— Czy mam zapłacić za twoją i twojej matki podróż do Turcji? No dobrze, stary, ale te wakacje zapamiętasz na długo.

„Długo będziesz pamiętał te wakacje” – powiedziałem cicho, co powinno było zaniepokoić Slavę.

Ale on tego nie zauważył. Nigdy nie zauważyłem. Byłem zbyt zajęty swoimi pragnieniami.

  • To wspaniale! — Slava sięgnął po puszkę piwa, którą właśnie położyłem na stole. – Mama już kupiła nowy kostium kąpielowy.

W milczeniu rozłożyłem papiery i raporty na kuchennym stole. Liczby tańczyły mi przed oczami.

Trzeci miesiąc z rzędu moja mała firma, zajmująca się paleniem kawy premium, ledwo przynosiła zyski. Nowy dostawca fasoli nas zawiódł, partia z Etiopii okazała się gorzka, klienci się skarżyli. A teraz także Turcja.

„Sławoczko, kochanie” – pocierałam skronie – „rozumiesz, że nie przechodzimy teraz najlepszego okresu?” Muszę kupić nowy sprzęt, inaczej stracimy duży kontrakt z siecią kawiarni.

„Anya, zawsze tak mówisz” – zbył mnie machnięciem ręki, jakbym sugerowała, żeby zjadł brokuły na kolację. — Zawsze masz sprzęt, pracowników i inne wydatki. A kiedy żyć? Lekarz powiedział mojej mamie, że morze jest konieczne, ponieważ jej ciśnienie krwi skakało.

  • A może sama twoja matka…

Dzwonek do drzwi przerwał mi zdanie. Wiedziałem, kto to był. Zgodnie z harmonogramem, w każdy piątek o godzinie siódmej wieczorem – sama Raisa Pawłowna.

  • Aneczka! Jak się masz, kochanie? Slavik powiedział, że wysyłasz nas do Turcji? — zaszczebiotała teściowa od progu, zdejmując buty na niskim obcasie. — Już znalazłem słomkowy kapelusz.

W milczeniu wziąłem od niej płaszcz. Mam sucho w gardle.

  • Raisa Pawłowna, jeszcze nie…

„Wszystko już postanowione, mamo” – przerwał jej Slava, podchodząc do matki i całując ją w policzek. – Anya wyśle ​​nas na odpoczynek. Oglądałem hotel – pięciogwiazdkowy, w pierwszej linii.

Weszli do kuchni, ożywiając się rozprawiając o zbliżających się wakacjach, a ja zamarłam na korytarzu z płaszczem mojej teściowej w rękach.

Kiedy to się stało? Kiedy mężczyzna, w którym zakochałam się pięć lat temu, zamienił się w tego zadufanego pasożyta? Kiedy pozwoliłam im decydować za mnie?

Główna palarnia w palarni zepsuła się w zeszłym tygodniu. Nowy samochód kosztował tyle samo, co używany samochód zagraniczny.

Moich sześciu pracowników spojrzało na mnie z nadzieją, gdy obiecałem rozwiązać problem. Teraz musimy zapłacić za wakacje. Pięć gwiazdek.

  • Aniu! Czy tam zasnąłeś? – Głos Slavy wyrwał mnie z zamyślenia. – Mama pyta kiedy kupisz bilety? Musi pójść do Galiny Pietrowna i się pochwalić.

Poszedłem do kuchni. Siedzieli obok siebie, tak podobni, z tymi samymi wymagającymi wyrazami twarzy.

„Jutro” – poczułem, że coś we mnie się zmieniło. — Jutro wszystko zorganizuję.

„Jaka z ciebie dobra gospodyni” – Slava wyciągnął się i pocałował mnie w policzek. Pachniał piwem i chipsami. — Od roku mam przerwę w karierze, muszę odpocząć.

„Rok i trzy miesiące” – poprawiłam automatycznie.

„Nie spieraj się o słowa, Aneczko” – wtrąciła się Raisa Pawłowna. — Człowiek potrzebuje czasu, żeby odnaleźć siebie. Moja Slavoczka jest wyjątkowa, nie taka jak pozostałe.

Spojrzałem na nie i poczułem, jak moje usta rozciągają się w uśmiechu.

  • Tak, specjalnie. A Twoje wakacje będą wyjątkowe, obiecuję.

Nie spałem tej nocy. Slava chrapał nieopodal, rozciągnięty na łóżku. Spojrzałem w sufit i pomyślałem, że ostatnie trzy lata mojego życia stały się niekończącym się wyścigiem.

Biznes, dom, mąż, teściowa. Kręciłem się jak wiewiórka w kole, a oni po prostu to wzięli. Przez pierwsze dwa lata mój mąż był miły, dużo pracował, więc było wygodnie, ale teraz…

Rano, kiedy Slava jeszcze spał, otworzyłem laptopa i zacząłem szukać biletów do Turcji. Tylko nie do tego pięciogwiazdkowego hotelu, o którym mówił mój mąż.

„Mam dla ciebie niespodziankę” – szepnąłem, wybierając najtańszą opcję, dwadzieścia kilometrów od morza.

Na lotnisku panował gwar niczym w zaniepokojonym ulu. Slava i Raisa Pawłowna stały przy stanowisku odprawy z nowymi walizkami – jasnymi, z błyszczącymi metkami.

Teściowa ciągle poprawiała swój słomkowy kapelusz, którego kategorycznie odmawiała oddania jako bagażu.

  • Anya, jesteś pewna, że ​​wypełniłaś wszystko poprawnie? — Sława zmarszczył brwi, patrząc na wydrukowane vouchery. – Nie pamiętam nazwy tego hotelu.

„Nie martw się” – uśmiechnęłam się słodko, czując dziwny spokój. – Wybrałem dla ciebie szczególne miejsce. Autentyczny.

  • Auten… co? — zapytała ponownie Raisa Pawłowna.
  • Prawdziwy Turek. Bez tych turystycznych banałów. Chciałeś prawdziwych wakacji, prawda?

Wymienili spojrzenia. W ich oczach pojawiła się wątpliwość, ale chciwość szybko wzięła nad nią górę. Darmowe wakacje – kto by odmówił?

Kiedy ogłoszono wejście na pokład, odprowadziłem ich do wyjścia. Slava pocałował mnie w policzek, nawet nie patrząc mi w oczy. Raisa Pawłowna głośno nakazała synowi zażądać pokoju z widokiem na morze.

„Zadzwoń, jak będziesz na miejscu” – powiedziałem, machając ręką.

W ich oczach nie było ani cienia wątpliwości. Ta bezgraniczna pewność siebie była zdumiewająca – przyzwyczaili się do tego, że płacę za ich kaprysy, jakby to była rzecz oczywista.

Jakby moja pensja, mój czas, a nawet moje życie były ich prawowitą własnością.


Gdy wróciłem do domu, zamknąłem drzwi i zamarłem. Cisza. Żadnego buczącego telewizora, żadnego rozkazującego głosu z kanapy. Nawet oddychanie stało się łatwiejsze.

Powoli przesunąłem dłonią po blacie stołu, pozostawiając odciski palców na gładkiej powierzchni — małe znaki wolności.

Nie ma głośno grającego telewizora, nikt nie wydaje poleceń z kanapy, nikt nie dzwoni co pół godziny i nie domaga się, aby kolacja została przygotowana wcześniej. Zaparzyłem sobie filiżankę świeżo palonej kawy – tej samej, z nowej, eksperymentalnej partii, którą Slava tak krytykował, nawet jej nie próbując.

W ciągu 6 godzin mój telefon pękał w szwach od wiadomości.

„Żartujesz sobie? Tu nie ma taksówek!
„Czekaliśmy godzinę w tym upale! “Mama prawie zemdlała!”
„Dlaczego transfer nas nie zabrał?”

Wyłączyłem dźwięk i kontynuowałem pracę nad nowym projektem opakowania. Mój zespół w końcu został wypożyczony na nowy skład. Bez „pomocy” Slavy wszystkie problemy rozwiązano zaskakująco szybko.

Następna fala wiadomości nadeszła dwie godziny później.

„To nie jest hotel, to stodoła!”
„Tutaj nie ma klimatyzacji! „Mama się dusi!”
„Gdzie jest obiecane all inclusive? Tutaj sprzedają nawet wodę pitną!”
“Aniu! Proszę o pilne oddzwonienie!

Towarzyszyły im niewyraźne zdjęcia łuszczącego się budynku z wyblakłym szyldem, na którym widniał napis „Hostel Demir”. Zapamiętałem to miejsce z recenzji – dwie gwiazdki z dużym plusem, szczerze mówiąc półtorej.

Pokoje bez TV, ze wspólnym prysznicem na korytarzu, śniadanie – bułka i herbata. Nad morze można dojechać w czterdzieści minut lokalnym autobusem, który kursuje trzy razy dziennie.

Wysłałem krótką wiadomość zwrotną: „Jak się tam dostałeś? Wszystko w porządku?”

Telefon natychmiast eksplodował z dźwiękiem dzwonka. Odebrałem po piątym sygnale.

  • Aniu! – Głos Sławy drżał z oburzenia. – Jaki dołek dla nas zarezerwowałeś?! Gdzie jest pięciogwiazdkowy hotel? Gdzie jest morze?
  • O, dotarłeś? „Bardzo się cieszę” – odpowiedziałem spokojnie. – Jak się czuje mama, nie jesteś zmęczona podróżą?
  • Żartujesz sobie?! — warknął Sława. – Mama leży na łóżku, z którego wystają sprężyny! Tutaj nie ma nawet normalnego internetu! W pokoju jest karaluch! Anya, to jest po prostu niedopuszczalne!

„Slava, kochanie” – starałam się, aby mój głos brzmiał tak szczerze, jak to tylko możliwe – „bardzo starałam się wybrać dla ciebie miejsce, które mieściło się w moich możliwościach”.

Wiesz, w tej chwili nie przeżywamy najlepszych chwil w biznesie. Ale naprawdę chciałem, żebyś ty i twoja matka odpoczęły…

— Co masz na myśli mówiąc „w ramach naszych możliwości”?! — jego głos zmienił się w falset. – Opowiadałem ci o Pałacu Sułtana! Pięć gwiazdek! Pierwsza linia!

„Kochanie, po prostu nie mamy pieniędzy na Pałac Sułtana” – westchnęłam. — Ledwo uzbierałem wystarczająco dużo pieniędzy na te bilety. Musieliśmy zaciągnąć pożyczkę na nową palarnię kawy, żeby jakoś przetrwać.

Na linii zapadła cisza.

„Przelej pieniądze” – powiedział w końcu Slava. — Znajdziemy sobie normalny hotel sami.

„Sławoczko, nie mam już pieniędzy” – mój głos zadrżał, ale nie ze strachu, a z tłumionego śmiechu. — Wydałem wszystko co miałem na wasze bilety i ten hostel.

Przez następne dwa tygodnie będziesz musiał przyzwyczaić się do autentycznego tureckiego życia.

„Ty… ty…” dusił się ze złości. — Oddaję telefon mamie!

W słuchawce rozległ się szelest, a potem piskliwy głos Raisy Pawłowny:

– Aneczko, moja droga, tu zaszła jakaś pomyłka – teściowa próbowała mówić słodko, ale irytacja przebiła się przez jej udawaną życzliwość. – Nie możemy tu zostać.

W pokoju nie ma nawet czajnika! A w duszy pleśń!

„Raiso Pawłowno, bardzo mi przykro” – odpowiedziałem. – Ale, jak już powiedziałem Slavie, nie ma innego wyjścia. Pieniądze się skończyły. Może Slava znajdzie tam dodatkową pracę, na miejscu?

Mówią, że w rejonach turystycznych ręce są zawsze potrzebne.

  • Żeby mój syn dla nich pracował?! — krzyknęła teściowa.

„No cóż, albo będę musiał cieszyć się tym, co mam” – spojrzałem na zegarek. – Przepraszam, muszę lecieć. Mam spotkanie z dostawcami. Miłego wypoczynku!

Rozłączyłem się i wyłączyłem telefon. W końcu naprawdę musiałam tam pójść – do prawnika zajmującego się rozwodami.

Dwa tygodnie minęły jak jeden dzień. Nigdy nie sądziłem, że mogę być tak produktywny.

Gdyby nie nieustanne żądania Sławy i narzekania Raisy Pawłowny, poczułabym, że znalazłam skrzydła.

Opracowaliśmy nową linię kawy, wprowadziliśmy na rynek nowy projekt opakowania, a ja w końcu mogłam skupić się na pracy, nie obawiając się, że mój telefon będzie bez przerwy dzwonił z wściekłymi wiadomościami o pustej lodówce.

Slava codziennie wysyłał zdjęcia pleśni na ścianach, skargi na tutejsze jedzenie, problemy żołądkowe i wiadomości, że Raisa Pawłowna jest „na skraju załamania nerwowego”.

Około piątego dnia ton uległ zmianie. Najpierw były nieśmiałe prośby o przelewy pieniężne, potem prośby, a na końcu ultimatum.

„Albo wyślesz pieniądze na normalny hotel, albo moja matka i ja polecimy następnym samolotem!”

„To świetny pomysł” – odpowiedziałem – „ale twoje bilety powrotne są na konkretną datę, a ich zmiana jest droga”.

Ostatniego dnia przed ich powrotem spakowałem swoje rzeczy. Wszystkie niezbędne rzeczy zmieściły się w dwóch walizkach – okazało się, że nie potrzebowałam aż tak wiele.

Niech zabiorą wszystko inne. Wynająłem małe mieszkanie niedaleko zakładu produkcyjnego.

Nie chodzi o to, że nie mogłem sobie pozwolić na coś lepszego, po prostu chciałem zacząć od nowa, bez zbędnych rzeczy.

Ich samolot wylądował o godzinie trzeciej po południu. O drugiej byłem już w domu, aby spotkać się z powracającymi „wakatorami”. Ich twarze, gdy przekroczyli próg mieszkania, były warte każdej złotówki wydanej na tę przygodę.

  • Co tu się dzieje? – Slava gapił się na moją walizkę na korytarzu. — Wybierasz się gdzieś?

Raisa Pawłowna wyglądała na dziesięć lat starszą. Jej zazwyczaj perfekcyjnie ułożone włosy sterczały na wszystkie strony, a jej skóra była nierównomiernie poparzona słońcem.

„Tak” – odpowiedziałem spokojnie. — Wyprowadzam się.

— Co masz na myśli mówiąc „wyprowadzka”? – Slava rzucił torbę na podłogę. – Po tym wszystkim co nam zrobiłeś, wyprowadzasz się?!

„Składam pozew o rozwód” – w końcu usłyszałam słowa, które ćwiczyłam przez dwa tygodnie. — Wszystkie dokumenty są już u prawnika. Otrzymasz powiadomienie.

  • Co?! — Raisa Pawłowna złapała się za serce. – Slavochka, słyszysz co ona mówi?! Ona cię zostawia! Po wszystkim, co dla niej zrobiłeś!

Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Po prostu nie mogłem się powstrzymać.

  • A co on właściwie dla mnie zrobił, Raiso Pawłowno? Czy leżałeś na kanapie przez rok? Wydałem pieniądze?

Krytykował moje jedzenie? A może ciągle mi przypominał, jaką jestem złą żoną, bo pracuję zamiast siedzieć w domu?

  • Jak śmiesz?! — teściowa pochyliła się do przodu, a jej szyja zrobiła się czerwona. – Dzięki losowi, że Slavochka wybrała ciebie, a nie tę z księgowości, która ma mieszkanie w centrum!

„Anya” – Slava podszedł do mnie, wyciągając rękę z udawaną troską. Wycofałam się, przyciskając się do ściany. – To wszystko tylko zmęczenie i stres. Usiądźmy i porozmawiajmy normalnie. Może trochę herbaty?

„Nie, Slava” – pokręciłem głową. – Nie jestem zmęczony. Zobaczyłem światło. I wiesz, wysłanie cię do tego „hotelu” było najlepszą rzeczą, jaką zrobiłem w ciągu ostatnich pięciu lat. W końcu rozumiem kim jesteś i kim jestem ja.

  • A kim my jesteśmy? – syknął Slava, a jego twarz wykrzywiła się ze złości.

„Pasożyty” – odpowiedziałem stanowczo. – A ja jestem idiotą, który znosił to zbyt długo. Ale to już przeszłość.

Raisa Pawłowna zaczęła teatralnie szlochać.

  • Ona nas obraża, Sławoczko! Po wszystkim, co przeszliśmy w tym okropnym miejscu! Prawie umarłam z gorąca! Nadal mam rozstrój żołądka po ich zjedzeniu!

„Oto klucze do mieszkania” – położyłem pęk na stoliku nocnym. — Połowa mieszkania należy do mnie, więc po rozwodzie je sprzedamy i podzielimy się pieniędzmi. W międzyczasie możesz tu zamieszkać.

  • Nie możesz nam tego zrobić! — Slava zrobił krok do przodu, zaciskając pięści. — Po wszystkim co się wydarzyło! Jesteśmy rodziną!
  • Rodzina? — Zachichotałem. — Rodzina to ludzie, którzy wspierają się nawzajem. Gdy jest szanowany. Kiedy doceniają. A ty, Sławo, nie szanowałeś mnie, nie doceniałeś i tym bardziej nie wspierałeś. Wykorzystałeś mnie jak bankomat.
  • To nieprawda! — krzyknął. – Kocham cię!

— Czy kochasz? — Spojrzałam mu prosto w oczy. – To dlaczego przez te wszystkie pięć lat nigdy nie zapytałeś, czego chcę? Po co żyję?

O czym śnię? Interesowały Cię tylko Twoje potrzeby i pragnienia. I wiesz co? Zbyt długo się w to bawiłem.

Wziąłem walizkę i ruszyłem w stronę drzwi.

  • Aniu! – Slava złapał mnie za rękę. – Nie możesz po prostu odejść! Dokąd pójdziesz? Beze mnie będziesz zgubiony!

Ostrożnie uwolniłem rękę.

  • Nie zniknę, Slava. Ale ty… – spojrzałem na niego i na Raisę Pawłownę – beze mnie naprawdę byś się zgubił. I wiesz co? To już nie mój problem.

Gdy zamykałem za sobą drzwi, za mną rozległ się trzask – najwyraźniej Slava rzucił czymś w ścianę. Ale już mnie to nie obchodziło.

Na zewnątrz było świeżo po lekkim deszczu. Wziąłem głęboki oddech powietrza, które pachniało mokrym asfaltem i wolnością. Telefon w mojej kieszeni zawibrował – wiadomość od Mariny, mojej prawej ręki w biznesie kawowym:

„Anya, nowa partia kawy z Gwatemali dotarła! Zachwycający zapach, pokochasz ją! P.S. Projekt nowego opakowania został zatwierdzony. Projektant jest po prostu zachwycony koncepcją „Nowe życie, nowy smak”.

Uśmiechnęłam się i odpisałam: „Już idę. Przygotujcie kubki degustacyjne. I tak, w końcu jestem wolna”.

Taksówka przyjechała trzy minuty później.

Kierowca pomógł mi załadować walizkę i podałem mu adres – nie mojego nowego mieszkania, ale mojej kawiarni. Teraz jest to tam ważniejsze. Moja prawdziwa rodzina jest tam. Oto moje nowe życie.

A co ze Sławą i Raisą Pawłownymi? Cóż, to były bardzo pouczające wakacje w Turcji. Mam nadzieję, że zapamiętają to na długo.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *