Mąż, postawiwszy żonę przed faktem dokonanym, przeniósł teściową do jednopokojowego mieszkania i oświadczył, że teraz matka będzie mieszkać z nimi

Marina obudziła się z dziwnym uczuciem – coś nieuchwytnie zmieniło się w znajomym otoczeniu ich małego, jednopokojowego mieszkania. Tykanie kuchennego zegara, które zwykle rozpływało się w porannej ciszy, teraz rywalizowało z czyimś miarowym oddechem. Podniosła się na łokciu – Victor już nie spał, siedział na skraju łóżka z wyrazem twarzy, jakby połknął coś niejadalnego.

„Marish, po prostu się nie martw” – zaczął, unikając patrzenia jej w oczy.

Jej serce zapadło się. Nauczyła się tego tonu aż za dobrze przez dwadzieścia lat małżeństwa.

„Co się stało?” – zapytała, czując, że coś jest nie tak.

„Mama przyjechała” – wydusił Victor. „Na dobre”.

Marina mrugnęła. Jeden. Dwa. Trzy. Trudno było jej to pojąć.

– Co masz na myśli mówiąc „na zawsze”? Gdzie ona teraz jest?

– W kuchni. Ona robi śniadanie, – Victor ożywił się, jakby to była najlepsza wiadomość na świecie. – Wyobrażasz sobie, wstałem, a ona już gotuje owsiankę. Zupełnie jak w dzieciństwie!

Marina poczuła, że ​​jej spokój zaczyna pękać.

„Victor, my…” Zawahała się, szukając słów, które nie zraniłyby jego synowskich uczuć, ale oddałyby skalę koszmaru, który się wydarzył. „Nie rozmawialiśmy o tym, że twoja matka zamieszka z nami. Zwłaszcza nie na stałe”.

– O czym tu dyskutować? – był szczerze zaskoczony. – Jej siostrzeniec sprzedał jej mieszkanie, a siostra odmówiła przyjęcia jej. Nie może mieszkać na ulicy! To moja matka, Marina.

Marina słyszała to zdanie – „ona jest moją matką” – przez dwadzieścia lat. Za każdym razem, gdy Alevtina Ivanovna ingerowała w ich życie, krytykowała Marinę lub osądzała ich decyzje. „Ona jest moją matką” było magicznym zaklęciem, na które Marina nie miała antidotum.

„A kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?” Jej głos brzmiał przerażająco spokojnie.

– Ja… No cóż, mówię ci – wzruszył ramionami. – Co tu mówić, Marish? Rozumiesz, że nie było wyboru.

Na korytarzu rozległ się odgłos szurania i w drzwiach pojawiła się Alevtina Ivanovna – drobna, sucha, z przenikliwym spojrzeniem i ściągniętymi ustami.

– Witia, co tak długo? Kasza stygnie – powiedziała z tą szczególną intonacją, która przez lata znajomości wykształciła u Mariny odruch warunkowy – chęć stania się niewidzialnym. – Ach, Marinoczko, dzień dobry. Musisz mi wybaczyć, trochę tu sprzątałam. W twojej szafce był taki bałagan, że musiałam wszystko posortować.

Marina poczuła, że ​​jej koniuszki palców stają się drętwe. W tej szafce były jej herbaty, przyprawy, jej ulubiony kubek – mały świat, w którym wszystko było ułożone w sposób dla niej wygodny.

„Dzień dobry, Alevtina Ivanovna” – wydusiła. „Jak długo zostaniesz z nami?”

Victor skrzywił się. Jego teściowa zmarszczyła brwi.

– No cóż, Witia mówi, że to na zawsze – odpowiedziała, wyglądając, jakby robiła im przysługę. – Moje mieszkanie… Cóż mogę teraz powiedzieć. Ale nie martwcie się, nie zajmę dużo miejsca. Muszę tylko wstawić do pokoju małą sofę, bo mnie plecy bolą od rozkładanego łóżka.

Mała sofa. Do ich trzynastometrowego pokoju, gdzie było już łóżko, szafa i biurko.

– Na składanym łóżku? Gdzie teraz śpisz? – Marina zwróciła się do męża, który uważnie studiował wzór na tapecie.

„W pokoju, oczywiście” – odpowiedział, nie patrząc na żonę. „A na razie wstawimy składane łóżko w kuchni”.

– Co?! – Marina pomyślała, że ​​się przesłyszała. – Victor, czy my będziemy spać w kuchni?

Ileż razy w ciągu ostatnich dwudziestu lat Marina marzyła o spokojnej emeryturze. O tym, jak będzie leniwie pić herbatę rano, czytać, robić na drutach w wygodnym fotelu i nie rzucać się na łeb, na szyję na swoją zmianę w szpitalu. Jak ona i Wiktor będą chodzić na wystawy, do parku, po prostu spacerować, nie oglądając się na czas. A teraz Alevtina Ivanovna stanęła na progu tego długo oczekiwanego życia ze swoim szuraniem, westchnieniami i wiecznym niezadowoleniem.

– No, nie na długo – Victor wzruszył ramionami. – Przyzwyczaimy się. Najważniejsze, żeby mama czuła się komfortowo.

Marina spojrzała na swoją teściową. Stała, opierając się na kiju, z wyglądem zwyciężczyni, która zajęła strategicznie ważną wysokość.

W tym momencie w Marinie coś pękło – cienka nić cierpliwości, którą zbierała przez dziesięciolecia.

Jednak na zewnątrz zachowywała spokój – lata pracy jako pielęgniarka zbierały swoje żniwo, a przecież każdy przejaw emocji mógł kosztować pacjenta życie.

„Rozumiem” – skinęła głową. „Daj mi pięć minut, umyję się i przyjdę zjeść śniadanie”.

W łazience Marina odkręciła wodę na cały regulator, żeby nie słyszeć, o czym rozmawiają w kuchni teściowa i syn. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze – zmęczone oczy, siwiejące pasma włosów na skroniach, zmarszczki w kącikach ust. Czy nie zasługiwała na odrobinę spokoju? Czy nie miała prawa przynajmniej mieć własnej kuchni?

„Co robię źle?” zapytała lustro. „Dlaczego on w ogóle się ze mną nie skonsultował?”

Lustro było ciche. Woda wydawała dźwięki. A za drzwiami zaczynało się nowe życie, na które Marina była zupełnie nieprzygotowana.

Wychodząc z łazienki, Marina napotkała pierwsze oznaki nowej rzeczywistości. Na kuchennym stole, gdzie zwykle stał jej ulubiony wazon z suszonymi kwiatami, teraz znajdowała się góra leków. Pomiędzy tabletkami znajdowała się oprawiona fotografia młodego Wiktora, którą Alevtina Ivanovna najwyraźniej przywiozła ze sobą.

„Usiądź, Marinoczka” – zaskrzypiała teściowa, wskazując na stołek. „Położyłam na nim trochę owsianki. Dokładnie tak, jak lubisz”.

„Jak mi się podoba?” Marina uśmiechnęła się do siebie. Przez tyle lat jej teściowa ani razu nie zapytała o jej gusta.

„Dziękuję, ale nie jestem głodna” – odpowiedziała, z trudem powstrzymując drżenie głosu.

– Co masz na myśli mówiąc „nie głodna”? – oburzyła się Alevtina Ivanovna. – W twoim wieku nie możesz obejść się bez śniadania. Zrujnujesz sobie serce. Witia, powiedz jej!

Wiktor, który zajadał się owsianką, jakby wrócił do dzieciństwa, podniósł wzrok:

– Naprawdę, Marish, jedz. Mama tak bardzo się starała.

Marina mechanicznie usiadła i wzięła łyżkę. Kasza była przesolona – dokładnie tak samo jak dwadzieścia lat temu na ich pierwszej rodzinnej kolacji u teściowej.

„Smaczne?” – zapytała Alevtina Ivanovna wyzywająco.

„Bardzo” – skłamała Marina, czując się jak zdrajczyni własnych kubków smakowych.

– Tak jest – teściowa skinęła głową z zadowoleniem. – Rozpieściłeś ją, Witia. Same koktajle i sałatki. Co to za jedzenie? Nie poprawi jej zdrowia.

Marina poczuła, jak w jej wnętrzu rozgorzał mały, ale gwałtowny płomień oburzenia. Przez lata życia z Victorem nauczyła się gotować tak, aby jedzenie było zarówno smaczne, jak i zdrowe. A teraz jej kulinarne wysiłki zostały przekreślone przez jedno zdanie.

„Każdemu według jego upodobań, Alevtina Ivanovno” – powiedziała, starając się, aby jej głos brzmiał neutralnie.

– Och, przestań z tymi ceremoniami. Mów do mnie mamo, – teściowa machnęła ręką. – Jesteśmy razem od dwudziestu lat i nadal zwracamy się do mnie „Alevtina Ivanovna” i „Alevtina Ivanovna”. Przecież nie jesteśmy sobie obce.

„Nie obcy. Ale też nie rodzina” – pomyślała Marina, ale powiedziała na głos:

– Nawyk.

Po śniadaniu, jakby próbując uniknąć dalszych rozmów, Victor przygotował się do pracy. Chociaż zostało mu tylko pół roku do emerytury, nadal pracował jako inżynier w biurze projektowym.

– Dokąd idziesz? – Marina była zaskoczona. – Dzisiaj jest sobota.

„Projekt płonie” – powiedział, pośpiesznie zakładając kurtkę. „Wrócę wieczorem”.

Drzwi zatrzasnęły się, pozostawiając Marinę samą z teściową w ich małym mieszkaniu.

„On zawsze taki jest” – westchnęła Alevtina Ivanovna, patrząc na syna z miłością przez zamknięte drzwi. „Pracownik. Jest jak ja. Ja też pracowałam niestrudzenie przez całe życie. Nie tak jak dzisiejsza młodzież – oni po prostu chcą leżeć na kanapie i gapić się na te… jak się to nazywa… smartfony”.

Marina milczała. Nagle stało się dla niej oczywiste, że dla swojej teściowej na zawsze pozostanie tą zaniedbującą synową, która „zaczepiła” jej syna. Nie miało znaczenia, że ​​od tego czasu minęły dwie dekady, że mieli dorosłe dzieci. Nie miało znaczenia, że ​​Marina przepracowała połowę tych lat jako pielęgniarka za półtora stawki, aby utrzymać rodzinę, podczas gdy Viktor nie dostawał wynagrodzenia od miesięcy.

„Pościelę łóżko w swoim pokoju” – powiedziała Alevtina Ivanovna tonem, jakby robiła mi największą przysługę. „Sofa zostanie mi dostarczona w poniedziałek. Vitya ją zamówił. Tymczasem będę spała na twoim łóżku”.

„Na Victora i mnie?” – zapytała ponownie Marina, czując, jak ciężar narasta w jej piersi.

– No, nie będę spała na podłodze, staruszko! – oburzyła się teściowa. – Mam wysokie ciśnienie, bolą mnie stawy. A ty jesteś jeszcze młoda, nie boisz się nawet na składanym łóżku.

Marina chciała się śmiać z absurdalności sytuacji. Młoda! Pięćdziesięciopięcioletnia, z bólem pleców po wielu latach służby i nocnych zmian!

„Alevtina Ivanovna, Victor i ja śpimy w tym łóżku od dwudziestu lat” – powiedziała tak delikatnie, jak to możliwe. „Może wymyślimy coś innego? Na przykład, wstawimy dla ciebie składane łóżko do pokoju, a my zostaniemy na łóżku?”

Twarz teściowej wykrzywiła się, usta jej zadrżały, a w oczach pojawił się wyraz najgłębszej urazy.

– To ja mogę zapytać syna, ale ciebie nie? Więc ci żal miejsca dla starej kobiety? – Jej głos podniósł się do piskliwej nuty. – Witia zgodził się od razu, ale ty… Och, Marina, myślałam, że przynajmniej na starość wyrośnie ci serce, ale ty wciąż jesteś taka sama.

Marina poczuła, jak rumieniec wstydu zalewa jej twarz. Jej teściowa zawsze stosowała tę technikę – gdy tylko zaprotestowała, Alevtina Ivanovna natychmiast przechodziła do ofensywy, przedstawiając się jako ofiara, a swojego przeciwnika jako bezdusznego potwora.

„Okej” – ustąpiła Marina. „Oczywiście, śpij na łóżku”.

– Tak jest – skinęła głową Alevtina Ivanovna, natychmiast się uspokajając. – A ja ci za to upiekę jakieś placki. Z kapustą, taką jak lubisz.

Marina nie lubiła placków z kapustą. Lubiła placki z jabłkami. Ale jaką to teraz robi różnicę?

Dzień ciągnął się w nieskończoność. Teściowa, położywszy się na łóżku, włączyła telewizor i oglądała program za programem, od czasu do czasu komentując to, co działo się na ekranie, głośnymi okrzykami. Marina próbowała czytać w kuchni, ale co dziesięć minut Alevtina Ivanovna wołała ją:

– Marish, przynieś mi wody!

– Marinoczka, gdzie jest pilot do tego telewizora? Chyba nie przełącza się dobrze.

– Marinuszka, zasłoń zasłony, bo słońce świeci mi w oczy.

Wieczorem Marina czuła się jak wyciśnięta cytryna.

Nie miała nawet czasu, żeby zadzwonić do dzieci, jak to zwykle robiła w weekendy. A kiedy próbowała zadzwonić do córki, teściowa natychmiast podkręciła głośność w telewizorze, nie pozwalając jej na normalną rozmowę.

Wiktor wrócił późno, gdy Alewtina Iwanowna już spała, wygodnie ułożona w ich rodzinnym łóżku.

„Jak minął ci dzień?” – zapytał, zdejmując buty na korytarzu.

„Wspaniale” – odpowiedziała Marina, rozkładając składane łóżko w kuchni. „Szczególnie biorąc pod uwagę, że czuję się jak gość we własnym mieszkaniu”.

– Nie zaczynaj – skrzywił się. – Mama jest stara, potrzebuje uwagi. Nie będzie z nami wiecznie.

– Nie na zawsze? – Marina powstrzymała histeryczny śmiech, który wybuchł. – A jak długo, Witia? Miesiąc? Rok? Dziesięć lat?

Victor odwrócił wzrok i zaczął przyglądać się czajnikowi z przesadną uwagą.

– Dlaczego to robisz… Ona jest moją matką.

– A ja jestem twoją żoną! – nagły wybuch gniewu zaskoczył samą Marinę. Przez dwadzieścia lat trzymała emocje pod kontrolą, wygładzała ostre krawędzie, chroniła kruchy rodzinny spokój. – Czy to znaczy coś tylko wtedy, gdy jest to dla ciebie wygodne?

„Cicho bądź, bo obudzisz mamę” – syknął Victor, patrząc na korytarz.

„W naszej sypialni” – powiedziała cicho, ale wyraźnie, podkreślając każde słowo.

Victor usiadł ciężko na stołku. Kuchnia w ich jednopokojowym mieszkaniu była tak mała, że ​​kolana jej męża niemal dotykały składanego łóżka.

– Marish, chodź…

— Jesteś gotowa „być cierpliwą”? — zapytała Marina, kładąc poduszkę pod bolącym dolnym odcinkiem kręgosłupa. — Czy mam być jedyna? Czy wiesz, ile razy twoja mama do mnie dzwoniła dzisiaj? Siedemnaście. Policzyłam. Albo przynieś wodę, albo zasłoń zasłony, albo powiedz mi, która aktorka gra w serialu. W wieku siedemnastu lat zdałam egzaminy z taką energią.

„Ona jest starą kobietą” – westchnął Victor. „Potrzebuje uwagi”.

„Ja też, Vitya” – powiedziała cicho Marina. „Ja też tego potrzebuję”.

Ale mąż już się odwrócił, rozkładając na stole rysunki, które przyniósł z pracy. Rozmowa dobiegła końca.

Noc na łóżku polowym zamieniła się w torturę.

Marina wierciła się i przewracała, próbując ułożyć się tak, aby plecy nie bolały jej przy każdym ruchu. Victor chrapał nieopodal na drugim składanym łóżku, ustawionym blisko niej – kuchnia nie pomieściłaby więcej. O czwartej rano Marina poddała się i wstała. Zaparzyła sobie kawę i wyszła na balkon z filiżanką w dłoniach.

Świt powoli malował niebo na bladoróżowe tony. Miasto wciąż spało, tylko od czasu do czasu przejeżdżały samochody pierwszych robotników. Marina spojrzała w dal i pomyślała o swoim życiu – o młodości, poświęconej pracy, o dzieciach wychowanych w miłości pomimo wszystkich trudności, o trzydziestu latach małżeństwa, które zawsze uważała za silne. Czy naprawdę przez cały ten czas oszukiwała samą siebie, myśląc, że ich związek jest dla Victora równie ważny, jak dla niej?

„Dlaczego tak wcześnie zapalasz światło?” – z tyłu rozległ się skrzypiący głos. Alevtina Ivanovna, owinięta w szlafrok, stała w drzwiach balkonu.

„Nie mogę spać” – odpowiedziała krótko Marina.

„A ja nie mogę spać przez to całe twoje bieganie” – teściowa wydęła usta z niezadowoleniem. „Albo hałasujesz w kuchni, albo wychodzisz na balkon. Nadal nie wyspałam się wystarczająco”.

Marina zamknęła oczy i w myślach policzyła do dziesięciu.

– Wybacz mi, Alevtina Ivanovna. Więcej tego nie zrobię.

– No i znowu zaczynamy, “Alevtina Ivanovna” – skrzywiła się staruszka. – Prosiłam, żebyś mówiła do mnie “Mamo”. Czy naprawdę tak trudno szanować staruszkę?

Zamiast odpowiedzieć, Marina w milczeniu dokończyła kawę i przecisnęła się obok teściowej z powrotem do kuchni. Dzień zapowiadał się równie niekończący się jak poprzedni.

Pod koniec pierwszego tygodnia wspólnego mieszkania Marina czuła się wyczerpana.

Alevtina Ivanovna całkowicie przeprojektowała swoje życie. Wszystkie rzeczy w szafach zostały przestawione, ulubione książki Mariny przeniesiono na antresolę („Nie znoszę kurzu książkowego!”), a w kuchni panował teraz niezmienny porządek jej teściowej – od ustawienia przypraw po pory posiłków.

„Co masz na myśli, lunch o drugiej?” oburzyła się, gdy Marina zaproponowała przesunięcie lunchu. „Przez całe życie siedziałam przy stole o pierwszej i teraz będę!”

Victor coraz częściej zostawał w pracy po godzinach. Marina początkowo była obrażona, ale potem zrozumiała, że ​​po prostu uciekał od napięcia, które wisiało w mieszkaniu.

W sobotę zadzwoniła jej córka i zaproponowała, żeby przyszła. Marina się wahała:

– Maszeńka, może lepiej będzie, jak przyjedziemy do ciebie? Mieszkanie nie jest teraz takie… super.

– Co masz na myśli mówiąc „nie za bardzo”? – Alevtina Ivanovna, która stała nieopodal, natychmiast wtrąciła się do rozmowy. – Wczoraj umyłam podłogi i upiekłam ciasta!

Przybycie Maszy z dziećmi ostatecznie wykończyło Marinę. Teściowa całkowicie skupiła uwagę Kiryushy i Alisy, dosłownie spychając babcię w cień.

– Chodźcie do mnie, moje kochanie! Prababcia ma dla was kilka smakołyków!

Dzieci, oczarowane niebywałą uwagą i nieograniczonymi słodkościami, otoczyły Alevtinę Iwanownę, a ona co chwilę rzucała triumfalne spojrzenia w stronę Mariny.

„Mamo, co się dzieje?” – wyszeptała córka, gdy zostały same w kuchni. „Dlaczego babcia Alya śpi w twoim pokoju? I kiedy w ogóle udało jej się do ciebie wprowadzić?”

Marina przełknęła gulę w gardle.

– Victor przyniósł. Powiedział – na dobre.

„I zgodziłaś się?” córka uniosła brwi ze zdziwienia.

„Nikt mnie nie pytał” – Marina uśmiechnęła się gorzko.

Masza zmarszczyła brwi:

– Ale to jest… nie tak, mamo. W twoim jednopokojowym mieszkaniu jest już ciasno dla dwóch osób, a do tego dochodzi jeszcze babcia Alya. A poza tym ona zawsze była… – córka zawahała się, dobierając słowa – trudną osobą. Jak się dogadujecie?

„Nie ma mowy” – odpowiedziała szczerze Marina. „Czuję się jak pokojówka we własnym domu. Wiesz, przez te wszystkie lata myślałam, że nauczyłam się dogadywać z twoją babcią, ale okazało się, że po prostu rzadko ją widywałam.

– A tata? Co on mówi?

– „Bądź cierpliwa, ona jest moją matką”. Jak zawsze.

Masza zamyśliła się, obracając filiżankę w dłoniach.

– Mamo, czy próbowałaś z nim poważnie porozmawiać? Nie wieczorem, kiedy wszyscy są zmęczeni, ale usiąść i naprawdę omówić sytuację?

Marina westchnęła:

– Chciałem. Ale twój ojciec albo jest w pracy, albo zajęty twoją matką. A my jesteśmy sami tylko w nocy na tych cholernych składanych łóżkach, kiedy mamy siły tylko na „dobranoc”.

W korytarzu rozległ się donośny śmiech Alicji, po czym do kuchni wpadła jej wnuczka:

– Babciu! Przyjdź szybko, prababcia cię woła! Chce ci pokazać zdjęcia taty, kiedy był mały!

Po wyjściu dzieci mieszkanie wydało się Marinie jeszcze bardziej ciasne i duszne. Wyszła do sklepu – po prostu, żeby pobyć sama, żeby odetchnąć. Telefon zadzwonił, gdy błąkała się między półkami z herbatą.

– Cześć?

– Cześć, Marinka! – pogodny głos przyjaciółki Lyuby przepełniony był ciepłem. – Co robisz? Może się spotkamy? Przejeżdżam przez twoje okolice.

– Lyuba? – Marina nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. – Oczywiście! Chodź już, jestem w Magnit niedaleko mojego domu.

Pół godziny później siedzieli w małej kawiarni, a Marina, niespodziewanie dla siebie, zaczęła wylewać na stół wszystko, co zgromadziła przez cały tydzień.

Lyuba słuchała bez przerywania, tylko kręciła głową i od czasu do czasu nalewała herbatę dla swojej przyjaciółki. Po rozwodzie trzy lata temu mieszkała sama i, jak sama twierdziła, w końcu poczuła się wolna.

– Wiesz, co jest najbardziej obraźliwe? – Marina obracała łyżeczkę w dłoniach. – Naprawdę starałam się przez te wszystkie lata. Akceptowałam jego matkę taką, jaka jest. Tolerowałam jej komentarze, jej ciągłe niezadowolenie. „Zupa jest rzadka”, „dom jest zakurzony”, „źle wychowujecie wnuki”. A teraz okazuje się, że moje zdanie nie ma żadnego znaczenia. Nawet w kwestii tego, kto zamieszka w naszym mieszkaniu.

– Czy kiedykolwiek myślałeś… – zawahała się Luba, – no wiesz, żeby wstać i odejść? Chociaż na chwilę?

„Dokąd?” Marina uśmiechnęła się gorzko.

— Na przykład dla mnie. Mam dwupokojowe mieszkanie, jest tam wystarczająco dużo miejsca. Będziesz tam mieszkał przez miesiąc lub dwa, odpoczniesz. Niech Victor poczuje, jak to jest być między dwoma pożarami.

Marina się nad tym zastanowiła. Pomysł był kuszący, ale…

– Nie, to nie byłoby sprawiedliwe. W końcu jesteśmy razem od dwudziestu lat.

– A co on zrobił – czy to było sprawiedliwe? – przerwała Luba. – Marin, obudź się! Przez całe życie przystosowywałaś się do kogoś. Najpierw do męża, potem do teściowej, potem do pracy. A kiedy zaczniesz żyć dla siebie?

„Nie wiem jak” – przyznała cicho Marina.

„W takim razie czas się uczyć” – stanowczo powiedział mój przyjaciel. „Masz pięćdziesiąt pięć lat, nie dziewięćdziesiąt osiem. Całe życie przed tobą”.

Marina wróciła wieczorem do domu. W mieszkaniu czuć było walerianę.

– Gdzie jesteś? – Alevtina Ivanovna wyskoczyła z progu. – Szukam validolu, serce ściska mi się z podniecenia! A ty gdzieś spacerujesz!

„W apteczce, w łazience, jest validol” – odpowiedziała spokojnie Marina, przechodząc obok teściowej.

– Wiem! Ale przeterminowane! W ogóle nie śledzisz swoich leków! – w głosie teściowej było otwarte oskarżenie.

„Pójdę do apteki” – powiedziała Marina równie spokojnie, chociaż wszystko w niej wrze. „Po prostu odłożę torbę”.

„Nie ma potrzeby nigdzie iść” – rozległ się głos Victora. Stał w drzwiach kuchni z torbą z drogerii. „Kupiłem wszystko. Mamo, co ty właściwie mówisz? Marina ma prawo wyjść na spacer.

„Oczywiście, że tak” – Alevtina Ivanovna zacisnęła usta. „Kto się kłóci? Tylko twoja matka umiera tutaj, a ona…”

– Mamo! – Po raz pierwszy w głosie Wiktora zabrzmiała irytacja. – Przestań.

Marina spojrzała na męża ze zdziwieniem. Nigdy nie słyszała, żeby podniósł głos na matkę.

W nocy, leżąc na składanym łóżku, długo nie mogła zasnąć. W głowie krążyły jej słowa Luby: „Kiedy zaczniesz żyć dla siebie?”. A tak naprawdę – kiedy? Całe życie żyła dla innych: dla męża, dla dzieci, dla pacjentów w szpitalu. Nawet teraz nie miała czasu, żeby żyć dla siebie – pojawiała się teściowa ze swoimi niekończącymi się wymaganiami.

Rano obudził ją donośny głos Alewtiny Iwanowny:

– Vitya, zobacz co zrobiła! Przeniosła wszystkie moje leki! Teraz nie mogę nic znaleźć!

Marina otworzyła oczy. Wczoraj wieczorem rzeczywiście uporządkowała leki teściowej według pory przyjmowania – rano, po południu, wieczorem. Żeby było wygodniej.

„Mamo, tak jest wygodniej” – usłyszał głos Victora. „Marina postąpiła słusznie”.

– No tak?! – oburzyła się teściowa. – Ale ja już od czterdziestu lat układam sobie lekarstwa po swojemu! A ona… Zawsze tak jest – przychodzi i przerabia wszystko po swojemu!

Marina usiadła na składanym łóżku. Coś w niej w końcu pękło. Wstała, poszła do łazienki, umyła się. Następnie w milczeniu spakowała torbę.

„Dokąd idziesz?” zapytał Victor, zauważając, że się szykuje.

„Do Lyuby” – odpowiedziała spokojnie. „Zostanę z nią na jakiś czas”.

„Co masz na myśli, mówiąc „będę żył”?” Spojrzał na żonę z zakłopotaniem. „Ale jak…”

– No to już, Witia – zapięła torbę. – Przez dwadzieścia lat żyłam tak, jak ty chciałeś. Teraz chcę żyć tak, jak ja chcę.

– Porzucasz nas? – W drzwiach pojawiła się Alevtina Ivanovna. – To jest wdzięczność! Mówiłam ci, Vitya, że ​​to…

„Nie, mamo” – przerwała Marina, po raz pierwszy nazywając teściową „Mamą”. „Nikogo nie porzucam. Po prostu będę mieszkać osobno. Ponieważ nie ma już dla mnie miejsca w tym mieszkaniu. Ani fizycznie, ani moralnie”.

Podeszła do Victora i pocałowała go w policzek:

– Zadzwoń do mnie, kiedy będziesz gotowy porozmawiać. Naprawdę porozmawiaj i nie zbywaj jej frazami w stylu „ona jest moją matką”.

I wyszła, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. W przedpokoju było cicho. Marina zeszła po schodach, pchnęła ciężkie drzwi wejściowe i wyszła na zewnątrz. Wiosenne słońce oślepiło ją na chwilę. Wzięła głęboki oddech i się uśmiechnęła.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła się wolna.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *