Wiera stała w kuchni, krojąc warzywa na gulasz. Jej ręce poruszały się mechanicznie, ale myśli błądziły gdzieś daleko. Anna Siergiejewna zmarła tydzień temu. I ten czas ciągnął się w nieskończoność.
Jej teściowa odeszła tak nagle, zaledwie miesiąc po mężu. Jej serce tego nie wytrzymało, mówili lekarze. I Wiera wiedziała, że nie tylko jej serce, ale i dusza nie zniosą rozłąki z Michaiłem Pietrowiczem. Czterdzieści lat razem, ani jednego dnia różnicy.
Na zewnątrz mżyło. Szary październikowy dzień, jakby sama natura opłakiwała Annę Siergiejewnę.
Drzwi wejściowe zatrzasnęły się.
„To ja” – głos jej męża, Andrieja, dobiegł z korytarza. Nie był sam – słychać było czyjeś kroki i stłumioną rozmowę.
Wiera wytarła ręce ręcznikiem i wyszła z kuchni. Na korytarzu Andriej pomagał siostrze Irinie zdjąć płaszcz.
- Cześć, Vera. Przepraszam za niezapowiedziany telefon. – Irina skinęła głową, nawet nie patrząc mi w oczy.
Zachowanie rodzeństwa było w jakiś sposób dziwne.
Brainberries
Figurka to po prostu kosmos: zobacz jak wyglądają prawdziwe boginie!
Herbeauty
Paznokcie żebrowane: co oznacza ten nietypowy objaw?
Herbeauty
Dlaczego najpiękniejszy Arab wybrał właśnie ją? Oto zdjęcie jego żony!
- Napijesz się herbaty? – zapytała, starając się nie okazywać irytacji.
„Chodź” – mruknął Andriej, wchodząc do salonu. „I coś mocniejszego, jeśli masz.”
Irina usiadła na krześle, wyprostowała plecy i złożyła ręce na kolanach. Zawsze tak wyglądała – idealna postawa, nieskazitelny makijaż, nawet w chwili smutku.
Wiera postawiła czajnik i wróciła do nich z butelką. Andriej natychmiast nalał sobie i siostrze.
„Za mamę” – powiedział, podnosząc kieliszek.
Wypili. Vera nie tknęła swojego.
„Jak się masz, Vera?” zapytała Irina, choć w jej głosie nie było słychać szczerego zainteresowania.
„Radzę sobie” – odpowiedziała krótko Vera. „Po tym wszystkim to kupa kłopotów”.
- Wiesz, Andriej i tak by ci powiedział, więc powiem ci wprost – Irina postawiła szklankę na stole i spojrzała na Wierę. – Mój brat i ja postanowiliśmy, że sprzedamy daczę naszych rodziców.
Vera zamarła. Złapała oddech.
„Sprzedacie to?” zapytała ponownie. „Kiedy?”
„Im szybciej, tym lepiej” – wtrącił Andriej. „Po co to przeciągać? Działka jest dobra, niedaleko miasta, szybko znajdziemy kupca”.
Wiera patrzyła na nich oboje, nie wierząc własnym uszom. Ta sama dacza, do której jeździła co weekend przez ostatnie trzy lata. Gdzie pieliła grządki z Anną Siergiejewną. Gdzie malowała płot z Michaiłem Pietrowiczem. Gdzie gotowała obiad dla wszystkich, kiedy starzy ludzie już nie mogli.
„Jutro pójdziemy do notariusza i wszystko sformalizujemy” – kontynuował Andriej, nie zauważając, jak zbladła twarz żony. „Już odebrałem dokumenty”.
„Czy pamiętasz w ogóle, kiedy ostatni raz byłaś na tej daczy?” – zapytała cicho Wiera.
Andriej i Irina wymienili spojrzenia.
- Co to ma do rzeczy? – Andriej zmarszczył brwi. – To dacza moich rodziców, jesteśmy ich dziećmi. Mamy pełne prawo rozporządzać spadkiem.
- Dwa lata temu – Wiera spojrzała prosto na męża. – Byłeś tam dwa lata temu. W majówkę. Zjedliśmy szaszłyk i wyszliśmy. A Irina nie pojawiała się jeszcze dłużej.
„Mam pracę, dzieci” – warknęła Irina. „Nie każdy ma czas, żeby jechać na dacze”.
Herbeauty
Paznokcie żebrowane: co oznacza ten nietypowy objaw?
Brainberries
Figurka to po prostu kosmos: zobacz jak wyglądają prawdziwe boginie!
Brainberries
One istnieją! Prawdziwe olbrzymy, od których dostajesz gęsiej skórki!
- Czyli mam mnóstwo czasu? – Vera podniosła głos. – Jeździłam do twoich rodziców co weekend. Robiłam zakupy, sprzątałam, naprawiałam, co mogłam. Sama! Bo byliście zajęci!
- Wiera, przestań – Andriej uderzył szklanką o stół. – Nie jesteś ich biologiczną córką, żeby wysuwać wobec nas oskarżenia.
Pięć lat małżeństwa, z czego trzy lata Wiera faktycznie zastąpiła dzieci Anny Siergiejewny i Michaiła Pietrowicza, którzy odwrócili się od nich.
„Nie moja rodzina” – powtórzyła powoli. „Czy wy jesteście moją rodziną? Kiedy mój ojciec zachorował, kto się nim opiekował? Kiedy matka prosiła o pieniądze na lekarstwa, kto je przyniósł? Kiedy przeciekał dach, kto wezwał fachowców?”
- Wiera, nie popadajmy w melodramatyzm – skrzywiła się Irina. – Wykonywałaś swój obowiązek. Oczywiście, jesteśmy ci wdzięczni. Ale to nasi rodzice, a dziedziczenie jest prawem…
- Wdzięczna? – Vera uśmiechnęła się gorzko. – Wiesz, co mówiła twoja matka za każdym razem, gdy przychodziłam? „Vero, moja córko, jak dobrze, że jesteś z nami. Przynajmniej ktoś pamięta”.
Irina odwróciła wzrok.
– Jutro o jedenastej idziemy do notariusza. Do naszego, rodzinnego. Załatwimy dokumenty – powiedział Andriej, ignorując słowa żony. – Jeśli chcesz, pójdziemy razem.
„Pójdę” – Vera wstała od stołu. „Na pewno pójdę”.
Wyszła z pokoju, zostawiając ich samych z planami. W uszach dźwięczały jej słowa teściowej, wypowiedziane niedawno: „Vero, jesteś jedyną osobą, która nas nie opuściła. Nigdy tego nie zapomnę”.
W sypialni Wiera opadła na łóżko i zakryła twarz dłońmi. Przed jej oczami pojawił się obraz Michaiła Pietrowicza, który uczył ją wiązać pomidory. Anna Siergiejewna, pokazująca, jak prawidłowo konserwować ogórki. Ich szczęśliwe twarze, gdy w sobotni poranek przyjechała z prezentami.
A teraz chcą sprzedać swój dom, swój ogród, swój świat. Jako rzecz, jako niepotrzebny rupieć.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Wiera, dlaczego uciekłaś? – Do pokoju wszedł Andriej. – Nie omówiliśmy jeszcze wszystkiego.
- O czym tu rozmawiać? – Spojrzała na niego. – Już wszystko postanowiłeś.
- Słuchaj, możemy kupić większe mieszkanie. Sprzedamy daczę, podzielimy się pieniędzmi i to nam wystarczy – Andriej usiadł obok niej. – Sama mówiłaś, że chcesz się przeprowadzić.
- Nie za taką cenę.
– Za jaką cenę? – Machnął ręką zirytowany. – Moi rodzice odeszli. Komu potrzebna ta dacza? Nie ma tam nikogo, kto by się mną zaopiekował.
— Poszedłbym.
- Sam? – uśmiechnął się Andriej. – Dlaczego?
„Bo część ich dusz tam pozostała” – odpowiedziała cicho Vera. „Twoja matka i ojciec. O których, jak się zdaje, już zapomniałaś”.
Andriej gwałtownie wstał.
- Wiesz co? Jutro załatwimy wszystkie papiery i kropka. Dość tego sentymentalizmu.
Wyszedł, głośno trzaskając drzwiami.
Wiera podeszła do okna. Deszcz stawał się coraz silniejszy, bębniąc o szybę. Jakże często obserwowała ten sam deszcz, siedząc na werandzie daczy z Anną Siergiejewną, przykryta kocem i pijąc herbatę z malinami. „Dzieci nie zawsze rozumieją, co jest ważne” – powiedziała jej teściowa. „Czasami widzą tylko to, co chcą widzieć”.
Wzięła głęboki oddech. Jutro spotkają się u notariusza. I wtedy wszystko się zawali.
Kancelaria notarialna powitała ich chłodem i zapachem papierów. Irina nerwowo postukiwała paznokciami o torebkę. Andriej co dwie minuty sprawdzał telefon.
„Proszę wejść” – zaprosił ich notariusz Paweł Dmitriewicz, siwowłosy mężczyzna o uważnym spojrzeniu.
Weszli do biura. Vera usiadła nieco dalej od męża i bratowej.
- Zebraliśmy się więc w sprawie spadku po Michału Pietrowiczu i Annie Siergiejewnie Sokołownej – zaczął notariusz, układając papiery. – Rozumiem, że strata jest świeża, składam państwu kondolencje.
„Dziękuję, przejdźmy do konkretów” – przerwała niecierpliwie Irina.
Paweł Dmitriewicz skinął głową.
Ta figurka to po prostu kosmos: zobacz, jak wyglądają prawdziwe boginie!
Brainberries
Żebrowane paznokcie: co oznacza ten nietypowy objaw?
Herbeauty
Pamiętasz tę piękną hrabinę? Spójrz na nią teraz (zdjęcie)
Herbeauty
To najpiękniejszy Arab na świecie! A teraz spójrz na jego żonę
Herbeauty
. – Mam testament sporządzony przez twoich rodziców – wyjął teczkę. – Został sporządzony trzy miesiące temu.
Andriej się wyprostował.
— Testament? Jaki inny testament? Zgodnie z prawem, moja siostra i ja jesteśmy spadkobiercami pierwszego rzędu.
„Tak, gdyby nie było testamentu” – potwierdził notariusz. „Ale twoi rodzice pozostawili jasne instrukcje dotyczące swojego majątku”.
Otworzył teczkę i założył okulary.
— Działka budowlana z domem i wszystkimi budynkami spółdzielni ogrodniczej „Bieriozka”, a także rachunek bankowy w Sbierbanku są przenoszone na… — notariusz zawiesił głos — Wiera Aleksiejewna Sokołowa.
W biurze zapadła cisza.
- Co za bzdura?! – Irina zerwała się z miejsca. – To jakaś pomyłka!
„Nie ma mowy” – odpowiedział spokojnie Paweł Dmitriewicz. „Testament został sporządzony i poświadczony zgodnie ze wszystkimi zasadami. Proszę spojrzeć”.
Wyciągnął dokument. Andriej chwycił papier, szybko przeleciał go wzrokiem i zrobił się fioletowy.
„To niemożliwe” – powiedział przez zaciśnięte zęby. „Nie mogliby tego zrobić”.
„Mogli i tak zrobili” – upierał się notariusz. „Testament zawiera również list zaadresowany do was wszystkich. Czy chcielibyście go przeczytać?”
Nie czekając na odpowiedź, wyjął kolejną kopertę.
— „Nasze drogie dzieci, Andriej i Irina” – zaczął czytać notariusz. „Decyzja, którą podjęliśmy, może wydawać się wam niesprawiedliwa. Ale w ostatnich latach naszego życia tylko Wiera troszczyła się o nas. Tylko ona znalazła czas i siłę, by być z nami. Oddajemy jej daczę i drobne oszczędności nie jako wyrzut dla was, ale jako wyraz wdzięczności. Mamy nadzieję, że zrozumiecie. Z miłością, wasi rodzice”.
Irina chwyciła torebkę.
„Ile jest na koncie?” zapytała ostro.
„Milion siedemset tysięcy rubli” – odpowiedział notariusz.
Vera spojrzała w górę ze zdumieniem. Nie wiedziała, że jej teściom udało się cokolwiek zaoszczędzić.
„Zbierali na leczenie” – powiedziała cicho. „Anna Siergiejewna powiedziała, że chcą jechać do sanatorium…”
- I pójdziesz! – wybuchnął Andriej. – Popracowałeś nad staruszkami, zyskałeś ich zaufanie!
- Andriej! – warknął na niego notariusz. – Proszę się powstrzymać.
- Jak mogła? – Andriej nie odpuszczał. – Podczas gdy my pracowaliśmy, ona uwodziła moich rodziców!
- Nie uwiodłem ich. Kochałem je.
- Ona kochała ich pieniądze i własność! – Irina spojrzała na nią z nienawiścią. – Widocznie nie na próżno starała się przez te wszystkie lata!
– Dość! – Wiera wstała. – Czy byłaś kiedyś na ich daczy, kiedy twój ojciec już spał? Czy odwiedziłaś kiedyś matkę? Przynajmniej raz!
Irina odwróciła wzrok.
„Mam własną rodzinę” – mruknęła.
„I mieli tylko mnie” – dokończyła cicho Vera.
Notariusz odchrząknął.
– Jeśli chcesz zakwestionować testament, masz do tego prawo. Ale muszę cię ostrzec: praktyka sądowa w takich przypadkach…
- Będziemy się kłócić! – przerwał Andriej. – To niesprawiedliwe. To nasi rodzice!
„To byli twoi rodzice” – sprostowała Vera. „Tylko ty o tym pamiętałeś, kiedy czegoś potrzebowałeś”.
Wyszli z biura w milczeniu. Deszcz przestał padać, ale niebo pozostało niskie i szare.
„Wracajmy do domu” – powiedział Andriej. „Musimy wszystko omówić”.
Dyskusja przerodziła się w skandal już po przekroczeniu progu mieszkania.
„Musisz zrzec się spadku!” krzyknął Andriej, chodząc po salonie.
„To nasze pieniądze! Nasza dacza!” – powtórzyła Irina.
— Twój? — Vera stanęła na środku pokoju, krzyżując ręce na piersi. — Kiedy przeciekał dach, mówiłeś, że nie ma pieniędzy na naprawę. Kiedy zawaliło się ogrodzenie, machnąłeś ręką. Kiedy mój ojciec potrzebował lekarstwa…
„Zamknij się!” krzyknął Andriej. „Zawsze bardziej niż my pragnęliście ich uwagi!”
„Chciałam, żeby nie czuli się porzuceni!” krzyknęła Vera. „Byłam tam, kiedy dzieliłeś ich mieszkanie!”
Zapadła cisza, niczym grzmot. Irina zbladła.
„Wiesz…” wyszeptała.
– Oczywiście, że wiem – gorzko się uśmiechnęła Wiera. – Anna Siergiejewna opowiedziała mi wszystko. Jak przekonałeś ich do przerejestrowania mieszkania w mieście. Jak obiecałeś im kupić dom bliżej miasta. I jak szybko go sprzedałeś, dzieląc się pieniędzmi.
„Chcieliśmy jak najlepiej” – mruknął Andriej, nie patrząc na żonę.
„Myślałeś tylko o sobie” – warknęła Vera. „A teraz chcesz zabrać ostatnią rzecz”.
Poszła do sypialni. Andriej pobiegł za nią.
- Dokąd idziesz?
„Spakuj swoje rzeczy”, odpowiedziała Vera, wyjmując walizkę.
- Wiera, co ty robisz? – Andriej złapał ją za rękę. – Jesteś gotowa wszystko zniszczyć z powodu jakiejś daczy?
„Nie z powodu daczy” – wyrwała się. „Bo dzisiaj zobaczyłam prawdziwego ciebie. I tego się boję”.
- Jesteś moją żoną! – Andriej nagle zmienił ton. – Porozmawiajmy o wszystkim spokojnie. Możemy sprzedać daczę i podzielić pieniądze między nas troje. Szczerze.
- Szczerze? – Wiera pokręciła głową. – Nie, Andriej. Nie oddam daczy. Nie będę znieważać ich pamięci.
„W takim razie złożę pozew o rozwód!” – wyrzucił z siebie.
- Nie obchodzi mnie to!
Osiem miesięcy później Vera stała na ganku swojego letniego domku, wdychając zapach sosen. Przeprowadziła remont, zatrudniła ekipę do wzmocnienia fundamentów i wymiany dachu. Za pieniądze z konta Vera kupiła małe studio w mieście.
Proces był krótki. Testament uznano za ważny, a roszczenia Andrieja i Iriny za bezpodstawne. Rozwód został sfinalizowany szybko, praktycznie nie było czego dzielić.
Wiera usiadła na ławce pod jabłonią, którą kiedyś posadził Michaił Pietrowicz. Planowała wiosną powiększyć ogród i posadzić truskawki, o czym marzyła Anna Siergiejewna.
Zapach świeżo zaparzonej herbaty unosił się przez otwarte okno werandy. Vera często wyobrażała sobie, że jej teściowa znowu tam siedzi, w swoim ulubionym fotelu, czekając na powrót synowej z ogrodu.
„Zrobiłam wszystko, jak chciałeś” – szepnęła Vera, patrząc na zachód słońca. „To zawsze będzie twój dom”.
Wieczorny wiatr delikatnie kołysał gałęziami jabłoni, jakby Michaił Pietrowicz i Anna Siergiejewna skinęli głowami w odpowiedzi. Gdzieś w głębi duszy Wiera czuła, że wiedzą. Zawsze wiedzieli, że ona nie zdradzi.