„Źle się czujesz?” – cichy męski głos przebił się przez zasłonę jej odrętwienia. Lena uniosła załzawione oczy na nieznajomego i wszystko się zawaliło. Zaczęła szlochać. Gorzko, głośno, nie oglądając się na przechodniów, którzy odchodzili z wyraźnym dyskomfortem.
Lena nie pamiętała już, kiedy ostatni raz spała dłużej niż pięć godzin bez przerwy. Dzień zaczynał się przed wschodem słońca, a kończył grubo po północy. Niekończące się obowiązki: generalne sprzątanie dużego mieszkania, gotowanie dla trzech mężczyzn – męża, dorosłego syna i przykutego do łóżka teścia, pranie, prasowanie… A wieczorem – druga zmiana: nocne sprzątanie w centrum biznesowym. Nie było czasu dla siebie.
Wyczerpana do granic możliwości.
To życie nie przyszło od razu – wszystko zaczęło się układać stopniowo. Najpierw teściowa, która mieszkała piętro niżej, zaczęła ją często odwiedzać z „herbatą” i rekomendacjami, po czym Lena zmywała naczynia i trawiła te kąśliwe rady. Potem mąż oświadczył, że obowiązki domowe to domena kobiety. Syn, już dorosły, szybko przyjął jego postawę. Nawet w jej wieczornej pracy kierownictwo przerzucało na nią zmiany innych – jak komuś się nie podoba, to znajdzie się dziesięć chętnych na jego miejsce. Lena milczała i pracowała.
Kiedyś, przed ślubem, piekła niesamowite ciasta. Ludzie podziwiali jej umiejętności. Ale potem życie się zmieniło: choroba teścia, ciągły brak pieniędzy, ciągłe zmartwienia – i Lena porzuciła swoje ulubione hobby dla choćby odrobiny stabilizacji. Jej córka, dorosła i samodzielna, długo mieszkała za granicą i nie mogła jej pomóc. Lena nie narzekała – cieszyła się jej szczęściem z daleka.
Teraz żyła w ciągłym zmęczeniu. Każdego wieczoru, padając na łóżko, natychmiast zapadała w głęboki, bezbarwny sen. Rano wszystko zaczynało się od nowa. Odbicie w lustrze było przerażające: nadwaga, matowa cera, bezkształtne włosy, stare ubrania i wygląd osoby, która dawno straciła nadzieję. Jej mąż sarkastycznie porównywał ją do „brunatnego niedźwiedzia”. Coraz częściej wychodził nocą i wracał rano, przesiąknięty cudzymi perfumami.
Teściowa dolała oliwy do ognia. Jej jadowite uwagi stały się rutyną. Plotki na ławce, ciężkie spojrzenie i nieustanne syczenie wyżerały ją jak kwas. Lena czuła: nie była już osobą, a jedynie funkcją, niezauważaną, niedocenianą.
Ostatnia kropla
– Lenka! Widziałaś siebie?! – wykrzyknęła ze strachem szkolna koleżanka Ola podczas przypadkowego spotkania. – Zapomnij o wszystkich! Żyj choć trochę dla siebie!
– Nie mogę, Olu. To rodzina – odpowiedziała cicho Lena, spuszczając wzrok. Ale słowa przyjaciółki utkwiły jej w głowie.
I wtedy nastąpiło załamanie. Przepracowanie zrobiło swoje – Lena zasnęła w autobusie i pojechała dalej, niż było trzeba. Znalazłszy się w obcym miejscu, poszła do metra, mijając kawiarnię z letnimi ogródkami. A potem… zatrzymała się. Przy stoliku – jej mąż. Uśmiechnięty, zadbany, promienny. Obejmował ramieniem blondynkę w drogiej sukience.
Lena zamarła, nie wierząc własnym oczom. Podeszła.
- Sierioża?
Odwrócił się gwałtownie. Przez chwilę w jego oczach błysnął strach, który natychmiast ustąpił miejsca irytacji. Blondynka zmierzyła Lenę wzrokiem.
- Kochanie, kto to jest?
„To tylko z pracy” – odpowiedział, odwracając wzrok.
Nie jego żona. Nie matka jego syna. Nie ta, która nosiła jego nazwisko. Po prostu „z pracy”.
Świat pociemniał. Wszystko, co gromadziła przez lata – ból, bezradność, rozczarowanie – runęło niczym lawina. Odeszła, nie widząc drogi. Wszystko pływało, a w głowie usłyszała: „Z pracy… tylko z pracy…”
— Źle się czujesz? — ten sam męski głos ponownie wdarł się do jej świadomości. Podniosła wzrok, nie widząc nikogo przed sobą — tylko ból. I zaczęła szlochać. W całej alei. Bez śladu. Płacząc nie z powodu zdrady. Ale z powodu siebie — tej, która kiedyś nazywała się Lena.
Nie oglądając się za siebie,
wróciła do domu jak we śnie. Zostawiła za sobą jadowite słowa teściowej. Zostawiła za sobą obojętność.
- Mamo, schowałaś niebieskie skarpetki do szafy? – dobiegł z pokoju. Nawet nie zapytał, gdzie była.
Telefon zawibrował – szef.
- Lena, znowu tu bałagan. Muszę natychmiast iść do biura!
„Nie przyjdę” – odpowiedziała matowo.
- Co?! Zwariowałeś?! Zwalę cię!
Lena wyłączyła telefon. Po cichu wzięła torbę, wrzuciła do niej dokumenty i kilka rzeczy i wyszła. Bez krzyku. Bez histerii. Po prostu wyszła.
Rozbity kubek.
Mieszkała z matką. Pierwsze tygodnie były jak we mgle. Potem dotarło do niej, że nie tylko otoczenie jest winne. Sama pozwoliła się tak traktować. Wstała i uderzyła pięścią w stół. Stary kubek z sercem upadł i rozbił się.
„To już koniec” – powiedziała Lena. „Już nie będzie tak samo”.
Nowy rozdział
Minął rok. Lena, szczupła, z modną fryzurą, w eleganckiej sukience, siedziała w kawiarni. Piła kawę i śmiała się. Jej towarzysz, ten sam mężczyzna z ulicy, opowiadał dowcip. Rozkwitała. Wszystko w niej tętniło życiem.
Teraz znowu jest cukierniczką. Pracuje w znanej cukierni, jej ciasta są bestsellerem. Ćwiczy fitness, schudła dwadzieścia kilogramów, odświeżyła garderobę. Jej syn przyjechał z wizytą i prosił o wybaczenie. Wybaczyła mu. Ale nie wróciła do dawnego życia. Zadzwonił Siergiej. Nie odebrała telefonu.
I tak minęła sielanka. Aż do momentu, gdy minął kawiarnię. Niósł torby, nieogolony i zmęczony. Wtedy podeszła jego teściowa. Ich oczy się spotkały.
„Lena, znasz ich?” zapytała jej towarzyszka.
Wzięła łyk kawy, spojrzała prosto przed siebie i odpowiedziała:
- A to?.. Prosto z pracy.