- Sierioża, czy ty mnie w ogóle słyszysz? – W głosie Lery słychać było irytację.
„Słyszę cię, Ler. Jestem po prostu zmęczony” – odpowiedział mąż, siadając na brzegu sofy.
- Zmęczony… A myślisz, że nie? Od rana ganiam za dzieciakiem, nawet nie mam czasu, żeby porządnie zjeść. Pamiętasz, że obiecałeś mi jutro zabrać Maszę do siebie?
- Pamiętam. Ale wczoraj umówiliśmy się, że pojedziesz sama. Planowałam zostać w domu z Koli, żeby nie ciągnąć go ze sobą późno w nocy. A ty idziesz do koleżanek, chciałaś odpocząć od domowych obowiązków, o ile dobrze rozumiem.
- Co ty rozumiesz! Chciałem… Prosiłem cię, żebyś pomógł, a nie siedział w domu!
Wstała gwałtownie, ale potem westchnęła i usiadła obok niego, zdając sobie sprawę, że on wydaje się być równie zmęczony jak ona. Sierioża potarł nasadę nosa i zamilkł.
- Ler, porozmawiajmy spokojnie. Może poprośmy mamę, żeby przyszła i została z Koli, kiedy ja będę w pracy, a ty się prześpisz? Ona zawsze jest gotowa pomóc.
- Twoja matka? – Lera natychmiast podniosła głos. – Przestań dawać jej kolejny pretekst, żeby mnie czegoś nauczyć o życiu. Zawsze ma jakąś radę, a potem jakiś wyrzut.
„Ona nie chce cię ganić, Ler… Ona po prostu próbuje cię wesprzeć” – mruknął cicho mąż.
- Wsparcie? Ona sama nalegała, żebyśmy mieli dziecko, ale może miałem inne plany.
Trzyletni Kola wbiegł do pokoju ze swoim samochodzikiem. Lera mechanicznie odsunęła czasopisma i zeszyt, żeby niczego nie rozsypał. Chłopiec odwrócił się do ojca, po czym spojrzał na matkę, ale wyczuwając jej nastrój, uciekł na bok.
„Idź do tatusia i się pobaw” – powiedziała Lera bez większej czułości.
„Kolenka, daj mi swój samochód” – Sierioża uśmiechnął się do syna.
„Tato, zobacz jak ona jeździ!” – oznajmił głośno chłopiec.
Kola zaczął turlać samochód po podłodze, a Sierioża próbował odwrócić uwagę Lery jakimś spokojnym tematem:
- Słuchaj, może dziś wieczorem obejrzymy film? Położymy Koli wcześniej spać, odpoczniesz.
- Film? Ha! Dzięki, ale jutro rano znowu mam mnóstwo rzeczy do zrobienia. Nawet nie skończę oglądać – za dwadzieścia minut zasnę.
- Może chociaż trochę popatrzymy? W zależności od nastroju?
- No to spróbujmy. Tylko nie narzekaj później, że znowu zasnąłem w najciekawszym momencie.
Sierioża był miły i zrównoważony, zawsze starał się łagodzić sytuację. Ostatnio jednak coraz trudniej było mu znosić niekończące się narzekania. Rozumiał, że Lera nie jest idealną matką: potrafiła dać się ponieść telefonowi, gdy dziecko domagało się uwagi, czasami zapominała, że pora na obiad albo że powinien się ciepło ubrać na spacer. Mieszkali jednak razem, a Sierioża starał się jak mógł, by pomóc żonie.
W tym momencie zadzwonił telefon Lery. Na ekranie pojawił się napis „Marina Borisovna”. Lera wyłączyła dźwięk.
„O, dzwoniła twoja mama” – Lera uśmiechnęła się krzywo minutę później.
- A co ona powiedziała?
- Nie odebrałem telefonu. Zadzwoni później.
Sierioża wstał, żeby osobiście zawołać matkę.
- Mamo, cześć. Przepraszam, że nie odpisałam od razu. Jak się masz?
- Sierioża, wszystko w porządku, chciałem wiedzieć, czy potrzebuję pomocy z Koli? Mój ojciec i ja mamy wolne na kilka dni.
- Widzisz, mamo… Lera wcale tego nie chce. Mówi, że sami sobie poradzimy.
– Nie obrażę się, jeśli uzna moją obecność za uciążliwą. Ale ty też pracujesz, synu, nie zapominaj o sobie. Jak coś się stanie, zadzwoń, przyjadę.
- Dobrze, mamo, dziękuję. Zapamiętam.
Zakończył rozmowę, wrócił do kuchni i zastał Lerę stojącą przy lodówce, pogrążoną w myślach. Kola siedział obok niej na stołku i rozbierał zabawkę, jakby próbował dociec, co jest w środku.
- Ler, wszystko w porządku? – zapytał Sierioża.
- Tak. Myślę, co ugotować na obiad. Mam ochotę na coś smacznego, ale nie mam siły. Może zrobię pierogi?
– Ugotujesz pierogi? Dobrze. Pomogę ci później umyć naczynia – pochylił się, żeby podać Koli serwetkę: ręce miał umazane plasteliną.
Wieczór minął tak, że nic nie zapowiadało kłopotów. Gdy zapadła noc, Lera pierwsza poszła spać. Sierioża położył Kolkę do łóżka, posprzątał porozrzucane zabawki i w końcu sam położył się na sofie.
Następnego ranka Lera znów była z czegoś niezadowolona. Wyglądało na to, że obudziła się w złym humorze – i wszystko poszło nie tak. Synek również był kapryśny, domagał się wody i uwagi, a Lera westchnęła ciężko i coś mruknęła pod nosem.
- Mamo, chcę bajki! – zapytał Kola.
- Chcesz bajki? No to włącz je sobie, – Lera spojrzała na syna, a potem na zegarek. – Dobra, sama je włączę, a ty usiądź i nie biegnij. Zrozumiano?
„Mam” – odpowiedział chłopiec i pobiegł po pilota.
W tym momencie Sierioża miał właśnie wynieść śmieci, narzucił kurtkę i zwrócił się do żony:
- Lera, uważaj na niego, musisz uważać na nasz telewizor, nie stoi stabilnie na stojaku, wiesz.
„Tak, tak, sprawdzę” – powiedziała Lera i zaczęła przeglądać kanał na swoim telefonie.
Sierioża zjechał już o jedno piętro niżej, gdy w mieszkaniu usłyszano huk.
- Kolka, co ty tam zrobiłaś?! – Lera zerwała się na równe nogi i pobiegła do salonu. Telewizor leżał na podłodze, a dziecko stało z pilotem i szeroko otwartymi oczami.
„Po prostu nacisnąłem przycisk… On upadł…” – wyszeptał chłopiec, zamierając w miejscu.
Ekran był beznadziejnie zepsuty. Lera złapała się za głowę, spojrzała na syna i natychmiast ogarnęła ją irytacja.
- No, nigdy! Teraz nie mogę oglądać mojego serialu! Czemu jesteś taki niezdarny…
W tym momencie do pokoju wbiegł Sierioża.
- Co się stało?! Kol, jesteś ranny? – zapytał podekscytowany, biegnąc do syna.
„Tato, nie chciałem…” powiedział Kola, ocierając łzy.
„Jest cały, ale telewizor jest zepsuty” – powiedziała Lera, marszcząc brwi. „Co mam zrobić? Teraz nie mam co oglądać”.
- Co masz na myśli mówiąc, że nic nie widać? – Sierioża był zaskoczony. – Ler, pomyśl o swoim synu, mógł zrobić sobie krzywdę! I dlaczego go nie pilnowałeś?
– Byłam tam! Nie zdążyłam się odwrócić – Lera machnęła ręką. – Ale dla mnie to problem – bez seriali tu bym kompletnie zwariowała.
– Zapomnijcie na chwilę o serialach! Najważniejsze, że dziecku nic się nie stało. Czy rozumiecie, że mogło być o wiele gorzej?
„Tak, tak, rozumiem” – mruknęła Lera, patrząc z niezadowoleniem na odłamki na podłodze. „Zostawcie Koli w spokoju – nic mu nie jest. Ale telewizor zniknął”.
Sierioża zmarszczył brwi, usiadł obok Koli i dokładnie obejrzał jego ręce i nogi, upewniając się, że nie ma ran ani siniaków. Wciąż patrzył na ojca ze strachem.
- Tato, wziąłem pilota i nacisnąłem przycisk, a telewizor zaczął się trząść i proszę bardzo. Pilot leżał pod spodem, ledwo go wyciągnąłem.
- Kolenka, to nie twoja wina, tak po prostu wyszło. Ale następnym razem zadzwoń do mamy lub taty, kiedy będziesz chciała bajki. Rozumiesz?
„Rozumiem…” chłopiec skinął głową, chowając twarz w ramieniu ojca.
Lera, zauważając tę scenę, westchnęła jeszcze głębiej.
„Co my teraz zrobimy bez telewizora?” – mruknęła, patrząc na zepsuty sprzęt. „Oczywiście możemy kupić nowy, ale wątpię, że teraz starczy nam pieniędzy”.
- Ler, słyszysz siebie? Moglibyśmy stracić dziecko, gdyby upadło na niemowlę…
- Nie przesadzaj. Nie upadł.
Głos Sierioży nagle zadrżał – nie ze strachu, lecz z oburzenia:
- Nie podoba mi się, że traktujesz swojego syna jak utrapienie.
- Nie sądzę! To po prostu… To po prostu katastrofa: jestem przyzwyczajony do oglądania czegoś, żeby chociaż oderwać się od rutyny.
Sierioża chciał powiedzieć coś ostrego, ale milczał. Wziął syna za rękę i zaprowadził do pokoju, żeby go uspokoić.
Następnego dnia matka Sierioży, Marina Borisowna, przybyła bez zapowiedzi, postanawiając odwiedzić wnuka. Weszła do przedpokoju, rozejrzała się i zobaczyła odłamki szkła z telewizora ukryte w pudełku.
- Synu, co tu się stało?
„Mamo, Kolka zepsuł telewizor. Przypadkowo” – wyjaśnił cicho. „Nie zdążyłem go powstrzymać”.
- No cóż… Przynajmniej nikt nie ucierpiał! – Marina Borisowna przykucnęła, by powitać wnuka. – Koliusza, chodź szybko, przytulę cię.
„Babciu, przepraszam, zepsułem telewizor” – powiedział chłopiec drżącym głosem.
- No cóż, najważniejsze, że nic ci się nie stało.
Potem pojawiła się Lera, która wyraźnie nie była zadowolona z nagłej wizyty teściowej.
- O, Marina Borisovna, cześć. Czemu musiałaś iść, nie dzwoniąc?
- Lera, tęsknię za tobą – odpowiedziała spokojnie kobieta. – Postanowiłam odwiedzić. I pomóc, jeśli będzie trzeba, w pracach domowych.
- Nie ruszaj mojej własności, dziękuję. Sam się tym zajmę.
Marina Borisovna wstała, spojrzała na pusty stojak, który kiedyś służył jako stolik pod telewizor, po czym spojrzała na smutną twarz swojej synowej i zmieniła temat:
- Sierioża, warto jakoś lepiej utrwalić technikę, zwłaszcza jeśli dziecko jest rozbrykane.
„Tak, z twoim doświadczeniem, wszystko prawdopodobnie było dla ciebie idealne” – Lera nie mogła się powstrzymać od wyrzucenia z siebie zjadliwego słowa. „Ale nie podoba mi się, kiedy uczysz nas o życiu”.
Sierioża pospieszył z interwencją.
- Ler, dlaczego to robisz? Mama mówi konkretnie.
„Synu, wszystko w porządku, nie obrażam się” – powiedziała cicho Marina Borisovna. „Po prostu chciałam tego, co najlepsze”.
Lera skrzyżowała ramiona na piersi i milczała. Wyglądała na skrajnie poirytowaną, a jej teściowa z irytacją rozejrzała się po pokoju, gdzie panował bałagan – zabawki i inne rzeczy były porozrzucane, a Lerze najwyraźniej nie spieszyło się ze sprzątaniem.
- Marina Borisovna, wiesz, dlaczego to wszystko się wydarzyło? – zaczęła nagle Lera. – Bo od samego początku męczyłaś nas swoim “czas, czas na dziecko!” I to właśnie dostaliśmy…
- Lera, o czym ty teraz mówisz? – zmarszczyła brwi teściowa.
— Prawie wszystko! Nie byłam gotowa zostać matką w wieku dwudziestu trzech lat, było dla mnie za wcześnie. Ale ty mnie naciskałeś, Sierioża też. Powiedziałeś: „Jak długo możemy czekać? Jak urodzić, jak długo możemy to przeciągać?”. I teraz to ja płacę za to cenę.
Wskazała na bałagan, zmęczoną twarz męża i zapłakanego syna. Sierioża nagle poczuł narastającą w nim rozpacz. Był zmęczony ciągłym ponurym nastrojem żony, a teraz pojawiły się oskarżenia pod adresem matki.
– Zaczekaj – zerknął na Lerę, stojącą między kobietami. – Co masz na myśli mówiąc „nie byłem gotowy”? Już mamy dziecko. Kola to nasz syn, musimy wziąć za niego odpowiedzialność. I nikt ci nie zabronił powiedzieć „nie”, kiedy pytałem cię o dzieci.
– Zapytał! Gdybym się nie zgodził, twoja matka codziennie by mi „radziła”, jak żyć właściwie. W końcu to ona postawiła warunek, że chce mieć wnuki już wkrótce.
„Dziewczyno, wszystko było inaczej” – powiedziała nagle Marina Borisovna, krzywiąc się. „Tak, chciałam wnuków, ale decyzja należy do ciebie”.
– No i właśnie: „Chciałem” i tyle. A co ze mną? Zobaczcie sami, do czego doprowadził ten pęd!
Kola, czując napięcie, podbiegł do Sierioży i złapał go za nogawkę spodni. Sierioża pogłaskał syna po głowie i odwrócił się do Lery:
– Przestań bredzić. To nie wina Koli, że masz kłopoty. Ale jeśli czujesz się tak źle, że uważasz go za… „pomyłkę”, czy coś…
Zawahał się, dobierając słowa i spojrzał jej w twarz. Lera powiedziała zirytowana:
– Tak, czasami wydaje mi się, że to nie moje… Ja cierpię, ty cierpisz, oboje jesteśmy nieszczęśliwi! A to wszystko dlatego, że twoja matka zwaliła mnie z nóg swoim „mieć dziecko, mieć dziecko”.
Marina Borisovna cicho westchnęła, ale nie mogła od razu nic powiedzieć. Lera kontynuowała:
- Proszę, oto odpowiedź na wszystkie twoje pytania. Twoja matka zrujnowała nam całe życie!
Teściowa w końcu podniosła wzrok:
- Lera, chciałam dla ciebie jak najlepiej. Zawsze. Ale naprawdę boli mnie, gdy widzę, w co zamieniasz macierzyństwo. Zachowujesz się, jakby to była wina dziecka.
Sierioża, patrząc na żonę, poczuł, że jego cierpliwość się kończy. Starał się zachować spokój w obecności syna, ale potem wybuchnął:
- Lera, jeśli dziecko jest dla ciebie ciężarem, to sama nie jesteś jeszcze gotowa na dorosłe życie. Jak śmiesz mówić, że to wina mojej matki, że sama nie masz dość cierpliwości i miłości dla naszego syna?!
Wziął głęboki oddech i kontynuował, starając się zachować spokój, lecz w środku aż kipiał ze złości:
- Składam pozew o rozwód. I zażądam, żeby Kola zamieszkał ze mną.
- Co? Żartujesz? – Lera zbladła, ale jej głos brzmiał szorstko.
– Nie żartuję. Mówisz, że nie cieszysz się z posiadania dziecka. To znaczy, że wezmę na siebie wszystkie zmartwienia. Mam dość twoich niekończących się narzekań, mam dość myślenia o tym, jak moglibyśmy się wszyscy ułożyć. Ty sam nie chcesz się zmienić.
Marina Borisowna ostrożnie wzięła wnuka za rękę i zaprowadziła go do pokoju, żeby nie słyszał dalszych obelg. Lera powtórzyła zduszonym głosem:
- Jak możesz?!
– Spokojnie. Jestem mężczyzną i chcę, żeby mój syn dorastał w miłości. A ty, jak widać, nie potrafisz mu tego dać – tylko narzekasz, że odebrano ci wolność.
Lera spojrzała na męża, próbując znaleźć argumenty, ale w głębi duszy była kompletnie zdezorientowana. Nagle poczuła, że posunęła się za daleko: niechcący przyznała, że dziecko nie sprawia jej radości. Słowa Sierioży zabrzmiały przerażająco, a jednocześnie sprawiedliwie.
„Serioża…” powiedziała ciszej, jakby miała nadzieję, że zmięknie.
- Za późno, Ler. Już wszystko postanowiłem.
W tym momencie wróciła Marina Borisovna:
- Wychodzę. Lepiej dla was obojga, żebyście teraz byli beze mnie. Sierioża, jeśli coś się stanie, zadzwoń do mnie. A Koli zabiorę do siebie na weekend, jeśli nie masz nic przeciwko.
- Nie przeszkadza mi to, mamo.
Lera spuściła głowę, a jej teściowa, stojąca w progu, rzuciła szybkie spojrzenie na synową i kontynuowała:
– Lero, sama musisz zrozumieć: musisz podchodzić do macierzyństwa odpowiedzialnie. I nie obwiniać tych, którzy chcieli ci tylko pomóc, za twoje błędy.
Synowa nie odpowiedziała. Marina Borisowna ubrała dziecko i wyszła, starannie zamykając za sobą drzwi.
Po tym konflikcie Lera zamieszkała z przyjaciółką i prawie nie widywała syna. Sierioża wypełnił dokumenty i sam zaczął wychowywać Kolę, z pomocą i wsparciem Mariny Borisownej. Czas mijał i choć Lera czasami do nich przyjeżdżała, ich relacja nigdy nie wróciła do poprzedniego stanu. Każde z nich żyło dalej własnym życiem, a Kola, otoczony miłością ojca, dorastał jako spokojne i radosne dziecko.