„Słyszałam, że masz problemy” – kontynuowała kobieta. „I postanowiłeś, że twoja siostra powinna je rozwiązać, sprzedając mieszkanie”.
– Nie… Ja tylko… – Witalij zawahał się, a potem machnął ręką. – Co innego mogę zrobić? Jestem na skraju bankructwa. Mam żonę, obowiązki…
„Już się umówiliśmy z agentem nieruchomości” – Witalij obracał filiżankę w dłoniach, rzucając krótkie spojrzenia na siostrę.
Przez głowę Kariny przemknęła absurdalna myśl – może jej brat żartował? A może się przesłyszała?
- O czym mówisz?
Natasza, która siedziała obok męża, westchnęła niecierpliwie i pochyliła się do przodu.
„Postanowiliśmy sprzedać twoje mieszkanie. Vitalik znalazł dobrych ludzi, którzy byli gotowi kupić je szybko i za dobrą cenę” – powiedziała, jakby mówiła o sprzedaży starej sofy. „Uznaliśmy, że zwlekanie byłoby głupotą”.
Karina powoli odstawiła imbryk na podstawkę i usiadła naprzeciwko niespodziewanych gości. Poczucie nierealności tego, co się działo, narastało z każdą sekundą.
– To moje mieszkanie! Co masz na myśli mówiąc „postanowiliśmy sprzedać twoje mieszkanie”? Kupiliśmy je za pieniądze z spadku po mojej babci!
– Dokładnie! – Witalij ożywił się, jakby czekał na odpowiednie słowa. – Właśnie dlatego tu jesteśmy. Karin, to mieszkanie zostało kupione za pieniądze ze sprzedaży kawalerki babci. I miało trafić do nas obojga, rozumiesz. Tyle że wtedy nie zwracałem uwagi na te formalności…
- Formalności? – Karina ledwo panowała nad głosem. – Ty nazywasz testament babci formalnością?
– Mama i babcia były wobec mnie niesprawiedliwe – twarz Witalija poczerwieniała. – Miałeś okazję na nie wpływać w ostatnich latach, a ja… byłem zajęty budowaniem firmy! Kto by pomyślał, że tak się to wszystko potoczy?
- Czyli powinnam była ich porzucić, tak jak ty? Wtedy wszystko byłoby „sprawiedliwe”?
„Już daliśmy zaliczkę agentowi nieruchomości” – wtrąciła Natasza, marszcząc nos, jakby w pokoju unosił się jakiś nieprzyjemny zapach. „Witalij zapłacił z własnej kieszeni. Dobremu agentowi nieruchomości, nawiasem mówiąc”.
Karina spojrzała na żonę swego brata i poczuła, jak wszystko w niej wrze.
- I naprawdę, jak głupio z mojej strony, że nie wiedziałem, że zarządzasz moją własnością.
Kiedy drzwi zatrzasnęły się za gośćmi, Karina opadła na krzesło, próbując zrozumieć, co się stało. Cała sytuacja była tak absurdalna, że wydawała się koszmarem.
Pięć lat temu zmarła jej babcia, Ada Leonidovna. Szczupła, ale silna kobieta, wytrwała do końca, pomimo choroby. Nawet w najtrudniejszych dniach babcia interesowała się jej sprawami na odprawie celnej i żartowała, że jej wnuczka sprawdza cudze walizki.
„Łapiesz w ogóle prawdziwych przemytników, czy po prostu szukasz kosmetyków?” – zapytała Ada Leonidovna, mrużąc oczy chytrze, a Karina, zmęczona po dwunastogodzinnej zmianie, opowiedziała jej historie o swojej pracy na lotnisku.
To był trudny czas. Potem, po śmierci matki, Weroniki, babcia została sama w swoim jednopokojowym mieszkaniu na obrzeżach. Karina przyjeżdżała do niej prawie codziennie po pracy i nocowała w weekendy. Witalij pojawiał się raz w miesiącu, i to tylko na krótko. Był cały czas zajęty, dynamicznie rozwijając swój biznes.
Kiedy babcia zmarła, okazało się, że zostawiła testament. Karina dostała mieszkanie i oszczędności, Witalij dostał daczę w osiedlu ogrodniczym i kilka wartościowych rzeczy. Brat nie sprzeciwiał się wtedy, był zajęty swoimi sprawami. Sprzedał daczę niemal natychmiast, inwestując pieniądze w rozwój firmy.
Karina postanowiła sprzedać mieszkanie babci. Było zbyt daleko od pracy, a po śmierci dwojga bliskich, trudno było w nim wytrzymać. Dodając oszczędności odziedziczone po babci i to, co udało jej się zaoszczędzić, kupiła swoje obecne mieszkanie – małe, dwupokojowe mieszkanie w nowej dzielnicy. Nic luksusowego, ale własne, przytulne gniazdko dla niej i jej syna Maxima.
Pierwszy rok po przeprowadzce upłynął pod znakiem remontów i porządków. Budowała dom krok po kroku, wkładając w to całą duszę i wszystkie dostępne środki. A potem… potem życie się poprawiło. Maksym poszedł na studia, Karina awansowała. A teraz, pięć lat później, jej brat nagle rości sobie prawa do jej mieszkania…
Dźwięk przekręcanego klucza w zamku wyrwał Karinę z zamyślenia.
- Mamo, czemu jesteś taka blada? – Maksym rzucił plecak na szafkę nocną i uważnie przyjrzał się matce. – Coś się stało?
– Nie rozumiem, jak mogli w ogóle pomyśleć, że się zgodzisz! – Maksym machał rękami z oburzeniem, nerwowo krążąc po kuchni. W wieku dziewiętnastu lat był kopią ojca – równie wysoki, barczysty, z ciemnymi włosami. Tylko charakter, na szczęście, odziedziczył po Karinie.
- Wujek Witalij kompletnie oszalał. A ciocia Natasza jest grzeczna!
„Nie przeklinaj” – odpowiedziała automatycznie Karina, mieszając zimną herbatę.
- Co, nieprawda? Roztrwonili pieniądze, a teraz gapią się na nasze mieszkanie. A co ich obchodzi spadek po babci? Wujek Witalij zapomniał wtedy o niej pomyśleć! Ile razy odwiedzał babcię, kiedy chorowała? Dwa razy w roku?
Karina westchnęła. Witalij był od niej cztery lata starszy i jako dziecko uwielbiała jego brata. Chronił ją przed chuliganami na podwórku, uczył jeździć na rowerze, pomagał jej z matematyką. Kiedy to wszystko się zmieniło? Może kiedy poznał Nataszę? A może wcześniej, kiedy wyjechał na studia i zaczął coraz rzadziej odwiedzać rodziców?
„Mamo, nie zamierzasz im pomóc, prawda?” Maksym stanął przed nią i skrzyżował ramiona na piersi.
„Oczywiście, że nie” – potarła skronie. „Ale z bratem też nie chcę się kłócić”.
- A on tego chce? Przychodzi, domaga się prawa do twojego mieszkania, a ty się potem boisz, że go obrazisz, odmawiając?
Telefon Kariny zawibrował. Wiadomość od Leny, koleżanki z urzędu celnego.
Cześć! Twój brat rozpowiada wszystkim, że sprzedajesz mieszkanie. Mówi, że przeprowadzasz się bliżej pracy. Czy to prawda? Mój bratanek pracuje jako pośrednik w obrocie nieruchomościami i może ci pomóc w znalezieniu dobrej oferty.
Karina pokazała wiadomość Maximowi.
- Widzisz? Już wszystkim ogłosił, że sprzedajemy mieszkanie! – Poczuła gulę w gardle.
- Oddzwoń do Leny i wyjaśnij sytuację. I do wszystkich innych też. – Maksym usiadł obok niej i wziął matkę za rękę. – Wpadnę jutro po lekcjach do wujka Witalija, porozmawiam z nim.
„Tylko żadnych skandali” – Karina spojrzała na syna z troską. „Obiecujesz?”
Przez kolejne dwa tygodnie Witalij dzwonił niemal codziennie, zaczynając rozmowę spokojnie, ale szybko przechodząc w podniesiony głos. Natasza pisała długie wiadomości o swoim „obowiązku rodzinnym” i o tym, jak „nieuprzejmie” było ze strony Kariny, że nie pomogła bratu w trudnych chwilach.
Karina dowiedziała się od wspólnych znajomych, że Witalij rzeczywiście ma poważne problemy. Jego interes upadł – otworzył sieć sklepów z odżywkami dla sportowców, zaciągając duży kredyt, ale pandemia i kryzys gospodarczy zrobiły swoje. Teraz wierzyciele domagali się spłaty długów, grożąc sądem i windykacją.
„Ale co moje mieszkanie ma z tym wspólnego?” – pomyślała Karina, wracając z pracy. Chętnie pomogłaby bratu, gdyby po prostu o to poprosił, a nie stawił się z żądaniami.
Zbliżając się do wejścia, zobaczyła znajomy samochód Nataszy. W pobliżu stała starsza para i mężczyzna w garniturze z teczką w dłoniach.
- Idzie gospodyni! – zawołała Natasza, zauważając Karinę. – Czekaliśmy na ciebie.
„Co się dzieje?” zapytała Karina, czując, jak wszystko w jej wnętrzu staje się zimne.
- Poznajcie Siergieja Anatoliewicza, naszego agenta nieruchomości, – Natasza przedstawiła mężczyznę z teczką. – A to jest Ałła Siemionowna i Paweł Iwanowicz, chcą obejrzeć mieszkanie.
- Jakie mieszkanie? – Karina złapała oddech.
„Oczywiście, że twoja” – Natasza uśmiechnęła się, jakby omawiały dawno rozwiązany problem. „Już im opowiedziałam wszystko o okolicy, pokazałam zdjęcia, które zamieściłeś…”
„Moja żona i ja od dawna szukaliśmy mieszkania dla naszej córki” – wtrącił Paweł Iwanowicz. „To bardzo dobra opcja, i to od właściciela”.
„Słuchaj” – powiedziała Karina z trudem, patrząc na agenta nieruchomości. „Moje mieszkanie nie jest na sprzedaż. To jakieś nieporozumienie”.
- Jak to możliwe, że nie jest na sprzedaż? – mężczyzna zmarszczył brwi i spojrzał na Nataszę. – Ale przecież powiedziałaś…
– Jest na sprzedaż, siostra mojego męża trochę się wstydzi – Natasza wzięła Karinę pod rękę i odprowadziła ją na bok. – Słuchaj, nie rób z nas idiotów, ludzie specjalnie przyszli, Siergiej Anatoliewicz marnuje czas. Pokaż mieszkanie, a potem wszystko omówimy.
– Nie – Karina uwolniła rękę. – Nie ma o czym rozmawiać. Nie sprzedaję mieszkania. I nikomu go nie pokażę.
„Teraz wszystko jasne” – powiedział pośrednik, zamykając teczkę. „Przepraszam, ale nie zajmuję się nieruchomościami problematycznymi. Powinniście najpierw dojść do porozumienia między sobą, a potem zawracać ludziom głowę”.
Kiedy para i agent nieruchomości wyszli, Natasza zwróciła się do Kariny, nie kryjąc irytacji.
- Zdajesz sobie sprawę, co robisz? Mamy dług wobec banku, Vitalikowi grożą, a ty robisz cyrk z niczego!
– Natasza – Karina starała się mówić spokojnie, choć w środku wszystko się gotowało. – Rozumiem twoje problemy. Ale nie musisz ich rozwiązywać w ten sposób. Mieszkanie jest moje i nie zamierzam go sprzedawać.
– Nie potrzebujesz takiego dużego mieszkania! – Natasza rozłożyła ręce. – Będziesz miała jeszcze dzieci? Maksym niedługo się ożeni i wyprowadzi, zostaniesz sama. A my potrzebujemy pieniędzy natychmiast!
„To mój dom” – odpowiedziała stanowczo Karina. „Kropka”.
Witalij zadzwonił wieczorem. Jego głos brzmiał stłumiony, jakby dochodził spod wody.
- Karin, dlaczego obraziłaś Nataszę? Chciała jak najlepiej.
- Vital, wypiłeś za dużo? – zapytała Karina. – Porozmawiamy jutro.
– Nie, ja… po prostu odpoczywam – zaśmiał się brat i od razu zaczął krzyczeć: – Wiesz, że windykatorzy dzwonią do mnie codziennie? Że nie mogę spać? Że bank zabiera mi samochód? A ty… Siedzisz w mieszkaniu, które dostałeś, i nie chcesz pomóc własnemu bratu!
- Witaliju, współczuję ci, ale dlaczego rozwiązaniem miałaby być sprzedaż mojego mieszkania? – Karina chwyciła za telefon.
– Bo to niesprawiedliwe! – warknął Witalij. – Babcia powinna była podzielić wszystko po równo! Oboje jesteśmy jej wnukami!
„To była jej decyzja, a ty wtedy nie protestowałeś” – powiedziała Karina zmęczonym głosem. „Ostatecznie dostałeś daczę i biżuterię”.
– To o wiele mniej, niż dostałeś! Pójdę do sądu – powiedział nagle Witalij. – Zakwestionuję testament. Udowodnię, że babcia nie była przy zdrowych zmysłach, kiedy go sporządzała. Że wywierałeś na nią presję.
Karinie kręciło się w głowie. Wiedziała, że jej brat blefuje, że minęło pięć lat i żaden sąd nie przyjmie takiej sprawy. Ale sama myśl, że jest gotów zszargać pamięć o jej babci dla pieniędzy, była nie do zniesienia.
„Rób, co chcesz” – powiedziała i się rozłączyła.
Dzwonek do drzwi zadzwonił w sobotę, kiedy Karina sprzątała. Na progu stała starsza kobieta z starannie ułożonymi siwymi włosami.
- Ludmiła Nikiticzna? – zdziwiła się Karina, rozpoznając w niej starą przyjaciółkę babci. – Proszę wejść.
„Dziękuję, kochanie” – kobieta weszła do przedpokoju, opierając się na lasce. „Od dawna miałam zamiar do ciebie przyjść, ale zdrowie mnie zawodziło. A potem zaczęły się rozchodzić plotki, opowiadano o tym, co się tu dzieje, z taką pasją. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie przyjść”.
Przy herbacie Ludmiła Nikiticzna uważnie słuchała opowieści Kariny, kręcąc głową.
- Tak, Witalijowi jest ciężko. Ale jego metody… – zmarszczyła brwi. – Adoczka by się nie zgodziła.
- Co mogę zrobić? – zapytała Karina z goryczą. – Chcę pomóc, ale nie w ten sposób!
– Wiesz, byłam obok twojej babci, kiedy postanowiła sporządzić testament – Ludmiła Nikiticzna popijała herbatę. – Zaprosiła mnie na świadka. Chciała, żeby ktoś inny poznał jej testament.
„A jaka była jej wola?” – zapytała cicho Karina.
– Powiedziała mi: „Postanowiłam, że najwięcej zostawię Karinie – mieszkanie i oszczędności. Opiekowała się nami przez te wszystkie lata, nie porzuciła nas, kiedy Weronika zachorowała. A Witalij…” – westchnęła. „Witalij dostał daczę i biżuterię. Już zapomniał, jak do mnie dojechać, przyjeżdża tylko na Nowy Rok. I nie ma mowy, żeby przyjechał nawet na pogrzeb”.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Karina otworzyła i zobaczyła Witalija. Wyglądał na potarganego, oczy miał zaczerwienione, jakby nie spał od kilku nocy.
„Musimy porozmawiać” – powiedział ponuro, wchodząc do mieszkania. Widząc Ludmiłę Nikitycznę, zatrzymał się. „Halo. Czy ty… jesteś przyjaciółką babci?”
- Cześć, Vitaliku – skinęła głową Ludmiła Nikiticzna. – Dawno się nie widzieliśmy. Chyba z dziesięć lat. Dokładnie od czasu, gdy przestałaś regularnie odwiedzać Adoczkę.
Witalij zawstydził się i spuścił wzrok.
„Słyszałam, że masz problemy” – kontynuowała kobieta. „I postanowiłeś, że twoja siostra powinna je rozwiązać, sprzedając mieszkanie”.
– Nie… Ja tylko… – Witalij zawahał się, a potem machnął ręką. – Co innego mogę zrobić? Jestem na skraju bankructwa. Mam żonę, obowiązki…
– Odpowiedzialność – powtórzyła Ludmiła Nikiticzna. – Ciekawe słowo. I nowe znaczenie. Powinno trafić do słownika: odpowiedzialność to rozwiązywanie twoich problemów, bo rzekomo ci na kimś zależy. Ale czy nie miałeś odpowiedzialności wobec babci i matki? Kiedy chorowały, kiedy potrzebowały twojego wsparcia? A może ktoś inny też je rozwiązał, więc nie musiałeś się drapać?
- Co to ma do rzeczy? – warknął Witalij. – Mówimy o pieniądzach.
– Nie o pieniądze, Vitaliku, ale o opiekę i troskę – odpowiedziała spokojnie staruszka. – Ada Leonidowna widziała, jak Karina była rozdarta między pracą a opieką nad nimi. Jak nie spała w nocy, kiedy Weronika czuła się naprawdę źle. A od ciebie – tylko rzadkie telefony i wizyty raz w miesiącu, i nawet te były pospieszne.
– Co ty wiesz! – Witalij wybuchnął gniewem. – Siedzieliśmy z babcią, piliśmy herbatę, a ja mam firmę, zobowiązania! Myślisz, że łatwo jest się wybić od zera?
- Pić herbatę? Tak sobie wyobrażasz opiekę nad dwiema ciężko chorymi kobietami? – Ludmiła Nikiticzna spojrzała mu prosto w oczy. – Adoczka opowiedziała mi wszystko. Jak Karina przyjeżdżała po zmianie, gotowała, sprzątała, dawała im lekarstwa. Jak brała urlop, kiedy były naprawdę chore. A ty gdzie byłeś, Witaliku? A skoro to takie proste, to mogę ci powiedzieć, skąd wziąć pieniądze: podpisać umowę najmu z jakąś starszą, ciężko chorą kobietą, chcesz, żebym ci taką znalazła? I “pić z nią herbatę” przez kilka lat, nie zapominając o zmianie pieluchy, wyniesieniu kaczki, wylizaniu mieszkania. To nic wielkiego, prawda?
Witalij milczał, zaciskając zęby.
„Twoja babcia uważała, że człowiek powinien dostać to, na co zasługuje” – kontynuowała Ludmiła Nikiticzna. „Sprawiedliwie rozporządzała swoim majątkiem, dziękując temu, kto naprawdę się o nią troszczył. A jeśli teraz uważasz, że to niesprawiedliwe, może powinnaś się zastanowić: czym sobie na więcej zasłużyłaś?”
Po wyjściu Ludmiły Nikiticznej rodzeństwo długo siedziało w milczeniu. W końcu Witalij podniósł wzrok na Karinę.
„Ja… nie wiem, co mnie naszło” – masował skronie. „Te długi, groźby, Natasza nękająca mnie dniem i nocą… Po prostu pękłem”.
„Dlaczego nie przyszedłeś od razu i nie poprosiłeś o pomoc?” – zapytała cicho Karina. „Dlaczego uznałeś, że masz prawo do mojego mieszkania?”
„Nie wiem” – pokręcił głową. „Prawdopodobnie duma. Albo głupota. Wyobrażałem sobie, że proszę młodszą siostrę o pieniądze i… nie mogłem.”
– A czy mogła Pani domagać się sprzedaży mieszkania?
„Przekonałem sam siebie, że to było sprawiedliwe” – uśmiechnął się gorzko. „Że to nie była prośba, ale przywrócenie sprawiedliwości. Że ty… że byłeś zobowiązany”.
Znów zapadła cisza.
„Bądźmy szczerzy” – powiedziała w końcu Karina. „Tak, mam mieszkanie. Ale na nie zasłużyłam. I wiesz o tym. Nie mogę i nie chcę go sprzedać, zwłaszcza teraz, gdy Maksym studiuje”.
„Rozumiem” – kiwnął głową Witalij. „Pomyliłem się. Przepraszam”.
„Ale mogę ci pomóc w inny sposób” – kontynuowała. „Mamy wakat w służbie bezpieczeństwa w urzędzie celnym. Musiałbyś zaczynać od zera, ale przynajmniej miałbyś stabilny dochód, pakiet socjalny…”
- Ja? Do służby cywilnej? – Witalij uniósł brwi.
- Co się stało? Jesteś bystra, zorganizowana. Dasz sobie radę – Karina wzruszyła ramionami. – Przynajmniej to szansa na wyjście z długów.
- A co z Nataszą? Ona nie zgodzi się na taką pensję.
- To już twój związek, Vital. Mogę ci dać pracę, ale nie nową żonę – uśmiechnęła się Karina.
Po raz pierwszy w trakcie całej rozmowy Witalij szczerze się roześmiał.
„Wiesz, jesteś bardzo podobna do swojej babci” – powiedział, śmiejąc się. „Ta sama prostolinijność. I… i dziękuję. Za propozycję. Pomyślę o tym”.
Miesiąc później Witalij zaczął pracować w urzędzie celnym. Okazało się, że jego doświadczenie biznesowe okazało się przydatne – szybko opanował system i procedury. Natasza zrobiła awanturę, gdy dowiedziała się o jego decyzji, i wyjechała do rodziców, zabierając swoje rzeczy.
„Powinienem był to zrobić dawno temu” – wyznał Witalij siostrze podczas kolacji w jej domu. „Przez ostatnie kilka lat rozmawialiśmy ze sobą tylko o pieniądzach”.
Siedzieli w kuchni – Karina, Maksym i Witalij. Na stole stał porcelanowy imbryk babci, który Karina pieczołowicie przechowywała przez te wszystkie lata.
- Przeglądałam ostatnio stary album – Karina wyjęła z szafki dużą, oprawioną w skórę książkę. – Pamiętasz to zdjęcie? Twoje zakończenie roku szkolnego.
Na zdjęciu młody Witalij stał w otoczeniu rodziców, babci i małej Kariny. Wszyscy mieli radosne miny.
„Minęło tyle czasu” – westchnął Witalij, przesuwając palcem po zdjęciu. „Myślałem wtedy, że cały świat leży u moich stóp. Że mogę wszystko, że na wszystko będę miał czas…”
„I masz jeszcze czas” – uśmiechnęła się Karina, nakrywając jego dłoń swoją dłonią. „Najważniejsze, że znów jesteśmy razem”.
„Tak” – Witalij skinął głową. „To cenniejsze niż jakikolwiek spadek”.