Nina i Siergiej spędzali spokojny wieczór po pracy – ona przeglądała dokumenty w kuchni, on oglądał wiadomości w salonie.
Nagle ciszę przerwał dzwonek do drzwi. W progu pojawiła się Wiktoria, siostra Siergieja. Uśmiechała się nerwowo, ale w jej oczach malowało się napięcie. Obok niej stała jej piętnastoletnia córka Sasza z ogromnym plecakiem na plecach.
– No tak, oczywiście, „kosmos”… – przerwała ostro Wiktoria, a jej ton natychmiast zmienił się na poirytowany. – A tak przy okazji, przyszłam do rodziny po wsparcie! Mówimy o pomocy dla mojej siostrzenicy! Chcesz, żeby Sasza kontynuował naukę w podupadłej szkole?!
„Nikt nie chce skrzywdzić Saszy, Vika” – powiedział Siergiej spokojnie, ale pewnie. „Ale Nina i ja musimy omówić kwestię rejestracji. To wspólna decyzja i jesteśmy zobowiązani uwzględnić również aspekty prawne”.
– Dyskutować?! – krzyknęła Wiktoria, a jej twarz zrobiła się purpurowa. – Nie jestem ci obca, Sierioża! Jesteśmy jedną krwią! A ty, z powodu swojej żony… – rzuciła Ninie przenikliwe spojrzenie – …gotowa wyrzucić własną siostrę?!
„To niesprawiedliwe oskarżenie, Wiktorio” – powiedziała chłodno Nina, wstając od stołu. „Wcale nie mówimy o „wyrzuceniu”. To nasz dom i mamy prawo sami decydować, kto może się w nim zameldować. Nie jesteśmy gotowi zatwierdzić rejestracji twojej i Saszy w tej chwili”.
Zapadła napięta cisza. Wiktoria spojrzała na nich z taką pogardą, że Nina poczuła się nieswojo.
Sasza w końcu oderwała się od ekranu telefonu i z obawą spojrzała to na matkę, to na wujka i ciotkę.
– Rozumiem. Wszystko jasne – powiedziała Wiktoria lodowatym głosem i gwałtownie pociągnęła córkę za rękę. – Dziękuję, „rodzino”. Mam nadzieję, że zapamiętacie ten dzień – powiedziała, gwałtownie odwracając się w stronę wyjścia.
Gdy drzwi zatrzasnęły się, Nina usiadła, czując, że drżą jej nogi. Siergiej położył jej dłoń na ramieniu:
- Wszystko w porządku, jesteś świetna. Vika zawsze stara się przeforsować swoje.
Ale wieczór był już bezpowrotnie zrujnowany. Godzinę później zadzwonił telefon stacjonarny.
Nina podniosła słuchawkę. Po drugiej stronie był głos Marii Wasiliewny, matki Siergieja.
- Nina? To ja. Właśnie rozmawiałam z Victorią. Jest w strasznym stanie, cała we łzach. Jak mogłaś jej to zrobić? Odmówiłaś jej takiej drobnostki – tylko pozwolenia na pobyt, żeby dziewczyna mogła się uczyć w normalnej szkole! Co to za bezduszność?! Jesteś kobietą, matką! Jak mogłaś być tak… okrutna?
Nina zacisnęła usta, starając się zachować spokój. Siergiej podszedł bliżej i nasłuchiwał.
- Maria Wasiliewna – powiedziała stanowczo – to wcale nie była drobnostka. Poproszono nas o stałe zameldowanie w naszym mieszkaniu – majątku, który wciąż spłacamy w banku. Nie odmówiliśmy pomocy, po prostu nie możemy dostarczyć tego konkretnego formularza. Może Wiktoria nie wspomniała, że nas obraziła, nazwała mnie „nudziarzem” i oskarżyła Siergieja o zdradę, trzaskając drzwiami?
Po drugiej stronie zapadła cisza, po czym głos matki stał się mniej pewny:
- No cóż, była zdenerwowana… Ale wy jesteście rodziną…
– Dokładnie. Dlatego granice i decyzje męża i żony muszą być uszanowane. Jesteśmy gotowi pomóc Vice i Saszy w inny sposób – znaleźć mieszkanie bliżej szkoły, pomóc w przeprowadzce. Ale nie poprzez rejestrację.
„Czy to przez rachunki za media?” zapytała teściowa.
„Nawet o tym nie myśleliśmy” – odpowiedziała Nina – „ale fakt pozostaje faktem: z zarejestrowanym nieletnim nie będziemy mogli sprzedać nieruchomości, jeśli zajdzie taka potrzeba. Kto kupi mieszkanie z zarejestrowanym dzieckiem?”
„Porozmawiam z Viką…” powiedziała Maria Wasiliewna z wyraźnym zmieszaniem. „Ale ty mnie naprawdę rozczarowałaś, Nino. I Siergieju też…” i się rozłączyła.
Nina rozłączyła się i zamarła. W kuchni znów zapadła cisza.
„Świetnie ci poszło” – powiedział Siergiej, przytulając żonę. „Mama zawsze stoi po stronie Viki, ale ty zrobiłeś wszystko dobrze”.
Ale to nie przyniosło spokoju. Następnego dnia telefon dzwonił bez przerwy.
Pierwszy zadzwonił ojciec Siergieja:
- Sierioża! Co się dzieje?! Wiktoria płacze, a ty i Nina jesteście zimni jak lód! Prosiliście tylko o rejestrację, a nie o sprzedaż ziemi!
Potem przyszła ciocia Marina z wykładem o wartości rodziny i o tym, „jak kiedyś wszyscy żyli w grupie i wszystko było w porządku”. Wkrótce jej monolog przerodził się w oskarżenia:
- Nie chcesz dzielić się swoim domem! Kredyt hipoteczny to wymówka!
Wisienką na torcie było nagłe pojawienie się Marii Wasiliewny w ich domu. Wyglądała jak męczennica, która przybyła, by pogodzić strony.
- Dzieci, jak to możliwe? Vika jest porywcza, owszem, ale pomyślcie o dziecku! Tylko tymczasowe zameldowanie, tylko na rok. Dla dobra szkoły. Jesteście rodziną!
Siergiej i Nina wymienili spojrzenia. Spodziewali się presji, ale nie aż takiego poziomu hipokryzji.
– Mamo – powiedział Siergiej – to nie jest „formalność”. To kwestia prawna. Nie jesteśmy gotowi podjąć takiego ryzyka. Zaproponowaliśmy pomoc – znalezienie mieszkania w pobliżu szkoły, której potrzebujemy. Vika odmówiła. Potrzebuje tylko rejestracji u nas.
„No cóż… bo jest za darmo, ale wynajem kosztuje!” – wykrzyknęła Maria Wasiliewna.
Nina powiedziała cicho, ale wyraźnie:
– No to mamy kontrpropozycję. Masz trzypokojowe mieszkanie i dodatkowy pokój. Czemu nie zameldować Viki i Saszy u siebie? Tam też są dobre szkoły. Jesteś babcią. To o wiele bardziej logiczne.
Maria Wasiliewna cofnęła się, jakby dostała policzek.
- Ja?! Nie, nie! Mam… własne problemy! Potrzebuję spokoju! Nie potrzebuję tych ofert…
Szybko zaczęła się szykować i wyszła, nie żegnając się z nikim.
Wiktoria wkrótce zadzwoniła. Jej głos był stłumiony:
- Mama mówiła, że… zaproponowałeś, że się u niej zarejestrujesz. Dzięki, ale nie ma potrzeby. Sami się do tego zabierzemy.
Potem presja ustała. Krewni zniknęli, jakby nigdy nie istnieli. Stało się jasne, że wszystko było utrzymywane „dla dobra dziecka” i „rodziny”, dopóki nie chodziło o ich osobisty komfort.
Siergiej przytulił swoją żonę:
- Więc nie musieli pomagać Saszy, ale to my musieliśmy podjąć ryzyko, a nie oni. Kiedy zaproponowano im ten sam program, wszystko się rozpadło.
– A mama od razu zapomniała o szkole i świetlanej przyszłości wnuczki – dodał. – Chociaż, prawdę mówiąc, Sasza mogłaby skończyć szkołę. Zostały tylko dwa lata.
Nina skinęła głową. Całkowicie się zgadzała.