Doskonale rozumiała, że jej matka jej nie kocha.

Kiedy Ira miała sześć lat, nieznajomy ze złotym zębem zaoferował jej cukierka. Co prawda matka Iry powiedziała jej, że nie powinna brać słodyczy od nieznajomych, ale to była jej ulubiona „Jaskółka”. Ira chwyciła cukierka, zaciskając oczy i oczekując grzmotu z nieba, tak jak przepowiedziała jej matka.

Nic się nie stało. Wujek uśmiechnął się do niej, lekko trącił ją w nos i powiedział, żeby słuchała mamy. Ira i tak słuchała, bo inaczej mama wyciągnęłaby skakankę i…

Tego wieczoru mama również nie mogła obejść się bez skakanki. Znalazła w kieszeni kurtki zmięty papierek po cukierku i zaczęła wypytywać Irę, skąd go wzięła. Okłamywanie matki to ostatnia rzecz, jaką należy robić, Ira wiedziała to na pewno. A ona powiedziała wszystko.

Jak mama krzyczała! Ira bała się, że pękną jej bębenki. Aż strach pomyśleć, ile razy oberwała skakanką – dobrze, że Saszka się rozpłakała, a mama pobiegła do niego, od razu zapominając o córce.

Mama nie kochała Iry i Ira doskonale o tym wiedział.

W tym samym czasie mama po prostu uwielbiała swoje drugie dziecko – młodszego brata Iry, Saszę. Był o trzy lata młodszy od Iry. Na początku Ira też go kochała – był zabawnym maluchem. Ale kiedy brat dorósł, bardzo trudno było go kochać: z jakiegoś powodu Sasza okazał się dokładnie takim człowiekiem, którego Ira nie znosiła.

„Mamo, tak dobrze gotujesz, czy mogę dostać więcej?” zapytał słodkim głosem.

Mama była naprawdę kiepską kucharką – zawsze albo zwykła kapuśniak, albo kluski z majonezem. A Saszka sam cichutko wylewał tę zupę do kibla, Ira widziała na własne oczy. Ale mama mu uwierzyła: od razu rozkwitła, powiedziała, że to on jest jej jedyną radością w tym cholernym życiu. A wieczorem sama rozwiązywała za niego zadania z matematyki albo kazała to robić Irze. A rano, kiedy szli do szkoły, po kryjomu wpychała mu pieniądze do kieszeni. A kiedy Ira prosił ją o pieniądze na szkolne obiady, mówiła, że nie ma pieniędzy – powinna poprosić tatę.

Tata rzadko bywał w domu. Pracował w policji i zawsze był na zleceniu. Ira kilka razy widziała to zlecenie – niską, pulchną blondynkę z szminką. Zabierał ją do kawiarni i na taksówki, a jeśli Ira prosiła ojca o pieniądze, nazywał córkę pasożytem i kazał jej pokazać pamiętnik. Ira przestała prosić, bo pamiętnik zawsze był na czerwono, a mama nigdy nie zapominała jej odpowiednio ukarać.

Mama nie kochała Iry i Ira doskonale o tym wiedział.

Kiedy Ira zasugerowała, że po dziewiątej klasie pójdzie do Jeliswietowa studiować projektowanie mody, matka znów ją uderzyła, choć Ira była już na to wystarczająco duża – umiała się odgryźć i zagroziła, że odejdzie z domu. Kiedy wredna, pulchna Sasza wpadła do pokoju i powiedziała: „Mamo, uspokój się, masz chore serce, nie martw się!”, zostawiła Irę samą, ale to tylko rozgniewało Irę. Cóż za obrończyni!

Mimo to pojechała do Jeliswietowa i poszła na studia: ukradła ojcu pieniądze z portfela i zostawiła notatkę na kuchennym stole. Okazało się, że jej matka nie kłamała na temat jej serca – po tym trafiła do szpitala, a ojciec przyszedł po Irę, żądając, by wróciła do domu.

Ira nie wróciła. Podobał jej się akademik – wszyscy byli tam inni, nie tak nudni jak w szkole, ale wolni i kreatywni. Po sześciu miesiącach nauczyła się palić, szyć sobie niesamowite stroje z byle czego, co by się nadawało, i wyłudzać pieniądze od facetów.

A potem poznała Yurę. Miał bladą, arystokratyczną twarz, wąskie, zakrwawione usta i długie palce, którymi albo brzdąkał po strunach gitary, albo trzymał ołówek, którym Yura spisywał swoje wiersze. Matka Yury też go nie lubiła i to ich połączyło – Ira w końcu odnalazł bratnią duszę.

Ira rzucił studia. Spędzali całe dnie w mieszkaniu Yury, które wynajął mu bogaty ojciec, gdzie słuchali muzyki, śpiewali piosenki Yury w duecie i palili jednego papierosa we dwoje. Ira była szczęśliwa – nie potrzebowała już matki z jej brakiem miłości, ojca z jego licznymi kochankami, nie potrzebowała nawet dyplomu ukończenia studiów, bo Yura obiecał ją wspierać.

Nie wiadomo, jak tata ją znalazł. Podobno doniosła na nią sąsiadka z akademika. Mama odebrała telefon z uczelni i dowiedziała się, że Ira nie pojawił się na zajęciach. Ponieważ Ira była jeszcze niepełnoletnia, tata poszedł jej szukać. Kiedy Jura zobaczył szelki taty, przestraszył się tak bardzo, że w pięć minut sam spakował rzeczy Iriny. Płakała i prosiła tatę, żeby zostawił ją w spokoju, a tata obiecał, że zastrzeli łajdaka, jeśli jeszcze raz zobaczy go w pobliżu córki.

Mama powitała ją ze łzami w oczach, ale nie dlatego, że za nią tęskniła – bała się, że Ira zrujnowała jej życie i prawdopodobnie jest w ciąży. Ira ucieszyłaby się, gdyby zaszła w ciążę, wtedy ona i Yura mogliby się pobrać. Ale Ira nie była w ciąży – tydzień później dostała okres. Mama się cieszyła, ale Ira nie – ostatnia nadzieja, że ona i Yura będą razem, opuściła jej serce.

Jej ojciec zapisał Irę do lokalnej szkoły technicznej – choć nie na projektantkę mody, jak wcześniej, lecz na zwykłą krawcową. Nauka tam była nudna, w domu matka bez końca wychwalała ukochanego syna i jak zwykle strofowała Irę, więc trudno było powiedzieć, gdzie było jej gorzej – w domu czy w szkole. Nie widziała wyjścia z sytuacji, dopóki nie poznała swojej koleżanki z klasy, Olgi. Lśniła jak wypolerowany nikiel, krocząc ulicą w pięknym płaszczu, ciasno obejmując wystający brzuch.

– Jesteś w ciąży czy coś? – zapytał Ira.

– Obrażasz mnie! – wycedziła Ola. – Wyszłam za mąż. Teraz spodziewamy się dziecka.

– No właśnie o tym mówię. Pośpieszne małżeństwo to szczyt marzeń.

Ira zapomniała, że ona sama kilka miesięcy temu marzyła o takim małżeństwie.

– Wielka sprawa! Ale wyprowadziłam się od rodziców, nikt mnie nie nęka, Pietia nosi mnie na rękach! Nie trzeba pracować, nie trzeba się uczyć – super!

Poszli do kawiarni, gdzie zajadali się ciastkami i wspominali szkolne lata. Po tej rozmowie Ira doszła do wniosku, że ona również powinna wyjść za mąż.

Znalezienie dżentelmena okazało się łatwe – opanowała tę sztukę do perfekcji. Ira podeszła do tego mądrze – szukała spokojnego i życzliwego faceta, z pracą i pieniędzmi, z osobnym mieszkaniem. Znalazła go – Siemiona Rubcowa z piątego piętra. Co prawda, miał dziewczynę, ale taką nudną mysz, że zabranie Siemiona było bułką z masłem.

Ślub odbył się w styczniu. Jeszcze nie było widać brzuszka Iry, ale pod sukienką zaczął się już pojawiać.

„To będzie dziewczynka” – powiedział technik wykonujący USG, a Ira był zachwycony.

A Siemion zdenerwował się, ale szybko ukrył swoje rozczarowanie i powiedział, że dziewczyna jest cudowna.

Mama też była zdenerwowana.

– Po co ci dziewczyny! Jeszcze ci działają na nerwy, a potem wyjdą za mąż – i tyle.

A potem nagle zaczęła wyć – tak jak kobiety zazwyczaj wyją na pogrzebach. Ira przewróciła oczami – ona nawet nie może być tu normalną matką!

– Mamo. Co zrobiłaś? Wszystko w porządku!

– Jasne, jasne! Dlaczego zdecydowałaś się na ślub po zajściu w ciążę? Mogłaś dokonać aborcji, ja ci to zasugerowałem!

– Ona to zasugerowała. Czemu nie dokonałeś aborcji, skoro zaszłeś ze mną w ciążę z moim tatą?

Jej matka uderzyła ją w policzek.

– Sposób w jaki do mnie mówisz!

– Mówię, jak chcę! Tak mnie wychowałeś!

Mama nie kochała Iry i Ira doskonale o tym wiedział.

Cieszyła się, że nie musi już mieszkać z matką. A kiedy zagroziła jej, że nie pomoże jej przy dziecku, Ira była tylko szczęśliwa – że nie zrujnuje życia swojej córki!

Ale kiedy dziecko się urodziło, Ira żałowała kłótni z matką – okazało się to o wiele trudniejsze, niż myślała. Córka krzyczała całymi dniami, głowa Iry po prostu pękała. Siemion zaczął brać nocne zmiany albo uciekać do matki, ale nie był w stanie jej pomóc. Ze strachu i rozpaczy Ira zaczęła polegać na mące i słodyczach, a po sześciu miesiącach tak utyła, że patrzenie w lustro było obrzydliwe. Dziewczynka, która w pierwszych dniach po porodzie sprawiała, że Ira była dotykana, teraz ją głównie drażniła. Ira wstydziła się swoich uczuć i starała się robić wszystko, co, jej zdaniem, powinna robić dobra matka – kąpała ją w kąpieli rumiankowej, spacerowała z nią przez dwie godziny bez względu na pogodę, karmiła ją o czasie. Nadała jej imię Julia, na cześć swojego Jura.

Minęły dwa lata. Ojciec obiecał kupić pokój dla dziewczynki i załatwić Irze pracę u znajomego biznesmena – sekretarkę czy coś w tym stylu. Ira była szczęśliwa – strasznie męczyło ją siedzenie w domu, zwłaszcza że Siemion okazał się zupełnie nieprzystosowany do życia rodzinnego. Jeśli wracał do domu, Ira umierała z nudów, a jeśli nie – z zazdrości. Nie, nie kochała go, ale obrażało ją, że spędza czas z kimś innym, a ona czekała na niego w domu.

– Sasza idzie do Jeliswietowa, chcesz iść z nami? – zasugerowała nagle jego mama. – Tam wszystko wiesz, możesz mu pokazać, o co chodzi. A ja się Julką zaopiekuję, dobrze.

Ira się zgodził. Czemu nie?

Wszystko w Jeliswietowie zmieniło się diametralnie. Ira natychmiast posmutniała, przypominając sobie, jak bardzo lubiła studiować na projektantkę mody i jak wspaniale spędzała czas z Jurą. Saszka ma szczęście, będzie się uczył, nie ma zmartwień – nie ma dziecka, męża. A w jego przypadku, nie ma żony. A Ira jest głupia, zrujnowała sobie życie!

Z tymi myślami stała w supermarkecie – matka ją odesłała, bo inaczej jej ukochany syn rozszarpałby się na strzępy, niosąc torby z zakupami! Oczy piekły ją z żalu i często mrugała. I wtedy go zobaczyła. Yura stał w następnej kolejce – równie przystojny jak poprzednio! Wysoki, blady, z ironicznym łukiem brwi. Serce zakołysało jej się w powietrzu, po czym zatrzymało się i poleciało w bezkresną pustkę. Ira uniosła głowę i z promiennym uśmiechem podeszła do Yury.

– Cześć!

Spojrzał na nią tak, jakby jej nie poznał.

– O czym ty mówisz? To ja, Ira!

Roześmiała się i zaczęła nucić piosenkę, którą wspólnie napisali.

Na czole Yury pojawiła się zmarszczka.

„Ach…” – wycedził. „Nie poznałem cię”.

„Zmieniłeś się aż tak bardzo?” – zapytał Ira kokieteryjnie.

– No tak. Kiedyś byłaś taka chuda, a teraz jesteś jak cała piekarnia! Tylko spójrz, możesz nawet dostać takiej cukrzycy!

Ira wybiegła ze sklepu z płaczem, zapominając o zakupach w koszyku. Mama się przestraszyła i zaczęła pytać, kto ją obraził.

„Zaatakował cię jakiś szaleniec, prawda?” krzyknęła.

Jej krzyk doprowadził Julię do płaczu.

– Mamo, co za wariatka! – Ira zirytowana wepchnęła jej pierś do buzi, żeby chociaż na chwilę się uspokoiła. Tak, powinna przestać ją karmić, niedługo pójdzie do przedszkola, ale jak inaczej ją uspokoić?

– Co, co, zwyczajne! Wiesz, ilu ich chodzi po ulicach! Jak miałem siedem lat…

Matka nagle zwiotczała i zdawała się postarzała. Opadła na sfatygowane krzesło – wynajęli mieszkanie na tydzień, podczas gdy Sasza składał dokumenty.

– Zaproponował mi cukierka. A potem powiedział: „Chodźmy, pokażę ci szczeniaka”. A ja poszłam, głupia… Błagałam rodziców, żeby mi kupili szczeniaka, czemu mi nie kupili!

Ira poczuła ucisk w żołądku. Dlaczego matka jej to mówiła? Nie chciała nic wiedzieć! Ostry, nieznany ból rozprzestrzenił się w jej wnętrzu. Ira wyciągnęła rękę i pogłaskała matkę po plecach.

– Mamo… Nie płacz, wszystko w porządku! Nikt mnie nie zaatakował. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jaka jestem gruba i głupia. Czemu mnie nie powstrzymałaś, czemu pozwoliłaś mi wyjść za mąż? Powinnaś była mnie zmusić do nauki! Kim ja teraz jestem? Co mnie czeka?

A potem oboje przytulili się i zaczęli płakać.

Saszka wyszła z pokoju.

— Co wy tu zrobiłyście, kobiety? Panie, kto wam broni zapisać się na kursy korespondencyjne? Macie czas, pomogę wam się przygotować. Jak będziecie musiały iść na egzamin, mama będzie siedziała z Julką. Mamo, prawda?

Sasza przemówiła zbyt pięknie. Ira bardzo chciała wierzyć, że to możliwe, że się uda. Ale wiedziała, co teraz powie jej matka: „O mój synu, jaki jesteś mądry!”.

Mama spojrzała na syna, potem na Irę.

– Co? Sasza ma rację! Nie jesteś głupi, na pewno się dostaniesz. Oj, nie przyniosłeś dokumentów! Dobra, zaraz zadzwonię do ojca, niech kogoś przyśle! Albo niech twój Siemion przyniesie, powinien się przydać!

– Więc… Jak? – Ira nie mogła uwierzyć własnym uszom. – Naprawdę dam radę? A co z Julią?

– Sasza dobrze powiedział – usiądę. To nie jest herbata dla obcych.

– Mamo… Mamo, tak bardzo Cię kocham!

Sama Ira nie wiedziała, jak to możliwe, że te słowa wymknęły jej się z rąk. Mama spojrzała na nią ze zdziwieniem, jakby Ira powiedziała, że wychodzi za mąż za papieża.

– Kochanie, co robisz? Jasne, że usiądę i pomogę…

Mama zacisnęła usta, westchnęła i wypuściła powietrze.

– Ja też cię kocham, wiesz o tym. Tylko ty nigdy mnie nie słuchasz.

– Posłucham mamo, posłucham!

Oboje znowu płakali i znowu się przytulali.

Saszka machnął ręką, powiedział coś w rodzaju „kobieta” i odszedł.

I siedzieli we troje długo, tuląc się do siebie. Najpierw płakali, potem się śmiali. Potem znowu płakali. Mama kochała Irę, teraz Ira o tym wiedział.

Treści sponsorowane

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *