„Co cię obchodzi, że jesteś milionami mojego ojca?” zapytała bezczelna synowa, zdając sobie sprawę, za kogo ją biorą.

  • Ola, znów sama się włóczysz po kuchni? – W głosie Eleny Anatolijewny słychać było udawane współczucie, choć w oczach teściowej widać było zwykłą wrogość. – Dlaczego nie wezwałaś mnie na pomoc?

– Tak, prawie wszystko już zrobiłam – Olga spojrzała na stos talerzy, które zostały do ​​nakrycia na obiad. – Ugotowałam ziemniaki, pokroiłam sałatkę. Zostało tylko doprawić i podać na stół.

– No, słuchaj, nie forsuj się – Elena Anatolijewna pokręciła głową. – Poza tym, wiesz, twoja pogoda ducha jest ważna dla mnie i Wiktora Andriejewicza. Ale ty zawsze jesteś taka skryta…

  • Mamo, ile razy ci mówiłem – wtrącił się mąż Olgi, Kirył – żebyś jej nie dotykała. Ola wie, co robi.

– Oczywiście, że tak – uśmiechnęła się Elena Anatolijewna do syna, po czym odwróciła się do Oli. – Jesteś dziewczyną z porządnej rodziny, widać to od razu. I ogólnie bardzo się cieszymy, że twojemu ojcu wiedzie się tak… dobrze. Prawda, Kirył?

  • Co za różnica? – Kirył zmarszczył czoło. – Ola jest porządną dziewczyną, sama w sobie. I nie ma potrzeby pamiętać o majątku rodziny.

– Dobra, dobra, nie będę – teściowa wyglądała na zawstydzoną. – Po prostu każda matka chciałaby, żeby jej dzieci żyły w dostatku. Prawda?

– Żyjemy normalnie, mamo – Kirył uważnie spojrzał na Elenę Anatolijewnę, dając jasno do zrozumienia, że ​​rozmowa o pieniądzach jest dla niego nieprzyjemna. – Gdzie jest ojciec? O szóstej zawołał wszystkich do stołu.

„On ciągle majsterkuje w garażu” – odpowiedziała teściowa i udała, że ​​właśnie przypomniała sobie o jakiejś pilnej sprawie: „Aha, idę się przebrać na kolację…”

Szybko wyszła z kuchni, a Olga i Kirył wymienili spojrzenia. Ola westchnęła cicho. Nie chciała znowu wdawać się w konflikt, ale wewnętrzna gorycz narastała z każdym dniem. Nie miała nic przeciwko pomaganiu w domu, szanowała starszych, ale temat milionów ojca zbyt często pojawiał się w rozmowach teściowej i teścia.

„Olenko, nie martw się” – wyszeptał Kirył, delikatnie dotykając łokcia żony. „Moja matka… nie jest zła, po prostu ma taki… trudny charakter”.

– Kirył, wszystko rozumiem – odpowiedziała zmęczona Ola – ale denerwuje mnie, że w mojej rodzinie widzi tylko portfel. Wczoraj zapytała, czy tata nie rozważyłby zainwestowania w daczę dla nas. Wcześniej zasugerowała, że ​​miło by było dać nam samochód. Jakby tylko na tym jej zależało.

– Gadanie mamy – Kirill pokręcił głową. – Tylko nie zwracaj na to uwagi. Mówiłem na ślubie, że żyjemy skromnie, ale sami. I nie liczymy na jałmużnę.

„Wciąż jest nieprzyjemnie” – Ola wzięła widelce, żeby położyć je na stole i nagle usłyszała, jak otwierają się drzwi wejściowe.

Do kuchni wszedł Wiktor Andriejewicz – niski, krępy mężczyzna, który rzucił mu szybkie spojrzenie. Gdy tylko zobaczył synową, na jego twarzy pojawił się uśmiech.

  • No, córko, jak się masz? – zagrzmiał. – Potrzebujesz pomocy? Słuchaj, ciężko jest wszystko dźwigać samemu, nie daj Boże, żebyś się przemęczyła.

„Dziękuję, Wiktorze Andriejewiczu, już skończyłam gotować” – Ola poczuła dreszcz na myśl o tej pozornie przyjaznej, lecz w rzeczywistości udawanej trosce.

  • Rozumiem. A jak się miewa twój ojciec, Michaił Konstantynowicz? – Wiktor Andriejewicz wyciągnął rękę po kawałek szynki z talerza. – – Interesy nadal kwitną?

„Tata ma się dobrze” – Ola uśmiechnęła się sucho. „Dziękuję za zainteresowanie”.

  • Ile czasu minie, zanim nas odwiedzi? – teść uniósł brew. – Bardzo byśmy się z nim cieszyli. A poza tym mam kilka pomysłów… Chciałbym porozmawiać, no cóż, o małych inwestycjach. Może mógłby mi coś doradzić, zasugerować…

„Zadzwonię do niego” – Ola postanowiła nie pogarszać sytuacji. „Ale, Wiktorze Andriejewiczu, rozumiesz, on jest zajęty”.

Kirill odciągnął żonę od stołu, żeby mogli szybko wymienić kilka zdań.

„Słuchaj, nie obraź się” – wyszeptał. „Tata zawsze szuka czegoś, w co mógłby zainwestować. Kiedy słyszy słowo „biznes”, jego oczy się rozświetlają”.

„W porządku, już się przyzwyczaiłam” – uśmiechnęła się do siebie Ola. „To po prostu męczące. Rozumieją, że nie jestem bankomatem, prawda?”

– Tak, ale z jakiegoś powodu uważają, że możesz przekonać tatę do każdego projektu. Chcą „wielkiego przełomu” w życiu. Nie gniewaj się, dobrze?

– Nie obchodzi mnie to – wzruszyła ramionami Ola. – Boję się tylko, że przekroczą granicę. A co ty w takim razie zrobisz, Kir?

„Postaram się, żeby nikt cię nie niepokoił” – odpowiedział cicho. „Obiecuję”.


Następnego ranka Ola i Kirył poszli do siostry Kiryła, Swiety, aby złożyć jej życzenia z okazji niedawnych urodzin – Swieta nie urządzała przyjęcia, ale musieli jej dać prezent.

  • Swieta, zobacz, co ci przynieśliśmy – Ola położyła torbę na stoliku nocnym przy drzwiach. – Mam nadzieję, że ci się spodoba.
  • Wow, mówisz poważnie? – Swieta się uśmiechnęła. – Nie było potrzeby wydawania pieniędzy, nie świętuję.
  • Nie, chcieliśmy ci sprawić przyjemność. Kirył i ja sami wybraliśmy.

– Rozumiem. No, dziękuję – Swieta szybko rozerwała opakowanie i wyciągnęła nowy tablet. – Co za prezent! Nie każdego stać dziś na drogi sprzęt elektroniczny.

„Moi rodzice pomogli mi” – odpowiedziała spokojnie Ola – „cieszyć się tym w dobrym zdrowiu”.

– A mama ciągle mnie pyta – zaśmiała się Swieta – kiedy Kirył i Ola zamieszkają w swoim własnym, oddzielnym mieszkaniu? Mówi: „W końcu ojciec mojej synowej jest wpływową osobą, mógłby po prostu pójść i zapłacić za remont chłopaków”. Dziwna, prawda?

  • Słuchaj, Swiecie – westchnął Kirył – mama sama nie rozumie, co mówi. Nie chcemy żebrać pieniędzy od ojca Oli. To nasze małżeństwo, nasza rodzina. Sami zdecydujemy, jak się ułoży.

– I słusznie – skinęła głową Swieta, patrząc na tablet. – Chociaż ja też czasami słucham mamy. Zadaje pytania, których ja osobiście wstydzę się zadać. No to może twój tata dorzuci parę milionów, żebyś mógł żyć jak człowiek?

„A co cię obchodzą miliony mojego ojca?” – wyrzuciła nagle Ola, a jej słowa zabrzmiały ostrzej, niż zamierzała. „Przepraszam, Swiet, ale jeśli on ci nic nie jest winien, to nam też nic nie jest winien. To wszystkie jego pieniądze. Nie biorę od rodziców ani grosza”.

„No weź” – Swieta machnęła ręką – „żartuję”.

Ale Ola nagle wyraźnie dostrzegła w swoim spojrzeniu coś obrzydliwego i głodnego, jak spojrzenie człowieka, który patrzy na cudzą własność i zastanawia się, jak odgryźć jej kawałek.

  • To tyle, zakończmy temat – Kirył ruszył w stronę drzwi. – Swieta, idziemy już do domu, do rodziców. Czy jest coś, co chciałbym powiedzieć mamie?

Sveta tylko wzruszyła ramionami i zamknęła za nimi drzwi.


W drodze powrotnej do domu Ola próbowała się uspokoić, ale irytacja nie ustępowała.

  • Kir, jak długo będziesz znosić te pytania? – wyrzuciła z siebie, gdy już byli blisko wejścia. – Codziennie z ich ust: „Miliony, miliony, pytajcie, no dalej, namawiajcie, dacie radę!” Nie mogę już słuchać.

„Rozumiem” – przyznał cicho Kirył – „ale to moja rodzina. Nie mogę ich zostawić. Oczywiście, porozmawiam z nimi, żeby przestali o tym gadać, ale… robią to z najlepszymi intencjami. Chcą, żebyśmy żyli lepiej”.

„Z najlepszymi intencjami” to bzdura” – Ola zatrzymała się na półpiętrze i spojrzała na męża. „Traktują mnie jak żywy portfel i nie rozumieją moich prób wyjaśnienia, że ​​nie chcę ich sponsorować. Widzisz, jakie to upokarzające, prawda?

  • Ola, nie bądź na nich taka zła. Najważniejsze, że się kochamy. A rodzice… no cóż, co poradzić. Wszyscy jesteśmy różni.

Ola nie odpowiedziała. Weszła do mieszkania i szybko zaczęła zdejmować okrycie wierzchnie, zerkając w stronę kuchni, skąd słychać było głosy teścia i teściowej.

– Cześć, córko! – zawołał do niej radośnie Wiktor Andriejewicz. – Siedzieliśmy i myśleliśmy, wciąż chcemy rozwijać mały biznes – sklep z częściami zamiennymi. Może powinnaś zadzwonić do ojca, co?

„Tata jest teraz za granicą” – Ola starała się mówić spokojnie. „I, szczerze mówiąc, wycofał się z dużych inwestycji w wątpliwe projekty”.

  • Dlaczego są wątpliwe? – wtrąciła się Jelena Anatolijewna. – Wszystko mamy obliczone: miejsce przy drodze, jest popyt. Potrzebujemy tylko, powiedzmy, początkowej inwestycji na zakup towaru. Około dwóch milionów rubli.

„To kwestia zasad” – powtórzyła Ola nieco głośniej. „Nie będę prosić ojca o pieniądze, żebyś mogła otworzyć własny biznes”.

  • Naprawdę? – teściowa zmarszczyła brwi i spojrzała na Kiryła. – Synu, co o tym myślisz?
  • Już mówiłem: nie chcemy pożyczać od ojca Oli. To by wyglądało dziwnie. Nie mamy wystarczających gwarancji, że projekt się opłaci.
  • Czyli uważają nas za nic nie wartych? – Wiktor Andriejewicz znacząco spojrzał na żonę. – No cóż, nieważne, damy sobie radę, Len.
  • No, śmiało – Ola wyszła na korytarz – Dziś nie będę gotować, przepraszam. Nie mam nastroju.

Z tymi słowami poszła do łazienki. Nie miała już sił, by znosić ich rozmowy.


Wieczorem Kirył próbował załagodzić konflikt. Wszedł do ich pokoju (chłopaki tymczasowo mieszkali w mieszkaniu rodziców, podczas gdy w mieszkaniu Oli trwał remont):

  • Oleńko – zawołał cicho. – Porozmawiajmy. Rozumiem, że to nieprzyjemne. Mama i tata… czasami zachowują się nietaktownie. Ale proszę, nie gniewaj się na mnie. Nie zmienię ich tak od razu.

– Kir, nie jestem na ciebie zła – powiedziała gorzko Ola. – Jestem na nich zła. Na ich ciągłe rozmowy. Na to, że ciągle kłamią, że są „po prostu ciekawi” taty i tylko czekają na okazję do zarobienia pieniędzy. A jednocześnie wszyscy udają, że to normalne.

  • Porozmawiam z nimi jutro.

– No, śmiało – wzruszyła ramionami Ola. – Ale obawiam się, że to nic nie da. Już z nimi rozmawiałaś nie raz.

  • Tak, – Kirill odwrócił wzrok. – Zrozum, oni też są moją rodziną. Chcę, żebyś się z nimi dogadywał.

– I chcę. Ale nie mogę przymykać oczu na to, że zachowują się obrzydliwie. I że nie obchodzi ich moja osoba. Chcą tylko pieniędzy.

  • No cóż, może spróbuj być trochę łagodniejszy?

– Kirył, mam dość bycia miękkim. Chcesz, żebym dalej tolerował ich stwierdzenia w stylu: „Córko, możesz pytać, twój tata jest bogaty”? Nie mogę tego zrobić.

Nie odpowiedział. Wydawało się, że toczy się w nim walka między uczuciem do żony a miłością do rodziców.


Następnego ranka Ola obudziła się, słysząc głośne głosy dochodzące z kuchni.

– Czemu ona jest taka uparta? – rozległ się głos Eleny Anatolijewny. – Czy tak trudno jej poprosić ojca, żeby nam coś kupił? Jesteśmy praktycznie jedną rodziną.

– Tak, jedna rodzina – uśmiechnął się Wiktor Andriejewicz. – Słyszałeś, jak wczoraj warknęła? „Ojca nie zapytam”. Jakbyśmy byli żebrakami. Wstydzimy się przed sąsiadami, czy co?

  • Może celowo nas ignoruje? Chce nas upokorzyć…

Ola poczuła, że ​​w jej wnętrzu gotuje się gniew, lecz pozostała milcząca i dalej słuchała.

– Kirył mówi, że ją kocha – mruknął teść – ale ona patrzy na nas z góry. Udaje dobrą, ale nawet nie wyciąga do nas pomocnej dłoni.

– No dobra, chodźmy, Wiktorze – powiedziała Jelena Anatolijewna – nie ma sensu, żebyśmy tu siedzieli. Powiemy synowi, że już mamy tego dość.

Kroki zbliżały się do pokoju Kiryła i Oli, gdy nagle rozległ się niezadowolony głos Kiryła:

  • Mamo, tato, możecie zostawić Olę w spokoju? Dlaczego każdy poranek zaczynacie od takich rozmów?

„Bo to nasza sprawa, synu” – powiedział gniewnie Wiktor Andriejewicz. „Rodzina jest najważniejsza i wszyscy powinniśmy sobie nawzajem pomagać”.

„Powinni byli pomóc, skoro mają miliony” – dodała Jelena Anatolijewna. „Czemu my jesteśmy gorsi?”

  • Mówisz poważnie? – Kirył, widocznie, nie mógł już dłużej powstrzymać emocji. – Myślisz, że Ola ma „obowiązek” dać ci coś z pieniędzy swojego ojca?

„Nie przekręcaj tego” – Elena Anatolijewna podniosła głos. „Chcemy tylko wsparcia, a nie…”

Wtedy drzwi pokoju się otworzyły i w progu ukazała się Ola, rozczochrana, w szlafroku, ale zdecydowana.

„Dobrze” – powiedziała wyraźnie. „Wszystko słyszałam. Wszyscy ciągle gadacie o rodzinie, ale rodzina opiera się na wzajemnym szacunku, a nie na zasadzie »daj mi pieniądze«. Rok temu z radością mnie przyjąłeś tylko ze względu na stan mojego ojca, prawda?”

  • Oleńko, co ty mówisz? – teściowa udała, że ​​rozkłada ręce. – Uwielbiamy cię. Zaprosiliśmy cię do nas na czas remontu, chcieliśmy, żebyś poczuła się jak w domu.

„Dziękuję” – Ola spojrzała na nią zimno – „ale od ślubu słyszę tylko: «Poproś tatę o pieniądze, on jest bogaty». Myślisz, że mi się to podoba?”

Teść i teściowa milczeli, zdezorientowani. Kirył stał obok nich jak sparaliżowany, z rękami skrzyżowanymi na piersi.

– C-cóż… – przeciągnęła Jelena Anatolijewna – no cóż, chcieliśmy dla was obojga jak najlepiej. Żebyście mieli własne mieszkanie, samochód.

– Dziękuję, oczywiście – skinęła głową Ola – ale to my zdecydujemy, jak będziemy żyć z Kiryłem bez twojej ingerencji. I tak, jeśli tak bardzo chcesz robić interesy, rób to na własny koszt. Nie traktuj mnie jak źródła nieograniczonych zasobów.

„Aha, więc o to chodzi” – mruknął Wiktor Andriejewicz – „więc nie jesteśmy dla ciebie nikim…”

„Nie powiedziałam tego” – warknęła Ola. „Mówię tylko, że przestałeś mnie dręczyć. To brak szacunku”.

W tym momencie rozmowa się zakończyła, teść machnął ręką, a teściowa zacisnęła usta.


Cały dzień upłynął w napiętej atmosferze. Kirył próbował pogodzić żonę i rodziców, ale napotkał mur nieporozumień z obu stron. Ola starała się trzymać z daleka, ale Jelena Anatolijewna krążyła, jakby chciała powiedzieć coś uszczypliwego, ale bała się, że konflikt tylko się zaostrzy.

Wieczorem, gdy Kirył wrócił z siłowni, zastał matkę w kuchni, siedzącą przy stole i ukradkiem wycierającą oczy chusteczką. Widząc syna, starała się udawać, że wszystko jest w porządku, ale jej twarz zdradzała wewnętrzne napięcie.

„Mamo, co się stało?” zapytał cicho Kirill.

  • To nie tak, synu – Elena Anatolijewna odwróciła wzrok. – Jestem po prostu zmęczona. Z Olą ciągle jest napięcie, jakby nasza synowa nas unikała. Ale chcieliśmy, żebyś był szczęśliwy…

– Mamo, wiem, że się martwisz – Kirill usiadł obok niej. – Ale to ty ją naciskasz pytaniami o pieniądze ojca. Ola już stara się być grzeczna, pomaga. Ale nie musi błagać taty o pomoc.

Elena Anatolyevna podniosła ręce:

  • Nie, kto prosi o błaganie? Ale ona nie rozumie, co to jest „wsparcie rodziny”. Jakby jej było przykro… Ale my tylko liczyliśmy na zrozumienie!

– „Miałem nadzieję” to jedno – zmarszczył brwi Kirył – ale naciskać i domagać się czegoś innego. Kocham was, jesteście moimi rodzicami, ale Ola jest moją żoną. Nie lubi ciągłych rozmów o finansach ojca. Postarajmy się nie wracać do tego tematu, dobrze?

W tym momencie Ola pojawiła się na progu kuchni z filiżanką herbaty w dłoni. Skinęła głową w milczeniu do Kiryła, jakby chciała powiedzieć: „Kontynuuj, nie mam nic przeciwko temu”. Kirył wstał i gestem zaprosił żonę do siebie.

„Usiądź” – zasugerował. „Porozmawiajmy spokojnie i w końcu wszystko omówmy”.

Ola, starając się zachować spokój, postawiła filiżankę na stole i zwróciła się do teściowej:

  • Eleno Anatolijewno, rozumiem, że życzysz nam tylko dobrze. Ale proszę, zrozum mnie: wychowałam się w rodzinie, w której każdy odpowiada za swoje czyny. Mój tata zarabiał pieniądze swoją pracą i nie mam prawa rozporządzać jego kapitałem jak swoim. I nie chcę, żebyście ty i Wiktor Andriejewicz uważali mnie za „portfel”. To upokarza mnie i ciebie również.

Teściowa zamilkła, westchnęła i zdawała się nieco uspokajać:

– Może przesadzamy. Po prostu jesteśmy już w takim wieku, że chcemy, żebyście się szybciej ustatkowali, mieli dzieci. A od dawna marzyliśmy o daczy… No cóż, skoro takie jest wasze podejście.

– Nie mam nic przeciwko temu, żeby tata kiedyś nam pomógł z własnej inicjatywy – Ola przesunęła kubek – ale to wszystko nie powinno odbywać się pod przymusem. I nie chodzi tylko o pieniądze. Mam wrażenie, że nie traktujesz mnie jak członka rodziny, a raczej jak pośrednika w „wielkich projektach”. To boli.

Zapadła cisza. Kirill spojrzał z matki na żonę. Rozumiał uczucia obu stron i postanowił złagodzić sytuację.

– Mamo – powiedział cicho. – Tato – Kirył zobaczył, że Wiktor Andriejewicz podszedł i stanął w drzwiach. – Przyznajmy: wszyscy jesteśmy różni i inaczej odbieramy pomoc. Ale jesteśmy rodziną. Jeśli zaczniemy szanować swoje granice, będzie mniej kłótni. Od Oli możesz oczekiwać rady i współczucia – ale nie ultimatum w sprawie pieniędzy.

Wiktor Andriejewicz spojrzał na wszystkich i pokręcił głową, mówiąc:

– No cóż, może rzeczywiście byliśmy zbyt uparci, próbując forsować nasze pomysły biznesowe cudzym kosztem. Przepraszam, córko… – w jego głosie słychać było dziwną mieszankę urazy i niezręczności. – Po prostu jestem przyzwyczajony do łapania okazji. Widzisz, Kirył, teraz mamy kryzys, a co, gdybyśmy odnieśli sukces…

– Tak, wszystko w porządku – odpowiedział Kirył – jesteście przedsiębiorczy i to dobrze. Ale, tato, lepiej byłoby, gdybyś znalazł inwestora albo sam wziął pożyczkę. Nie ma sensu obarczać tym Oli.

Teściowa skinęła głową, wciąż wyglądając na napiętą, ale już bez swojego zwykłego wyniosłego tonu:

– Tylko nas nie strofuj. Chcieliśmy jak najlepiej, ale wyszło… jak wyszło – machnęła ręką.

Ola poczuła, że ​​powietrze w pokoju staje się lżejsze. Nadal czuła ból z powodu przeszłości, ale postanowiła zrobić krok naprzód:

– Nie przeklinam. Doceniam, że jesteście rodzicami Kirilla i chcecie dla niego jak najlepiej. Umówmy się: nie będę miał nic przeciwko, jeśli poprosisz mnie o pomoc w gotowaniu obiadu, sprzątaniu czy czymkolwiek innym w domu. Ale ciągłe mówienie o pieniądzach to tabu, jasne? Możesz otworzyć firmę, jak uważasz, szanuję twoje plany, ale proszę, przestań nawiązywać do mojego ojca.

Wiktor Andriejewicz spojrzał na wszystkich obecnych i cicho powiedział:

  • Zgadzam się. Przynajmniej postarajmy się nie poruszać tego tematu ponownie.

„Spróbuj” – zgodziła się Ola. „A ja postaram się zachowywać spokojniej, nie reagować ostro”.

Kirył odetchnął z ulgą. Zdał sobie sprawę, że bez bezpośredniej rozmowy sytuacja groziła całkowitym wybuchem. Teraz pozostawało tylko mieć nadzieję, że obie strony rzeczywiście się postarają.

Następnego dnia w mieszkaniu panował demonstracyjny spokój, ale nie był on już bolesny, a wręcz ostrożny. Teść i teściowa starali się być bardziej uprzejmi, Ola odwzajemniła uśmiech i zaoferowała pomoc: albo przy zakupach spożywczych, albo przy sortowaniu starych czasopism. Kirył spojrzał na żonę z wdzięcznością, rozumiejąc, jak trudno jej zachować spokój.

W tym samym czasie młode małżeństwo rozpoczęło aktywne poszukiwania mieszkania do wynajęcia – remont się przeciągał, a oboje chcieli się odizolować i nie dopuścić do eskalacji kolejnego skandalu. Kilka tygodni później znaleźli mniej więcej odpowiednią opcję: kawalerkę w spokojnej okolicy, gdzie mogliby mieszkać razem, nie przeszkadzając rodzicom.

„Gratulacje” – powiedziała Jelena Anatolijewna z wymuszonym, ale wciąż uśmiechniętym uśmiechem, ogłaszając decyzję. „Mam nadzieję, że dobrze się tam zadomowicie. W każdym razie zawsze jesteśmy tutaj”.

„Dziękuję, mamo” – odpowiedział Kirył, zauważając, że Ola skinęła głową na znak zgody. „A ty nas odwiedź. Ale teraz nie dajmy się zwieść: jakoś sami wyjdziemy na świat”.

Teściowa wzruszyła ramionami, najwyraźniej żałując niespełnionych ambitnych pomysłów, ale milczała. Wiktor Andriejewicz był bardziej powściągliwy: po prostu kiwał głową i oferował pomoc w transporcie rzeczy, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Przeprowadzka przebiegła szybko i już w pierwszym tygodniu mieszkania w nowym mieszkaniu Ola poczuła, że ​​może oddychać swobodniej. Tutaj ona i Kirył mogli sami decydować, co i jak robić, bez obawy, że znów będą szeptać za jej plecami o milionach jej ojca.

Rozmowy o teściu i teściowej były w nowym domu rzadkością, a jeśli Ola dostrzegała smutek u Kiryła – wciąż kochał i szanował rodziców – starała się go wspierać. Kirył, uspokajając się, coraz bardziej doceniał fakt, że żona nie chowa urazy, a jedynie szczerze pragnie budować wspólną przyszłość bez ciągłego stresu.

Pewnego wieczoru ojciec Kiryła zadzwonił do drzwi. Jego niespodziewane pojawienie się wzbudziło w nich obu lekką niepewność, ale wyraz twarzy Wiktora Andriejewicza był spokojny.

„Cześć, dzieci” – odchrząknął. „Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam?”

„Nie, nie” – Kirill go przytulił. „Tato, wszystko w porządku?”

„Postanowiłem po prostu sprawdzić, co u ciebie” – wyjaśnił. „Wiem, ile kłopotów jest w nowym miejscu. I… chciałem cię przeprosić. Naprawdę posunęliśmy się za daleko. Zrozumiałem coś po rozmowie ze znajomymi, a twoja mama też powoli się uspokaja. Chciałem powiedzieć, że bylibyśmy szczęśliwi, gdybyś zaprosił nas kiedyś na parapetówkę. Ale żadnych aluzji, żadnych próśb. Obiecuję”.

Ola poczuła, jak Kiriłł nieznacznie ścisnął jej dłoń na znak aprobaty.

„Oczywiście, chodź” – powiedziała cicho, lekko się uśmiechając. „Mam nadzieję, że tym razem wszystko będzie dobrze”.

Wiktor Andriejewicz skinął głową. Wyglądał na zdezorientowanego i najwyraźniej szukał odpowiednich słów:

  • Chcemy, żebyś był szczęśliwy. Mówię poważnie.

Puścił oczko, próbując pocieszyć siebie i ich. Kirył się roześmiał:

  • Dzięki, tato. Tobie też zawsze pomożemy, w razie czego, nie zapomnij. Ale tylko tyle, ile możemy zrobić sami.
  • No to dobrze. Dobra, idę, bo Lena czeka w domu. Żegnaj, Ola.

Kiedy odszedł, Ola odetchnęła z ulgą:

– Mam nadzieję, że to nie jest tylko udawanie, ale prawdziwy krok naprzód.

  • Myślę, że on naprawdę się stara. I myślę, że mama złagodnieje.

„Miejmy nadzieję” – Ola podniosła wzrok i uśmiechnęła się do męża. „Przynajmniej w końcu będziemy mogli budować nasze życie w spokoju”.

– Zgadzam się – odebrał Kirył. – Kocham cię, Oleńko. Dziękuję, że nie zrezygnowałaś ze wszystkiego, ale dałaś mi szansę na ustalenie granic z rodzicami.

Choć przed nimi jeszcze wiele prób, wiedzieli już, że w ich rodzinie nie będzie miejsca na rozmowę w stylu „poprośmy tatę o miliony”. A gdyby ktoś postanowił wrócić do starego tematu, Ola i Kirył mieli już jasną, wspólną odpowiedź: nie.

I w tym „nie” było więcej jedności niż we wszystkich poprzednich próbach przypodobania się bliskim za wszelką cenę.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *