Albina była pełna determinacji, nikt jej nie powstrzymał, musiała wygospodarować sobie miejsce w tym życiu.
Vlad oczywiście prosił ją o cierpliwość, ale ona wiedziała, że te prośby wymagają cierpliwości.
Poszedłem do szkoły, nauczyłem się czytać i pisać, i to nie tylko w szkole.
– Albinko, – dziewczynka słyszy głos matki, widzi przed sobą jej wizerunek, chustkę na głowie zawiązaną po cygańsku, tuż na czubku głowy, prostą bawełnianą sukienkę, nogi w kaloszach ze skarpetkami, – nie wygłupiaj się, córeczko…
Dłonie z drobnym manicure, no cóż, nie manicure, jeśli trzeba gdzieś wyjść, matka maluje paznokcie krwistoczerwonym lakierem, podgrzewa gorące wałki w starej emaliowanej chochli, parząc się, gdy nawija je na swoje bujne włosy.
Tak, mama ma piękne włosy w kolorze pieczonego mleka, które opadają gęstymi falami na jej ramiona.
Matka ciągle grozi, że je obetnie, do cholery, ale ojciec Albinin nie pozwala jej, łagodnie prosi, żeby tego nie robiła.
Oczywiście ojciec Albiny również nie jest straszny, ale jej matka jest lalką.
Mieszkają na wsi, odwiedzają się, tak jak pięćdziesiąt lat temu, chodzą do kina, kino zostało zamknięte, ale na prośbę robotników i z inicjatywy W.W. Siemionow. lokalny rolnik i filantrop, kino jest najważniejszą ze sztuk dla ludzi, tak powiedział jeden z dziadków, Albina pamięta, jak… Lenin powrócił do ludu.
Tak, ponieważ chciała zostać aktorką, więc wie o tym wszystko… kto to powiedział i jak to powiedział.
Więc chodzą do kina, odwiedzają, ach, urządzają uczty, raz w miesiącu chodzą na koncerty, a potem… Lokalni artyści organizują różne koncerty.
Biorą udział, młodzież również, ale gdzie indziej mogą pójść, myśli Albina, gdzie można by umrzeć z nudów, więc idą… tańczyć i śpiewać.
Nie, ona się nie podda, już zatańczyła, to wystarczy.
Matka była piękna, ale zaszyła się w tej wiosce, bo mogła sobie ułożyć życie, mogła!
Ale nie, wyszła za mąż za ojca Albinina, nie, za tatusia, on jest dobry, oczywiście, ale to wieś.
Chodzą tak, mama kręci włosy, zakłada sukienkę, szpilki, tata wyciąga garnitur, są przystojni, oczywiście, chodzą tak, ubrani, wszyscy się na nich patrzą.
Chcieli też zostawić Albinę we wsi, jasne, takich głupich ludzi szukać gdzie indziej… Nie ma mowy, niech sami tam tańczą… I śpiewają też.
Tutaj, w wielkim mieście, nikogo to nie obchodzi, nawet jeśli biegasz nago…
Albina, na początku, o, jak śmiesznie, wielkie obcasy, krótka spódniczka, top, kucyk, jaskrawy makijaż…
Kilka razy zaproponowali, że zarobią pieniądze, nic nie rozumiałem, ona szła, zaczepiali ją, chodzili za nią, no cóż, musiałem powiedzieć parę czułych słów, ledwo uciekłem.
Dziewczyny wyjaśniły, że już nikt się tak nie ubiera…
Nic się nie stało, nauczyłam się, poszłam na studia, żeby zostać sekretarką, i co z tego? Po co siedzieć i uczyć się przez pięć lat? Poszedłem na kurs i powiedziałem rodzicom, że idę na studia, żeby zostać prawnikiem…
Trzy miesiące później już pracowała, dostawała pensję, chodziła na wysokich obcasach, serwowała herbatę i kawę oraz odbierała telefony.
Co oni tam straszyli?
Nie myśl, że bycie sekretarką jest takie łatwe, to odpowiedzialna praca, trzeba dużo wiedzieć i potrafić.
No cóż, ona, Albina, od razu wymyśliła jak wlać kawę do ekspresu…
A potem, zupełnie przypadkiem, przyszedł do niego dobry przyjaciel reżysera, no cóż, w celach zawodowych, oczywiście, Albina w ogóle o nim nie pomyślała, no i co z tego? Spójrz na niego, cały wypolerowany, a ona…
Ona, taka pruderyjna, i tak go wciągnęła, dziewczyny dostały się, jak tylko wyszły z hostelu, Albinka przeprowadziła się do mieszkania, wprawdzie wynajętego, ale jednak mieszkania… Nawet sama za nie zapłaciła, połowę.
Albina nie rzuciła pracy, jest utrzymanką czy co? Vladowi to się bardzo podobało, on jest osobiście przeciwny tym wszystkim lalkom, które szukają bogatego mężczyzny i siadają mu na szyi.
Nie ma mowy. Vlad jest poważnym mężczyzną, biznesmenem i tak dalej.
Kiedyś pokazałem jej zdjęcie przedstawiające mnie niedaleko domu, a Albina, która nie była prostaczką, przypomniała sobie adres.
Już kilka razy dawałam mu do zrozumienia, że nadszedł czas, aby przeprowadzić się z wynajmowanego mieszkania do mojego własnego.
Zgadza się, ale ma jedno albo drugie. Dosyć… Czas działać, Albina już zrozumiała, Vlad jest niezdecydowany.
W biznesie jest rekinem, ale w związkach króliczkiem.
Albina wyobraziła sobie, jakie wesele by wyprawiła; wszyscy byliby zdenerwowani i pękali z zazdrości.
A ta Tanya…
Wybrała już sukienkę dla siebie i miejsce, w którym pojadą na wakacje… Znalazła też garnitur dla Vlada…
Musimy po prostu działać zdecydowanie.
Mieszka z rodzicami, już się dowiedziała, jest adres…
To wszystko, pozostało tylko porozmawiać z matką Vlada… A konkretnie z jego matką, matki zawsze zrozumieją…
Nadya umyła okna, a okna… to ją uspokoiło, stała na drugim piętrze, gdy ją zauważyła, dziewczynę przy bramce.
Najwyraźniej szukała czegoś lub kogoś…
Dziewczyna taksująco spojrzała na dom, bramę, po czym szybko podeszła i…
– Arkadiju, otwórz drzwi gościowi. I proszę zabierz mnie do domu…
– Dobrze, Nadieżdo Igoriewna.
Albina podniosła rękę, żeby zadzwonić, gdy duże, masywne drzwi płynnie odsunęły się na bok.
Dziewczynka była trochę nieśmiała, ale i tak weszła.
Ochroniarz, wow, teraz jest jasne, dlaczego Władik jest taki skryty, mając taki dom, jaką zajmuje pozycję… Wow… Oczywiście jego rodzice powinni się martwić, że ich syn nie sprowadzi do rodziny byle kogo.
Albina szła i starała się nie rozglądać. Później będzie czas, żeby się rozejrzeć, ale… jak mogła nie rozejrzeć się, o mój Boże… wow… takie rzeczy pokazują tylko w filmach…
Nadieżda z zainteresowaniem obserwowała, jak dziewczyna chodziła, jak starała się nie rozglądać, jak starała się trzymać plecy prosto.
Coś w niej przyciągało Nadieżdę Igoriewną, coś w tym stylu… Może ta wrażliwość, która prześwituje spod maski niezależności, ale ona jest tylko dzieckiem, wykrztusiła kobieta, jaki łobuz, co?
„Dzień dobry” – Nadieżda Igoriewna uśmiechnęła się delikatnie.
– Cześć, ojej – dziewczyna była zawstydzona – cześć, nazywam się Albina i ja…
– Cicho, cicho, moje imię wystarczy, jestem Nadieżda Igoriewna… Zapraszam, herbata, kawa, woda?
-Proszę o wodę.
Albina wypiła jednym haustem szklankę wody, którą przyniosła jej dziewczyna w mundurku pokojówki, i stała ze szklanką w rękach, nie wiedząc, co z nią zrobić.
– Połóż to na stole, a ja…słucham cię.
-Jesteś matką Vlada?
Nadieżda milczała, uśmiechając się cicho.
-Ja…ja…- z jakiegoś powodu cały nastrój Albiny zniknął, poczuła się mała i żałosna, chciała uciec stąd, ale jak to miałoby wyglądać? Przyszła ubrana od stóp do głów, wypiła szklankę wody, odwróciła się i odeszła? Nie ma mowy.
Albina wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić, nie dając się nikomu przerwać.
A co jeśli – przemknęła myśl przez głowę dziewczyny – a co jeśli… to jest jego żona. A co? Dzieje się to samo, pokazywali to w filmach, młody mąż, stara żona, on znajduje sobie kochanki… Nie, Vlad nie jest taki, nie…
Albina już opowiada, jaką jest dobrą gospodynią domową, jakie szczęście ma Vlad, że ona wszystko potrafi…
„Wszystko w porządku” – mówi Nadieżda Igoriewna, patrząc zamyślona na dziewczynę. „Nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną?”
– Co to ma wspólnego z tym, że jesteś…matką Vlady?
– Nie, nie jestem matką Vlada… Co więcej, powiem ci, moja droga, żaden Vlad nie istnieje…
– Jak to?
– Tak po prostu…
— Jest jakiś, nie wiem nawet jak to powiedzieć, jakiś oszust, czy ktoś taki, nawet nie wiem jak się nazywa… Aleksander, a może Piotr… Kiedyś przyniósł nam zamówienie…
-Jaka kolejność? Kto dostarczył?
– Ten twój Vlad… On jest kurierem…
-Kim jest kurier?
W oczach Albiny zrobiło się ciemno. Jak to możliwe?
-Czy czujesz się źle? Mam nadzieję, że nie jesteś w ciąży, nie mogę ci w niczym pomóc… A będziesz musiała poszukać tego… twojego, jak mu tam… Vlada…
-Ale oczywiście, on…a oto zdjęcie…
-Dziewczyno, a co ze zdjęciem? Ktoś po prostu zrobił sobie zdjęcie niedaleko naszego domu, niewiarygodnie głupie, pomyślała Nadieżda Igoriewna, kiedy wreszcie ucieknie zalana łzami? Muszę dokończyć mycie okna…
Nadya uwielbiała myć okna, uwielbiała to od dzieciństwa, to ją uspokajało, matka na nią krzyczała, a ona chwytała wiadro wody, szmatkę i zaczynała myć okna.
Kiedy tak mieszkałam z mężem, kłócili się, a Nadieżda myła okna, które zawsze lśniły.
Matka, wiedząc o tej osobliwości córki, często ją przekomarzała, mówiąc, że okna są jakoś zakurzone, widocznie żyje jej się dobrze?
A potem zaczęli naprawdę dobrze żyć, biznes mojego męża zaczął się rozwijać, miał dużo pieniędzy, a jego poczucie własnej wartości było tak wysokie, wyższe niż góry.
A on, mąż, postanowił, że teraz sam sobie ze wszystkim poradzi, że wszystko potrzebuje nowego, zbuduje sobie nowy dom, znajdzie sobie nową żonę i będzie miał dzieci…
Ale człowiek proponuje, a Bóg rozporządza, jak mawiała babcia Nadine.
Mąż nie mógł poradzić sobie ze szczęściem, jakie na niego spadło w postaci młodej kochanki, a nawet nie zdążył wszystkiego przekazać młodej i pięknej kobiecie…
Nie, nie umarł, oni wyzdrowieli, dzięki Bogu, i najwyraźniej jego mózg wrócił na swoje miejsce.
Teraz jest miękki jak jedwab i kocha swoją starą żonę, a z nim wszystko jest tak, jak być powinno…
Ale jest pewien problem: mój jedyny syn, Władysław, wyrósł na takiego tępaka, takiego…
Skarżyli go na różne sposoby, zmuszali do pracy fizycznej, wysyłali za granicę, a ojciec uczył go biznesu, ale nic nie dał.
Nic się nie zmieniło, imprezowicz, wesoły gość, próbował nielegalnych substancji, dzięki Bogu szybko wyzdrowiał, Nadya, jak sama stwierdziła, rano musiała umyć okna, proszę bardzo, stoi… pięknie…
Głowę Albiny wypełniły myśli: jak? Jak mogła dać się tak złapać?
Zaczęło do niej docierać…
Sama płaciła połowę czynszu, faktycznie chodzili do różnych miejsc, kawiarni, kin… ale… on nie przedstawił jej swoim znajomym, nie wiedziała, czym się zajmuje… Albina wiele rozumiała…
– Okej, – sama Nadya nie rozumiała, jak mogła to tak zostawić, masz rację… to nasz głupi syn… Mamy już dość jego wygłupów, szczerze…
Potrzebuję twojej pomocy, jak masz na imię?
-Albina, Alia…
– No cóż, pomożesz mi…Albina.
Nadieżda zaczęła coś mówić, dziewczyna ją pociągała, sama nie wiedziała dlaczego…
Albina milczała, po czym usiadła na krześle.
– Zdecyduj… Bo nie masz wielkiego wyboru, moja droga, albo odejdziesz, albo zostaniesz…
– Zgadzam się.
Nadieżda poszła obudzić syna.
– Wstawać…
-No cóż, mamo…
– Wstań, powiedziałem.
– Tak mamo, pozwól mi spać.
– Przyszli cię zobaczyć.
-Wyjdą tak jak przyszli.
– Oni nie wyjadą, ona będzie mieszkać tutaj, z tobą…
-Kto, mamo?
— Twoja lokatorka, której wynająłeś mieszkanie, kłamała, że jest to mieszkanie kogoś innego i że rzekomo ma zapłacić połowę.
-Mamo?- syn usiadł na łóżku, – co się stało? Czy ty ją do nas przyprowadziłeś?
– Nie, ona sama przyszła, posłuchałem jej, spodobała mi się, postanowiliśmy, że skoro tak ją kochasz, to ona tu zamieszka, w przyszłym miesiącu będziemy mieli wasze wesele…
-Jaki ślub, mamo?
– Powodzenia synu, wspaniałego ślubu, masz trzydzieści lat, tata i ja chcemy wnuków…
– No cóż, nie w tym przypadku, mamo…
– Co jest nie tak z tym, jak to ująłeś?
– No więc usiadła, mamo…
– No i co? Ach, więc tak to wygląda. A ty, czy jesteś królewskiej krwi? Fakt, że twój ojciec ma pieniądze, nie czyni cię z góry królem, arbitrem losu, wystarczy, że miałeś dość zabawy.
Miałeś czas na myślenie.
Załóż spodnie i idź na spotkanie swojego przeznaczenia… ono, przeznaczenie, jak mawiała moja babcia, znajdzie cię nawet na piecu, i tam cię znalazła… we wsi…
Słuchaj, tak czy inaczej będziesz musiał założyć spodnie, a potem…
Albo weź ślub, albo spakuj się i wynoś się stąd, gdziekolwiek chcesz, żyj jak chcesz… Jasne?
Syn był zszokowany.
Masz dziesięć minut, szybko.
Nadieżda Igoriewna wyszła z pokoju syna uśmiechnięta.
„Dziewczyno, zrób mi herbatę i przynieś ją do mojego biura” – obok Albiny przeszedł lekko otyły, ale nadal imponujący mężczyzna, nie zdążyła nawet otworzyć ust, gdy odmaszerował gdzieś na bok i zniknął za drzwiami.
„To ojciec Vlada” – rozległ się głos tuż przy uchu Albiny – „widzisz, moja droga, jak ojciec i syn… Co on tam robi?” Czy prosiłeś o herbatę? Zinaaa, proszę zanieś herbatę Michaiłowi Władimirowiczowi…
Mój hiacynt
Albina mieszka już w nowym miejscu od trzech dni.
Szczerze mówiąc? Nie chciała się tu przeprowadzać.
Została zatrzymana przez matkę Vlada, gdy Albina schodziła już na dół z walizką, płacząc, z czerwonym nosem, pogrążona w myślach…
— Daleko jedziesz?
– Do domu, do rodziców…
-Aaa, no to prawda, skończyłaś studia w mieście, nauczyłaś się wszystkiego, popatrz… wyrosłaś na prawdziwą sekretarkę… tak, będziesz miała się czym chwalić… przed znajomymi.
– Ja… nie jestem twoją dziewczyną na posyłki. Nie będę dziewczyną do bicia, rozumiesz? Czy chcesz reedukować swojego syna? Więc do dzieła i reedukujcie… beze mnie.
– Ko-ko-ko, spójrz na siebie, jaka jesteś dumna… Jeśli powiem, że nie chcę, aby mój wnuk lub wnuczka wychowywali się w jakimś niezrozumiałym miejscu, to nie będzie prawdą, może w tym jest coś z prawdy… Ale… tak, masz rację, bardzo kocham mojego syna, niestety… moją miłością mogłam go rozpieścić.
Ty… ty, jedyna ze wszystkich jego dziewczyn, tak… nie prychaj, miał ich wiele, nie myślisz chyba, że tylko jedna jest tak oszałamiająca, a on tak szybko ulokował cię w swoim mieszkaniu.
Tak, w tak idiotyczny sposób, tak, jest tępym i tępym idiotą, ale… po raz pierwszy od wielu lat Vlad miał przynajmniej jakąś, ale stałą dziewczynę.
-Ty…ty chcesz…ty chcesz mnie upokorzyć? Dlatego tu jesteś?
– Nie pochlebiaj sobie, nie mam nic lepszego do roboty, niż biegać za jakąś dziewczyną, którą zaraz pobiję… Oszukałem, idioto. Jaki jest Twój termin?
Albinę zaskoczyła Nadieżda Igoriewna.
— Trzeci miesiąc….
Dziewczyna spuściła głowę. Skąd wiedziała? Ta kobieta? Matka Vlada? Nawiasem mówiąc, Albina początkowo myślała, że jest ona jakąś gospodynią domową…
Z krótką fryzurą, bez makijażu, bez grama makijażu, krótko obcięte paznokcie, bez manicure, bez niczego, jakoś sucho, porywczo… sucho.
Albina spojrzała na matkę Vlada.
Czy zaproponowałem ci złe warunki? – kobieta patrzy Albinie w oczy, lekko się uśmiechając.
„Nie jestem na sprzedaż” – mówi z dumą dziewczyna.
-Aaa, no cóż, widzę, nie dałam z siebie wiele… A myślałam, że jesteś inna, nie taka jak te… wszystkie…
-Co się dzieje? Już wszystko za mnie postanowiłeś… jakaś sekretarka przyczepiła się do twojego bogatego dzieciaka – twojego syna…
– Słuchaj, ja też nie jestem święty, a oni tam, za tymi drzwiami, ci, którzy chodzą po ulicach… my wszyscy ze swoimi karaluchami.
Kocham mojego syna, jest sensem mojego życia, chcę mu pomóc…
On jest po prostu zdezorientowany.
Al… Rozumiem, co to znaczy, kiedy bogata kobieta popada w szaleństwo i dla dobra syna trzyma się biednej dziewczyny.
A co jeśli mam rację? Spróbujmy, proszę…
A co jeśli zadziała? A co jeśli mój Vlad stanie się tym samym Vladikiem, którym był, mądrym, miłym, celowym… Przecież jeśli ty, przezwyciężając swój strach, sama znalazłaś miejsce, w którym mieszka, przyjechałaś, to znaczy… to znaczy, że nie jest taki zły, co? Albo i nie…
Albinie nagle zrobiło się żal matki Vlada, wydawała się taka silna i niezależna, ale w rzeczywistości…
– Dobrze… spróbujmy, opowiedz mi… a co z dzieckiem… – Albinie trudno było mówić, – o dziecku… Vlad ci to powiedział?
Nadieżda Igoriewna pokręciła głową i pomogła Albinie z torbą.
-Al… Zrozumiałem to sam, nie pytaj skąd się wziąłem, taki jestem od dzieciństwa, z intuicją… Mogę cię tak nazywać? Alia…
„Oczywiście” – uśmiechnęła się dziewczynka – „tak nazywają mnie moi rodzice”.
– To wspaniale, widzisz… Powiem ci wszystko, ale on… nic mi nie mówi… nie widzi mnie… i jego ojciec też. Tak właśnie żyjemy…To wszystko jest skomplikowane, ale opowiem ci.
I tak pewnego dnia życie Albiny, i nie tylko jej, zmieniło się, wywróciło do góry nogami lub odwrotnie.
Nadya przywiozła do domu swoją ciężarną dziewczynę i syna.
Nie ma co sądzić, że była aż tak przebiegłą intrygantką, kobieta działała intuicyjnie, jakby ktoś ją słyszał i nią kierował… Nie wiedziała, co zrobi dalej, nie wiedziała, jak zachowają się uczestnicy całej tej historii…
Ona po prostu zrobiła to, co uważała za słuszne.
Vlad zniknął z domu, ale to nie pierwszy raz, wróci, ostatnio zawsze tak się dzieje, przez ostatnie sześć lat, tyle czasu Vlad jej nie zauważa… matka… mówi dzień dobry, do widzenia, dziękuję i proszę, nawet całuje ją w policzek, kiedy przychodzi i odchodzi.
Ale…
Oczy syna są pozbawione duszy i puste, uważa ją za zdrajczynię.
Do pewnego stopnia to prawda…
Nie rozmawiał ze swoim ojcem od ośmiu lat, po prostu go nie zauważa.
Nadya często myje okna w swoim domu, lśnią czystością i mienią się na niebiesko, szkoda, że nie można w ten sposób umyć swojego życia i życia swoich bliskich…
Aż skrzypi.
Mąż znika w pracy, Nadya daje mu tabletki, gdy ich potrzebuje, żyją… żyją jak sąsiedzi, jak przypadkowi ludzie, którzy znaleźli się w tym samym pokoju… Ona nie wybaczyła… A on… on prawdopodobnie kocha tę… która go zostawiła, gdy zachorował.
Ale przedtem przeżyłem jeszcze około dwudziestu lat szczęśliwie…
A teraz nawet nie zauważył, że w ich domu mieszkała dziewczyna, która chodziła z nim po tym samym pokoju, jedli przy tym samym stole…
Pomyliłem Albinę z nową służącą…
Vlad pojawił się wieczorem.
Albina podziwia faceta z okna, no tak, kocha go, ale on jej nie kocha… Więc ułożyła sobie życie…
Musiałem iść do domu, mama by mi pomogła.
Zawstydzony…
Jasne, że to żenujące, powiedzą, patrz, Mironowowie mają dziewczynę z brzuchem, która przyjechała z miasta, to wstyd… No i co z tego? Czy lepiej być pasożytem? Dlaczego Nadieżda Igoriewna uznała, że ona, Albina, może jej w jakiś sposób pomóc…
-Cześć…mama mówiła, że teraz tu mieszkasz?
Albina wzdrygnęła się i odwróciła w stronę, z której dobiegał głos Vlada; wyciągał jakieś rzeczy z szafy i wrzucał je pośpiesznie do walizki.
Facet wyraźnie się spieszył.
— Spieszysz się?
– No cóż, tak, wyprowadzam się.
– To jasne.
-Co rozumiesz? Przez ciebie straciłem mieszkanie i…
-I pieniądze, które zapłaciłem ci za mieszkanie. Twoi rodzice nic ci nie dają, komunikujesz się z matką jak ze służącym, a z ojcem, jak rozumiem, w ogóle się nie komunikujesz… Stracił pensję, ten paskudny bogaty dzieciak od matki.
-Co? Po co się tu w ogóle zjawiłeś i w ogóle wprowadziłeś się do mojego pokoju?
– Twoja matka cię zaprosiła, nie chce, żeby jej wnuk lub wnuczka dorastali gdzieś indziej.
– Wyjdź stąd, rozumiem, nie zamierzam cię poślubić.
– Wynoś się stąd, biegnij szybko, bo wkrótce się zestarzejesz, pióra ci odpadną i nie będziesz już skakał jak gęś, lecz jak koza. Na razie możesz jeszcze zarobić trochę pieniędzy dzięki swojej ładnej buzi, ale potem to tyle…zaraz się odwrócisz i stracisz wszystko…
Uciekaj, mała, obrażona gęsio, tup nogami, ooooh, mamusia i tatuś są źli, obraziłaś gęś, ha-ha-ha, miejsce, gęś.
Jeśli jest jedna rzecz, której nie musisz uczyć Albiny, to tego, jak doprowadzić przeciwnika do szaleństwa. Ona nauczy każdego, kogo zechce.
-Tak, ty…ty…
– Och, uciekaj już…niechętnie się martwię. Biegnij, kochanie… baw się dalej… Myślisz, że nie widzę, jak starasz się nie zauważać, że opowiadam ci o dziecku? Biegnij, mała gąsko, gdakaj dalej.
Albina zwróciła się w stronę okna.
„Dobrze, dziewczyno, tak właśnie powinno być” – szepnęła Nadia, która przysłuchiwała się całej rozmowie.
Vlad wyszedł, ale wrócił wieczorem, usiadł ponury przy stole, poszedł spać do pokoju gościnnego, ale… przez długi czas nocował w domu.
– Alya, umówiłam się z lekarzem, jedziemy, musimy się przebadać, musimy się zarejestrować.
I czas pomyśleć o ślubie.
– Po co ślub, Nadieżdo Igoriewno, dziękuję za pomoc, pomogę ci i wrócimy do domu.
– Tak…tak to znaczy…Dosyć, jeśli chcesz, możesz odejść.
Jedźmy do szpitala.
Nadya bała się przyznać nawet przed samą sobą, że już zakochała się w tym dziecku, tym, które miało być, nie zastanawiała się nawet, czy to dziecko Vlada…
Vlad spędził noc w domu, a na kolację wyszedł, ale tylko wtedy, gdy jego ojciec nie jadł kolacji ze wszystkimi.
Zdawał się uspokajać, spoglądał z boku na matkę i Albinę, nie przeszkadzały mu, ale słyszał jak rozmawiają, omawiają zakupy dla dziecka, wyjazdy do szpitala, śmieją się.
Znów poczuł się jak osoba zbędna, ale przypomniał sobie słowa Albiny, obraźliwe słowa i przestał się obrażać.
-Albin… Ja… Przepraszam…
-Po co, Vlad?
-No cóż, co do mieszkania i w ogóle…że cię okłamałem.
– To ja przepraszam…
-A dlaczego ty?- Vlad spojrzał na dziewczynę ze zdziwieniem.
-No i jak to możliwe…że przyszła do twojej matki i ma też dziecko…
-To moje…tak?
– Sąsiedzkiej, oczywiście…
– Dobra, pójdę…
-Tak.
– Nie myśl, że ja… nie mam nikogo… wyrzuciłam to z siebie w przypływie emocji, byłam wściekła… dostałam staż, to wszystko… pracuję.
– Dobrze zrobiony.
Poznali się na nowo.
Nadya patrzyła i się uśmiechała, oto Albina podlewa róże, podchodzi Vlad, bierze od niej konewkę… Oto są razem w kuchni, może wszystko się ułoży? Albo może…
Brzuch Albiny był już widoczny, gdy Vlad podszedł do matki.
„Mamo, wszystko ucichło w sprawie ślubu, Alka niedługo nie zmieści się w sukienkę” – powiedział ze śmiechem.
Nadya zauważyła… Vlad spojrzał na Albinę z miłością i to jest jego Alka, wymawiane z czułością.
– I czy się oświadczyłeś? A może to tylko słowa twojej matki, że będzie ślub?
– Dokładnie, jestem takim tępym idiotą…
W ciągu dnia Nadya rozmawiała z Albiną. Dziewczyna przyznała, że czuła się niekomfortowo, jakby ktoś ją do tego zmusił, że tam jest wesele… i tak dalej.
-Czy kochasz mojego syna?
-Tak.
-Czego więc potrzebujesz?
– Żeby on też kochał…
– A powiedział ci, że cię nie kocha?
– Nie… no cóż, on też nie powiedział, że kocha.
Wieczorem, po kolacji, Vlad zaprosił Albinę do ogrodu.
Tam, nerwowo i jąkając się, poprosił ją o rękę.
– Alka, ja kiedyś byłam zakochana, jak dziecko, niedawno to sobie uświadomiłam, więc mam z czym to porównać, ja już byłam zakochana…
Ale ja nikogo nie prosiłem o ślub” – zaśmiał się Vlad, ale jakoś smutno. „Udało im się to zrobić za mnie, martwiłem się, och, jaki ze mnie tępak…
I teraz cieszę się, po raz pierwszy od dłuższego czasu, cieszę się, że poszłam do twojego szefa po ten list…
Wybacz mi, doszukiwałam się w Tobie jakichś wad, byłam zła na siebie, zdając sobie sprawę, że podoba mi się w Tobie wszystko.
Podświadomie wybrałem ciebie, tak bardzo się wszystkiego wstydzę…
Al…czy zostaniesz moją żoną?
-Wiesz, nie wiem jak się właściwie oświadczyć, ale podoba mi się sposób, w jaki to zrobiłeś… Będę twoją żoną.
Tylko… Mam jedno pytanie, a ty… czy mnie kochasz…
„Oczywiście” – Vlad był zaskoczony pytaniem Albiny – „w przeciwnym razie po co miałbym cię prosić o rękę?”
Teraz wszyscy byli zajęci i zmartwieni, Albina oczywiście była zawstydzona, że ojciec Vlada nie utrzymywał z nim kontaktu, jakby mieszkali osobno… Ale ona się nie wtrącała.
Pojechali na wieś, żeby odwiedzić rodziców Albiny. Wladowi tak się to spodobało, że jakby dziecko było całe brudne, spędzał całe dnie z ojcem Albiny na traktorze.
-Alka, no to koszenie…no Boże, powinnaś zrozumieć…
W domu przyznał się matce, że nigdy w życiu nie miał takich wakacji.
Czasami jedli wszyscy razem, tego wieczoru była właśnie taka kolacja, Michaił Władimirowicz jadł w milczeniu, Wład gawędził, Nadieżda Igoriewna się uśmiechała.
– Nie wyobrażasz sobie, mamo… zapachu skoszonego siana, mmm, tato, pamiętasz, jak byliśmy u twojej ciotki…
Albina naprawdę to poczuła… widziała, jak jej przyszła teściowa zamarła, jak Vlad zbladł i zwiędł, jak jego ojciec zamarł z łyżką w dłoniach.
Ręka Michaiła Władimirowicza drżała, a zupa chlapała z niej na śnieżnobiały obrus…
Zaczął płakać, pochylił głowę i płakał, dorosły, silny, przystojny mężczyzna…
Albina cicho wstała, za nią poszła Nadieżda Igoriewna i wyszły do ogrodu.
Ojciec i syn mieli wiele tematów do rozmowy…
– Ta dziewczyna, dla której wtedy porzucił… pamiętasz? Była trzy lata starsza od Vlada, tej… pierwszej miłości Vlada…
Przepraszam, nie chciałem Cię zdenerwować.
Dlatego się nie komunikowali.
A kiedy zabrałem Miszę z powrotem, pielęgnowałem go, aż wyzdrowiał… Vlad… on też uważał mnie za zdrajcę, rzucił studia, miał jeszcze trochę nauki do skończenia, oszalał, zaczął…
Nie komunikowali się…
I teraz… On wybaczył, Al… On wybaczył swojemu ojcu i mnie także, widziałeś… On wybaczył nam.
To wszystko dzięki Tobie, Albina.
Mój syn powiedział: „Masz kochających rodziców”. Powiedział, że to takie fajne, że dawno tego nie widział.
Chcę ich zaprosić… Chcę się z nimi zaprzyjaźnić, chcę… żeby nikt się nie kłócił Albina, jak dobrze, że wtedy zacząłem myć okna i zobaczyłem ciebie…
Kto cię do nas przysłał, dziewczyno… Chodź tu, chodź moja Alko…
***
W domu panuje chaos.
Wszyscy biegają i kręcą się w kółko.
„A ona jest naprawdę mała, przepraszam?” pyta Michaił Władimirowicz, ocierając łzy.
– Tato, trzy kilogramy i pięćdziesiąt dwa centymetry!
„Wnuczko, mam wnuczkę” – szepcze cicho Michaił Władimirowicz.
Tata Albiny poprawia krawat, zastanawia się dlaczego żona kazała mu go założyć, myśli też o małej dziewczynce, która już mieszka w jego sercu, swojej wnuczce…
Nadya i jej swatka albo płaczą, albo się śmieją, sprawdzając po raz setny, czy wszystko jest na swoim miejscu…
W końcu zabraliśmy dziewczynki do domu.
Uśmiechnęła się Nadya, wysiadła z samochodu, spojrzała na okna… Cóż, nie umyłam ich, zupełnie zapomniałam.
Muszę powiedzieć Zinie, żeby zadzwoniła po firmę sprzątającą, pomyślała beztrosko i pośpieszyła do domu za wszystkimi.