– Kiedy przestaniesz siedzieć bezczynnie! – wykrzyknęła Marina Iwanowna i stanęła w drzwiach naszego studia. Głos jej drżał, jakby z trudem powstrzymywała gniew. – Jesteś pośrednikiem nieruchomości, pewnie masz tysiące możliwości! I przez ciebie… jesteśmy zmuszeni trzymać się razem, Bóg jeden wie jak!
„Mamo, zaczekaj” – próbował ją powstrzymać mój mąż, Andriej, ale teściowa zdawała się nie słyszeć.
– Co się dzieje z mamą? – Alina, młodsza siostra Andrieja, spojrzała na mnie gniewnie. – Potrzebujemy mieszkania, i to szybko! Zebraliśmy już pieniądze, mamy ponad pół miliona, naprawdę mało? Czy po prostu nie chcesz pomóc?
„Mówiłem ci, że za takie pieniądze nie znajdę dobrego mieszkania…” zacząłem, ale nie dokończyłem: podniósł się gwar głosów, jak na wiecu.
– Olgo, oszukujesz nas! – Marina Iwanowna rozłożyła ręce. – Rozumiem wszystko doskonale. Specjalnie szukasz pretekstów, żeby się nas pozbyć. Andriuszenko – zwróciła się do syna – jak możesz tolerować taką obojętność? Rodzina powinna się wzajemnie wspierać.
Nerwowo spoglądałam z Mariny Iwanowny na Andrieja, mając nadzieję, że choć słowo w mojej obronie. Ale mój mąż stał tam zdezorientowany: było widać, że bał się urazić matkę lub siostrę.
Tymczasem Alina podsunęła mi pod nos stare ogłoszenie, wyrwane z bezpłatnej gazety ogłoszeniowej.
– Patrz, tu jest napisane: „Mieszkanie jednopokojowe w doskonałym stanie. Pilne!” A cena to tylko siedemset tysięcy. To prawie tyle, ile wynosi nasza kwota!
Spojrzałem na datę ogłoszenia i parsknąłem:
— To kawałek papieru sprzed roku. Takich cen nie było już od dawna. A tak w ogóle, to chyba jakiś haczyk w tych dokumentach. Za taką cenę nie da się kupić porządnego mieszkania w mieście. Potrzeba co najmniej półtora miliona, a najlepiej więcej.
– Tak? A jak ci się udało wyrwać takie cudowne studio dla siebie? – teściowa nie dawała spokoju. – Wszystko dla siebie, kochanie! A my jesteśmy gorsze?
„Mamo, przestań” – Andriej bezradnie gestem ręki wskazał na Olę. „Ola kupiła studio dawno temu, kiedy ceny jeszcze spadały. Poza tym to była skomplikowana sprawa, nie dla wielu osób. Ryzyko jest duże”.
„Znalazła sposób” – krzyknęła Alina. „Ale nie chce go znaleźć dla nas. Chociaż jesteśmy rodziną i powinniśmy sobie nawzajem pomagać”.
Potem pojawiły się oskarżenia, przypominające najróżniejsze drobiazgi. Dosłownie kręciło mi się w głowie: wkurzało mnie, że Marina Iwanowna i Alina za każdym razem wierzyły w bajkę o wiecznych wyprzedażach na rynku nieruchomości, a wszystkie moje wyjaśnienia były ignorowane. Nie rozumiałam, jak im udowodnić, że pół miliona rubli nie wystarczy nawet na normalne kawalerkę, a co dopiero na jasne, przestronne dwupokojowe mieszkanie, które sobie wymarzyły. A potem, w kulminacyjnym momencie tego głośnego konfliktu, wyrzuciłam z siebie:
— Za swoje pieniądze możesz zbudować szałas tylko w lesie, a i tak będziesz musiał szukać materiałów na sprzedaż!
Alina zarumieniła się, Andrzej zbladł i wydusił:
-Ola, czy ty oszalałaś zupełnie?
W tym momencie poczułem, że coś we mnie pęka. Zrozumiałem, że posunąłem się za daleko. Ale nie mogłem się zatrzymać.
„Tak, to brzmi okrutnie” – powiedziałem, biorąc głęboki oddech – „ale ty sam nie chcesz słuchać! Mam już dość tłumaczenia podstawowych rzeczy.
„No cóż, dziękuję za szczerość” – Marina Iwanowna zmierzyła mnie ciężkim spojrzeniem. „Skoro jest zmęczona, to pewnie nie zamierza już z nami rozmawiać. Alina, chodźmy, tu nie ma nic do roboty”.
Teściowa odwróciła się i skierowała do wyjścia, ale zawróciła na progu:
– Pamiętaj, Ola: gdybyś naprawdę chciała pomóc, to już dawno byś nam znalazła mieszkanie. Ale najwyraźniej nas nie potrzebujesz.
Alina spojrzała na mnie nie mniej groźnie i ze złością rzekła:
– Na pewno zapamiętasz to “budkę”!
…Wyszli, a ja zamknąłem za nimi drzwi i opadłem na sofę, wyczerpany. Andriej ostrożnie podszedł do mnie:
– To było za dużo. Wiem, że mama i Alina są denerwujące, ale po co to robisz? Przecież one nie są wrogami.
Po prostu pokręciłem głową:
– Przepraszam, ale moja cierpliwość się wyczerpała. Mogę być uprzejmy, mogę się wysilić i powtarzać sto razy, że nie ma już tanich ofert. Nadal nie słuchają. Pozostaje tylko „terapia szokowa”.
– Myślisz, że mama o tym zapomni? – Andriej wyglądał na zmieszanego. – Jest drażliwa, a Alina uwielbia wyolbrzymiać skandale. Teraz pójdzie do taty i powie mu, że nazwałeś ich „włóczęgami”. Jutro nastawi na nas całą rodzinę.
„Mam nadzieję, że nie” – mruknęłam, czując wstyd i gorycz. „Po prostu nie mam siły tłumaczyć, że tak naprawdę pół miliona to kropla w morzu. Nie ma to dla nich znaczenia. Mogliby zarobić trochę pieniędzy, odłożyć, wziąć kredyt. W końcu ludzie pracują latami, żeby kupić dom”.
— Myślą, że można trafić na „gorącą okazję”. Tak jak w naszym studiu. Pewnie myślą, że na rynku nieruchomości istnieje specjalna kategoria, jak „obniżka”, jak w dyskoncie.
– Nawet ty dajesz mi do zrozumienia, że coś ukrywam… – Spojrzałam mu w oczy. – Skoro mi nie ufasz, to jak możesz z tym żyć?
Andriej zmarszczył brwi:
– Tak, ufam ci. Ale zrozum sam: nasi krewni widzą, że udało ci się kupić luksusowe studio za niewielkie pieniądze. Od razu uznali, że każdy może to zrobić. Myślą, że nie chcesz wykorzystywać dla nich swoich znajomości. No, albo że nie chcesz się „dzielić”.
Wstałem cicho i wyszedłem na balkon. Czułem, że każda nasza rozmowa doprowadzi teraz do nowych wyrzutów. Andriej westchnął ciężko i poszedł do łazienki. Poczułem obrzydzenie w duszy: zrozumiałem, że choć powiedziałem prawdę, zrobiłem to z gniewem i bez taktu.
Przez kilka następnych dni mój mąż i ja prawie ze sobą nie rozmawialiśmy. Andriej spędził noc w domu, ale wrócił późno. Rano w pośpiechu wyszedł do pracy, mówiąc tylko krótko:
-Żegnaj, Olu.
Poczułam się nieswojo. Z jednej strony żałowałam swojej niegrzeczności, a z drugiej poczułam ulgę: w końcu powiedziałam wszystko. Milczenie byłoby gorsze. Próbowałam przekonać samą siebie, że owszem, może powinnam być łagodniejsza, ale jak inaczej przełamać mur pewności siebie, że jestem po prostu „zbyt leniwa”, żeby pomóc? Przecież nie byłam czarownicą.
Pewnego wieczoru siedziałem przy laptopie i przeglądałem najnowsze oferty nieruchomości. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Myślałem, że to Andriej, który zapomniał kluczy. Ale Alina stała za drzwiami.
„Ola” – jej głos był cichy, ale w oczach malowała się autentyczna determinacja. „Mama kazała mi w ogóle z tobą nie rozmawiać, ale muszę się czegoś dowiedzieć.
Zaprosiłem ją do środka, choć od razu poczułem niepokój: co jeśli znów zacznie domagać się tego „magicznego” mieszkania?
„No, wejdź” – wskazałem jej krzesło. „Chcesz herbaty?”
„Nie ma potrzeby” – Alina machnęła ręką. „Chcę zrozumieć, jak udało ci się zdobyć to studio. Mogę zobaczyć dokumenty? A może poznać szczegóły. Też tego potrzebujemy…”
— Alina, — westchnęłam i usiadłam obok niej. — Dokumenty? Rozumiesz, że to sprawa osobista? Ale dobra, powiem ci coś. To studio zostało kupione przez znajomości, właściciel miał długi i pilnie się go pozbywał. Nikt nie chciał go wziąć ze względu na ryzyko prawne. Udało mi się wynegocjować, zaangażować prawników. Ostatecznie spłaciliśmy długi poprzedniego właściciela i wzięliśmy mieszkanie za prawie połowę ceny.
Alina skinęła głową:
– Brzmi poważnie. Ale czy nie moglibyśmy tego zrobić jeszcze raz?
„To wyjątkowy przypadek” – wyjaśniłem cierpliwie. „Może coś takiego zdarzy się ponownie za rok, dwa. A może za dziesięć. To loteria, w której wygrana nie zależy od nas. Ale nawet w tym przypadku pół miliona to za mało. Do własnych pieniędzy dołożyliśmy pożyczkę. A tak przy okazji, ryzykowalibyśmy popadnięcie w nowe niewolnictwo, gdyby poprzedni właściciel zaczął kwestionować umowę.
– Ale on tego nie kwestionował?
– Dzięki Bogu, nie – przyznałem – ale byliśmy wtedy z Andriejem na krawędzi. Pamiętaj, nawet nie wyjeżdżaliśmy na długo z miasta, czekaliśmy na decyzję sądu. Więc taka umowa to ryzyko. Jesteście gotowi na takie trudności?
Alina milczała, obracając w dłoniach pęk kluczy. Nagle zapytała:
– Powiedz mi szczerze, czy mama ma choć trochę racji? Naprawdę nie chcesz się dla nas postarać?
„Nie mam nic przeciwko temu, żeby ci pomóc” – odpowiedziałem. „Ale nie mam magicznej różdżki. Musisz iść klasyczną drogą: szukać, szukać, oszczędzać krok po kroku, może wziąć kredyt hipoteczny. Albo przynajmniej dowiedzieć się, na co cię stać. A my zainwestowaliśmy wszystkie pieniądze w nasze studio i wciąż spłacamy kredyt”.
Alina wstała:
– Dobra, rozumiem. Może rzeczywiście za bardzo liczyliśmy na twoją „magię”. Ale mama… nie da nam spokoju.
„Nie mogę ci teraz w niczym pomóc” – wzruszyłem ramionami. „Poza tym, że może pokażę ci kilka ofert w okolicy, ale nie sądzę, żeby ci się spodobały. Te domy wymagają poważnego remontu”.
„W każdym razie dziękuję” – Alina na chwilę złagodniała. „Powiem mamie, że nie jesteś wrogiem. Tylko nie oczekuj, że szybko ci wybaczy ten „domek w lesie”.
„To moja wina, że tak bezczelnie straciłam panowanie nad sobą” – przyznałam.
Alina skinęła głową i odeszła. Odprowadziłam ją do drzwi i poczułam się trochę lżej na duszy: przynajmniej siostra Andrieja mnie usłyszała. Ale co o tym myśli Marina Iwanowna?
Kilka dni później Andrzej wrócił do domu w dobrym humorze i oznajmił:
– Ola, rozmawiałam z tatą. Okazuje się, że zna faceta, który sprzedaje pokój w mieszkaniu komunalnym niedaleko centrum. Za sześćset tysięcy. Tata mówi: „Niech Ola sprawdzi, może to dobra opcja dla Aliny?”. Są duże pokoje, wspólna kuchnia, ale przyzwoite miejsce.
Podniosłem brwi:
– Mówisz poważnie? Sprawdzę, oczywiście. Ale czy mama zgodziłaby się kupić pokój w mieszkaniu komunalnym?
– Jest kategorycznie przeciwna – wzruszył ramionami Andriej. – Ale tata uważa, że przynajmniej coś jest lepsze niż siedzenie w ciasnej przestrzeni, gdzie ja jestem zameldowany, Alina i oni sami. Może Alina zgodzi się zamieszkać w tym pokoju. A mama zostanie z tatą. W końcu mieszkanie komunalne jest lepsze niż dalsze tłoczenie się w dwupokojowym mieszkaniu we trzy osoby.
– No to zobaczmy – wziąłem karteczkę z numerem telefonu. – Zadzwonię jutro i umówię się na obejrzenie. Ale nie sądzę, żeby Marina Iwanowna tego chciała.
Andrzej usiadł obok niego:
– Wiesz, rozumiem, że to nie twoja wina, że ludzie nie chcą słyszeć prawdy. Ale jeśli znajdziemy im opcję, nawet jeśli nie będzie idealna, może mama przestanie wierzyć w „przystępne” dwupokojowe mieszkanie.
– Zobaczymy. Jestem gotowy kontynuować komunikację i wyjaśniać tylko dla ciebie. Ale nie będę już próbował cię przekonywać.
Skinął głową:
– Dziękuję, Olu.
Następnego dnia zadzwoniłam do agenta właściciela pokoju i okazało się, że jest on naprawdę w całkiem dobrym stanie. Dowiedziałam się również, że pokój sprzedaje emeryt, który pilnie potrzebuje pieniędzy na operację. I wtedy zadziałał mój agent nieruchomości: może uda mi się trochę zbić cenę. Zainteresowało mnie to, ponieważ istniała większa szansa, że Marina Iwanowna i Alina będą miały wystarczająco dużo pieniędzy bez dodatkowych kredytów.
„Słuchaj” – powiedziałem wieczorem do Andrieja – „na razie wszystko wygląda dobrze. Ale wiesz: jak tylko twoja matka usłyszy słowo „mieszkanie komunalne”, istnieje ryzyko, że od razu odmówi”.
„Spróbujemy” – zgodził się Andriej. „Czy trudno byłoby ci pójść z nimi na wystawę?”
Wyobraziłem sobie tę podróż. Teściowa pewnie będzie chciała się ze mną pokłócić, bo przypomni sobie o „budce w lesie”. Ale nic nie mogłem zrobić, musiałem dokończyć tę historię. Skinąłem głową.
„Kiedy możesz?” zapytał mąż.
– Jutro po południu. Wieczorem mam klienta. Więc jeśli się zgodzi, będę na niego czekać u sprzedawcy o pierwszej.
Następnego ranka sam zadzwoniłem do Mariny Iwanowny. Długo nie odbierali telefonu, a kiedy odebrali, usłyszałem niezadowoloną:
– Słucham.
— Witaj, Marina Ivanovna. Jest odpowiednia opcja: pokój w mieszkaniu komunalnym, prawie w centrum. Cena mieści się w Twoim budżecie. Być może uda się jeszcze ponegocjować. Chcesz zobaczyć?
Kilka sekund ciszy, a potem irytujący wydech:
– Media? Olga, to nie jest poważne.
„Rozumiem” – próbowałem mówić cicho – „ale na razie nie mam innego wyjścia. Możesz się rozejrzeć, może miejsce i warunki ci będą odpowiadać. Będziesz mieszkać w mieście, a nie gdzieś sto kilometrów stąd”.
– Żartujesz sobie? Nie będę dzielić kuchni z nikim!
– Marina Iwanowna, myślę, że warto chociaż zerknąć. Alinie będzie łatwiej dotrzeć do szkoły. Będzie osobna sala. I nie będziecie musiały dalej siedzieć w dwóch salach.
Po drugiej stronie linii rozległo się prychnięcie. Postanowiłem dodać:
– Jeśli opcja w ogóle Ci nie odpowiada, nie musisz jej kupować. A co, jeśli Ci pasuje? Spotkamy się o 13:00 na miejscu?
„Dobrze” – powiedziała ostro. „Ale to tylko dla dobra Andrieja. On naprawdę się martwi, że nie znajdziemy mieszkania. Pewnie ma już dość słuchania o tym, jaka niemiła jest jego żona”.
„Dobrze, to do zobaczenia później” – dokończyłam rozmowę, tłumiąc ukłucie irytacji.
O pierwszej spotkaliśmy się przy wejściu: Marina Iwanowna ponuro zacisnęła usta, a Alina wyglądała na zamyśloną. Wprowadziłem je do środka, gdzie agent sprzedawcy już na nas czekał.
Pokój, ku mojemu zaskoczeniu, był czysty i jasny: poprzedni lokator utrzymywał go w czystości. Korytarz był oczywiście ciasny, kuchnia była wspólna, łazienka też – typowe mieszkanie komunalne. Marina Iwanowna przeszła przez pokoje bez słowa. Alina przyjrzała się szczegółom, dotknęła tapety, wyjrzała przez okno, po czym skinęła głową:
– Jest tu więcej miejsca, niż myślałem. A remont jest nowy.
„Tak” – zgodziłem się. „A co najważniejsze, lokalizacja nie jest zła: rzut beretem od centrum”.
„Ale czy cena nie jest za wysoka?” – wtrąciła teściowa, krzyżując ramiona na piersi. „Ale przecież obiecałeś zniżkę”.
— Jeszcze nie rozmawiałem z właścicielem bezpośrednio — odpowiedziałem. — Ale spróbuję się targować. Myślę, że da ze 50 tysięcy. Facet pilnie sprzedaje, potrzebuje pieniędzy na leczenie. Najważniejsze, żeby szybko zapłacić.
„I damy radę zmieścić się w naszych pięciuset dolarach?” – zapytała Alina z nadzieją w głosie.
– Teoretycznie tak – podszedłem do okna i wskazałem na podwórko. – Widzisz, jest plac zabaw, wszystko jest zadbane. Oczywiście, trzeba będzie tu i ówdzie pomalować, dokupić meble. Ale to drobiazgi.
Marina Iwanowna rozejrzała się jeszcze raz, po czym rzekła ciężko:
– To nie jest to, o czym marzyłem. Ale może rzeczywiście lepiej żyć osobno niż nie mieć w ogóle przestrzeni osobistej.
Zauważyłem, że oczy Aliny błyszczą: najwyraźniej chciała jak najszybciej uciec z mieszkania rodziców.
„A tak przy okazji” – dodałem, starając się być uprzejmy – „jeśli są tu porządni sąsiedzi, to nie ma nic strasznego w mieszkaniu komunalnym. Na pewno lepsze to niż spanie w pokoju przechodnim, jak teraz”.
– Dobrze – Marina Iwanowna nieco złagodniała. – Porozmawiajmy z właścicielem. Powiedz mi, czy możesz coś załatwić? Wszystkie papiery, inspekcję?
„Oczywiście, pomogę wszystko sprawdzić” – potwierdziłem. „Ale od razu cię ostrzegam: trudniej jest dostać kredyt hipoteczny na pokój. Będziesz musiał dowiedzieć się warunków w banku. A może wystarczą twoje własne pieniądze?”
– Pewnie tak. A tata ma jeszcze trochę – Alina zacisnęła usta, starając się nie patrzeć na matkę. – Ale i tak cię poprosimy o targowanie, może uda się zejść z ceny. Dla dobra rodziny nie odmówisz, Ola?
Uśmiechnąłem się pojednawczo:
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Ale nie stawiajmy sobie wygórowanych oczekiwań. Jeśli właściciel obniży cenę o co najmniej trzydzieści tysięcy, to będzie sukces.
– Rozumiem, – Alina skinęła głową. – Mogę jeszcze raz zerknąć? Chcę sobie wyobrazić, gdzie postawić szafkę.
Wbiegła z powrotem do pokoju, a jej teściowa poszła za nią. Zostałem na korytarzu, czując, jak napięcie we mnie topnieje. Może to nie było luksusowe, oddzielne mieszkanie, ale to była prawdziwa okazja. Nie trzeba było iść na łatwiznę i zaciągać ogromnego kredytu. Zupełnie normalny kompromis.
Postanowiliśmy natychmiast zadzwonić do właścicielki. Marina Ivanovna była zdystansowana, ale jej oczy błyszczały, widać było, że jest zdenerwowana. Alina słuchała, czasem szepcząc, żeby dopytać o szczegóły. Po piętnastu minutach udało nam się uzgodnić cenę, która mniej więcej mieściła się w ich budżecie. Właścicielka zgodziła się ustąpić, ponieważ transakcja i tak była pilna. Marina Ivanovna niechętnie skinęła głową:
— Jeżeli wszystko będzie w porządku z dokumentami, to jestem gotowy dokonać płatności zaliczki.
Potwierdziłem zgodę właściciela, umówiliśmy się na spotkanie jutro, obiecałem zająć się papierkową robotą. I poszliśmy do samochodu, gdzie czekał ojciec Andrieja, Wiktor Aleksiejewicz.
„No i co?” zapytał, wychylając się przez okno.
„Tak, wydaje się, że są perspektywy” – powiedziała ostrożnie Marina Iwanowna. „Mieszkanie komunalne z pewnością nie jest moim marzeniem, ale Alina wydaje się szczęśliwa”.
„Najważniejsze, że będzie mieszkał osobno” – westchnął Wiktor Aleksiejewicz. „A potem, może kiedyś, się rozrośniemy. Dziękuję, Ola”.
„Proszę bardzo” – spuściłem wzrok. „Cieszę się, jeśli ci to odpowiada”.
– Pozostaje jedno pytanie – teściowa rozejrzała się. – Co zrobić z naszą kłótnią, Olu? Nawet teraz myślę: byłaś dla nas wtedy zbyt surowa.
Zawahałem się, czując narastającą we mnie falę niezręczności. W końcu odpowiedziałem:
– Przepraszam, Marina Iwanowna. Nie powinnam była tego mówić o „budce w lesie”. Po prostu miałam mnóstwo pretensji: czułam, że mnie nie słuchają i nie szanują mojego profesjonalizmu. Ale to nie jest wymówka.
„To prawda” – westchnęła teściowa. „Myśleliśmy, że coś ci się nie podoba – nasza rodzina albo coś innego. Jesteśmy pewni twojego profesjonalizmu, ale myśleliśmy, że nie chcesz go wykorzystać dla nas”.
– Rozumiem – uśmiechnąłem się. – Spróbujmy się nawzajem wysłuchać. Zawsze dam ci znać, jeśli coś jest na rzeczy. Ale znalezienie dwu- czy trzypokojowego mieszkania za pół miliona to nie bajka.
„Teraz rozumiem” – zgodziła się.
Pożegnaliśmy się bez zbędnych ceregieli. Później zadzwoniłem do Andrieja i opowiedziałem mu, jak poszło. Podziękował mi z radością:
– Dziękuję, Olu. Super, że wszystko się udało. Mama nadal jest na ciebie zła?
„Myślę, że uraza nadal pozostała, ale teraz osłabła: przecież im pomogłem”.
– Słuchaj, ugotujemy dziś kolację, a ja ich zaproszę? Że tak powiem, spokojną kolację.
„Mam nadzieję, że bez burzliwych dyskusji?” – zaśmiałem się.
„Obiecuję” – zaśmiał się krótko Andriej. „I ani słowa o „budce w lesie”!”
„Dobrze” – zgodziłam się, czując ulgę wypełniającą moją duszę. „Chodź szybko, już za tobą tęsknię”.
Kiedy się rozłączyłam, ogarnęła mnie dziwna mieszanka uczuć: z jednej strony lekka irytacja ostatnimi konfliktami. Z drugiej strony autentyczna radość, że w końcu wyszliśmy z martwego punktu. Niech kupią pokój w mieszkaniu komunalnym, ale Alina będzie mieszkać osobno, dzięki czemu przestaną „dziobać mnie po głowie” nieustannymi żądaniami o cudowną zniżkę. Mam nadzieję, że z czasem zarówno matka Andrieja, jak i Alina zrozumieją, że nie życzyłam im źle, a jedynie nie chciałam ich wprowadzać w błąd.
Ponownie spojrzałem na swoje notatki, sprawdziłem dokumenty i uśmiechnąłem się: ta umowa mogłaby położyć kres niezliczonym rodzinnym sporom. I nawet jeśli nie wszystko będzie idealne, to i tak lepsze niż niekończące się żądania znalezienia magicznego mieszkania, które istnieje tylko w fantazji. Jeśli wszyscy będą zachowywać się rozsądnie i z szacunkiem, możemy poprawić nasze relacje. Oczywiście, negocjacje z krewnymi to zawsze chodzenie po cienkim lodzie. Ale chciałem wierzyć, że teraz nasze życie rodzinne się uspokoi, a gorzkie słowa „szałas w lesie” stopniowo odejdą w zapomnienie.