Warwara została w pracy do późna. Zamyślona, patrząc przez okno na migoczące światła miasta, kobieta westchnęła. Czas było szykować się do powrotu do domu, gdzie Arsenij prawdopodobnie już spędzał wieczór przed telewizorem. Dwadzieścia lat małżeństwa to nie przelewki. Czasami Warwara czuła się, jakby ona i jej mąż byli jak dwa drzewa, które zrosły się korzeniami. Nie bez problemów, oczywiście, ale mocno.
Telefon w jej torbie zawibrował. Warwara zmarszczyła brwi, widząc nieznany numer. Zwykle nikt do niej nie dzwonił po siódmej.
- Halo? – Warwara przycisnęła słuchawkę do ucha, jednocześnie próbując schować teczkę z dokumentami do torby.
– Dobry wieczór, Warwaro – głos po drugiej stronie był spokojny, wręcz obojętny. – Mam na imię Agata. Musimy porozmawiać.
- Przepraszam, kim pan jest? – Warwara zamarła. W głosie nieznajomego było coś, co sprawiło, że poczuła nieprzyjemny dreszcz na plecach.
— Jestem w związku z twoim mężem, Arsenijem, od czterech lat. Mamy trzyletniego syna Mirona.
Warwara opadła na krzesło. Wydawało się, że powietrze wokół niej stało się lepkie, ciężkie, jakby uciskało jej ramiona.
„To jakiś żart?” wydusiła Varvara.
„Nie muszę żartować” – w głosie Agathy słychać było zmęczenie. „Dzwonię, żeby powiedzieć, że mam dość tego podwójnego życia. Arseniusz wciąż nie może się zdecydować, co zrobić. Pomyślałam więc, że powinnam z tobą porozmawiać”.
Warwara słuchała i nie mogła uwierzyć własnym uszom. Cztery lata? Syn? To jakaś bzdura. Arsenij, oczywiście, nie jest najbardziej troskliwym mężem na świecie. Nigdy nie daje kwiatów bez powodu, zapomina o rocznicach, ale po co… to?
- Chcesz zniszczyć moją rodzinę? – Warwara poczuła gulę w gardle.
- Twoja rodzina? – Agatha uśmiechnęła się szeroko. – Arseny od dawna mieszka z dwiema rodzinami. Chcę tylko trochę jasności.
Połączenie się zakończyło. Warwara spojrzała na telefon, jakby był jadowitym wężem.
Warwara wróciła do domu na autopilocie. Pytania wirowały jej w głowie, a w piersi czuła tępy ból. Arsenij siedział na kanapie, oglądając mecz. Obok niej stała butelka piwa, a w popielniczce tlił się papieros.
„Spóźniłeś się” – powiedział Arsenij, nie odrywając wzroku od ekranu. „Będzie kolacja?”
Varvara rzuciła torbę na podłogę.
- Kim jest Agata?
Arseniusz zamarł z butelką przy ustach. Potem powoli postawił ją na stole.
— Czy ona do ciebie dzwoniła?
- To prawda? Masz syna?
Arseniusz wyłączył telewizor. Nie wyglądał na winnego ani zawstydzonego – po prostu zirytowanego.
- Słuchaj, nie chciałem, żebyś się tak dowiedział – Arsenij potarł czoło. – Ale skoro tak się stało… Tak, Miron jest moim synem. Z Agatą sprawy są… skomplikowane.
- Trudne? – Warwara zaczęła się trząść. – Założyłeś drugą rodzinę i mówisz mi – “trudne”?
– Nie przesadzaj – Arseniy wstał. – To nie jest druga rodzina. Agata i ja jesteśmy po prostu… mamy relację. A Miron, cóż, tak po prostu wyszło.
– Cztery lata! – Warwara prawie krzyknęła. – Okłamywałeś mnie przez cztery lata! A co z naszą Taisiją? Myślałeś o niej? I o mnie? Kim ja dla ciebie jestem?
Arsenij spojrzał na żonę jakimś dziwnym wzrokiem, jakby zrobiła coś złego.
- Taisiya jest dorosła, ma swoje życie. A ty… – westchnął Arsenij. – Sama wszystko zniszczyłaś, Varya. Od dawna nie ma między nami namiętności. Żyjemy jak sąsiedzi.
Warwara poczuła się, jakby dostała policzek.
„Zniszczyłam to?” – zakrztusiła się z oburzenia. „Czy to ja miałam romans przez cztery lata? Urodziłam dziecko?”
- Tylko zrozum – zaczął się wściekać Arsenij. – Miałem ci wszystko powiedzieć, ale nie wiedziałem jak. Wpadłbyś w furię. Tak to już jest.
„I co teraz?” zapytała cicho Warwara.
Arsenij wzruszył ramionami.
- Nic. Żyjmy dalej.
- Pod względem?
- Dosłownie. Nigdzie się nie wybieram. Dom jest mój. Jesteśmy sobie obcy od dawna. Możesz się przyzwyczaić do myśli, że mam inną kobietę i dziecko.
Warwara nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- Myślisz, że będę z tobą mieszkał pod jednym dachem, wiedząc o Agacie i Mironie?
- Co w tym złego? – Arseniy uśmiechnął się szeroko. – Wielu ludzi tak żyje. Jesteśmy dorośli. A gdzie ja miałbym pójść? Taisiya potrzebuje pomocy w nauce, a tobie będzie ciężko ze wszystkim poradzić sobie samemu.
Warwara odwróciła się bez słowa i poszła do sypialni. Po raz pierwszy od dwudziestu lat zamknęła drzwi na zasuwkę. Warwara nie zmrużyła oka przez całą noc, a rano wyszła z oczami opuchniętymi od płaczu. Arseniusz siedział w kuchni, popijając kawę, jakby nic się nie stało.
„Powinieneś mi od razu powiedzieć, że do niej wyjeżdżasz” – powiedziała cicho Warwara.
„Nigdzie się nie wybieram” – Arsenij spojrzał na żonę z irytacją. „Przestań dramatyzować”.
Przez następne kilka dni Warwara chodziła jak we mgle. Arsenij zachowywał się jak zwykle: chodził do pracy, wracał, oglądał telewizję. Tylko teraz często rozmawiał przez telefon, zamykając się w swoim pokoju. Warwara czuła się jak duch we własnym domu.
Wieczorem piątego dnia po telefonie Agaty zadzwonił dzwonek do drzwi. Warwara otworzyła i zamarła. Na progu stała młoda kobieta – niska, o kasztanowych włosach i jasnoniebieskich oczach. Obok niej siedział mały chłopiec, wierne odbicie Arseniusza. Warwara wstrzymała oddech. Jedno spojrzenie na dziecko – i wszelkie wątpliwości zniknęły. To był syn jej męża.
- Jesteś Warwarą? – kobieta spojrzała prosto przed siebie i spokojnie. – Jestem Agata. A to jest Miron.
Warwara skinęła głową, nie mogąc wykrztusić ani słowa.
„Mogę wejść?” Agatha poprawiła pasek swojej dużej torby na ramieniu. „Musimy porozmawiać”.
Warwara mechanicznie cofnęła się, wpuszczając niespodziewanych gości do domu. Chłopiec rozejrzał się z ciekawością. Trzymał w rękach mały samochodzik.
- Czy Arseniy jest w domu? – Agatha położyła torbę na podłodze.
„Jeszcze nie” – Warwara nie wiedziała, jak zareagować. Czy powinna się wkurzyć? Krzyczeć? Wyrzucić ją za drzwi?
– Dobra, to ci powiem – Agatha usiadła na brzegu krzesła. – Mam dość Arseniusza. Jego wiecznych obietnic, jego podwójnego życia. Już go nie potrzebuję.
- A ty co, przyszłaś mi powiedzieć, że możesz go sobie wziąć? – Warwara uśmiechnęła się gorzko.
„Nie” – Agatha pokręciła głową. „Przyszłam zostawić z tobą Mirona. Na jakiś czas”.
Warwara uznała, że się przesłyszała.
- Przepraszam, co?
„Muszę wyjechać” – westchnęła Agata. „Do pracy. Na dwa miesiące. Arseniy obiecał zaopiekować się Mironem, ale mu nie ufam. I tak prawie nigdy nie widuje się z synem. A ty, sądząc po tym, co mi powiedział, jesteś za to odpowiedzialny”.
– Chcesz zostawić swoje dziecko u mnie? Z żoną mężczyzny, który cię oszukał? – Warwara nie wiedziała już, czy śmiać się, czy płakać.
„To nie jest idealne rozwiązanie” – zgodziła się Agatha. „Ale nie mam wyboru. Moi rodzice są daleko, siostra za granicą. A ja nie mogę stracić pracy – muszę wyżywić Mirona”.
- A co z Arsenijem? On jest ojcem.
- Ojcze, – Agatha spojrzała na dziecko goniące samochód po podłodze, – no wiesz. Tak na pokaz. Jak chorował, to w ogóle nie siadał. Nie zaprowadził mnie do przedszkola. Dał mi pieniądze, nie kłócę się, ale… Znasz go lepiej niż ja.
Warwara poczuła się, jakby dostała cios w brzuch. Chłopak był jak wykapany Arseniusz. Jego oczy, usta, wszystko. Nawet sposób, w jaki marszczył brwi. Jak mogła się nie domyślić przez te wszystkie lata?
„Jego rzeczy są w torbie” – kontynuowała Agatha, wskazując głową torbę przy drzwiach. „Ubrania, zabawki, dokumenty. Dwa miesiące i wrócę. Maksymalnie.”
Warwara wpatrywała się w tę dziwną, nieznajomą kobietę. Nie, co za bezczelność!
- A co jeśli po prostu odmówię? – Warwara nie poznała własnego głosu.
Agatha dziwnie wzruszyła ramionami. W jej oczach błysnęło coś na kształt paniki.
- No to ja… po prostu nie wiem. Naprawdę. Nie ma nikogo innego.
Drzwi w korytarzu zatrzasnęły się i oboje drgnęli. Arseniusz zamarł w korytarzu, twarz mu zbladła, a oczy błądziły dookoła. Od Agathy do Mirona, od Mirona do Warwary.
„Co to jest?” wykrztusił w końcu.
„Praco, odchodzę” – powiedziała Agata rzeczowym tonem. „Odchodzę od Mirona. Tak jak się umówiliśmy”.
- Teraz?! – Arseniy pisnął prawie jak dziewczynka. – Nie mogę z nim siedzieć! Mam mnóstwo zajęć! Spotkania!
„To wspaniała wiadomość” – Agatha uniosła brodę. „A ja mam kontrakt. Bądź dobrym człowiekiem, przynajmniej raz w życiu, bądź ojcem”.
Agatha pochyliła się nad chłopcem, przytuliła go i szepnęła coś. Chłopiec skinął głową i mocniej ścisnął samochód.
„Oddzwonię za kilka dni” – powiedziała Agatha, kierując się do wyjścia. „Dziękuję, Varvaro”.
TRZASK! – drzwi zatrzasnęły się tak gwałtownie, że Warwara aż drgnęła. W pokoju zapadła cisza. Ten drań Arseniusz patrzył to na nią, to na chłopaka i z powrotem, otwierając i zamykając usta jak ryba wyrzucona na brzeg.
Miron, mały i zdezorientowany, w milczeniu patrzył na ojca swoimi wielkimi oczami.
„I co teraz?” wydyszał w końcu Arseniusz.
- Skąd mam wiedzieć? – warknęła Warwara. – Twój syn. Jesteś ojcem. Sam to posprzątaj.
Wybiegła z pokoju i zamknęła się w sypialni. Przywarła plecami do drzwi i powoli osunęła się na podłogę, obejmując kolana dłońmi. Z salonu dobiegały stłumione głosy. Arseniusz o coś pytał. Miron coś pisnął w odpowiedzi.
Pół godziny później Warwara nie wytrzymała i wyszła. No, daj spokój! Arsenij leżał rozciągnięty przed telewizorem. Miron, jak poprzednio, toczył samochód u jego stóp. Jak gdyby byli sobie obcy.
- A czy ty go chociaż zapytałeś, czy jest głodny, czy nie? – wybuchnęła Warwara.
Arseniusz patrzył na nią, jakby była duchem.
- A co, sam ci nie powie?
- O mój Boże! On ma trzy lata! – Warwara poczuła, że zaczyna się gotować. – Dzieci nie zawsze mówią to, czego chcą.
Podeszła do Myrona i usiadła obok niego.
— Chcesz coś zjeść?
Chłopiec spojrzał na nią ukradkiem i skinął głową, nadal nie podnosząc głowy.
„Chodźmy do kuchni” – Warwara wyciągnęła rękę. Miron niepewnie włożył w nią swoją dłoń i poszli razem.
Kolejne dni zamieniły się w prawdziwy koszmar. Arsenij, jak zawsze, szedł do pracy wcześnie rano i wracał po zmroku. W domu albo wpatrywał się w telewizor, albo grzebał w telefonie. Zero uwagi dla dziecka. Cały ciężar zmartwień spadł na Warwarę.
Tydzień później Taisiya wróciła z uniwersytetu. Gdy tylko weszła do mieszkania i zobaczyła chłopca, zamarła w bezruchu. Spojrzała to na Mirona, to na jego ojca i z powrotem.
„To… co… to jest?” – wykrztusiła w końcu.
Arsenij schylił głowę.
- Taisiya, wszystko ci wyjaśnię…
- Wyjaśnisz mi? – wybuchnęła dziewczyna. – Naprawdę założyłeś drugą rodzinę?! Przez te wszystkie lata?!
„Nie mam drugiej rodziny” – mruknął Arsenij. „Po prostu tak wyszło”.
- A pieniądze? – Oczy Taisiya się zwęziły. – Powiedziałaś, że nie możesz zapłacić za mój staż, bo tobie i twojej matce brakuje pieniędzy.
- No cóż, widziałeś, były wydatki…
- CO?! – krzyknęła Taisiya. – Za mieszkanie dla kochanki?!
Arseniusz milczał. To milczenie przemawiało bardziej wymownie niż jakiekolwiek usprawiedliwienie.
Taisiya zwróciła się ostro do matki.
„I ty to wszystko znosiłeś?” – w jego głosie słychać było szok.
Warwara długo, długo patrzyła na córkę. Potem powoli pokręciła głową.
- Nie. Już nie mogę tego znieść.
Tego wieczoru wygrzebała z szuflad wszystkie dokumenty, jakie tylko mogła znaleźć. Papiery z mieszkania, z daczy, z samochodu. Wydruki z rachunków. Rozłożyła je na stole i zaczęła je sortować: to dla niej, to dla Arsenija, to dla niego.
Następnego ranka Warwara otworzyła osobne konto na nazwisko Taisiyi i przelała na nie połowę swoich oszczędności. Następnie spotkała się z prawnikiem i rozpoczęła proces przerejestrowywania swojej części mieszkania na córkę.
Arsenij zauważył, że coś jest nie tak dopiero tydzień później, gdy złapał ją z dokumentami.
„Co robisz?” zapytał, patrząc jej przez ramię.
„Przywracam porządek” – warknęła Warwara, nie odwracając się.
- Pod względem?
- Bezpośrednio. Pokazuję, gdzie jest moje, a gdzie twoje.
- Dlaczego? – zdziwił się Arsenij. – Przecież jesteśmy rodziną.
Spojrzenie Warwary mogło zamienić piekło w lód.
- Rodzina? Tak mówisz? Po tym wszystkim, co zrobiliście?
- No, daj spokój – Arsenij machnął ręką. – No cóż, dziecko jest na boku. Wielu ludzi tak żyje.
„Nie chodzi o dziecko, idioto” – wycedziła Warwara przez zaciśnięte zęby. „Chodzi o ciebie. O to, jak mnie okłamywałeś przez lata. Jak zdradziłeś nie tylko mnie, ale i swoją córkę.
Varvara spędziła cały miesiąc porządkując swoje sprawy. Część mieszkania została odpisana córce? Zgadza się. Pieniądze na nowych kontach? Zgadza się. Następnie przyszła kolej na wywóz rzeczy. Wszystko, co kupiła za ciężko zarobione pieniądze (a to było prawie wszystko, co było w domu), zostało metodycznie wysłane do magazynu lub do znajomego. Najpierw zniknął telewizor z salonu, potem sofa, a potem sprzęt AGD z kuchni.
- Co do cholery?! – wrzasnął Arsenij, wracając do domu i zastając w połowie puste pokoje. – Gdzie ty to wszystko ciągniesz?!
„Sprzątam” – odpowiedziała spokojnie Warwara. „Kupiłam go za moje pieniądze, więc jest mój”.
- Gdzie mam spać? Na podłodze?
— Łóżko w sypialni zostało kupione za twoje pieniądze. Nie martw się.
Z każdym dniem dom stawał się coraz bardziej pusty i obcy. Jakby Warwara wymazała wszelkie ślady ich wspólnego życia, pozostawiając jedynie absolutne minimum – to, do czego Arsenij mógł się rościć.
Miron mieszkał z nimi przez cały ten czas. Warwara opiekowała się dzieckiem, choć serce pękało jej za każdym razem, gdy widziała w nim Arseniusza. Sam Arseniusz prawie ignorował syna – tylko od czasu do czasu pytał, czy jadł, i to bez większego zainteresowania.
Pewnego dnia Warwara położyła przed mężem jakieś dokumenty.
„Co to jest?” zapytał, nie podnosząc wzroku.
„Pozew rozwodowy” – jej głos był spokojny, niemal obojętny. „Składam go w sądzie”.
- Co?! – Arsenij podskoczył. – Mówisz poważnie?!
- Więcej niż.
„Ale my…” Otwierał i zamykał usta, szukając słów. „Jesteśmy razem tyle lat. Czy to naprawdę tak się skończy?”
„Już się skończyło” – skinęła głową Warwara. „Dawno temu”.
W sądzie Arsenij próbował się kłócić. Gadał bzdury o tym, że Warwara niszczy rodzinę i nie chce pracować nad związkiem. Ale nie miał nic do pokazania – ani jednego dokumentu potwierdzającego jego słowa. Tylko opowieści o tym, jak kiedyś byli szczęśliwi.
Szybko się rozwiedli. Warwara dostała swoje, Arsenij swoje okruchy. Sprzedali daczę, podzielili się pieniędzmi. Warwara kupiła małe mieszkanie niedaleko centrum.
Agatha wróciła, zgodnie z obietnicą, dwa miesiące później. Zabrała Mirona i zniknęła z ich życia tak nagle, jak się pojawiła. Arseniusz, pozbawiony statusu głowy rodziny, próbował do niej wrócić. Został odprawiony.
„Nie będę cię nosić” – odparła Agatha. „Idź do swojej byłej – wybaczyła ci całe życie”.
Ale przebaczenie nie nadeszło. Taisiya stanowczo odmówiła kontaktu z ojcem. Dla niej jego zdrada była nie tylko zdradą matki – zdradą całej rodziny, wszystkiego, w co wierzyła.
„Nie jesteś już moim ojcem, a mieszkanie trzeba sprzedać, moja część jest tam, nie będę z tobą mieszkać” – powiedziała mu podczas ich ostatniego spotkania. „I nie będę mogła ci już ufać. Nigdy”.
Arsenij próbował skontaktować się z Warwarą. Dzwonił, przychodził, nalegał z litości, z powodu ich wspólnej przeszłości.
„Sama wszystko wybrałaś” – odpowiedziała Warwara. „Po prostu zaakceptowałam konsekwencje”.
Dom był pusty, ale życie toczyło się normalnym torem. Warwara otworzyła małą pracownię rękodzielniczą. Spełniła swoje wieloletnie marzenie o niezależności i kreatywności. Pracownia dawała radość nie tylko z dochodów, ale także z kontaktów z ludźmi o podobnych zainteresowaniach.
Pewnego razu Warwara przypadkowo wpadła na Arsenija w sklepie. Zestarzał się, zgarbił i zbladł. Powiedział jej, że wynajmuje mieszkanie, pracuje tam, ale nie zna radości.
Warwara słuchała w milczeniu, czując, że w jej duszy nie ma gniewu ani urazy – tylko całkowity spokój i pewność, że zrobiła wszystko, jak należy.
Nie uważała się za samotną. Wokół niej byli ludzie, których sama sobie wybrała: córka, przyjaciele, nowi znajomi ze studia. I po raz pierwszy od wielu lat Warwara nie bała się przyszłości.
Niektórzy tracą wszystko nie dlatego, że zostali pomszczeni, ale dlatego, że zbyt długo myśleli, że będą tolerowani na zawsze. Warwara nie zniszczyła rodziny – uratowała siebie.