„Naprawdę myślisz, że to normalne?” Aleksiej stał przy kuchennym stole, obserwując, jak jego żona Swietłana bezlitośnie wyrzuca do śmieci ciasto morelowe, które upiekła jego matka.
„Absolutnie serio” – warknęła Swietłana, starannie zgarniając resztki z talerza. „Twoja mama pewnie coś do tego dodała. Widziałeś, jak na mnie spojrzała, kiedy zaproponowała, że spróbuje? Jakby czekała na reakcję.
Aleksiej ze zmęczeniem potarł nasadę nosa. Ta rozmowa powtarzała się już setny raz, z różnymi wariantami, ale z tą samą treścią: Swietłana szukała pretekstu, żeby oczernić jego matkę.
- Swieta, to jest po prostu zabawne. Mama upiekła ciasto, bo wie, że lubię morele. Chciała nas zadowolić.
„Ty, nie my” – poprawiła go Swietłana, zatrzaskując pokrywę kosza na śmieci z taką furią, jakby zamykała w nim jadowitego węża. „Ona zawsze robi tylko to, co ty chcesz. Moje upodobania jej nie interesują”.
Aleksiej westchnął. Trzy lata małżeństwa, trzy lata tej niewytłumaczalnej wojny. Swietłana nie lubiła jego matki od pierwszego wejrzenia, chociaż Nadieżda Iwanowna zawsze była wzorem serdeczności i gościnności. Pomagała im w naprawach, przynosiła domowe jedzenie, a nawet oferowała opiekę nad kotem, kiedy wyjeżdżali na wakacje. A co dostawała w zamian? Chłodne spojrzenia, formalne „dziękuję” i mnóstwo trucizny za plecami.
„To nieprawda” – zaprotestował Aleksiej, starając się mówić spokojnie. „Pamiętasz, jak dała ci ten ekspres do kawy na urodziny? Sam mówiłeś, że chcesz dokładnie taki”.
Swietłana prychnęła:
– Dała ci ją, żebyś mógł pić swoją ulubioną kawę. Wszystko, co robi twoja matka, robi dla ciebie. Dla niej jestem tylko irytującym dodatkiem do jej ukochanego syna.
Aleksiej zaczął się złościć. Co innego doszukiwać się wad w drobiazgach, a co innego przypisywać komuś nieistniejące motywy.
- Swieta, to już przesada. Mama zawsze traktowała cię z szacunkiem. Nigdy nie powiedziała o tobie ani jednego złego słowa.
„Oczywiście, że nie” – uśmiechnęła się Swietłana. „Jest na to zbyt przebiegła. Woli działać po kryjomu. Jej ciągłe pytania o nasze życie, rady, o które nikt nie prosił, prezenty, o które nikt nie prosił…”
„To się nazywa empatia” – przerwał jej Aleksiej. „Normalna ludzka cecha. Może spróbujesz?”
Swietłana rzuciła mężowi gniewne spojrzenie:
- Zawsze jesteś po jej stronie. Zawsze ją chronisz, nawet gdy otwarcie wtrąca się w nasze życie.
Aleksiej pokręcił głową:
- Kiedy „wtrącała się w nasze życie”? Podaj chociaż jeden konkretny przykład.
- A te jej ciągłe telefony w weekendy? „Jak się masz? Potrzebujesz pomocy?” – przedrzeźniała Swietłana. – Sprawdza nas, monitoruje.
„Ona po prostu interesuje się naszym życiem, bo nas kocha” – odparł Aleksiej. „To normalne u matki”.
„Ona kocha ciebie, nie nas” – warknęła Swietłana. „A jeśli tego nie dostrzegasz, to jesteś ślepy”.
Aleksiej poczuł narastającą w nim falę gniewu. Przez trzy lata znosił te bezpodstawne ataki, przez trzy lata próbował pogodzić dwie najważniejsze dla niego kobiety. I za każdym razem stawało się to coraz trudniejsze.
„Wiesz co” – powiedział, starając się brzmieć spokojnie – „mam tego dość. Mama nigdy nie dała ci powodu, żebyś cię tak nie lubiła. Zawsze traktowała cię jak własną córkę. A ty jej płacisz…”
– Tylko nie opowiadaj mi tych bajek o „jak własnej córce”! – przerwała mu Swietłana. – Ona toleruje mnie tylko ze względu na ciebie. A ja toleruję ją tylko ze względu na ciebie. Ale nie każ mi udawać, że jestem zachwycona jej towarzystwem.
Aleksiej zacisnął pięści, czując, jak paznokcie wbijają mu się w dłonie. Coś w nim pękło. Długo patrzył na żonę i powiedział cicho:
- Zaprosiła nas na swoje urodziny w przyszłą sobotę. I idziemy. Oboje.
Swietłana otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale coś w wyrazie twarzy męża ją powstrzymało. Skinęła tylko głową w milczeniu, ale jej oczy mówiły: „Ta bitwa jest przegrana, ale wojna trwa”.
Aleksiej wyszedł z kuchni z uczuciem pustki. Kochał Swietłanę, ale z każdym dniem coraz wyraźniej uświadamiał sobie, że prędzej czy później będzie musiał dokonać wyboru. I ten wybór będzie najtrudniejszy w jego życiu.
- Alosza, kochanie, jakże się cieszę, że cię widzę! – Głos Nadieżdy Iwanowny w słuchawce telefonu brzmiał szczerze podekscytowany. – Więc na pewno przyjdziesz w sobotę?
Aleksiej dostrzegł niezadowolone spojrzenie Swietłany, która demonstracyjnie stanęła obok niego z rękami skrzyżowanymi na piersi. Odwrócił się do okna, próbując skupić się na rozmowie z matką.
- Tak, mamo, oczywiście, że przyjdziemy. Około drugiej, tak jak prosiłaś.
- Wspaniale! – w głosie Nadieżdy Iwanowny zabrzmiała radość. – Przygotuję twojego ulubionego boeuf stroganowa, a dla Swietoczki – tę sałatkę z krewetkami, którą tak lubiła ostatnim razem.
Aleksiej nie mógł powstrzymać uśmiechu – jego matka była niepoprawną optymistką. Swietłana ostatnim razem nic jej nie smakowało i nawet nie tknęła sałatki, tłumacząc się alergią, której nigdy nie miała.
- Dzięki, mamo. Ale nie gotuj za dużo, niedługo wrócimy.
- Co masz na myśli mówiąc, że nie na długo? – zdenerwowała się Nadieżda Iwanowna. – Wyjątkowo wszyscy razem się spotkamy…
„Mamy plany na wieczór” – skłamał Aleksiej, czując na sobie palące spojrzenie żony. „Ale przyniesiemy prezent i usiądziemy, nie martw się”.
Po krótkim pożegnaniu rozłączył się i zwrócił się do Swietłany.
„Co?” zapytał, zauważając jej krzywy uśmiech.
„Nic” – wycedziła Swietłana. „Mój ulubiony strogonow wołowy, sałatka z krewetkami… Jest po prostu idealną mamą, gotową zrobić wszystko dla swojego syna”.
Aleksiej znów poczuł narastającą w nim irytację.
- Może już wystarczy? Facet chce tylko ugotować świąteczny obiad.
– Oczywiście – prychnęła Swietłana. – Dziwne, że ta uroczysta kolacja składa się wyłącznie z potraw, które lubisz. A co z innymi gośćmi?
„Będą inne dania” – odpowiedział Aleksiej zmęczonym głosem. „Wiesz mamę, ona zawsze gotuje dla kompanii żołnierzy”.
– O tak, wiem – wycedziła Swietłana. – I za każdym razem wyrzuca mi, że nie jem jej potraw. – Swietoczka, tak mało jesz, nie smakowało ci? – przedrzeźniała Nadieżdę Iwanownę.
Aleksiej zacisnął zęby, próbując się powstrzymać.
- Ona po prostu okazuje zaniepokojenie.
„Ona tylko pokazuje, jaką jest wspaniałą gospodynią domową i teściową” – warknęła Swietłana. „Ale tak naprawdę czeka na odpowiedni moment, żeby mnie ukłuć”.
Aleksiej pokręcił głową. Kręcili się w tym kręgu od lat i za każdym razem rozmowa kończyła się tak samo – bolesnym milczeniem po obu stronach.
– Swieta, posłuchaj – próbował wziąć żonę za rękę, ale się wyrwała. – Spędźmy chociaż ten dzień bez skandali? Mama kończy sześćdziesiąt lat, to dla niej ważna data.
„Wszystko jest dla niej ważne” – powiedziała Swietłana przez zaciśnięte zęby. „Każde jej urodziny to wydarzenie o uniwersalnym znaczeniu. Każde jej święto to okazja, by zebrać całą rodzinę i pokazać, jaką jest wspaniałą matką i babcią”.
„Ona nie ma wnuków” – przypomniał Aleksiej, czując narastający ciężar w piersi.
Swietłana rzuciła mu przenikliwe spojrzenie:
- I nie będzie tak, dopóki ona będzie się wtrącać w nasze życie.
To zdanie uderzyło Aleksieja w sedno. On i Nadieżda Iwanowna nigdy nie rozmawiali o dzieciach; jego matka była na tyle taktowna, że nie poruszała tego tematu. Ale Swietłana uparcie twierdziła, że dziecko stanie się kolejnym powodem, dla którego teściowa będzie kontrolować ich rodzinę.
„Co mama ma z tym wspólnego?” – zapytał cicho. „To nasza decyzja”.
- Naprawdę? – Swietłana uśmiechnęła się gorzko. – A wydaje mi się, że twoja matka już wszystko za nas postanowiła. I tylko czeka na moment, żeby wziąć stery władzy w swoje ręce.
Aleksiej zamknął oczy, próbując poradzić sobie z narastającym gniewem. Nie rozumiał, skąd w jego żonie bierze się tyle goryczy i nienawiści. Nadieżda Iwanowna, mimo całej miłości do syna, nigdy nie dawała powodów do takich oskarżeń.
„Wiesz co” – powiedział w końcu, otwierając oczy – „nie będę o tym rozmawiał. W sobotę spotkamy się z mamą, pogratulujemy jej, posiedzimy godzinę lub półtorej, a potem wyjdziemy. Żadnych skandali, scen, żadnych uszczypliwych komentarzy z twojej strony. Zgoda?”
Swietłana wzruszyła ramionami:
- Jak mówisz. Ale nie oczekuj, że będę zachwycał się jej kuchnią albo podziwiał wszystko.
„Proszę tylko o podstawową uprzejmość” – powiedział Aleksiej zmęczonym głosem. „To wszystko”.
Wyszedł z pokoju, zostawiając Swietłanę sam na sam z myślami. Aleksiej nie rozumiał, jak to się stało, że jego małżeństwo, które na początku wydawało się tak szczęśliwe, przerodziło się w nieustanne pole bitwy. A co gorsza, nie widział wyjścia z tej sytuacji.
W dniach pozostałych do soboty on i Swietłana rozmawiali niewiele, głównie o sprawach codziennych. Aleksiej miał nadzieję, że wizyta u matki minie przynajmniej bez widocznych konfliktów. Ale gdzieś w głębi duszy czuł, że te nadzieje były płonne. Zbyt wiele napięcia narastało przez lata i prędzej czy później musiało znaleźć ujście.
Sobota nadeszła niespodziewanie szybko. Aleksiej obudził się wcześniej niż zwykle, z ciężarem w piersi i niejasnym przeczuciem kłopotów. Swietłana leżała obok niego, odwrócona do ściany. Jej oddech był równomierny, ale wiedział, że ona również nie śpi. Przez ostatnie kilka dni prawie ze sobą nie rozmawiali, wymieniając jedynie krótkie zdania, gdy było to konieczne, jak dwoje nieznajomych, którzy zrządzeniem losu znaleźli się pod jednym dachem.
„Czas wstawać” – powiedział Aleksiej, patrząc na zegarek. „Za trzy godziny muszę być u mamy”.
Swietłana odwróciła się do niego, a on dostrzegł coś nowego w jej oczach – nie zwykły gniew czy irytację, ale jakiś rodzaj determinacji, jakby podjęła ważną decyzję.
„Pomyślałam wczoraj wieczorem” – powiedziała niespodziewanie spokojnym głosem. „Może powinnam zostać w domu? Pójdziesz sama, pogratulujesz mamie i wszyscy będą się czuli bardziej komfortowo”.
Aleksiej zmarszczył brwi:
- Nie, Swieta. Umówiliśmy się. Mama czeka na nas obie, dla ciebie też już przygotowała poczęstunek.
Swietłana gwałtownie usiadła na łóżku:
– Ale po co ta męka? Wiesz, że nie chcę tam iść. Wiesz, że twoja matka mnie irytuje. Po co stwarzać wszystkim problemy?
Aleksiej powoli wypuścił powietrze, starając się zachować spokój:
– Bo jesteśmy rodziną, Sveta. I czasami musimy robić rzeczy, których nie lubimy, dla dobra tych, których kochamy.
- O kim teraz mówisz? – Swietłana zmrużyła oczy. – O sobie czy o swojej matce?
„O nas wszystkich” – odpowiedział Aleksiej, wstając z łóżka. „Idziemy. Kropka”.
Reszta poranka minęła w napiętej ciszy. Swietłana długo się szykowała, przeglądając stroje i odrzucając jeden po drugim. W końcu zdecydowała się na prostą szarą sukienkę, w której wyglądała blado i zwyczajnie. Aleksiej zdał sobie sprawę, że to również forma protestu, ale postanowił nie komentować.
W samochodzie Swietłana siedziała tyłem do okna, uparcie unikając wzroku męża. Przejechali już połowę drogi, kiedy w końcu się odezwała:
– Nie rozumiem, dlaczego nalegasz na tę wizytę. Twoja matka doskonale wie, że jej nie znoszę.
Aleksiej mocniej ścisnął kierownicę:
– Ona wie, że nie ma między wami szczególnej bliskości. Ale nie zasłużyła na takie traktowanie, Swieto. Nigdy ci nic złego nie zrobiła.
Swietłana zaśmiała się:
- Nic złego? I te ciągłe aluzje, że jestem kiepską gospodynią domową? I jej wieczne rady, z uzasadnieniem lub bez? I jej ulubione powiedzenie: „Kiedy byłam w twoim wieku”?
„Ona po prostu chce pomóc” – zaprotestował zmęczony Aleksiej. „To normalne, że starsze pokolenie udziela rad”.
„To normalne, że ktoś udziela rady, jeśli o nią prosi” – warknęła Swietłana. „A nie wtedy, gdy na każdym kroku narzucają ci swoją pomoc. Wiesz, dlaczego ona to robi? Żeby pokazać, jaka jest niezastąpiona i mądra”.
Aleksiej poczuł, jak w jego wnętrzu narasta fala gniewu:
- Przestań. Po prostu przestań. Przynajmniej dzisiaj.
Ale Swietłana zdawała się nie słyszeć:
– A te jej ciągłe prezenty? Te pudełka z dżemem, ogórkami, pasztecikami? Jakbyśmy nie potrafili o siebie zadbać!
- Swieta, to moje ostatnie ostrzeżenie – głos Aleksieja stał się cichy i groźny. – Zamknij się.
„Co, prawda rani cię w oczy?” – zapytała Swietłana z buntem. „Nie chcesz przyznać, że twoja matka jest manipulatorką, która nie potrafi rozstać się ze swoim synem? Wciąż myśli o tobie jak o małym chłopcu, który bez niej byłby zagubiony…”
Aleksiej gwałtownie zahamował i zjechał na pobocze. Odwrócił się do żony, a Swietłana dostrzegła w jego oczach taką furię, że mimowolnie się cofnęła.
- Słuchaj, kochanie, rozumiem wszystko doskonale! Ale jeśli jeszcze raz powiesz coś złego o mojej matce, będziesz zbierał zęby z podłogi!
Swietłana zamarła, zszokowana nie tyle słowami, co tonem męża. Przez trzy lata małżeństwa nigdy nie widziała go w takim stanie.
Jednak szok szybko ustąpił miejsca oburzeniu:
„Grozisz mi? Z powodu swojej mamusi?” – zadrwiła. „To po prostu niesamowite! Zawsze wiedziałam, że jesteś maminsynkiem, ale do tego stopnia…”
Aleksiej nie pozwolił jej dokończyć. Gwałtownie zawrócił samochód i pojechał w przeciwnym kierunku.
„Dokąd idziemy?” zapytała Swietłana z napięciem.
„Do domu” – odpowiedział krótko Aleksiej. „Nie pozwolę ci zepsuć mamie wakacji swoją histerią. Zadzwonię do niej i powiem, że masz migrenę”.
„Znowu będziesz kłamać, żeby wszystko wyglądało idealnie?” – zapytała gorzko Swietłana. „Ale to twój charakterystyczny styl rodzinny – udawać, że wszystko jest w porządku”.
Aleksiej nie odpowiedział. Wpatrywał się w drogę niewidzącym wzrokiem, przypominając sobie wszystkie chwile, kiedy Swietłana celowo prowokowała konflikt z jego matką. I nagle zrozumiał, że tak dłużej być nie może. Coś musiało się zmienić. I to już wkrótce.
Mieszkanie powitało ich przytłaczającą ciszą. Aleksiej w milczeniu wszedł do salonu, wyjął telefon i wybrał numer matki. Swietłana zatrzymała się w drzwiach, obserwując go z mieszaniną gniewu i dziwnej satysfakcji.
- Mamo, cześć – głos Aleksieja brzmiał dziwnie stłumiony. – Nie, nie przyjdziemy. Swieta ma straszną migrenę, ledwo wstaje z łóżka… Tak, oczywiście, szkoda. Na pewno przyjdę jutro, przyniosę prezent… Tak, ja też cię kocham.
Rozłączył się i przez chwilę siedział nieruchomo, wpatrując się w jeden punkt. Swietłana skrzyżowała ramiona na piersi:
- Co, serce ci krwawi? Tak bardzo chcesz być przy mamusi?
Aleksiej spojrzał na nią, a Swietłana mimowolnie cofnęła się o krok – w tym spojrzeniu było tyle zmęczenia i jakiejś ostatecznej determinacji.
„Długo myślałem o tym, co się z tobą dzieje” – powiedział cicho. „Próbowałem zrozumieć, dlaczego tak bardzo nienawidzisz mojej matki. Szukałem logiki w twoich oskarżeniach. Ale jej nie ma. Cała ta nienawiść jest w tobie, Swieto. I nie chodzi o moją matkę.
Swietłana prychnęła:
- Oczywiście, że nie ma w niej nic złego! Święta kobieta!
„To zwykła osoba” – odpowiedział spokojnie Aleksiej. „Z własnymi wadami i słabościami. Tak, potrafi być nachalna w opiece. Tak, czasami udziela nieproszonych rad. Ale czy wiesz, jaka jest między tobą a nią różnica? Ona robi to z miłości, a ty znajdujesz wady z nienawiści.
Swietłana otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale Aleksiej podniósł rękę, powstrzymując ją:
— Ciągle zadawałem sobie pytanie: dlaczego? Dlaczego tak jej nienawidzisz? I dziś, kiedy po raz kolejny nazwałeś mnie „maminsynkiem”, w końcu zrozumiałem. Jesteś zazdrosny. Nie potrafisz zaakceptować faktu, że w moim życiu jest ktoś, kogo kocham tak mocno jak ciebie.
Twarz Swietłany się wykrzywiła:
- Co za bzdura! Po prostu nie rozumiesz, jaka ona naprawdę jest!
„Nie, nie widzisz, jaka ona naprawdę jest” – zaprotestował cicho Aleksiej. „Bo nie chcesz jej widzieć. Wygodniej ci myśleć o niej jak o potworze, który chce zniszczyć nasze małżeństwo. Ale tak naprawdę jedyną osobą, która niszczy nasze małżeństwo, jesteś ty, Swieto.
Swietłana zbladła:
- Więc teraz to wszystko moja wina? Świetnie! I to normalne, że na każdym kroku stajesz po jej stronie?
Aleksiej znużony pokręcił głową:
– Nie opowiadam się po żadnej ze stron. Po prostu staram się być sprawiedliwy. Ale ty nie dajesz mi szans. Każesz mi wybierać między dwiema kobietami, które kocham, i to… To nie do zniesienia, Swieta.
W jego głosie słychać było taki ból, że Swietłana na chwilę straciła przytomność. Ale tylko na chwilę.
„Jeśli kochasz dwie kobiety, wybierz tę drugą” – powiedziała z gorzkim uśmiechem. „Bo gdybyś naprawdę kochał tę pierwszą, nie zakochałbyś się w tej drugiej”.
Aleksiej zmarszczył brwi ze zdziwieniem:
- O czym mówisz?
„To cytat” – wyjaśniła Swietłana. „Nie ma to znaczenia. Ważne, że najwyraźniej już dokonałeś wyboru”.
Aleksiej powoli podniósł się z krzesła:
- Tak, Swieto. Dokonałam wyboru. Wybieram życie bez ciągłych skandali i wzajemnych oskarżeń. Wybieram możliwość kochania matki bez poczucia winy. Wybieram… Wolność od tego całego szaleństwa.
Swietłana zamarła, zdając sobie sprawę ze znaczenia jego słów:
- Ty… Ty mnie zostawiasz? Przez nią?
„Nie” – Aleksiej pokręcił głową. „Z twojego powodu. Z powodu twojej niezdolności do zaakceptowania faktu, że mogę kochać kilka osób jednocześnie i że to nie umniejsza mojej miłości do ciebie. Ale ty… Wymagasz absolutnego oddania, Swieto. A ja nie mogę dłużej żyć w tym więzieniu.
Swietłana spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, jakby widziała go po raz pierwszy. Wszystko, co się działo, wydawało jej się jakimś surrealistycznym koszmarem.
„Spakuję rzeczy i spędzę noc u znajomego” – powiedział Aleksiej, kierując się do drzwi. „A jutro porozmawiamy o tym, jak się rozstaniemy”.
Zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił:
- A wiesz, co jest najsmutniejsze, Swieta? Mama wciąż uważa, że masz po prostu migrenę. Nigdy nie myślała o tobie źle, bez względu na to, jak bardzo starałaś się ją poniżyć. Nawet teraz martwi się o twoje zdrowie i poprosiła mnie, żebym ci powiedziała, że zrobi ci wywar na ból głowy. Taka właśnie jest.
Kiedy Aleksiej zamknął drzwi, Swietłana powoli opadła na sofę. Po raz pierwszy od trzech lat małżeństwa była zupełnie sama. I po raz pierwszy od dawna zastanawiała się, czy nie była niesprawiedliwa wobec Nadieżdy Iwanowny. Może starsza kobieta naprawdę chciała być bliżej syna i jego rodziny. Może wszystkie te niekończące się pasztety i rady były jedynie nieudolnymi próbami poprawy relacji.
Ale było za późno. Swietłana dokonała wyboru dawno temu, tego samego dnia, kiedy po raz pierwszy spotkała matkę Aleksego i uznała, że ta kobieta jest jej rywalką. A teraz płaciła za tę decyzję tym, co miała najcenniejsze – swoim małżeństwem…