– Zażądasz obiadu u siebie w domu! Wynoś się natychmiast z mojego mieszkania! – Rodzice męża „za długo” zostali na przyjęciu.

Polina stała w łazience, badając popękane płytki przy umywalce. Dwie białe płytki ceramiczne były pokryte drobnymi pajęczynami pęknięć po tym, jak w zeszłym tygodniu spadła na nie butelka szamponu. Drażniło ją to każdego ranka. Trzeba je było wymienić.

Wytarła ręce ręcznikiem i poszła do salonu do męża. Jewgienij siedział na sofie z telefonem w dłoniach, przeglądając jakieś wiadomości.

„Żenia, myślę, że czas zrobić remont w łazience” – zaczęła Polina, siadając obok niej. „Dwie płytki są popękane i łazienka wygląda niechlujnie”.

Jewgienij podniósł wzrok znad ekranu. Jego twarz była nieco napięta.

„Polya, czekają nas pewne zmiany” – powiedział powoli. „Moi rodzice postanowili przeprowadzić się z przedmieść do miasta”.

Polina mrugnęła. Tego się nie spodziewała.

  • I co z tego? – Nie zrozumiała. – Dobrze im tak. Pewnie nudzą się tam sami.

„Będą mieszkać z nami” – dodał ciszej Jewgienij. „Dopóki nie znajdą czegoś odpowiedniego dla siebie”.

Słowa męża zawisły w powietrzu. Polina powoli zrozumiała ich znaczenie. W ich dwupokojowym mieszkaniu? Z teściową, która zawsze znajdowała coś do skrytykowania?

„Serio?” zapytała ponownie. „I jak długo to potrwa, dopóki tego nie znajdą?”

„No cóż, najwyżej miesiąc, dwa” – Jewgienij wzruszył ramionami. „Potrzebują czasu, żeby się rozejrzeć, wybrać teren”.

  • Żenia, rozumiesz, że nasze mieszkanie jest małe? – Polina wstała z kanapy. – Gdzie będą spać? W salonie?

„Kupimy im rozkładaną sofę” – odpowiedział mąż. „Pola, to moi rodzice. Nie mogę im odmówić”.

Polina chodziła po pokoju. Jej myśli były chaotyczne. Z jednej strony rodzina to rodzina. Z drugiej, mieszkanie pod jednym dachem z teściową…

„Dobrze” – westchnęła w końcu. „Ale pod jednym warunkiem. To tymczasowe. I nie będą ingerować w nasze życie”.

„Oczywiście, oczywiście” – szybko zgodził się Jewgienij. „Wszystko będzie dobrze”.

Trzy dni później pod ich drzwi podjechał stary Logan. Polina patrzyła przez okno, jak Walentyna Pietrowna i Grigorij Iwanowicz rozładowują walizki. Jej teściowa miała na sobie elegancki, granatowy garnitur i starannie uczesane włosy. Ubrała się nawet na przeprowadzkę, jakby wybierała się na spotkanie biznesowe.

Jewgienij zbiegł na dół, żeby pomóc. Polina została, żeby przygotować mieszkanie na gości. Szybko wytarła kurz i wygładziła narzutę na sofie.

Drzwi się otworzyły. Walentyna Pietrowna weszła do mieszkania, rozglądając się krytycznie po korytarzu.

  • No, cześć, Polino – powiedziała teściowa sucho. – Co ci się stało z włosami? W ogóle nie są uczesane.

Polina machinalnie przesunęła dłonią po głowie. Normalna, domowa fryzura, nic specjalnego.

„Witaj, Walentino Pietrowna” – odpowiedziała. „Proszę wejść i rozgościć się”.

Teściowa weszła do salonu i nadal sprawdzała każdy kąt.

„Twoja tapeta wygląda trochę ponuro” – zauważyła, krzywiąc się. „I dziwnie pachnie. Co gotowałaś?”

„Kasza gryczana z kurczakiem” – odpowiedziała zdezorientowana Polina.

  • Gryka? – Walentyna Pietrowna pokręciła głową. – W naszej rodzinie grykę jedzą tylko chorzy. Normalne jedzenie to barszcz, kotlety, pilaw.

Polina stanęła pośrodku salonu i zrozumiała: dni będą teraz ciągnąć się bardzo powoli. Ale nawet ta myśl nie przygotowała jej na to, co zaczęło się już następnego ranka.

  • Polina, gdzie śniadanie? – zapytała surowo Walentyna Pietrowna, wychodząc z łazienki. – U nas o siódmej rano wszystko było już gotowe na stole.

Polina stała przy piecu w szlafroku i mieszała owsiankę.

„Zaraz wszystko będzie gotowe” – odpowiedziała ze zmęczeniem. „Jeszcze tylko pięć minut”.

  • Pięć minut? – oburzyła się teściowa. – A co to za owsianka? Ojciec nie je owsianki. Potrzebuje tylko kaszki manny z masłem.

Następnego dnia skargi nie ustawały. Walentyna Pietrowna znalazła w zlewie nieumytą patelnię.

  • Polina, co to jest? – krzyknęła ze złością. – Naczynia trzeba myć natychmiast po jedzeniu!

„Miałam zamiar umyć ją wieczorem” – próbowała wytłumaczyć Polina.

  • Wieczorem? – Walentyna Pietrowna pokręciła głową. – Porządne rodziny tak nie robią.

Tydzień później teściowa już otwarcie rozkazywała. Koszule Grigorija Iwanowicza wymagały specjalnego prasowania. Polina stała przy desce do prasowania po całym dniu pracy.

„Źle to prasujesz” – skrytykowała Walentyna Pietrowna. „Widzisz, tu nadal są zagniecenia. Zrób to jeszcze raz”.

Polina w milczeniu ponownie wygładziła tkaninę. Jej cierpliwość już pękała na pół.

„Żenia, muszę z tobą porozmawiać” – powiedziała do męża późnym wieczorem.

  • O czym? – Jewgienij przeglądał czasopismo, nie podnosząc głowy.

„Twoja matka zachowuje się jak pani mojego mieszkania” – zaczęła ostrożnie Polina. „Żąda, żebym gotowała specjalnie dla twojego ojca i prała jego ubrania.

  • A co w tym złego? – zdziwił się Jewgienij. – To przecież starzy ludzie.
  • Przecież ja pracuję na pełen etat! – oburzyła się Polina. – A potem wracam do domu i znowu pracuję jako pokojówka.

„Polya, nie przesadzaj” – zbył ją mąż machnięciem ręki. „To tymczasowe”.

Miesiąc zamienił się w dwa. Dwa w trzy. Walentyna Pietrowna czuła się coraz pewniej. Rano budziła Polinę, jeśli spóźniała się ze śniadaniem. Wieczorami sprawdzała czystość w mieszkaniu.

„Polina, lustro w korytarzu jest brudne” – oznajmiła. „A podłogę trzeba lepiej umyć”.

Polina umyła lustro po raz trzeci w tym tygodniu. Była zdenerwowana. Jewgienij zdawał się niczego nie zauważać. Wrócił z pracy, zjadł obiad i usiadł przed telewizorem.

„Żenia, porozmawiaj z rodzicami” – błagała Polina. „Twoja matka traktuje mnie jak służącą”.

„Mama jest przyzwyczajona do zamawiania” – odpowiedział obojętnie. „Trochę cierpliwości”.

Trzy miesiące zamieniły się w prawdziwy koszmar. Grigorij Iwanowicz również wyraził teraz niezadowolenie. Albo zupa była za słona, albo mięso twarde. Polina biegała między pracą a obowiązkami domowymi. Spała cztery godziny dziennie.

Tego wieczoru Polina została w pracy do późna. Pilny raport wymagał pracy. Wróciła do domu dopiero o wpół do dziesiątej. Polina nie zdążyła nawet zamknąć drzwi, gdy usłyszała gniewny głos Walentyny Pietrowna.

  • Gdzie obiad? Gdzie się włóczysz?! – krzyknęła teściowa prosto z korytarza. – Siedzimy tu z ojcem głodni!

Polina oparła się o drzwi wejściowe. Przez głowę przemknęły jej te trzy niekończące się miesiące. Poranne narzekanie na śniadanie. Wieczorne prasowanie cudzych koszul. Ciągłe wyrzuty i niezadowolenie. A jej mąż zdawał się nic nie widzieć i nie słyszeć.

Kielich cierpliwości przelał się. Polina wzięła głęboki oddech i o mało nie krzyknęła na teściową:

  • Dość! Będziesz żądał obiadu u siebie w domu! Wynoś się natychmiast z mojego mieszkania!

Walentyna Pietrowna zamarła z otwartymi ustami. Najwyraźniej się tego nie spodziewała.

  • Co ty robisz?! – oburzyła się teściowa. – Jak śmiesz tak mówić do starszych?
  • Śmiem! – wyrzuciła z siebie Polina. – Bo to moje mieszkanie!

Jewgienij wyskoczył z sypialni rozczochrany i przestraszony.

„Polya, co się dzieje?” zapytał zdezorientowany. „Czemu krzyczysz na mamę?”

  • Czemu krzyczę? – Polina zwróciła się do męża. – Gdzie byłeś przez te trzy miesiące? Gdzie byłeś, kiedy twoja matka zrobiła ze mnie służącą?
  • Polina, opamiętaj się! – wtrącił się Grigorij Iwanowicz. – Jesteśmy rodziną!
  • Rodzinę? – Polina gorzko się zaśmiała. – Jaką rodzinę? Nie uważasz mnie za człowieka!

Eugene próbował ją uspokoić wyciągając ręce.

„Polya, porozmawiajmy spokojnie” – zaczął pojednawczo.

  • Spokojnie? – Polina odsunęła się od męża. – Próbowałam z tobą rozmawiać spokojnie przez trzy miesiące! A ty udawałeś, że nic się nie dzieje!

Walentyna Pietrowna podeszła do Poliny z oburzonym wyrazem twarzy.

  • Jak ty w ogóle możesz tak mówić?! – wściekła się teściowa. – Przecież nie jesteśmy sobie obcy! Żenia, powiedz coś żonie!

„Mamo, uspokój się” – poprosił Jewgienij słabym głosem.

  • Uspokoić się? – oburzyła się Walentyna Pietrowna. – Wyrzuca mnie za drzwi!

Polina stanęła w samym środku tego skandalu i nagle zdała sobie sprawę: dość. Nie zamierza tego dłużej tolerować.

„To wszystko” – powiedziała cicho. – „Wnoszę pozew o rozwód”.

W mieszkaniu panowała przytłaczająca cisza. Nawet Grigorij Iwanowicz przestał narzekać.

  • Polia, o czym ty mówisz? – Jewgienij był zaskoczony. – Jakie oszustwo?

„Najzwyklejsze” – odpowiedziała stanowczo Polina. „A teraz wszyscy troje, szykujcie się i wychodźcie. Natychmiast”.

„Nie możecie nas wyrzucić!” – oburzyła się Walentyna Pietrowna. „Żenia też jest tu zameldowana!”

„Mogę” – odpowiedziała spokojnie Polina. „To moje mieszkanie. Kupione za moje pieniądze. Przed ślubem”.

Jewgienij próbował protestować, ale Polina już nie słuchała. Rodzice męża szybko spakowali swoje rzeczy, mamrocząc coś o niewdzięczności. Jewgienij krążył po mieszkaniu zdezorientowany, nie wiedząc, co robić.

„Polya, porozmawiajmy o wszystkim jutro” – błagał już na progu. „Jak się uspokoimy”.

„Nie” – odpowiedziała stanowczo Polina. „Jutro dostaniesz swoje rzeczy”.

Polina nie spała całą noc. Rozejrzała się po pustym mieszkaniu i zdała sobie sprawę: po raz pierwszy od trzech miesięcy panowała tu cisza. Nikt nie domagał się śniadania o siódmej rano. Nikt nie krytykował jej włosów ani ubioru.

Rano zadzwonił dzwonek do drzwi. Jewgienij stał z winną miną, trzymając w dłoniach bukiet róż.

„Polya, proszę” – powiedział żałośnie. „Rozumiem wszystko, to się już nie powtórzy”.

„Żenia, już za późno” – odpowiedziała chłodno Polina. „Za późno”.

  • Ale ja nie wiedziałem, że to dla ciebie takie trudne! – wykrzyknął Jewgienij z rozpaczą. – Myślałem, że mama po prostu pomaga w pracach domowych!

Polina oparła się o framugę drzwi. Nawet teraz nie rozumiał.

  • Pomogło? – zapytała cicho. – Twoja matka kazała mi prać, prasować i gotować specjalnie dla niej. A ty milczałeś.

„Poprawię się!” krzyknął Jewgienij. „Porozmawiam z rodzicami!”

Polina wystawiła torby z rzeczami męża na korytarz.

„Żenia, przez trzy miesiące nie zauważyłaś, jak mnie upokarzano we własnym domu” – powiedziała spokojnie. „Nie mogę ci tego wybaczyć”.

Jewgienij nie zwracał uwagi na torby i patrzył na żonę błagalnym wzrokiem.

„Ale jesteśmy mężem i żoną!” – wykrzyknął rozpaczliwie. „Jesteśmy razem od dwóch lat!”

„Już dość” – odpowiedziała Polina. „Do widzenia, Żenia”.

Polina zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Małżeństwo się skończyło. Ale Polina odzyskała poczucie własnej wartości. I to było bardziej satysfakcjonujące niż przerażające.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *