Rozpoznała go od razu po wejściu, choć Dima bardzo się zmienił: zamiast modnej fryzury miał rozczochraną czuprynę, a markowe ubrania zastąpiła zwykła koszula w kratkę, przez co wyglądał jak rolnik z amerykańskich filmów.
On też ją rozpoznał.
-Ira? Co tu robisz?
– Mogę cię zapytać o to samo.
Starała się uśmiechać tak niedbale, jak to tylko możliwe. Jakby nie myślała o nim przez ostatnie trzy lata, nie wyobrażała sobie tego spotkania w najdrobniejszych szczegółach.
-Pamiętasz, że jestem lekarzem.
-I?
– Słuchaj, pracuję tu jako ratownik medyczny.
-Z twoimi kwalifikacjami?
Nic nie powiedział. Nie chciał nic powiedzieć, to było jasne. Pewnie jakiś skandal: błąd medyczny, żona ordynatora uwiedziona. Drugie jest bliższe prawdy. Niestety, bliższe.
– Jak ci się tu wiedzie?
– Przyjechałam, żeby zaopiekować się moją ciotką. Angeliną Wasiliewną, pewnie ją znasz.
Oczywiście, że wiedział, bo był tu ratownikiem medycznym.
„Powinna pojechać do miasta” – powiedział Dima, stukając ołówkiem o stół. „Ale wiesz o tym beze mnie”.
-Och, jaka ona jest uparta! Myślisz, że nie próbowaliśmy jej przekonać? Milion razy! Ona nie słucha. Mówi, że chce patrzeć na swoją jabłoń za oknem, aż…
Głos Iry załamał się i zamilkła. Dima nie odwrócił wzroku, nie powiedział nic banalnego, więc Ira zdołała się ogarnąć.
„Czy to o nim mówiłeś?” zapytał cicho.
Ira skinął głową.
Potem. Trzy lata temu. Wtedy właśnie zachorowała moja ciocia. Moi rodzice zbierali pieniądze, Ira też pomagała: chodziła po wagonach i śpiewała piosenki. Tego dnia zebrała całkiem sporo i była szczęśliwa. Wysiadła na stacji, żeby iść do toalety i coś zjeść, a w głowie już jej się kręciło z głodu. A ci chłopcy chyba długo ją obserwowali, bo wiedzieli, gdzie schowała pieniądze. Wyciągnęli je, zanim zdążyła mrugnąć. Pobiegła za nim, krzycząc, a nawet płacząc, ale co tam… Wtedy zobaczyła Dimę: wysokiego, w drogiej koszulce polo i najnowszych trampkach.
„To zbrodnia, żeby tak piękna dziewczyna płakała” – powiedział. „Powiedz mi, co zrobić, żeby uratować twoje piękne oczy przed tym niepotrzebnym zaparowaniem, a ja to zrobię”.
Miał taki miły uśmiech. Ira od razu się w nim zakochał.
Usłyszawszy jej historię, Dima zaproponował jej pieniądze. Ira, oczywiście, odmówiła: śpiewała cały dzień, żeby nie brać pieniędzy od pierwszego wejrzenia przystojnego mężczyzny. Pieniądze trzeba zarabiać, tak zawsze powtarzali jej rodzice.
– Dobrze – powiedział. – W takim razie mam propozycję. Jak w najlepszych hollywoodzkich filmach. Przyjechałem do rodziców, a oni bardzo chcą mnie zobaczyć z dziewczyną. Wymyślili już mnóstwo… Wiesz. I chętnie przyprowadziłbym im moją dziewczynę, ale nie mogę. Są pewne okoliczności. Krótko mówiąc, udawaj moją dziewczynę przez wieczór, bardzo mi pomożesz. Podpiszemy kontrakt: ty będziesz miała świetną grę, a ja przyzwoitą pensję.
Oczywiście, Ira nie zgodziłaby się na taką przygodę. Ale Dima był taki przystojny i zabawny, a ona tak bardzo potrzebowała pieniędzy… Pomyślała, że to będzie zabawne. I przydatne – Ira studiowała psychologię, takie doświadczenie!
Usiedli na ławce, a Dima nawet nabazgrał coś w rodzaju umowy na kartce papieru. Rozmawiali godzinę, a Ira dowiedziała się o nim wszystkiego: że Dima jest terapeutą, jego rodzice też są lekarzami, a jego brat fizykiem. Jego brat miał żonę i dwoje dzieci, a rodzice psa, golden retrievera. Ira opowiedziała mu też o sobie: o swoich wspaniałych rodzicach, o nagle chorej cioci, z którą spędzała każde lato jako dziecko.
Ira nie wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia. Ale właśnie tak było: w środku rozbrzmiewał grzmot i dzwonienie, zwiastujące początek czegoś nowego i prawdziwego. A patrząc na nią, Dima mógł mieć nadzieję, że to uczucie było odwzajemnione.
„Dobra, jesteśmy gotowi – możemy jechać do moich rodziców” – powiedział.
Ira widział takie sceny tylko w filmach: piękny dom, równie piękni ludzie na werandzie z wykwintnymi potrawami. Rodzice Dimy okazali się przemili, jego brat był prawdziwym geniuszem, który tylko rzucał na wiatr wszelkie możliwe fakty, jego synowa była nieziemsko piękną kobietą o delikatnych rysach jak porcelanowa laleczka, a siostrzeńcy to urocze maluchy, które w ogóle nie przeszkadzały dorosłym w rozmowach i relaksie.
Ira siedziała przy stole i marzyła, że może stać się częścią tego świata. Owszem, pamiętała słowa Dimy o dziewczynie, jakby ktoś tam był, ale widziała też, jak na nią patrzył, jak bez przerwy próbował ją dotykać. Może dziewczyny nie było – oszukiwał ją, tak jak oszukiwał rodziców, wstyd było przyznać, że jest takim przystojnym mężczyzną i nagle sam. Żeby Ira, tak jak jego rodzice, niczego sobie nie wyobrażał.
– Co robisz jutro? – zapytał Dima, kiedy wyszli zobaczyć ogród kwiatowy jego mamy. – Moglibyśmy pójść gdzieś na kawę, jeśli nie masz nic przeciwko…
Więc to nie było jej wyobrażenie, uznała Ira, więc on też to czuł. I zgodziła się. Szli wzdłuż eleganckich klombów, wieczorne słońce muskało ich ramiona. Ira się uśmiechnęła. Strach, który paraliżował ją z powodu choroby ciotki, ustąpił.
– Pójdę sprawdzić, czy nie potrzebują pomocy w kuchni – powiedział Dima. – Zaraz wracam, nie krępuj się, przejdź się tu – tam mama ma bratki z rzeźbami z krainy Minimków. Na pewno ci się spodoba.
Tylko Ira poczuła się niezręcznie. Spojrzała na zabawną kompozycję i poszła do domu.
Dźwięki, które słyszała, były dziwne. Niepokój narastał w niej, gdzieś z dzieciństwa: słyszała coś podobnego, gdy była mała, budząc się w nocy… Jak zaczarowana, Ira ruszyła naprzód.
Za altaną Dima obejmował żonę brata. Jego usta wbijały się w jej szyję. Jęczała. Ira cofnął się, omal nie krzyknął, nadepnął na gałąź. Dima odwrócił się i ją zobaczył. Ira pobiegła. Biegła najszybciej, jak mogła, jakby prędkość mogła wypalić tę obrzydliwą scenę z jej siatkówki.
Nie widziała Dimy od tamtej pory. Ale myślała o nim każdego dnia, nie mogła wymazać go z pamięci. Wydawałoby się – co za problem, jeden wieczór w życiu, czy można się tak zakochać w jeden wieczór? Oczywiście, że to niemożliwe. Może gdyby wtedy porozmawiali, gdyby on jej to wyjaśnił, a Ira jemu… Ale nie rozmawiali.
Zawsze myślała, że gdyby go spotkała, natychmiast wróciliby do tamtego wieczoru. Dima tłumaczyłaby się, mówiłaby mu, że wyrobiła sobie już w głowie obraz idealnego mężczyzny, który nie mógłby tak traktować brata. Ale teraz stali obok siebie i nie było o czym rozmawiać.
„Chciałem powiedzieć, że sam mogę podawać zastrzyki” – powiedział Ira. „Ale boję się, że coś przeoczę. Nie musisz jej odwiedzać codziennie, ale byłbym wdzięczny, gdybyś wpadał przynajmniej raz w tygodniu. Albo dwa razy. Jak się okazuje”.
Dima skinął głową.
– Oczywiście. Jeśli trzeba, mogę to robić codziennie – to nie jest trudne. Jestem do tego przyzwyczajony, już się, że tak powiem, zaprzyjaźniliśmy.
Ciocia jej powiedziała. I zasugerowała, że młody ratownik medyczny jest singlem.
„Oczywiście, że połowa wioski go szuka” – powiedziała ciotka z przebiegłym uśmiechem. „Ale coś mi mówi, że ci myśliwi nic nie dostaną”.
W drodze do domu ciotki Ira słuchała muzyki, żeby oderwać myśli od Dimy. Co on tu w ogóle robił? To była zagadka. A Ira uwielbiała zagadki.
Nie powiedziała cioci nic o spotkaniu z Dimą. Musiałaby opowiedzieć, dlaczego śpiewała wtedy w pociągach, a to by ją zdenerwowało. Nadal jest zła, że Ira musiał rzucić pracę i się nią zaopiekować.
– Nikogo mi nie potrzeba! – powiedziała ciocia. – Jest tu świetny ratownik medyczny, sąsiedzi przychodzą mi pomagać, karmią koty.
Mama chciała jechać sama, ale miała uczniów – jak mogła ich zostawić? A Ira miała prostą pracę, łatwo było znaleźć zastępstwo. Więc pojechała. Oczywiście, wygodniej byłoby wszystkim zabrać ciocię do miasta. Ale ona nie chciała. I jej życzenie zostało uszanowane. Każdy ma prawo wybrać, gdzie spędzi ostatnie dni.
Dima przyszedł już następnego dnia. Ciocia była zachwycona, zarumieniła się. Dima chyba miał taki wpływ na wszystkich – nawet w tej kraciastej koszuli był nie do odparcia. Ira wmówiła sobie, że nie powinna o nim myśleć, ale nie mogła przestać myśleć. Nie patrzyli na siebie i prawie nie rozmawiali, on rozmawiał z ciocią. Ale w powietrzu trzasnął prąd, z którego koty parsknęły ze zdziwienia.
Ira nie mogła zadać nurtujących ją pytań w obecności cioci. Tydzień później upiekła za dużo ciast i poszła do punktu pierwszej pomocy. Zaczekała, aż kolejka kobiet, które pilnie potrzebowały pomiaru ciśnienia, się zapełni i weszła.
– Proszę – powiedziała. – Upiekłam mnóstwo czegoś, ciocia prawie nie je. Pomyślałam, że mogłabym cię poczęstować.
Dima się uśmiechnął. Ira bała się, że powie coś obraźliwego, odprawi ją z głupimi pasztecikami, ale wyrwał jeden z torby i ugryzł.
– Dziękuję, umieram tu z głodu. Nie sądziłam, że w wiosce jest tyle kobiet cierpiących na migreny.
Ira nie mógł powstrzymać się od śmiechu. I odwzajemnił śmiech.
„Jak się mają twoi rodzice?” zapytał Ira.
Twarz Dimy stężała. Była przerażona: czy coś im się stało?
Nie z nimi.
– Powiem ci od razu, żeby nie wracać do tematu. Mój brat miał wypadek samochodowy. Jechał samochodem z daczy i… Nie miał być tego dnia na daczy. Byliśmy pewni, że jest na konferencji.
Dima gwałtownie wciągnął powietrze. Ira myślał, że zaraz się rozpłacze. Ale nie płakał, tylko powiedział:
– Wiem, że jestem winny. Nie musisz mnie pocieszać. Moi rodzice wiedzą, więc… Wiesz, nie chcę o tym rozmawiać.
Chciałem wyciągnąć rękę i pogłaskać jego potargane loki. Ale zamiast tego Ira powiedział:
– Ukarałeś się tym linkiem, prawda?
„Dlaczego mnie ukarałeś?” Dima uśmiechnął się gorzko. „Pracuję tutaj”.
Dalsza rozmowa nie potoczyła się dobrze. Ira czuła się niezręcznie, ale nie wiedziała, jak odejść. Pomógł jej sam Dima.
– Dobra, muszę jeszcze objąć tych leżących. Przyjdę do ciebie jutro, dobrze?
-Cienki…
Życie szybko, jak to zwykle bywa, nabrało pewnego porządku: Ira opiekowała się ciotką, zajmowała się domem, karmiła koty, chodziła na spacery. Dima wpadał do nich we wtorki i piątki, zostawał na herbatę. Nie rozmawiali już o jego bracie i rodzicach, nie wspominali przeszłości. Zawsze były tematy do rozmowy i za każdym razem wychodził później. Ira przekonała samą siebie, że tylko jej się wydaje, że patrzy na nią w jakiś szczególny sposób, że udaje, że to pobożne życzenia są rzeczywistością, ale pewnej nocy, gdy ciotka źle się poczuła, a on wpadł zaraz po telefonie Iry, pocałowali się w ciemnej kuchni. Ira usłyszała głośne bicie jego serca. A może to było jej serce. Ale następnego dnia Dima powiedziała:
– Przepraszam za wczoraj. Niepotrzebnie. Zapomnijmy o tym?
Ira skinęła głową. Co mogła powiedzieć? Nie zamierzała mu się narzucać.
Ostatnie dni Cioci były ciężkie. Jej rodzice przyjechali z miasta i też byli niedaleko. Dima przychodził codziennie, nie odchodził od nich aż do samego końca. Ira próbowała złapać jego wzrok, ale za każdym razem Dima odwracała wzrok. Tylko raz ją przytulił, gdy Ira wybuchnęła płaczem na stypie. Wydawało się, że była gotowa na te trzy lata, ale czy w ogóle można być na to gotowym?
Rodzice wrócili do miasta, praca nie pozwalała im zostać na wsi na dłużej, Ira została, żeby rozpakować rzeczy i uporządkować dom. Za pół roku miał być jej, a jeśli wcześniej Ira myślała, że go sprzeda, to teraz nie chciała. Zwlekała, jak mogła, czekając na przyjazd Dimy, ale ten nie nadchodził. Ira nie miała już powodu, żeby zostawać na wsi. Mama dzwoniła już kilka razy i pytała, kiedy przyjedzie. I zastanawiała się, czy Ira się spóźnia, bo w ośrodku pracuje taka śliczna ratowniczka medyczna.
-Mamo! – oburzył się Ira.
– Co, mamo? Jestem mamą od dwudziestu pięciu lat. I nie miałabym nic przeciwko zostaniu babcią. Więc, czy mam czekać na ciebie w domu, czy…
„Nie wiem” – odpowiedział szczerze Ira.
I zdała sobie sprawę, że musi wziąć wszystko w swoje ręce. W końcu, co miała do stracenia? Dima mógł odrzucić jej miłość, ale przynajmniej Ira wiedziałaby, że to wszystko sobie wyobraziła.
Nie poszła na punkt pierwszej pomocy. Pojechała prosto do jego domu. Dima nie był zaskoczony, jakby wiedział, że przyjdzie. Ale kiedy Ira zaczął mówić, przerwał mu:
„Nie rób tego” – powiedział. „Nie zasługuję na ciebie, rozumiesz? Nie zasługuję na ciebie”.
Ira dotknęła jego ust palcem wskazującym.
„Cicho” – powiedziała. „Bądź cicho”.
Przeszukała torebkę. Wyjęła portfel, a z niego złożoną na cztery kartkę papieru.
– Słuchaj, – powiedziała. – Tu na VKontakte jest napisane, że jestem twoją dziewczyną, dopóki nie zapłacisz mi dziesięciu tysięcy.
Brwi Dimy poszybowały w górę.
-Trzymałeś to przez cały ten czas?
Ira skinął głową.
„Wciąż nie otrzymałam płatności” – powiedziała. „To znaczy, że umowa nie została zawarta…”
Zrobiła kolejny krok naprzód i go pocałowała.
„Więc nadal jestem twoją dziewczyną” – wyszeptała. „I zostanę tu tak długo, jak będzie trzeba, żebyś sobie wybaczył”.