- Oddaj! To nie twoje! – Głos Niny Giennadiewnej zabrzmiał niespodziewanie głośno w pustym mieszkaniu.
Inga spojrzała na teściową z nieufnością, wciąż trzymając w rękach małe pudełko z biżuterią.
- Nino Giennadiewna, co ty robisz? To moje rzeczy – Inga starała się mówić spokojnie, choć w jej wnętrzu aż kipiało.
– Nic takiego! Mój syn kupił je za własne pieniądze! – teściowa podeszła stanowczo i wyciągnęła rękę. – Daj mi tę skrzynkę, mój syn to wszystko kupił!
Inga mimowolnie się cofnęła. Przez pięć lat małżeństwa z Siergiejem przyzwyczaiła się do ciągłego narzekania jego matki, ale nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło.
- Siergiej? – Zaśmiała się nerwowo. – Nie dał mi nawet małego kolczyka. Cała ta biżuteria jest moja – od rodziców, od babci, a część sama kupiłam za pensję.
Nina Giennadiewna prychnęła pogardliwie:
- Opowiedz mi bajki! Skąd nauczyciel wziął pieniądze na złoto? No, dawaj!
Teściowa nagle wyrwała Indze pudełko z rąk. Była tak zaskoczona, że nie zdążyła zareagować.
- Oddaj natychmiast! – Inga próbowała zwrócić swoją własność, ale Nina Giennadiewna cofnęła się, mocno przyciskając pudełko do piersi.
- I położyłem telefon na stole. Mój syn też go kupił.
Inga zamarła. To, co się działo, wydawało się absurdalnym snem.
- Żartujesz? Sam kupiłem ten telefon, za swoją pensję. Zachowałem nawet paragon!
„Czeki można podrobić” – stwierdziła kategorycznie teściowa. „Mój Sieriożenka zawsze powtarzał, że żyjesz na jego koszt”.
To była ostatnia kropla. Inga poczuła, jak fala oburzenia podchodzi jej do gardła.
„Pięć lat” – powiedziała cicho. „Znosiłam twoje narzekanie przez pięć lat. Ale to już za wiele. Wychodzę, a ty oddasz mi moje rzeczy albo wezwę policję”.
Inga nigdy nie sądziła, że jej małżeństwo skończy się w ten sposób – absurdalną kłótnią o biżuterię. Nie chodziło jednak o złoto, a o związek. Po pięciu latach zrozumiała, że dla Siergieja opinia matki zawsze będzie ważniejsza niż żony.
W chwili, gdy Inga postanowiła spakować rzeczy i wyjechać, Siergiej był w pracy. Celowo wybrała ten moment, aby uniknąć niepotrzebnych wyjaśnień i dramatów. Nie wzięła jednak pod uwagę, że teściowa może wpaść z „niespodziewaną” wizytą, co często się zdarzało.
Dźwięk klucza w zamku przeszył ją dreszcz. Nina Giennadiewna weszła do mieszkania jako gospodyni, nawet nie zawracając sobie głowy dzwonieniem.
„Co robisz?” zapytała widząc Ingę z walizką.
„Wychodzę” – odpowiedziała Inga po prostu. „Siergiej i ja nie mamy już ze sobą nic wspólnego”.
Nina Giennadiewna nie wyglądała na zaskoczoną. Raczej wyglądała, jakby czekała na ten moment. Jej wzrok zatrzymał się na pudełku na biżuterię, które Inga właśnie włożyła do torebki.
Wtedy rozpoczął się konflikt. Teściowa, wykorzystując chwilowe zakłopotanie Ingi, dosłownie wyrwała jej z rąk nie tylko pudełko, ale i paczkę z dokumentami, w której znajdował się paszport i akt ślubu.
- Przynajmniej oddaj mi paszport! – oburzyła się Inga, próbując oddać dokumenty.
„Najpierw sprawdzę, co chcesz ukraść” – odparła teściowa.
Inga próbowała przemówić do rozsądku:
- Nino Giennadiewna, posłuchaj. Te ozdoby to prezenty od moich rodziców, niektóre od babci. Mam zdjęcia, na których je noszę, zanim poznałam Siergieja! Patrz – wyjęła telefon i otworzyła galerię – oto jestem na ukończeniu szkoły ze złotym łańcuszkiem. Dostałam go od rodziców.
Teściowa nawet nie spojrzała na ekran.
„A oto pierścionek” – kontynuowała Inga, wskazując na swoją obrączkę – „jedyna rzecz, jaką dał mi Siergiej. I to w obecności świadków, podczas ślubu”.
„Nie rozśmieszaj mnie” – Nina Giennadiewna machnęła ręką. „Doskonale pamiętam, jak Sierioża pokazał mi kolczyki, które ci kupił. I tę bransoletkę z szafirami”.
Inga westchnęła ze znużeniem. Nigdy nie miała bransoletki z szafirami. Ani, nawiasem mówiąc, kolczyków, które dał jej Siergiej.
„Dobrze” – powiedziała zdecydowanie – „poczekajmy na Siergieja i zapytajmy go”.
Inga zrozumiała, że nawet jeśli teściowa zwróci jej pudełko, nie może dłużej zostać w tym domu. Przez pięć lat znosiła ciągłą ingerencję Niny Giennadiewny w ich życie, fakt, że Siergiej nie mógł podjąć żadnej decyzji bez zgody matki. Ile razy Inga próbowała z nim o tym rozmawiać! Ale on albo bagatelizował: „Przesadzasz”, albo bronił matki: „Ona chce dla nas tylko tego, co najlepsze”.
Ich życie rodzinne przerodziło się w nieustanną próbę równowagi między wymaganiami teściowej a próbami Ingi, by zachować choć odrobinę autonomii. Nina Giennadiewna miała własne zdanie dosłownie na każdy temat: jak ustawić meble, jakie produkty kupować, jak Inga powinna się ubierać, a nawet jaką fryzurę nosić.
Ostatnią kroplą goryczy były wakacje, które Inga i Siergiej wspólnie zaplanowali. Nina Giennadiewna stwierdziła wtedy, że „Sieriożenka ma problemy z ciśnieniem” i wyjazd powinien zostać odwołany. Kiedy Inga zauważyła, że jej mąż nie ma problemów zdrowotnych, teściowa odparła: „Mama wie najlepiej”. Siergiej oczywiście się z nią zgodził.
Czekanie na powrót Siergieja z pracy przerodziło się w prawdziwą torturę. Nina Giennadiewna nie odstępowała Ingi na krok, obserwując każdy jej ruch, jakby spodziewała się, że synowa spróbuje coś ukraść. Schowała szkatułkę z biżuterią i dokumenty do torebki.
Kiedy zamek w drzwiach wejściowych w końcu zaskoczył, Inga poczuła ulgę. Teraz wszystko będzie już rozwiązane.
- O, mamo, jesteś tutaj – Siergiej wyglądał na zmęczonego. – Coś się stało?
„Twoja żona próbuje zabrać wszystkie cenne rzeczy!” – oznajmiła uroczyście Nina Giennadiewna. „Te, które jej dałeś przez lata!”
Siergiej zwrócił zdziwione spojrzenie na Ingę:
— Naprawdę wychodzisz?
Inga skinęła głową:
- Tak. Próbowałem z tobą rozmawiać wiele razy, ale nie słuchałeś. Tak dalej być nie może.
- A co z wartościami? – Siergiej zmarszczył brwi.
„Twoja matka zabrała mi pudełko na biżuterię i paszport” – wyjaśniła Inga. „Mówi, że dałeś mi to wszystko, więc nie mam prawa tego zabierać”.
- Mamo? – Siergiej spojrzał pytająco na matkę.
- Oczywiście! – powiedziała Nina Giennadiewna z przekonaniem. – Sam mi pokazałeś, co dla niej kupiłeś. Nie pamiętasz?
Na twarzy Siergieja odmalowało się zmieszanie.
„Kiedy ci kiedyś coś pokazałem?” – zapytał. „Nigdy nie dawałem Indze niczego specjalnego, poza bukietami na święta”.
– Jak to możliwe, że mi tego nie dałaś?! – oburzyła się Nina Giennadiewna. – A bransoletka z szafirami? A te kolczyki z rubinami? Pokazałaś mi je, zanim mi je dałaś!
- Jaka bransoletka? Jakie kolczyki? – Siergiej był zdumiony. – Mamo, nigdy nie miałem pieniędzy na takie prezenty.
Inga nie mogła tego znieść:
- Oddaj mi moje rzeczy, Nino Giennadiewna. Wiesz doskonale, że to moje.
Teściowa zdawała się jej nie słyszeć, wciąż patrząc na syna:
- Sierioża, zapomniałeś? Czy celowo zaprzeczasz? Ta kobieta cię mi zabrała, a teraz chce cię okraść na ślepo!
„Mamo, przestań” – powiedział zmęczony Siergiej. „Oddaj Indze jej rzeczy. Niech weźmie, co do niej należy”.
- Nie oddam tego! – Nina Giennadiewna nagle stała się uparta. – Niech sama udowodni, że to jej!
- Jak mam to udowodnić? – Inga zaczęła tracić cierpliwość. – Mam zdjęcia, na których noszę te rzeczy przed ślubem. Są świadkowie – moi rodzice, którzy mi je dali. Są rachunki za to, co sama kupiłam.
„Kto wie, co tam przerobiłeś w Photoshopie” – prychnęła teściowa. „I potrafisz fałszować paragony”.
Siergiej, który obserwował tę sprzeczkę, nie spieszył się z opowiedzeniem się po którejś ze stron.
„Uspokójmy się wszyscy” – zasugerował. „Rozwiążmy to spokojnie”.
Dla Ingi to była ostatnia kropla. Pięć lat małżeństwa, a jej mąż wciąż nie potrafi jednoznacznie stanąć po jej stronie, nawet w sytuacji, gdy jej prawa są ewidentnie naruszane.
„Dosyć tego” – powiedziała cicho. „Mam już dość. Zgłoszę kradzież na policję. I nie tylko biżuterię, ale też dokumenty, które zabrała twoja matka”.
- Inga, po co od razu policja? – Siergiej zaczął się martwić. – Rozwiążmy to pokojowo.
- Spokojnie? – Inga uśmiechnęła się gorzko. – Próbowałam rozwiązać wszystko pokojowo przez pięć lat. Tolerowałam twoją matkę kontrolującą każdy nasz krok przez pięć lat. A ty… ty tylko patrzyłaś i nic nie robiłaś.
Zwróciła się do Niny Gennadiewnej:
- Daję ci czas do jutra. Jeśli nie zwrócą mi moich rzeczy, powiadomię policję.
Z tymi słowami Inga wzięła torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami i opuściła mieszkanie, zostawiając oszołomioną teściową i męża, by patrzyli, jak wychodzi.
Marina, przyjaciółka Ingi i prawniczka z zawodu, słuchała opowieści, kręcąc głową:
- To po prostu koszmar. Gdzie Siergiej szukał przez te wszystkie lata?
Inga ze znużeniem wzruszyła ramionami:
- Do mamy, a gdzieżby indziej? Jak ona powie, tak będzie.
Inga spędziła ostatnie 24 godziny w mieszkaniu Mariny. Marina przyjęła przyjaciółkę bez zadawania zbędnych pytań, pozwoliła jej się wypłakać i dopiero wtedy poprosiła o opowiedzenie szczegółów.
„Więc co zrobimy?” – zapytała Marina, kiedy Inga skończyła opowiadać. „Zgłoszenie sprawy na policję jest z pewnością możliwe. Ale może najpierw powinniśmy spróbować rozwiązać problem za pośrednictwem innych krewnych?”
- Jacy inni krewni? – Inga uśmiechnęła się gorzko. – Siergiej jest pod opieką matki, a poza nią nie ma nikogo.
- A ojciec Siergieja? Są po rozwodzie, prawda?
Inga się nad tym zastanowiła. Wiktor Pietrowicz, były mąż Niny Giennadiewnej, naprawdę mógłby pomóc. Zawsze dobrze traktował Ingę, ale, delikatnie mówiąc, miał skomplikowaną relację z byłą żoną.
- Tak, masz rację – skinęła głową Inga. – Zadzwonię do Wiktora Pietrowicza. Może on będzie mógł wpłynąć na sytuację.
Dzwoniąc pod numer swojego byłego teścia, Inga przypomniała sobie, jak pięć lat temu po raz pierwszy przekroczyła próg mieszkania rodziców Siergieja. Wtedy jeszcze mieszkali razem, choć ich relacje były już napięte. Nina Giennadiewna od pierwszego wejrzenia nie lubiła swojej przyszłej synowej, ale Wiktor Pietrowicz, wręcz przeciwnie, traktował ją bardzo ciepło.
- Dzień dobry, Wiktorze Pietrowiczu? Cześć, tu Inga.
– Inga! Miło cię słyszeć – w głosie byłego teścia słychać było szczere ciepło. – Jak się masz?
„Niezbyt dobrze” – przyznała szczerze i krótko opisała sytuację.
Wiktor Pietrowicz słuchał jej bez przerywania.
„Rozumiem” – powiedział w końcu. „Nina zawsze była… dziwną kobietą. Ale żeby do tego dojść… Nie martw się, pomogę. Tylko nie decydujmy o tym przez telefon. Spotkajmy się jutro, dobrze?”
Następnego dnia Inga, Marina i Wiktor Pietrowicz siedzieli w małej kawiarni niedaleko domu Mariny.
„Nina zawsze lubiła kontrolować wszystko i wszystkich” – powiedział Wiktor Pietrowicz, mieszając kawę. „Kiedy się pobraliśmy, nie przywiązywałem do tego żadnej wagi. Potem urodził się Siergiej i cała uwaga Niny skupiła się na nim. Dosłownie przytłoczyła go swoją troską. Próbowałem protestować, ale…
Podniósł ręce:
– Pewnie dlatego w końcu się rozwiedliśmy. Nie mogła zaakceptować faktu, że ktoś może mieć inne zdanie niż ona.
„Ale dlaczego Siergiej nadal pozwala matce tak sobą manipulować?” – zapytała Marina. „Ma już trzydzieści trzy lata!”
– Przyzwyczajenie – westchnął Wiktor Pietrowicz. – Od dzieciństwa jestem przyzwyczajony do posłuszeństwa matce. Jak ona się zachowuje? Każde nieposłuszeństwo natychmiast przemienia w tragedię: „Nie kochasz mnie, zdradziłeś mnie”. I Siergiej się poddaje. Łatwiej mu ulec niż znieść te emocjonalne sceny.
Inga skinęła głową. Jak często widziała ten obraz: gdy tylko Siergiej próbował sprzeciwić się matce, natychmiast zaczęła opowiadać o swoim złamanym sercu, o tym, jak trudno jej było wychowywać go samotnie (chociaż Wiktor Pietrowicz regularnie płacił alimenty i uczestniczył w jego wychowaniu), o tym, jak poświęciła dla niego wszystko.
„Siergiej ma jeszcze jedną siostrę, prawda?” – Inga nagle sobie przypomniała. „Olga. Chyba jest od niego starsza”.
„Tak” – skinął głową Wiktor Pietrowicz. „Olga jest cztery lata starsza. Mieszka w innym mieście od dawna, ale utrzymujemy kontakt. Nawiasem mówiąc, ona również cierpiała z powodu kontroli matki. Nina zniszczyła swój związek z chłopakiem, gdy Olga miała dwadzieścia lat. Uznała, że „nie jest wystarczająco dobry” dla jej córki. Olga była wtedy bardzo zdenerwowana, a potem wyjechała na studia do innego miasta i tam została.
„Może powinniśmy z nią też porozmawiać?” – zasugerowała Marina. „We troje będziecie mieli większą szansę przekonać Ninę Giennadiewnę do zwrotu rzeczy”.
„Dobry pomysł” – zgodził się Wiktor Pietrowicz. „Zadzwonię dziś do Olgi”.
Inga ich posłuchała i poczuła, jak narasta w niej determinacja. Nie pozwoli już sobą manipulować.
„A co jeśli Nina Giennadiewna nadal nie zechce oddać mi rzeczy?” – zapytała.
„W takim razie przejdźmy do oficjalnego postępowania” – powiedziała stanowczo Marina. „Przygotowałam już oświadczenie dla policji. W końcu to prawdziwa kradzież cudzego mienia”.
Ku zaskoczeniu Ingi, Olga zadzwoniła do niej osobiście tego samego wieczoru.
„Tata powiedział mi, co się stało” – zaczęła bez wstępu. „Chcę pomóc. Mamo… zawsze taka była, ale w ostatnich latach sytuacja się pogorszyła. Po rozwodzie z tatą czuła się tak, jakby uznała, że ma prawo kontrolować życie swoich dzieci w najdrobniejszych szczegółach.
„Dziękuję” – powiedziała szczerze Inga. „Nie spodziewałam się takiego wsparcia”.
„Mówiłam Siergiejowi tyle razy, żeby nie pozwalał jej ingerować w wasz związek” – kontynuowała Olga. „Ale on… on jest słaby. Matka uczyła go od dzieciństwa, że łatwiej się zgodzić, niż się jej sprzeciwić.
„Zauważyłam” – Inga uśmiechnęła się gorzko.
„Słuchaj, przyjdę jutro” – powiedziała Olga zdecydowanie. „Myślę, że wszyscy musimy porozmawiać z mamą. I z Siergiejem też. Czas, żeby oboje zrozumieli, że to nie może się wydarzyć.
Następnego dnia odbyło się spotkanie, które Inga nazwała później „trybunałem rodzinnym”. W mieszkaniu Siergieja i Ingi (obecnie dawnym mieszkaniu Ingi) zebrali się wszyscy zainteresowani: sama Inga, Marina jako jej wsparcie prawne, Wiktor Pietrowicz, Olga, Siergiej i oczywiście Nina Giennadiewna.
Teściowa początkowo nie chciała nawet rozmawiać, twierdząc, że „nikomu nie musi niczego tłumaczyć”. Jednak Wiktor Pietrowicz był uparty:
- Nina, przestań się ośmieszać. Oddaj Indze jej rzeczy i koniec.
- A jakie jej rzeczy? – oburzyła się Nina Giennadiewna. – Mój syn kupił jej wszystko, co miał!
„Mamo” – powiedział cicho Siergiej – „wiesz, że to nieprawda. Nigdy nie dawałem Indze biżuterii. Po prostu nie miałem na nią pieniędzy.
- Czemu ci tego nie dał? – Nina Giennadiewna była szczerze zdziwiona. – A te kolczyki z rubinami? I złota bransoletka z szafirami?
„Nie mam bransoletki z szafirami” – westchnęła Inga. „Ani kolczyków z rubinami. Spójrz” – podała Ninie Giennadiewnej telefon – „cała moja biżuteria jest na zdjęciach. Oto ja ze złotym łańcuszkiem na ukończeniu studiów, trzy lata przed poznaniem Siergieja. Dali mi go rodzice. A oto pierścionek z granatem – od babci, na osiemnaste urodziny. Mogę ci pokazać paragony za to, co sama kupiłam”.
Nina Giennadiewna machnęła ręką, odrzucając telefon:
— Kto wie, co tam przerobiłeś w Photoshopie.
- Mamo! – Olga nie mogła tego znieść. – Czy ty rozumiesz, że oskarżasz Ingę o kradzież? O przywłaszczenie cudzego mienia? To poważny zarzut!
„Nikogo o nic nie oskarżam” – warknęła Nina Giennadiewna. „Po prostu bronię interesów mojego syna”.
- A pytałeś syna, czy potrzebuje takiej ochrony? – wtrącił się Wiktor Pietrowicz. – Siergieju, powiedz wprost swojej matce: dałeś Indze te odznaczenia, o których mówi, czy nie?
Wszystkie oczy zwróciły się na Siergieja. Wyglądał na zagubionego i nieszczęśliwego.
„Nie, nie miałem” – mruknął w końcu. „Nigdy nie miałem pieniędzy na takie prezenty. Nawet na urodziny zazwyczaj dawałem Indze coś praktycznego albo kwiaty”.
Zapadła cisza. Nina Giennadiewna spojrzała na syna, jakby właśnie zdradził ją w najokrutniejszy sposób.
„Jak możesz?” wyszeptała. „Jak możesz tak mówić? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam…”
„Mamo, wystarczy” – powiedział niespodziewanie stanowczo Siergiej. „Po prostu oddaj Indze jej rzeczy. To jej własność, ma pełne prawo ją zabrać”.
Marina uznała, że nadszedł czas na rozprawę prawną:
- Nino Giennadiewna, mam przygotowane oświadczenie dla policji – wyjęła dokument z teczki. – Jestem prawnikiem i zapewniam cię: zatrzymywanie cudzego mienia i dokumentów to czyn bezprawny, który może pociągnąć za sobą poważne konsekwencje. Rozwiążmy ten problem pokojowo.
Nina Giennadiewna spojrzała na dokument z nieukrywaną wrogością, lecz w jej spojrzeniu pojawiło się coś na kształt wątpliwości.
„I trzymasz też paszport” – dodała Marina. „A to zupełnie inny temat”.
- Jaki paszport? – wtrącił się Siergiej. – Mamo, wzięłaś też paszport Ingi?
„To było wraz z innymi dokumentami” – przyznała niechętnie Nina Giennadiewna.
Wiktor Pietrowicz pokręcił głową:
- Nina, przekraczasz wszelkie granice. Zwróć rzeczy i dokumenty, zanim sytuacja stanie się poważna.
Nina Giennadiewna rzuciła niezadowolone spojrzenie wszystkim obecnym i w końcu, niechętnie, wstała:
- Dobrze, już przyniosę.
Gdy wyszła z pokoju, Siergiej zwrócił się do Ingi:
- Przepraszam. Powinienem był porozmawiać z mamą dawno temu. Ona… nie zawsze była taka.
Inga tylko pokręciła głową:
– Nie chodzi o twoją matkę, Siergieju. Chodzi o ciebie. Że nigdy nie mogłeś jej odmówić. Że zawsze stawiałeś jej życzenia ponad moje, ponad interesy naszej rodziny.
„Mogę się zmienić” – powiedział niepewnie Siergiej. „Może dasz nam jeszcze jedną szansę?”
Inga spojrzała na męża ze smutkiem:
- Nie, Siergieju. Pięć lat to wystarczająco długi okres, żeby zrozumieć, że nic się nie zmieni.
Nina Giennadiewna wróciła, trzymając w rękach pudełko z biżuterią i pakiet dokumentów.
- Masz, weź je – niemal rzuciła je na stół przed Ingą. – Ale Siergiej na pewno kupił telefon!
„Nie, mamo” – powiedział Siergiej cicho, ale stanowczo. „Inga kupiła telefon sama, za swoją pensję. Pamiętam, jak odkładała na niego pieniądze.
Nina Giennadiewna spojrzała na syna z takim wyrazem twarzy, jakby ją zdradził.
„Dziękuję” – Inga ostrożnie zabrała swoje rzeczy i dokumenty. „Teraz mogę spokojnie odejść”.
- I to już wszystko? – Nina Giennadiewna nie mogła się powstrzymać. – Mieszkaliśmy razem pięć lat, a ty tak po prostu odchodzisz? Bez wyjaśnienia?
„Wielokrotnie tłumaczyłam Siergiejowi swoje uczucia i problemy” – odpowiedziała spokojnie Inga. „Ale on wolał nie słuchać. Ty, Nino Giennadiewna, byłaś ważniejsza ode mnie, jego żony. Długo próbowałam się z tym pogodzić, ale nie mogę i nie chcę już tego robić.
Zwróciła się do Siergieja:
- Złożę pozew o rozwód. Mam nadzieję, że nie będziesz sprawiać problemów.
Siergiej wyglądał na zagubionego:
- Inga, proszę, porozmawiajmy jeszcze raz. Zrozumiałam wszystko, naprawdę…
„Za późno, Siergieju” – Inga pokręciła głową. „Za późno”.
Minął miesiąc. Inga wynajęła małe mieszkanie i zaczęła nowe życie. Rozwód przebiegł zaskakująco gładko – Siergiej nie stawiał przeszkód i zgodził się na wszystkie warunki.
Pewnego dnia, wychodząc z supermarketu, Inga wpadła na Ninę Giennadiewną. Obie na chwilę zamarły, nie wiedząc, jak zareagować na nieoczekiwane spotkanie.
„Dzień dobry” – powiedziała uprzejmie Inga, szykując się do przejścia obok.
„Nie spodziewałam się cię zobaczyć” – Nina Giennadiewna rzuciła oceniające spojrzenie swojej byłej synowej. „Wyglądasz dobrze. Wygląda na to, że życie bez zobowiązań rodzinnych dobrze ci służy”.
Inga wyczuła w jej głosie nutę potępienia. Wcześniej zaczęłaby się wymawiać albo wpadać w złość, ale teraz po prostu uśmiechnęła się spokojnie:
- Tak, naprawdę wszystko w porządku. Jak się czuje Siergiej?
- Co się z nim stanie? – Nina Giennadiewna zacisnęła usta. – Pracuje jak zawsze. Jest po prostu wycieńczony. Nie zadzwoniłaś do niego ani razu od rozwodu.
„Omówiliśmy wszystko na ostatnim spotkaniu” – odpowiedziała cicho Inga. „Nie było sensu przeciągać pożegnania”.
Nina Giennadiewna nagle wyprostowała ramiona, jakby przygotowywała się do ataku:
- Czekałeś tylko na moment, żeby odejść, prawda? Udawałeś przez pięć lat, a potem wziąłeś wszystko, co się dało, i zniknąłeś.
Inga poczuła narastającą w jej wnętrzu irytację, ale zmusiła się do zachowania spokoju.
- Nina Giennadiewna, Siergiej i ja próbowaliśmy założyć rodzinę. Nie wyszło. Zdarza się. Nie zabrałem ze sobą nic poza rzeczami osobistymi.
- A co z tymi klejnotami? – była teściowa nie uspokoiła się. – Okradliście mojego syna!
Inga westchnęła cicho. Nic się nie zmieniło – Nina Giennadiewna wciąż żyła w swojej rzeczywistości, gdzie była ofiarą, a wszyscy inni wrogami.
„Te ozdoby zawsze były moje i ty o tym wiesz” – powiedziała stanowczo Inga. „Już o tym rozmawialiśmy przy świadkach. Siergiej potwierdził, że nigdy nie dawał mi biżuterii.
„On po prostu chciał być wspaniałomyślny” – prychnęła Nina Giennadiewna. „Zawsze był zbyt miękki. A ty to wykorzystałeś”.
Inga zdała sobie sprawę, że ta rozmowa nie ma sensu. Nina Giennadiewna nigdy nie przyzna się do błędu, nigdy nie zmieni zdania.
„Muszę iść” – powiedziała uprzejmie. „Wszystkiego najlepszego, Nino Giennadiewna”.
„Czekaj” – przerwała jej nagle była teściowa. „Powiedz mi, jesteś teraz szczęśliwa? Bez mojego syna?”
W tym pytaniu Inge zdało się wyczuć coś… niemal ludzkiego. Jakby na moment spod maski dominującej matki wyłoniła się prosta starsza kobieta, bojąca się stracić kontakt z synem.
„Jestem spokojna” – odpowiedziała szczerze Inga. „I tak, jestem szczęśliwa na swój sposób. Mam nadzieję, że Siergiej też odnajdzie swoje szczęście”.
„Tęskni za tobą” – przyznała nagle Nina Giennadiewna. „Chociaż nigdy się do tego nie przyzna”.
Inga skinęła głową:
— Powiedz mu… powiedz mu, że życzę mu wszystkiego najlepszego. Szczerze.
Odwróciła się i odeszła, czując na plecach wzrok Niny Giennadiewnej. Rozmowa pozostawiła po sobie dziwny posmak – nie gorycz, jak można by się spodziewać, ale jakąś ostateczną jasność. Inga zdała sobie sprawę, że naprawdę uwolniła się od przeszłości.
Następnego dnia zadzwonił telefon. Dzwonił Wiktor Pietrowicz.
- Inga, jak się masz? Nina mówiła, że widziała cię wczoraj.
„Tak, spotkaliśmy się przypadkiem w sklepie” – potwierdziła Inga. „Wszystko w porządku, dziękuję”.
„Cieszę się, że to słyszę” – głos byłego teścia był pełen szczerego ciepła. „Słuchaj, Olga i ja myśleliśmy… może moglibyśmy się kiedyś spotkać? Po prostu usiąść i porozmawiać. W końcu przez pięć lat byliśmy rodziną”.
Inga się uśmiechnęła:
- Z przyjemnością, Wiktorze Pietrowiczu. Cieszę się, że przynajmniej z tobą i Olgą utrzymujemy dobre stosunki.
– A tak przy okazji, Olga niedawno poznała fajnego faceta – ożywił się Wiktor Pietrowicz. – I wyobraź sobie, Nina nawet nie próbuje się wtrącać! Może zaczyna rozumieć, że nie da się kontrolować życia dorosłych dzieci.
„Byłoby wspaniale” – odpowiedziała Inga dyplomatycznie, choć wątpiła w taką zmianę.
Po rozmowie podeszła do komody i wyjęła szkatułkę na biżuterię – tę samą, która wywołała cały konflikt. Otwierając wieczko, Inga przejrzała swoje skarby: złoty łańcuszek od rodziców, pierścionek z granatem od babci, srebrne kolczyki kupione za pierwszą pensję…
Każda biżuteria skrywała historię, część jej życia. Nie była to tylko biżuteria – były symbolami jej niezależności, osobowości, prawa do decydowania o własnym losie.
Inga założyła sobie na szyję łańcuszek z małą zawieszką w kształcie kluczyka – prezent od rodziców z okazji ukończenia szkoły. Symbolicznie: klucz do nowego życia, do nowych możliwości.
Zamykając pudełko, dostrzegła swoje odbicie w lustrze i uśmiechnęła się. To dopiero początek.