
Uwodzicielski, dźwięczny, charakterystyczny.
Ten dżentelmen zakochał się w dziewczynie i nękał jej ojca, prosząc go, żeby ją wydał i koniec, albo ją wyda, albo sprzeda.
- Jak mam ją oddać albo sprzedać, co ty, panie? – zdziwił się stary Zuralo. – Co ty, panie, Cyganie to wolny naród, nie mogę zmusić córki, jeśli będzie chciała, to pójdzie, ale jeśli nie, to przykro mi… Idź i sam się z nią targuj.
Donka roześmiała się tak głośno, że osiki zadrżały.
- Co pan mówi, panie? Jestem wystarczająco stara, żeby być pańską wnuczką… Jak pan może mi coś takiego ofiarować?
A pan, jakby oszalał, czołga się na kolanach, chwyta ją za spódnicę i chce ją pocałować.
Rzuca pieniędzmi na lewo i prawo, chce zaimponować pewnej piękności.
- Chodź ze mną, przedstawię cię cesarzowej, przedstawię cię dworowi.
- Po co mi mistrz?
— Będziesz mieszkać w pałacu… Będziesz nosić suknie jak cesarzowa, buty, pantofle, złotą karetę… Zrobię dla ciebie wszystko, wszystko…
– Po co mi to, panie? Sama jestem cesarzową, tylko stepową, i nie potrzebuję pałaców, strojów ani powozów.
Cygański powóz, oto mój powóz, po co mi królewskie buty, moje stopy przywykły do biegania w rosie, panie, boso.
A co najważniejsze… pozbawisz mnie wolności, wsadzisz mnie do złotej klatki… Nie, panie… Odejdź, a jeśli nie odejdziesz, będą kłopoty… Pozbawię cię najcenniejszej rzeczy, jaką posiadasz.
- Ty, ty jesteś dla mnie cenniejszy niż cokolwiek innego na świecie…
- Odejdź panie, pożałujesz…
Mistrz nie słuchał.
Cyganie widząc, że pan Donka jest opętany, pewnej nocy opuścili to miejsce, a on oszalał.
Dogonił ich, i to nie sam, ale razem z żandarmami, i oskarżył ludzi z Taboru o kradzież koni.
Nad obozem rozległ się krzyk i wycie, zanim wyrok został szybko wykonany, a gospodarz z szalonym wzrokiem wstał i zaproponował wymianę ludzi za Donkę.
Dziewczyna wyszła do niego i powiedziała mu, żeby pozwolił Cyganom odejść, powiedziała, pójdę sama, pieszo, nie zbliżaj się do mnie…
I poszła, za nią podążał pan i żandarmi, a ona szła i śpiewała piosenkę.
Starzy ludzie opowiadali, że za nią latały różne ptaki, całe stada, a kiedy dotarły do majątku, odleciały, ćwierkając i gdacząc o czymś. Donka obejrzała się, spojrzała na pana i uśmiechnęła się…
- No cóż, proszę pana – mówi dziewczyna – ostrzegałam, że będzie pan miał kłopoty, na próżno pan się ze mną związał… Straci pan to, co ma pan najcenniejszego, ale mogł pan powstrzymać swe pragnienia, uspokoić się, wszystko potoczyłoby się inaczej, teraz jest już za późno, proszę pana, żeby cokolwiek zmienić…
Ale mistrz nic nie widzi… On oszalał, jakby w gorączce miłosnej…
I… uczta rozkręciła się na całego, pieniądze pana szły strumieniami, rzucał kulami, karmił i poił wszystkich, wielu przyszło popatrzeć na cudo, które pan sobie nabył. Niektórzy zostali, pisali wiersze, dedykowali je Donce, wiersze.
„Kiedy zostaniesz żoną?” zapytał mistrz.
„Jeszcze nie czas” – odpowiedziała – „nie zabawiałeś mnie wystarczająco”.
A Donka świetnie się bawiła.
Zmusiła pana, żeby dał chłopom wolność, dał im działki, a on szastał pieniędzmi jak szalony. Ludzie przychodzili do niego od samej cesarzowej, ale on ich wszystkich wypędził.
Pewnego dnia przyszedł do niego syn pana, Wołodia. Syn nieślubny, ale uznany przez pana, ukochany, dziedzic wszystkiego… co pozostało, więc syn przyszedł, by naprowadzić ojca na właściwą drogę…
„Cóż, nadszedł mój czas” – powiedziała Donka do mistrza…
Dwa tygodnie później dziewczyna wyruszyła w step, aby dołączyć do swojego obozu. Nie poszła jednak sama, lecz za nią podążył Władimir.
Donka czekała na swój czas i czekała na tego, który zostanie jej mężem.
„Nie idź” – błaga szaleniec.
- Nie, panie, ostrzegałem cię, ale mnie nie posłuchałeś… Powiedziałem ci, że zabiorę ci to, co masz najcenniejszego.
— Puść mojego syna… mojego syna, on jest jedyną wartościową rzeczą jaką mam.
- A ja go nie nazywam, proszę pana, ja go nie prowadzę, u nas wszystko jest w porządku, on sam idzie za mną, z miłości… To jego wina… Ostrzegałem cię.
I poszli w noc, w step, w ciemność, gdzie płoną cygańskie ogniska i stoją kibitki z dziećmi…
- A co z tym mistrzem, Wasilijem Dmitryczem?
- Co, zwariowałeś? Twój praprapradziadek go przygarnął, byli sąsiadami i się nim opiekowali.
A po kilku latach pojawił się Wołodia, a z nim jego synek, chłopiec i malutka, ciemnooka dziewczynka, dzieci z tej Donki.
Twój przodek, Siergiej Siergiejewicz, przyjął mojego prapradziadka, Władimira Wasiljewicza, zrobił z niego urzędnika i pomagał wychowywać dzieci.
I tak oto, panie, zamieszkaliśmy razem…
- A co się stało z Donką? – pyta z podnieceniem Siergiej Siergiejewicz – dlaczego Władimir wrócił sam, bez niej?
-Kto wie? Wygląda na to, że umarła… i kto powiedział, że znalazła kogoś innego, Cygana, chyba…
– To nieprawda, Donka nikogo nie znalazła – słychać głos Anyutkina – bardzo kochała męża, dał jej siłę, oswoił ją, nie puścił wolno, dlatego odeszła… wcześnie. A Władimir chciał wychować dzieci w dobrych warunkach, a bez ukochanej nie mógł tam żyć…
Starzec milczy i nie sprzeciwia się prawnuczce.
Raz na pokolenie rodzi się dziewczynka, każda z siłą Donki, choć nie tak wielką, ale Annuszka dostała wszystko, co najlepsze od swojej pra…babci, myśli starzec…
Siergiej Siergiejewicz i Annuszka byli zagubieni przez kilka lat, czasami przypominał sobie historię rodziny Jewisiejewów i odnajdywał dokumenty potwierdzające, że ziemie na prawo od jego majątku należały do Jelisiejewów…
Starzy ludzie umarli, Siergiej zainteresował się nowymi ideami…
W kraju zaczęły się zmiany, a takie…
To nie było to, czego chciał Siergiej, nie wszystko poszło zgodnie z planem.
Aresztowali go i jego towarzyszy w byłym majątku ojca Sierioży, złapali ich tam i zostawili, dopóki jakiś wielki szef nie wydał rozkazu.
- Siergieju Siergiejewiczu, panie, – słyszy nocą głos dziewczyny w oknie, patrzy, dziewczyna stoi, nieopisanej urody, w świetle księżyca zdaje się błyszczeć, – Siergieju Siergiejewiczu, – woła cicho, – chodźmy, ale cicho, mamy pół godziny, potem obudzą się, twoi strażnicy.
Siergiej i jego towarzysze wysiedli i poszli za dziewczyną.
Zaprowadziła ich do jaskiń, o których Siergiej nawet nie wiedział.
-Mój lud ukrywał się tu przez stulecia. Kiedy tu przybyli, nie bój się…Pomogę ci.
-Annuszka? Aniutka…kim się stałaś…
„Co, proszę pana, podoba mi się?”, uśmiechnęła się jak dorosła osoba.
-Podobasz mi się, Anya…
-Pamięta pan, jaka rodzinna legenda…
Dziewczyna pomogła Siergiejowi i jego towarzyszom dotrzeć do portu, przedstawiła ich odpowiednim osobom i pomogła im wyjechać za granicę.
-Annuszka, chodź ze mną, przez ten czas stałaś się dla mnie kimś więcej niż tylko znajomą.
- Nie mogę, proszę pana… to nie moje przeznaczenie. Ale proszę, proszę… niech pan żyje.
-Aneczka, chodźmy, tylko…jako młodsza siostra, proszę cię…
- Nie, Sierioża… Muszę tu zostać i iść swoją drogą, do widzenia, panie.
Już na wygnaniu Siergiej narysował z pamięci ołówkiem wizerunek Annuszkina i pokazał go artyście, który namalował jego portret.
Siergiej ożenił się, kochał swoją żonę, ale zawsze nosił w sercu obraz Anny, kochał ją miłością czystą i nieskalaną.
Wszyscy myśleli, że dziewczyna na portrecie, tak przez niego strzeżona, jest jego krewną i dopiero po jego śmierci, gdy Siergiej Siergiejewicz był już zgrzybiałym starcem, poznali tajemnicę tego portretu.
Annuszka również żyła długo, wyszła za mąż za tego samego wielkiego szefa, którego przybycia oczekiwano w noc, gdy pomogła Siergiejowi i jego towarzyszom uciec i się ukryć.
W latach represji jej mąż został zamordowany, a następnie zrehabilitowany, gdy dzieci – trzej synowie i córka – były już dorosłe.
Annuszka nie dożyła sędziwego wieku, zobaczyła tylko swojego pierwszego wnuka i to było wszystko.
A kiedy wnukowi Annuszki urodziła się córka, wszyscy byli zaskoczeni jej podobieństwem do prababci.
- Nikołaju Nikołajewiczu, od kogo wziąłeś Anżelikę? Wszyscy jesteście bystrzy, ale ona chyba jest poza waszym zasięgiem – pyta sąsiad z daczy.
„Nasze, nasze” – śmieje się Nikołaj Nikołajewicz – „bardzo nasze”.
-Anżeloczka, jak ma na imię twoja lalka? Jest taka ciekawa, Cyganka czy coś? Spójrz na te koraliki na jej szyi.
„Nie koraliki, ale naszyjnik” – mówi dziewczynka, patrząc na swoją sąsiadkę czarnymi, czystymi oczami – „a ma na imię Donka…”