Kiedy byłam u przyjaciółki, mąż wymienił zamki i wyrzucił rzeczy z mojego mieszkania. Ale nie wziął pod uwagę, że zdrady nie wybaczam.

Klucz nie chciał się przekręcić. Klawdia pociągnęła za klamkę raz, drugi, potem trzeci – zamek ani drgnął. Może był zepsuty? Nie, nie mógł. Wczoraj zamknął się normalnie.

Przyłożyła ucho do drzwi. Cisza. I nawet telewizor nie mruczał – Serafima Vitalievna zawsze o tej porze oglądała swój ulubiony serial.

„Po co się tam kręcisz?” Sąsiadka Regina Pawłowna, krępa kobieta w znoszonym szlafroku, wyjrzała ze swojego mieszkania po drugiej stronie ulicy. „Nie otworzysz drzwi?”

„Zamek… chyba nie działa” – Klavdia spojrzała na klucze w swojej dłoni, jakby mogły one udzielić odpowiedzi.

– A-a-a, – wycedziła Regina Pawłowna, a w jej intonacji było coś, co od razu postawiło Klaudiję na baczność. – Więc twój Radomir był wczoraj. Przyniósł twoje torby. Powiedział, że wyjeżdżasz na chwilę. Zabrałam je do siebie, żeby mi ich nie ukradli.

Claudia spojrzała na sąsiadkę.

— Co… torby?

  • No, z twoimi ubraniami. Dwie sztuki, – Regina Pawłowna machnęła ręką w stronę swojego mieszkania. – Zaraz przyniosę.

Klaudia stała oparta o ścianę i próbowała zrozumieć, co się dzieje. Przecież umówiła się z mężem, że pojedzie na jedną noc. Do przyjaciółki. Na świeże powietrze. Po tym, jak Serafima Witalijewna powtórzyła: „Masz niesprawne ręce”. „Nawet naczyń porządnie nie umyjesz”. Klaudia milczała, wściekła się i wyszła na zewnątrz, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, ale mąż nie pozwolił jej wrócić i przenocować – poprosił ją, żeby przenocowała u Milany: „Czy mogę do ciebie przyjechać? Na noc. Inaczej…”. Milana zrozumiała wszystko.

Sąsiadka Regina Pawłowna wyszła z dwiema dużymi torbami.

  • Weź to. Radomir powiedział, że się… pokłóciliście.

Klavdia spojrzała na torby i w głowie kołatało jej się tylko jedno: „Moje mieszkanie. Moje. Przedmałżeńskie. Wpuściłam go. I jego matkę. A teraz…”

Wyjęła telefon i wybrała numer męża. Sygnał dźwiękowy. Jeden, dwa…

„Tak” – głos Radomira był niespodziewanie spokojny.

„Co się dzieje?” Klavdia starała się, żeby jej głos brzmiał spokojnie. „Dlaczego nie mogę wejść do mieszkania?”

Pauza. Westchnienie.

  • Klav, nie denerwuj się. Mamo… Mama musi teraz odpocząć. Jej ciśnienie podskoczyło wczoraj po twoim… po tym… no, rozumiesz.
  • Po czym? – Klavdia poczuła, że coś niebezpiecznie w niej wrze. – Po tym, jak twoja matka obraziła mnie po raz setny? A ja właśnie spędziłam noc u koleżanki.
  • Klav, – w głosie Radomira słychać było nutę zmęczenia – nie róbmy tego teraz. Mama naprawdę potrzebuje odpoczynku. Umówiliśmy się, że po operacji będzie potrzebowała rehabilitacji. Cisza. Leżenie w łóżku. A ty ciągle… no…
  • I dlatego wyrzuciłaś mnie z własnego mieszkania? – Klaudia prawie krzyknęła, nie przejmując się, że cała klatka schodowa ją słyszy. – Rozumiesz, że to moje mieszkanie? MOJE! Wpuściłam cię! I twoją matkę!
  • Klav, poczekaj chwilę – powiedział Radomir niemal błagalnie. – Tydzień. Zamieszkaj z Milaną. Albo z rodzicami. Proszę. Mama wyzdrowieje, a my… wszystko załatwimy.

Klavdia przerwała połączenie. Chciała rzucić telefonem o ścianę. Krzyczeć. Zadzwonić na policję. Wyważyć drzwi.

Zamiast tego osunęła się na podłogę, oparła się plecami o ścianę i zakryła twarz dłońmi. Nie będzie płakać. Nie. Nie teraz.

Regina Pawłowna tupnęła nogą w pobliżu i cicho rzekła:

  • Może herbaty? Wejdziesz?

Pół roku. Przez pół roku Radomir próbował ją przekonać.

  • Klav, ile cię to kosztowało? – Usiadł na skraju łóżka i spojrzał na nią tymi swoimi oczami, w których kiedyś całkowicie utonęła. – Mama miała mieć operację. Poważną. Potem rehabilitację. Lekarze, kroplówki. W jej mieszkaniu to niemożliwe – piąte piętro, bez windy. Ty… jesteś dorosłą kobietą. Dasz radę. Dasz radę.

Klaudia spojrzała w sufit. Wiedziała, jak to się skończy. Serafima Witalijewna nigdy nie uważała jej za godną syna. „Radik, co w niej widziałeś? Żadnej szczególnej urody, żadnego porządnego wykształcenia. I paskudny charakter!” Powiedziała to prosto w twarz Klaudiji, jakby była głucha albo niewidzialna.

  • A jak długo ona u nas zostanie? – Klaudia nie spojrzała na męża.

– No… dopóki nie nabierze sił. Miesiąc, może dwa – Radomir wziął ją za rękę. – Obiecuję ci, że wszystko zrobię sam. I opiekę, i lekarzy, i jedzenie. Nawet nie będziesz musiał się z nią kontaktować. Będziesz w pracy cały dzień. A wieczorem… zabiorę ją do swojego pokoju. Będziemy oglądać telewizję. Albo coś innego. Nie zauważysz jej obecności.

Klaudia westchnęła. Może w ten sposób przynajmniej udowodni Serafimie Witalijewnie i Radomirowi, że nie jest potworem. Że jest zdolna do kompromisu.

„Dobrze” – w końcu spojrzała na męża. „Niech przyjdzie. Ale chcę, żebyś zrozumiał, że to moje mieszkanie. I jeśli stanie się to zupełnie nie do zniesienia…”

  • Dziękuję! – przerwał jej Radomir, całując ją w policzek. – Jesteś najlepsza! Wiedziałem, że zrozumiesz.

A teraz Klaudia siedziała w kuchni Reginy Pawłownej, bezmyślnie mieszając herbatę. Torby – dwie duże torby z jej rzeczami – stały przy stole. Jej mąż je zebrał. Mąż je wyjął i zostawił u sąsiadki. Wszystko było… przemyślane.

– Zadzwoń do swoich ludzi – Regina Pawłowna spojrzała na nią z troską. – Do rodziców albo kogokolwiek. Albo na policję? To twoje mieszkanie, prawda?

„Mój” – skinęła głową Klawdia. „Odziedziczyłam go po babci. Sama go odnowiłam. Zanim poznałam Radomira”.

Wyjęła telefon i wybrała numer matki. Odebrała po pierwszym sygnale, jakby spodziewała się telefonu.

  • Kławoczka? Co się stało? Brzmisz…
  • Mamo, – Klavdia nagle poczuła, że łzy napływają jej do gardła, – czy mogę przyjść? Dzisiaj. Teraz.

– Oczywiście! – głos matki był pełen niepokoju i radości. – Co się stało? Ty i Radik…

„Powiem ci później” – przerwała jej Klavdia. „Zaraz będę”.

Rozłączyła się i spojrzała na Reginę Pawłowną.

  • Dzięki za herbatę. Pójdę do rodziców.

„Zgadza się” – kiwnął głową sąsiad. „Tylko… ty… ty nie pozwalasz nikomu zrobić sobie krzywdy. To twoje mieszkanie”.

Klavdia skinęła głową, zabrała torby i wyszła.

Już w autobusie, patrząc przez okno na mijane domy, w końcu uświadomiła sobie, co się stało. Jej mąż. Jej mąż wyrzucił ją z własnego mieszkania. Jako… coś niepotrzebnego. Jako uciążliwość. Żeby nie drażniła jego ukochanej matki.

Zaczęła się trząść, albo ze złości, albo z bólu. Wyjęła telefon, chciała zadzwonić do Radomira, opowiedzieć mu wszystko… ale odłożyła to na później. Nie. Musiała to przemyśleć. Uspokoić się. Zdecydować, co dalej.

Rodzice powitali ją z niepokojem. Zwłaszcza na widok toreb.

  • Co się stało? – Ojciec, Antip Wasiljewicz, zabrał od niej bagaże. – Rozwodzicie się?

Klaudia weszła do kuchni i ciężko usiadła na krześle. Jej matka, Zinaida Igoriewna, zaczęła się krzątać:

  • Zaraz podgrzeję jedzenie. Jesteś głodny?

Klaudia pokręciła głową:

  • Mamo, tato… Radomir wyrzucił mnie z mieszkania. Z mojego własnego mieszkania.

Antip Wasiliewicz zamarł:

— Co masz na myśli mówiąc „wystawić”?

— Spędziłem noc u Milany. Kiedy wróciłem, zamek był już wymieniony. Moje rzeczy… zostały zabrane do sąsiada.

Zinaida Igoriewna westchnęła i usiadła obok niego:

  • Jak to? Dlaczego?

Klavdia wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać. Jak pół roku temu zgodziła się odwiedzić teściową po operacji. Jak starała się powstrzymywać, kiedy zaczęły się ataki. Jak wczoraj nie wytrzymała i straciła panowanie nad sobą, jak mąż poprosił ją o nocleg u koleżanki, żeby nie wywołać skandalu.

„I tak… okazuje się, że jestem teraz bezdomna” – uśmiechnęła się gorzko. „We własnym mieszkaniu”.

Antip Wasiljewicz chodził po kuchni, zaciskając i rozluźniając pięści:

  • Nie, no, to jest… to jest oburzające! Chodźmy już! Ja… ja…

– Nie, tato – przerwała mu Klaudia gestem. – Tylko pogorszysz sprawę. Radomir powie, że przyszedłeś… „podżegać” mnie do skandalu. A ja muszę pomyśleć.

  • A nad czym tu się zastanawiać? – oburzył się ojciec. – Mieszkanie jest twoje! Dzwoń na policję, niech go stamtąd wyrzucą!

– Antip, uspokój się – Zinaida Igoriewna położyła rękę na ramieniu męża. – Klava ma rację. Tu trzeba… zachować zimną krew.

Zwróciła się do córki:

  • Klawoczka, może to nieporozumienie? Może go poniosło? Jesteście razem tyle lat. I kochacie się…

– Mamo, on chyba to ZAPLANOWAŁ – Klavdia znów poczuła, jak fala gorąca narasta w jej wnętrzu. – Przygotował się. Zebrał moje rzeczy. Wymienił zamek. I to wszystko, kiedy mnie nie było. To nie… wybuch emocji. To… Przemyślana. Decyzja.

Wstała:

  • Idę spać. Jestem zmęczony. Jutro… jutro zdecyduję, co robić.

Klaudia leżała w swoim starym pokoju, patrząc w sufit, który znała z dzieciństwa, i zastanawiała się. Może Radomir miał rację i powinna po prostu przeczekać ten tydzień? Może jej teściowa naprawdę potrzebowała spokoju? Może…

Zadzwonił telefon. Milana.

  • Jak się masz? Dotarłeś tam?
  • Tak, jestem u rodziców, – Klaudia usiadła na łóżku. – Radomir… wyrzucił mnie, Mil6, wyobrażasz sobie… Z mojego własnego mieszkania.
  • Co masz na myśli mówiąc, że to wyłożyłaś? – Klaudia niemal zobaczyła, jak oczy jej przyjaciółki się rozszerzyły. – Co masz na myśli?

— Natychmiast. Przyjechałem — zamki zostały wymienione. Oddałem swoje rzeczy sąsiadowi. Powiedział: „Poczekaj tydzień”.

  • Wow! – w głosie Milany słychać było oburzenie. – A ty… co zamierzasz zrobić?

„Nie wiem” – Klavdia potarła czoło. „Moi rodzice oczywiście dzwonią na policję. Ale…”

„Ale ty go kochasz” – dokończyła cicho Milada. „I myślisz, że może naprawdę powinnaś poczekać?”

„Tak” – przyznała Klaudia. „Jesteśmy razem od pięciu lat. Każdy ma… trudności. Może po prostu potrzebuje czasu z matką. Przecież dopiero co wyszła z operacji…”

  • Klav, słyszysz siebie? – Milada mówiła śmiertelnie poważnie. – On cię. Wyrzucił. Z własnego domu. To… to nie są „trudności”. To zdrada. Jeśli to teraz przełkniesz, on uzna, że może z tobą zrobić, co zechce.

Klavdija milczała. Gdzieś w głębi duszy wiedziała, że Milana ma rację.

  • Ja… jeszcze się nad tym zastanowię. Dziękuję za telefon.

Zemdlała i położyła się z powrotem, wpatrując się w sufit. W głowie krążyły jej słowa męża: „Poczekaj tylko tydzień. Proszę. Mama wyzdrowieje, a my wszystko załatwimy”.

Minęły trzy dni. Klaudia nie skontaktowała się z Radomirem. On też nie zadzwonił. Już prawie przekonała samą siebie, że wszystko się ułoży, że musi po prostu przeczekać, dać sobie czas…

A potem zadzwoniła Regina Pawłowna.

  • Klavdia, ty… siedzisz?
  • W jakim sensie? – Klavdia spiął się.

– Twoja… teściowa… odwiedza sąsiadów – powiedziała szybko Regina Pawłowna, jakby bała się, że ktoś jej przerwie. – Pyta, czy zauważyliśmy coś dziwnego w twoim zachowaniu. Mówi, że jesteś… niezrównoważona psychicznie. Często krzyczysz, jesteś agresywna. I „to wszystko przez zaburzenia hormonalne”.

Claudia poczuła, że robi jej się zimno.

  • I… co jej odpowiedzieli?

– Kto by jej potwierdził takie bzdury! – prychnęła Regina Pawłowna. – Mówiłam jej – jesteś normalna. Oczywiście, masz charakter, ale kto go nie ma? A ona mi powiedziała: „Nie mów mi, nie mów mi, powinna była być leczona już dawno temu. Napadała na mnie. Wyraźnie nie rozumie, co się dzieje – wróciłam z operacji, a ona mnie łaje, wyrzuca, rzuca we mnie przedmiotami. Właśnie z synem przygotowujemy dokumenty do badania”.

Klaudia zakrztusiła się z oburzenia:

— Jakie inne badanie?!

– Tak, tak, właśnie o tym mówię! – Regina Pawłowna wyraźnie była po jej stronie. – Chcą, żebyś wyglądała na… niekompetentną. A potem – bum, i mieszkanie jest wasze. Jak mąż i żona. I wtedy pewnie się okaże, że „nie dajecie rady”. Widziałam to w jednym programie – mój mąż coś takiego zrobił. Prawie zabrał cały majątek.

Klaudia przełknęła:

  • Dziękuję za telefon, Regina Pawłowna. Ja… dam sobie radę.

Rozłączyła się i zamarła. W głowie rozbrzmiały jej słowa sąsiadki: „Przygotowujemy dokumenty do egzaminu”.

To są brednie szaleńca.

Klavdia siedziała w kuchni, ściskając w dłoniach zimny kubek. Matka patrzyła na nią z niepokojem, ojciec krążył z kąta w kąt.

  • Co mamy robić? Wszystkie dokumenty są na miejscu! – wyrzuciła z siebie. – Nawet paszport jest w torbie.

„W porządku, odrestaurujemy go” – mruknął ojciec. „Ale najpierw musimy dać temu… wiernemu klepnięcie w nadgarstek”.

„Tato, przestań” – skrzywiła się Klavdia. „Potrzebuję rady, a nie… tego”.

Mama usiadła bliżej:
– Pamiętasz Tolika? No, tego, który mieszkał z ciocią Walią za ścianą? Teraz pracuje jako notariusz. To niedaleko stąd.

  • A co mam mu powiedzieć? – Klaudia uśmiechnęła się smutno. – Dzień dobry, mąż wyrzucił mnie z mieszkania, nie mam żadnych dokumentów, pomocy?

– No cóż, to niezły początek – przerwał nagle ojciec. – Musimy się poradzić kogoś, kto się na tym zna. Inaczej, jeśli sami tam wejdziemy, tylko pogorszymy sprawę.

Godzinę później kręcili się we trójkę przy obskurnych drzwiach z tabliczką, na której widniał napis „Notariusz”. Klavdia nerwowo bawiła się rękawem.

  • No i co? – zachęcił ojciec. – Zapukaj.

Anatolij Pietrowicz, łysiejący mężczyzna o zmęczonych oczach, słuchał, drapiąc się po brodzie. Przerwał tylko raz:
– Więc twoja teściowa chodzi i pyta sąsiadów o twój stan? Jest źle.

„Czy jest aż tak źle?” Klavdia spiąła się.

– Nie żartuj – notariusz skrobał długopisem po stole. – Pewnie chcą cię oskarżyć o niezdolność do czynności prawnych. A potem – bum! – mąż oświadczy, że zarządza wspólnym majątkiem.

  • Ale to moje mieszkanie! Przedmałżeńskie – głos Klavdii zadrżał.

– Właśnie o to ci chodzi – Anatolij Pietrowicz skinął głową. – Inaczej byś się tak nie przejmował. Słuchaj, znam mądrego prawnika…

  • A dokumenty? Jak my się bez nich obejdziemy? – wtrącił się ojciec.

„Odzyskamy to, bez problemu” – notariusz machnął ręką. „W międzyczasie…” – napisał coś na kartce – „proszę zadzwonić do tej osoby. Wyjaśnić sytuację. Powiedz, że to ode mnie”.

Klavdia wzięła kartkę i spojrzała na numer telefonu.

  • I co dalej?
  • Rozwieść się – Anatolij Pietrowicz wzruszył ramionami. – I eksmitować. Obydwoje. Nie chcesz przecież mieszkać z kimś takim, prawda? Potem?

Klavdia zawahała się. Twarz Radomira przemknęła jej przed oczami – poranna, senna, znajoma. Była znajoma. Kiedyś.

„Nie chcę” – powiedziała cicho.

– No to dobrze – skinął głową notariusz. – Zadzwoń do prawnika. Działaj szybko, zanim zrobią jakieś notatki do wglądu.

Wychodząc na zewnątrz, Klavdia wzięła głęboki oddech. Dość. Dość strachu. Czas odzyskać to, co do niej należało.

Tydzień później Radomir otrzymał list. Zawierał on dwa zawiadomienia: o złożeniu pozwu rozwodowego i o eksmisji z lokalu mieszkalnego.

Zadzwonił do niej natychmiast:

  • Klava? Co to jest? Co do… co się dzieje?

Głos jej męża brzmiał zaniepokojony. Zdezorientowany. Przestraszony. Klavdia kiedyś kochała jego głos. Teraz tylko ją męczył.

„Nie rozumiesz?” Mówiła spokojnie. Zbyt spokojnie. „Kończę nasze małżeństwo. I eksmituję was. Was oboje.

  • Ale… jak… się umówiliśmy! – Radomir nerwowo szepnął do słuchawki. – Tydzień! Mówiłeś…

– Nic nie powiedziałam – przerwała Klaudia. – Powiedziałeś „poczekaj tydzień”. I czekałam. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Na przykład, że ty i moja matka przygotowujecie dokumenty do badania psychiatrycznego. Do uznania mnie za niepoczytalnego.

Cisza. Długa, dźwięczna cisza.

„Klav” – powiedział w końcu Radomir, a w jego głosie słychać było coś na kształt skruchy – „rozumiesz, to wszystko… to przez mamę. Ona… jest po operacji, potrzebuje odpoczynku…”

„Nie” – Klavdija lekko podniosła głos. „To nie przez twoją matkę. To przez ciebie. Wybrałeś stronę. Zawsze ją wybierałeś. A teraz… w końcu wybrałeś”.

Zatrzymała się i dodała:

  • Nie straciłem tylko domu. Straciłem ciebie. A raczej ty straciłeś mnie. Ale teraz przynajmniej odzyskam swój dom.

Radomir przemówił szybko i niepewnie:

  • Klav, wszystko możemy rozwiązać! Porozmawiajmy! Ja… Przeniosę mamę z powrotem do niej. Zrobię wszystko, co…

„Za późno” – przerwała mu Klavdia. „Za późno”.

Rozłączyła się nie czekając na odpowiedź.

Klavdia rzuciła telefon na łóżko i oparła się o poduszkę. To było dziwne. Powinna płakać, ale w głębi duszy czuła się pusta i lekka. Jakby w końcu odetchnęła po tak długim wstrzymywaniu oddechu.

„To jest to” – pomyślała, patrząc w sufit. Mieszkanie babci. Jej własny mały kącik, który tak głupio omal nie straciła. To się nigdy nie powtórzy. Nigdy.

Przypomniały jej się słowa Milany: „Raz zdradził – zdradzi ponownie”. Była wtedy zła na przyjaciółkę, ale teraz rozumie – miała rację. Od samego początku.

Radomir dokonał wyboru. Teraz jej kolej.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *