„Nie będę tego dłużej znosił!” – głos Aleksieja, ostry i łamiący się, rozbrzmiał echem w pokoju. Stał tam, ściskając telefon w dłoni, jakby czekał, aż ktoś inny dołączy do rozmowy. „Mama ma rację. Mój syn nie jest mój. Każdy to widzi!”
Olga, tuląc dziecko do piersi, starała się mówić spokojnie, choć jej palce zrobiły się białe od napięcia.
- Czy ty się słyszysz? Naprawdę wierzysz w te bzdury? Jesteśmy rodziną…
- Rodzina? – Prawie się roześmiał, ale w jego głosie było więcej goryczy niż kpiny. – Powiedz mi, po co mi te badania? Po co to wszystko? Wiesz, że mam rację.
Otworzyła usta, ale zamiast słów, w powietrzu unosiło się ciężkie westchnienie. Aleksiej zerknął na łóżeczko stojące pod ścianą. Spojrzenie było jak przez szkło: obojętne, zimne.
„Jutro składam pozew o rozwód”. W jego głosie znów zabrzmiała pewność siebie, ale ręce mu się trzęsły. „I nawet nie myśl o tym, żeby do mnie dzwonić”.
Drzwi zatrzasnęły się. Olga wzdrygnęła się, ale nie pobiegła za nim. Zamiast tego, przytuliła dziecko mocniej, nasłuchując odgłosu kroków.
Siedem lat temu, gdy wieczorny Petersburg rozświetlał się złotymi refleksami mostów, Olga po raz pierwszy dostrzegła Aleksieja. Stał przy barze, pozornie nie na miejscu w hałaśliwym towarzystwie, w które prawdopodobnie został siłą wciągnięty. Wysoki, nieco kanciasty, obracał w dłoniach szklankę wody, jakby nie wiedział, co z nią zrobić. Wtedy wydawał jej się dziwny, ale było w tym coś urzekającego. Postanowiła podejść do niego pierwsza.
„Czy tak zazwyczaj spędzasz wieczory?” Olga uniosła brew, uśmiechając się, ale nie za szeroko, żeby go nie spłoszyć.
- Co? – Aleksiej odwrócił wzrok. – Och, cóż… nie, oni są przyjaciółmi. Mają tu jakiś powód.
„Wygląda na to, że go nie masz” – zauważyła, patrząc, jak znów kręci kieliszkiem. „A jednak tu jesteś”.
Ta krótka rozmowa zapoczątkowała ich historię. Aleksiej pracował jako inżynier w fabryce zbrojeniowej. Skromny, nieco wycofany, żył według harmonogramu, ściśle przestrzegając zasad. Olga wręcz przeciwnie, była wyluzowana, pracowała w małej agencji reklamowej, gdzie wszystko zmieniało się co tydzień. Byli tak różni, że wydawało się, że ich wspólna przyszłość to przypadek. Ale się zakochali. Albo, jak Olga czasem żartowała, „nie potrafili poradzić sobie z zakochaniem”.
Po ślubie życie przyspieszyło. Aleksiej nalegał, żeby wyprowadzili się z wynajmowanego mieszkania i wzięli kredyt hipoteczny. Wybrali mieszkanie w Kupczynie – niedaleko miejsca pracy Aleksieja i mieszczące się w budżecie. Olga nie była zachwycona tym pomysłem: domy z wielkiej płyty wyglądały zbyt ponuro, ale uległa.
Teściowa pojawiła się w ich życiu jeszcze przed przeprowadzką. Swietłana Nikołajewna, energiczna kobieta około pięćdziesięciopięcioletnia, uwielbiała udzielać rad. Czasem przydatnych, częściej nie. Przeprowadzała się z delikatnością huraganu, oferując swoją wizję wszystkiego: od układu mieszkania po to, jak prawidłowo składać ręczniki.
„Wszystko jest u ciebie jakoś chaotyczne” – westchnęła, rozglądając się. „Zawsze mówiłam: najważniejszy jest porządek. Lioszenka, wiesz, jakie to ważne”.
Aleksiej, przyzwyczajony do jej poleceń od dzieciństwa, tylko kiwał głową. Olga znosiła, ale irytacja w niej narastała. Już wtedy zaczęły się pierwsze nieporozumienia w rodzinie.
Kiedy Olga zaszła w ciążę, Swietłana Nikołajewna oznajmiła, że pomoże synowej. Pomoc przerodziła się w ciągłe wizyty. Najczęściej pojawiała się bez zapowiedzi, przynosząc zupę lub ciasta, strofując Olgę za narzekanie, że jest zbyt zmęczona.
„To nieprawda. Kobieta powinna umieć wszystko, bo inaczej po co ona jest?” – powiedziała, stojąc w drzwiach kuchni.
Olga cicho zacisnęła zęby, ale pewnego dnia straciła panowanie nad sobą.
„Czy kiedykolwiek wziąłeś pod uwagę, że twoja interwencja nie zawsze pomaga?” zapytała wprost.
Aleksiej stanął między nimi, próbując załagodzić konflikt. Jednak po tym incydencie relacje z teściową uległy całkowitemu pogorszeniu. Swietłana Nikołajewna zaczęła działać z ukrycia: dawała Aleksiejowi do zrozumienia, że Olga „nie daje rady” i że „powinien pomyśleć o dziecku”.
Kiedy urodził się Artem, Aleksiej przez chwilę cieszył się. Ale napięcie nie ustępowało. Matka coraz częściej szeptała mu, że jej syn „wcale do niego nie jest podobny”. Aleksiej nie słuchał, aż pewnego dnia zobaczył zdjęcia dziecka na biurku Olgi. „Wygląda zupełnie jak twój kolega z wydziału” – przemknęło mu przez myśl.
Próbował odepchnąć tę myśl, ale zatrute słowa matki spełniły swoje zadanie. Wątpliwości zaczęły podważać wszystko: zaufanie, spokój, a nawet miłość.
Poranek był chłodny, jak to często bywa w Petersburgu. Olga postanowiła działać, nie czekając, aż Aleksiej się opamięta. Wzięła wózek z Artemem i poszła do Swietłany Nikołajewnej. Wejście do starego domu, jak zawsze, pachniało wilgocią, a na klatce schodowej słychać było szum telewizora z sąsiedniego mieszkania.
Swietłana Nikołajewna otworzyła drzwi, lekko mrużąc oczy, jakby nie od razu zrozumiała, kto przed nią stoi.
„Och, dlaczego tu jesteś?” Jej głos był napięty, jakby wizyta Olgi była niechcianym, ale oczekiwanym wydarzeniem. „Nie mam Aleksieja”.
„Nie przyszłam tu, żeby się z nim zobaczyć, przyszłam tu, żeby się z tobą zobaczyć” – odpowiedziała Olga chłodno. „Musimy porozmawiać”.
Teściowa odsunęła się, pozwalając jej przejść, ale Olga odmówiła – czuła się w tym mieszkaniu strasznie nieswojo. Postawiła wózek pod ścianą, upewniła się, że Artem śpi, i zwróciła się do gospodyni domu.
- Zaraz wracam. Powiedziałeś Aleksiejowi, że Artem nie jest jego synem, prawda? – Olga nie próbowała złagodzić tonu. – Na czym opierają się te oskarżenia?
Swietłana Nikołajewna podniosła ręce, jakby ze zdziwienia.
– Nic nie powiedziałem. Po prostu… Liosza sam to zauważył. A sąsiedzi powiedzieli: „Chłopak nie jest podobny do ojca”. Chcę tylko, żeby nie popełniał błędów.
– Błędy? – Olga zacisnęła pięści, ale starała się mówić spokojnie. – Jakie błędy? Czy kiedykolwiek pomyślałaś, że swoimi słowami niszczysz naszą rodzinę?
„Chronię mojego syna” – odpowiedziała ostro teściowa, prostując ramiona. „Wiesz, Olu, kobiety takie jak ty myślą tylko o sobie. Zawsze byłaś zbyt niezależna. Zresztą, nie wiemy, gdzie byłaś przed Lioszą. A teraz dziecko – co, jeśli to nie jego?”
Olga zamarła, czując, jak zalewa ją fala gniewu.
- Kobiety takie jak ja? – Podeszła bliżej. – Co z tobą nie tak, Swietłano Nikołajewna? Kto ci dał prawo mnie osądzać? Nie wiesz nic poza tym, co sama wymyśliłaś. Gdybyś tylko pomyślała, że twoje słowa mogą wszystko zniszczyć!
Głos Olgi stał się głośniejszy i nagle zza drzwi sąsiedniego mieszkania dobiegło ostrożne pukanie. Po chwili pojawiła się starsza kobieta w szlafroku i kapciach.
„Przepraszam, dziewczyny, że się wtrącam” – zaczęła, uśmiechając się nieśmiało. „Nie mogłam nie usłyszeć. Mówicie o dzieciach i błędach…”
– To nie twoja sprawa, Walentino Michajłowno – szybko wtrąciła Swietłana Nikołajewna, marszcząc brwi.
Ale sąsiadka, ignorując ją, zwróciła się do Olgi.
- Wiesz, to wszystko przypomina mi pewną starą historię. Swietoczka, pamiętasz, prawda? – Sąsiadka chytrze zmrużyła oczy. – Ty sama, kiedy byłaś młoda… no cóż, wplątałaś się w nieprzyjemną sytuację.
Swietłana Nikołajewna zbladła.
„To było dawno temu i nie ma nic wspólnego ze sprawą!” – warknęła.
Ale Walentyna Michajłowna mówiła dalej, zwracając się do Olgi:
— Swietłana, kiedy Liosza była jeszcze bardzo mała, jej mąż również zarzucał jej, że nie jest jego synem. A wtedy nie było żadnych testów. Choć później okazało się, że to wszystko było tylko jego fantazją.
Olga spojrzała na swoją teściową, która spuściła wzrok i zdawała się kurczyć.
„To tyle” – wyszeptała Olga. „Więc nikomu nie ufasz, bo cię porzucono? To po co to wszystko?”
Swietłana Nikołajewna nie odpowiedziała. Jej pewność siebie, która wydawała się niezachwiana, rozpadła się na naszych oczach.
Kiedy wieczorem Aleksiej otworzył drzwi swojego mieszkania, zobaczył Olgę z kopertą w rękach.
„To są wyniki testów” – powiedziała. „Ale wiedz, że nie chodzi o testy. Musisz sam to ustalić. Dlaczego uwierzyłeś jej, a nie mnie?”
Aleksiej wziął kopertę, ale jej nie otworzył. Spojrzał na Olgę i pomyślał z przerażeniem: czy on naprawdę był tylko człowiekiem, który całe życie wykonywał polecenia innych?
Koperta z wynikami testów leżała przed nim, jakby wzywając go do rozdarcia zapieczętowanego papieru i rozwiania wątpliwości. Ale jego ręce nie chciały się podnieść. Słowa Olgi dudniły mu w głowie: „Dlaczego uwierzyłeś jej, a nie mnie?”
Podniósł słuchawkę i wybrał numer matki, ale nie nacisnął przycisku połączenia. Jego wzrok powędrował na zdjęcie na stole – stare zdjęcie ze szkoły, na którym stał obok ojca. Ojciec rzadko pojawiał się w jego wspomnieniach. Aleksiej wiedział, że rozstał się z matką w niełatwy sposób, ale nikt nie zdradził mu szczegółów. Teraz wiedział, że nadszedł czas, by poznać prawdę.
Swietłana Nikołajewna powitała go z powściągliwością. Miała na sobie ten sam kardigan, który Olga widziała ją rano. Na stole stały już dwie filiżanki herbaty – Aleksiej rozpoznał w tym jej nawyk kontrolowania wszystkiego. Matka wyraźnie na niego czekała.
„Co się stało, Lesha?” zapytała ostrożnie, siadając naprzeciwko.
„Musimy porozmawiać, mamo” – zaczął, nie kryjąc zmęczenia w głosie. „O przeszłości. O tobie i tacie”.
Swietłana Nikołajewna była widocznie spięta, ale na zewnątrz zachowała spokój.
- Co mam ci powiedzieć? On nas porzucił. To wszystko.
„To nie wszystko” – Aleksiej spojrzał jej prosto w oczy. „Sąsiad powiedział, że odszedł, bo wątpił, że jestem jego synem. Czy to prawda?”
Swietłana Nikołajewna wzdrygnęła się, jakby dostała policzek.
– Ach, Walentyno Michajłowno… twój język jest jak miotła – powiedziała gorzko. – Tak, to się zdarzyło. Wydawało mu się… – odwróciła wzrok. – To wszystko bzdura. Po prostu nie wiedział, jak odejść, i znalazł wymówkę.
– I myślisz, że mam powtarzać jego błędy? – zapytał Aleksiej. – Robisz to dla siebie, mamo. Ale jaki jest twój główny cel? Nie chcesz być sama w tym cierpieniu, żeby moja żona odczuła mękę twojej młodości? To kompletna bzdura, mamo!
Swietłana Nikołajewna milczała. Wstał, nie czekając na jej odpowiedź, i skierował się do drzwi.
Aleksiej znów stał na progu mieszkania swojego i Olgi. Siedziała na podłodze obok łóżeczka Artema i czytała coś w telefonie. Widząc męża, powoli wstała.
„Wiem wszystko” – zaczął. „I wstydzę się. Miałeś rację. Słuchałem jej cały czas i bałem się. Nie wiem czego – popełnić błąd, zawieść… ciebie, siebie, ją.”
- A ty byś mnie zapytał? – Olga odpowiedziała cicho. – Czekałam tak długo, aż zrozumiesz. I wiesz co? Spóźniłeś się.
„Ola…” Aleksiej zrobił krok naprzód, ale ona podniosła rękę, zatrzymując go.
- Nie, Aleksiej. Ten test niczego nie zmieni. Nie o to chodzi. Uwierzyłeś plotkom, swojej matce, każdemu, ale nie mnie. Ale nie mnie. I nie nam.
Zamarł, nie wiedząc, co powiedzieć. Spojrzała na niego uważnie, choć w jej oczach błyszczały łzy.
„Zamierzam złożyć pozew o rozwód” – powiedziała.
Aleksiej nie próbował protestować. Po prostu skinął głową, jakby się zgadzając, i wyszedł.