- Patrzcie, co kupiłem! – Wpadłem do kuchni, machając torbą z zakupami. – Pstrąg! Prawdziwy, nie mrożony.
Roma podniósł głowę znad telefonu i uśmiechnął się:
- Moja bogata pani. Znów trwonisz swoją pensję?
„Dostałam awans!” – wyrzuciłam z siebie, nie mogąc powstrzymać radości. „Wyobrażasz sobie? Zrobili mnie starszym menedżerem. Plus trzydzieści procent do pensji”.
Odłożył telefon, wstał i mocno mnie przytulił.
- Aline, to niesamowite! Jestem z ciebie taka dumna.
Kręciliśmy się po kuchni, śmiejąc się jak dzieci. Na zewnątrz mżyło jak w październiku, ale w naszym mieszkaniu było ciepło i jasno. Roma pocałował mnie w czubek głowy. „Więc teraz jesteś głównym żywicielem rodziny” – mrugnął. „A ja będę panem domu”.
- Tak, śnij dalej – szturchnęłam go łokciem. – Wiesz, jak gotuję bez ciebie.
Pamiętam, jak zaczynaliśmy trzy lata temu. Kawalerka na obrzeżach, kanapa na kredyt, makaron i kiełbaski każdego dnia. Ale było fajnie. To byliśmy „my”. Roma wspierała mnie, kiedy pędziłam między kursami i pracami dorywczymi, a ja wspierałam jego, kiedy szukał normalnej pracy po wojsku. „Teraz w końcu możemy pojechać do Europy” – powiedziałam sennie, wyjmując butelkę wina z torby. „I odnowić łazienkę. I kupić nowy samochód”.
„Nie spiesz się z wydawaniem” – zaśmiał się Roma. „Najpierw przyzwyczaj się do nowej pensji”.
Razem ugotowaliśmy pstrąga. On obierał ziemniaki, ja kroiłam sałatę. Włączyliśmy muzykę, tańczyliśmy między kuchenką a lodówką. Zwykły wieczór, zwykła radość, zwykłe szczęście dwojga ludzi, którzy budują wspólne życie. – A mama dzwoniła dzisiaj – powiedziała Roma, mieszając sos. – Zapytała, jak się czujecie.
- Co on powiedział?
- Że u nas wszystko w porządku. Nic nie mówiłem o awansie, postanowiłem, że sam mi powiesz, kiedy będziesz chciał.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Lidia Arkadiewna lubiła wtrącać się w nasze sprawy pod pretekstem troski. Radziła nam, na co wydawać pieniądze, albo pytała, dlaczego jeszcze nie planujemy dzieci. Roma zazwyczaj delikatnie zmieniała temat, chroniąc naszą przestrzeń osobistą. „Dziękuję” – pocałowałam go w policzek. „Jesteś najlepszy”.
Planowaliśmy coś przy kolacji. Roma opowiedziała mi o nowym projekcie w pracy, ja opowiedziałem mu o zbliżających się podróżach służbowych. Byliśmy zespołem. Równym związkiem dwojga dorosłych, którzy szanują swoje granice.
- Wiesz, o czym myślę? – Roma wzięła mnie za rękę przez stół. – Jesteśmy wspaniali. Zobacz, co zbudowaliśmy w trzy lata. Mamy własne mieszkanie, normalną pracę i plany.
„I nie prosiliśmy nikogo o pomoc” – dodałem. „Poradziliśmy sobie sami”.
„My sami” – skinął głową. „To ważne”.
Poszliśmy spać w dobrych nastrojach. Roma mnie przytuliła, a ja zasnęłam, myśląc o tym, jakie mieliśmy szczęście, że się odnaleźliśmy. Jak dobrze, że mamy zaufanie i zrozumienie. Jak ważne jest, że zawsze wspólnie omawiamy poważne decyzje. Rano Roma, jak zwykle, pierwszy wyszedł do pracy. Pocałował mnie na pożegnanie i powiedział:
- Moja duma, starszy kierowniku.
Uśmiechnęłam się i pomachałam mu przez okno. Wszystko było w porządku w naszym małym świecie, zbudowanym na równości i wzajemnym szacunku.
Gdybym wiedział, że za tydzień ten świat się zawali.
Kolacja w piątek. Kasza gryczana z kotletami, prosta sałatka pomidorowa. Roma przeglądał wiadomości w telefonie, opowiadałem mu o prezentacji, którą miałem jutro przedstawić dyrektorowi. – A tak przy okazji – odłożył słuchawkę i spojrzał na mnie. – Zastanawialiśmy się z mamą. Masz teraz dobrą pensję, a oni pilnie potrzebują gruntownego remontu. W kuchni pękła rura, sąsiedzi zostali zalani.
Przestałem żuć.
— Co masz na myśli mówiąc, że o tym myślałeś?
- No cóż, twoja pensja jest teraz dwa razy wyższa niż moja. Nie będzie ci trudno pomóc. A mama już znalazła fachowców – do wymiany hydrauliki, do położenia płytek. Obliczyłem, że wyjdzie jakieś dwieście tysięcy.
- Poczekaj – odłożyłem widelec. – Chcesz powiedzieć, że postanowiłeś przeznaczyć moją pensję na remont mieszkania twoich rodziców?
- Alin, dlaczego jesteś taki? – Roma zmarszczyła brwi. – Jesteśmy rodziną. To moi rodzice, a to znaczy, że są też twoimi. A ty sam zawsze powtarzasz, że musimy pomagać starszym.
- Pomoc – tak. Ale kiedy sama podejmę decyzję, żeby pomóc sobie. A nie kiedy ktoś zdecyduje za mnie.
- No, daj spokój – machnął ręką. – Mamy wspólne pieniądze.
- Wspólne? – Poczułem, jak coś we mnie się kurczy. – Roma, kiedy rozmawialiśmy o tym, że pieniądze są wspólne? Kiedy podjęliśmy tę decyzję?
- No i kiedy? Jesteśmy mężem i żoną.
- Czyli teraz muszę rozliczać się przed twoją matką z każdego wydanego grosza?
Roma się zarumieniła.
- Przesadzasz. Mama po prostu prosiła o pomoc. Przeze mnie. To normalne.
— Normalnie byłoby przyjść i zapytać mnie bezpośrednio. I nie decydować za mnie z kimś innym.
- Alina, czy obecnie kłócisz się z rodziną o pieniądze?
No i proszę. Klasyczna manipulacja. Wywracanie wszystkiego do góry nogami. To nie on naruszył granice, to ja „walczę o pieniądze”.
„Nie kłócę się o pieniądze” – powiedziałam powoli. „Jestem zła, że mój mąż podejmuje decyzje o moich pieniądzach beze mnie”.
- Twoje? – Uniósł brwi. – A czyje to mieszkanie? I czyje to mieszkanie komunalne? Czy to nie ja płacę za nasze warunki życia?
- Płać. Ja też płacę. Ale dostałem awans. I prawo decydowania, na co wydać podwyżkę, również należy do mnie.
Roma odchylił się na krześle.
- Wiesz co, porozmawiamy jutro. Jesteś teraz bardzo wzruszony.
Wstał od stołu i poszedł do pokoju. Ja siedziałem dalej nad zimną gryką, czując, jak coś ważnego we mnie rozpada się w pył.
Rano Roma wyszła do pracy bez pożegnania. Cały dzień rozmyślałam o naszej rozmowie. Wieczorem zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Katii. – On mówi serio? – oburzyła się. – Aline, to twoje pieniądze! Zasłużyłaś!
- Ale my jesteśmy rodziną…
– Rodzina to miejsce, gdzie decyzje podejmuje się wspólnie. A nie wtedy, gdy jedno decyduje za drugie. Zwłaszcza z teściową u boku.
Następnego dnia umówiłam się na wizytę do psychologa rodzinnego. Musiałam się dowiedzieć, czy tracę rozum, czy coś naprawdę jest nie tak.
„Granice finansowe w małżeństwie są podstawą szacunku” – wyjaśnił psycholog. „Nawet jeśli małżonkowie mają wspólny budżet, duże wydatki muszą być uzgadniane. A decyzje dotyczące pomocy krewnym – tym bardziej”.
- Ale naprawdę teraz zarabiam więcej…
- No i co? To wasze wspólne osiągnięcie, czy tylko twoje?
Zastanowiłem się nad tym. Roma wspierała mnie, kiedy studiowałem, pomagała mi w obowiązkach domowych, kiedy zostawałem po godzinach. Ale awans dostałem. Za moje pomysły, za moją pracę, za moje projekty. „Moje” – powiedziałem cicho.
- W takim razie decyzja należy do ciebie.
Wieczorem, gdy Roma wrócił z pracy, czekałam na niego w kuchni.
„Musimy porozmawiać” – powiedziałem spokojnie.
- Jeśli masz na myśli naprawę, to mama już umówiła się z fachowcami na poniedziałek.
- Roma, przestań. Posłuchaj mnie uważnie. Nie zapłacę za naprawę w mieszkaniu twoich rodziców.
- Alina…
– Nie przerywaj. Naruszyłeś moje granice. Podjąłeś decyzję za mnie, nawet nie pytając mnie o zdanie. To brak szacunku dla mojego wyboru i mojej pracy.
- Ale to jest rodzina!
— Rodzina to ty i ja. I mamy z rodzicami więź pokrewieństwa. Dobrą, serdeczną, ale to nie znaczy, że muszę finansować ich codzienne życie.
Roma milczał, patrząc w podłogę.
– Jeśli chcesz pomóc rodzicom, znajdź sposób. Praca na pół etatu, pożyczka, raty. Ale nie moim kosztem bez mojej zgody.
„A co jeśli nie będę mógł?” zapytał cicho.
- To powiedz mamie, że nie możesz. To też jest w porządku.
- Ona będzie zdenerwowana…
- Roma, jesteś dorosłym mężczyzną. Nie musisz spełniać wszystkich życzeń matki. Zwłaszcza kosztem żony.
Spojrzał na mnie.
- Nie sądziłem, że tak zareagujesz. Myślałem…
— Czy wyglądało na to, że potulnie się zgodzę? Że będę wygodną żoną, która nie będzie protestować?
„Nie, nie o to chodzi” – potarł twarz dłońmi. „Po prostu… moja matka mówiła, że każda normalna żona by pomogła. A ja myślałem…”
- Myślałeś słowami matki, nie swoimi.
Roma milczał przez długi czas. Potem wstał, podszedł do mnie i usiadł obok.
- Przepraszam. Postąpiłem źle. Powinienem był najpierw z tobą porozmawiać.
- Tak.
— I powiem mamie, że nie możemy pomóc z naprawą. Na razie.
- Roma, nie mam nic przeciwko pomaganiu twoim rodzicom. Ale kiedy sam o tym zdecyduję. I w takim stopniu, jaki uznam za możliwy.
„Rozumiem” – wziął mnie za rękę. „Dziękuję, że nie odchodzisz”.
„Myślałem o tym” – przyznałem szczerze.
Ścisnął moją dłoń mocniej.
- Nie będę już więcej podejmować takich decyzji bez ciebie. Obiecuję.
Miesiąc później naprawdę pomogliśmy w remoncie. Ale w inny sposób. Zaproponowałem, że sam zapłacę za hydraulikę, Roma wzięła kredyt na płytki. Lidia Arkadiewna była wdzięczna, ale teraz podziękowała każdemu z nas z osobna – mnie za mój wybór, swojemu synowi za jego. – Zachowujesz się teraz jak dorosły – powiedziała pewnego dnia na rodzinnym obiedzie.
Roma spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Dorośliśmy, mamo. Nareszcie.
Dwa lata później.
- Alin, mam do ciebie prośbę – Roma nie podniósł wzroku znad telefonu, leżąc na kanapie. – Możesz iść po zakupy? Lodówka jest pusta.
Stałem w drzwiach, trzymając kluczyki do samochodu. Właśnie wróciłem z pracy po dwunastogodzinnym dniu intensywnej pracy nad nowym projektem.
- Roma, byłeś cały dzień w domu. Czemu sam nie poszedłeś?
- Tak, jestem zmęczony – ziewnął. – Pisałem CV, rozmowy kwalifikacyjne. To też praca.
Podsumowanie. „Szukał pracy” od sześciu miesięcy, odkąd go zwolniono. Wspierałem go przez pierwsze kilka miesięcy – znajdzie coś lepszego, nie spiesz się. Ale stopniowo poszukiwania przerodziły się w imitację. „Jakie rozmowy kwalifikacyjne?” – zapytałem. „Dzisiaj nawet nie wstałeś z kanapy”.
- Alina, nie zaczynaj. Jestem w depresji z powodu bezrobocia. Wiesz o tym.
Depresja. Wygodna diagnoza, którą sobie postawił, usprawiedliwiająca wszystko: niechęć do szukania pracy, do pomagania w domu, a nawet do normalnej rozmowy ze mną. „Dobrze” – powiedziałam cicho. „Pójdę po zakupy”.
W sklepie zrobiłem zakupy spożywcze za własne pieniądze dla człowieka, który całymi dniami grał w gry komputerowe, podczas gdy ja pracowałem.
Kto zapomniał, kiedy ostatnio ugotował obiad albo prał? Kto, kiedy próbowałem z nim poważnie porozmawiać, odpowiedział: „Cierpliwości, wkrótce znajdę pracę”.
A w sklepie spotkałem Dimę, kolegę z klasy, którego nie widziałem od trzech lat.
- Alina? – Uśmiechnął się. – Tak bardzo się zmieniłaś! Jakoś wydoroślałaś.
„Chciałeś powiedzieć, że się zestarzałeś” – zaśmiałem się.
- Nie, wręcz przeciwnie. Kiedyś byłeś trochę powściągliwy, ale teraz… nie wiem, bardziej pewny siebie czy coś.
Zaczęliśmy rozmawiać w kolejce. On opowiedział mi o swojej pracy w IT, ja opowiedziałem mu o swojej karierze. Łatwo i przyjemnie było rozmawiać z osobą, która słucha, zadaje pytania i interesuje się moim zdaniem. „Słuchaj, może kiedyś pójdziemy na kawę?” – zasugerował Dima. „Jak przyjaciele z dzieciństwa”.
Chciałam od razu odmówić – jestem mężatką. Ale potem pomyślałam: po co właściwie? Czy nie można pójść na kawę ze znajomymi?
„Dobrze” – powiedziałem. „Jutro mam wolne w porze lunchu”.
W domu Roma nawet nie zapytał, dlaczego tak długo jadę po zakupy. Oglądał serial, zajadając się chipsami.
„Będziesz gotować obiad?” zapytał, nie odrywając wzroku od ekranu.
„Nie” – odpowiedziałem i poszedłem do sypialni.
Przy kawie z Dimą opowiedziałem mu o swoim życiu. Nie narzekałem, po prostu szczerze mu powiedziałem, jak jest.
„Widzisz” – powiedziałam, mieszając latte – „nie czuję się jak żona, czuję się jak utrzymanka. Ja za wszystko płacę, ja wszystko robię, a on jest… obecny”.
- Czy próbowałeś z nim poważnie porozmawiać?
— Ze sto razy. Obiecuje zmianę, a potem wszystko wraca do normy. A ostatnim razem powiedział, że wymagam za dużo. Przecież nie wszyscy mężczyźni to karierowicze, ktoś musi być domatorem.
- Gospodarzem? – Dima uniósł brwi. – Czy on rządzi domem?
- On prowadzi sofę. I komputer.
Śmialiśmy się, ale nie czułem się zbyt szczęśliwy.
„Wiesz, co jest najbardziej obraźliwe?” – kontynuowałem. „Mieliśmy podobny konflikt dwa lata temu. Potem przeprosił, obiecał, że będzie inaczej. I rzeczywiście był… przez jakieś sześć miesięcy. A potem wszystko wróciło. Tylko teraz jest jeszcze gorzej”.
„Ludzie zmieniają się tylko wtedy, gdy chcą” – powiedział Dima. „A jeśli nie chcą, nikogo nie słuchają”.
Wieczorem wróciłem do domu w dobrym humorze. Roma przywitała mnie z niezadowoloną miną.
- Gdzie byłeś? Jest już ósma wieczorem.
— Spotykałem się ze znajomym. Piliśmy kawę.
- Z jakim przyjacielem? – Odłożył joystick.
- Z Dimą. Moim kolegą z klasy.
- Alina, jesteś mężatką! Nie wypada spotykać się z mężczyznami!
Spojrzałam na niego uważnie. Na mężczyznę, który nie pracuje od sześciu miesięcy, który zapomniał, kiedy ostatni raz dał mi kwiaty albo okazał zainteresowanie moimi sprawami. Który uważa, że powinnam go wspierać, a jednocześnie nie mam prawa do przyjaciół. „Nieprzyzwoite?” – zapytałam ponownie. „A czy przystoi siedzieć na szyi żony przez sześć miesięcy?”
- Nie siedzę! Szukam pracy!
- Roma, pokaż mi pięć CV, które wysłałeś w ostatnim miesiącu.
Zamilkł.
- Nie możesz? Wiesz dlaczego? Bo tak ci wygodnie. Po co pracować, skoro żona cię utrzymuje? Po co się męczyć, skoro możesz grać w gry i oglądać seriale?
- Nie rozumiesz mnie…
- Rozumiem. Lepiej niż myślisz.
Poszedłem do sypialni i wyjąłem walizkę.
- Co robisz? – Roma wstał z sofy.
— Szykuję się. Jadę do mamy na tydzień. Żeby pomyśleć.
- Alin, nie odchodź. Możemy porozmawiać…
- Rozmawialiśmy o tym już setki razy. Bezskutecznie.
- Zmienię się!
- Kiedy? Za pół roku? Za rok? A może jak się kompletnie wypalę i zacznę cię nienawidzić?
Roma milczała, patrząc jak pakuję swoje rzeczy.
„Jutro znajdę pracę” – powiedział cicho.
- Roma, czy zdajesz sobie sprawę, że teraz mówisz to samo, co dwa lata temu? Słowo w słowo?
- Ale teraz na poważnie…
„Nie” – zamknąłem walizkę. „Już za późno”.
Tydzień mamy zamienił się w miesiąc. A potem w dwa. Roma dzwonił, pisał, obiecywał. Dostał nawet pracę – jako kurier. Wysyłał zdjęcia swojej książeczki pracy. Ale coś we mnie już pękło. Zaufanie, szacunek, miłość – wszystko to wymaga wzajemności. A ja byłam sama w związku przez dwa lata.
„Mamo, składam pozew o rozwód” – powiedziałam pewnego dnia przy śniadaniu.
- Jesteś pewien?
- Tak. Dałem mu drugą szansę. Nie wykorzystał jej.
— Czy nadal kochasz?
Zastanawiałam się. Czy kochałam mężczyznę, który przestał się rozwijać, który zmienił mnie w źródło pieniędzy i usług?
„Nie” – odpowiedziałem szczerze. „Już nie”.
Sześć miesięcy później rozwód został sfinalizowany. Roma próbowała mnie odzyskać do samego końca, ale byłam nieugięta. Teraz mieszkam sama. Spotykam się z Dimą od czterech miesięcy. Pracuje, gotuje i interesuje się moimi sprawami. Planujemy wspólne wakacje.
A Roma, jak mówią wspólni znajomi, wciąż szuka kobiety „wyrozumiałej”, która go wesprze i nie będzie żądać niczego w zamian.
Niektóre lekcje wymagają czasu, aby je przyswoić. A niektóre w ogóle nie przyswoją.