Nasz syn urodził się z poważną diagnozą – niepełnosprawnością związaną z chorobą układu mięśniowo -szkieletowego . Do trzeciego roku życia nie potrafił chodzić .
Lekarze powiedzieli , że istnieje szansa , że kiedykolwiek stanie na nogi , ale była ona niewielka . Trzymaliśmy się tej nadziei ze wszystkich sił .
Codziennie się modliliśmy , patrzyliśmy jak czołga się po domu i z tęsknotą przyglądaliśmy się innym dzieciom za oknem . Nie miał się z kim bawić – rówieśnicy nie rozumieli jego schorzenia, a my, dorośli, nie potrafiliśmy mu zastąpić prawdziwego przyjaciela.

Potem podjęliśmy decyzję o kupnie psa. Chcieli , żeby miał przynajmniej jednego prawdziwego przyjaciela . Wybraliśmy dobermana ze schroniska . Nazwali ją Tara.
Na początku Tara trzymała się na uboczu. Unikała nas , a zwłaszcza naszego syna . Już wcześniej myśleliśmy , że jesteśmy w błędzie. Ale potem wszystko się zmieniło.
Tara zaczęła podchodzić do chłopca , położyła się obok niego, pozwoliła mu dotknąć swojej twarzy i przyniosła mu zabawki. Zostali przyjaciółmi. Stali się nierozłączni.

My, rodzice, po raz pierwszy od dłuższego czasu odetchnęliśmy z ulgą . Chłopiec uśmiechał się, śmiał – a wszystko dzięki temu psu. Zaczęliśmy ufać Tarze na tyle , że nie mieliśmy problemu z zostawieniem ich samych na podwórku, gdy wykonywaliśmy prace domowe .
Aż pewnego dnia…
Przenikliwe, rozdzierające serce szczekanie wstrząsnęło domem. Było tak głośno , że serce mi się ścisnęło. W panice wybiegliśmy na ulicę , myśląc o najgorszym . Obawialiśmy się , że Tara może zrobić krzywdę naszemu synowi. Ale to, co zobaczyliśmy , wstrząsnęło nami do głębi .
Nasz czteroletni chłopiec wstał. WSTAŁ , trzymając się wózka. Jego kolana się trzęsły, dłonie mocno ściskały małe rączki , a Tara stała obok niego i szczekała, jakby nas wołała , jakby krzyczała : „ Patrzcie !” Spójrz, co on potrafił!

Zaczęłam płakać. Oboje pobiegliśmy do naszego syna. Spojrzał na nas ze strachem, ale w jego oczach pojawiło się coś nowego – pewność siebie i siła .
To był prawdziwy cud.