„Absolutnie nie nadajesz się do naszego towarzystwa” – powiedziała moja bratowa, nie mając zielonego pojęcia, że zostałam właścicielką jej firmy, w której pracowała jako sekretarka.

„Jesteś za biedna dla naszego towarzystwa” – powiedziała chłodno moja bratowa, nieświadoma, że właśnie przejęłam jej firmę, w której pracuje jako sekretarka.

Przyciszyłem muzykę. Nie dlatego, że Marina mnie o to prosiła, ale dlatego, że moja teściowa ledwo powstrzymywała się, przykładając palec do skroni. Zawsze wspierała córkę – w każdej kłótni, zachciance i żądaniu.

Reklamy
Mąż tylko niezręcznie wzruszył ramionami. To zachowanie matki i siostry go nie zaskoczyło: „Przepraszam, znasz je”. Tak, wiem. Pięć lat małżeństwa nauczyło mnie je bardzo dobrze rozumieć.

„I nie gniewaj się” – zaczęła moja teściowa swoim zwykłym słodkim tonem, który już wcześniej nazwałam „słodkim”. „Jesteśmy prostymi ludźmi, lubimy melodyjną i pełną duszy muzykę. A twoja jest czymś niepokojącym”.

Skinąłem głową. Co miałem na to powiedzieć? Że ta „niepokojąca” ścieżka dźwiękowa przyniosła filmowi trzy Oscary?

Że to mieszkanie, które uważają za moją granicę, jest w rzeczywistości jednym z moich atutów?

Nie uwierzą mi. Dla nich pozostanę biednym sierotą, którego ich Miszenka wspaniale urządziła w życiu.

„A skoro już o zmartwieniach mowa” – kontynuowała Marina, odstawiając niedopitą kawę. „Jutro w pracy mamy ważne wydarzenie – nowy właściciel firmy będzie przemawiał do zespołu.

Pracowała jako sekretarka w dużym gospodarstwie rolnym Zolotoy Kolos, ciągle narzekała, ale nie chciała rezygnować ze swojego stanowiska ze względu na status, koneksje i centrum miasta.

  • Kto jest właścicielem? – Misza stał się niespokojny. – Wszystko było stabilne.

– Stało się, ale minęło – prychnęła Marina. – Firma została sprzedana. Nazwisko nowego właściciela jest trzymane w tajemnicy – czarny koń. Mam nadzieję, że nie obetną pensji. Planowałam po prostu wakacje na Malediwach.

Spojrzała na mnie badawczo. Spokojnie ją przyjąłem. Za maską obojętności kryło się wszystko: pewność siebie i lekka kpina.

W duchu uśmiechnąłem się cicho. Czarny koń. Nie spodziewałem się, że zakup Złotego Ucha wzbudzi takie zainteresowanie nawet w sekretariacie.

A tak przy okazji, tydzień temu zamknąłem transakcję za pośrednictwem funduszu offshore. Cicho i bez zbędnego hałasu.

„Malediwy to wspaniałe miejsce” – powiedziałem cicho.

„Och, Anyo, nie jesteś tym szczególnie zainteresowana” – Marina machnęła ręką, jakby zmęczona tymi rozmowami. „Misza i ja żyjemy w innym rytmie. Przyzwyczailiśmy się do kręgu, w którym ceny nie są kwestią sporną”.

Zatrzymała się, próbując znaleźć łagodniejsze słowa, ale to tylko pogorszyło sprawę:

– Nie chcę cię urazić, ale myślę, że nasz poziom jest po prostu ponad twoje możliwości. Poczujesz się jak outsider.

Misza zamarł, udając, że przygląda się tapecie. Jego teściowa skinęła głową z aprobatą.

Nadal patrzyłem na Marinę: jej makijaż, drogi zegarek i zadowolone oczy.

Ona nawet nie zdawała sobie sprawy, że jej „krąg” znalazł się teraz w moich rękach.

„Możesz mieć rację” – powiedziałem spokojnie, a mój ton trochę ją zmylił. „Chociaż może mam własne talerze – i są ciekawsze, niż ci się wydaje”.

Wstałem od stołu.

— Niech goście sami się obsłużą. Muszę wykonać kilka telefonów biznesowych.

W innym pokoju wybrałem numer asystenta:

  • Cześć, Oleg. Mamy zmianę w planach na jutro: będę na spotkaniu w Złotym Kole. Przedstaw mnie jako nowego właściciela. I przygotuj nakaz zwolnienia sekretarki dyrektora generalnego – Sokolskiej Mariny Wiktorownej. Powodem jest niekompetencja.

Rano Misza, jak zwykle, niczego nie zauważył. Pocałował mnie w policzek i wychodząc do pracy, powiedział: „Powodzenia na rozmowie!”. Kiedyś wspomniałam, że szukam pracy na pół etatu, żeby się nie martwił.

Myśl, że jego żona mogłaby nie tylko pracować, ale i prowadzić własny biznes, wydawała mu się abstrakcyjna, prawie niemożliwa.

Przygotowałem się starannie. Wybrałem surowy, granatowy garnitur – bez zbędnych detali, ale idealnie dopasowany i wykonany z wysokiej jakości materiału.

Lekki makijaż, włosy starannie spięte w niski kok. Wygląda raczej jak menedżer albo prawnik niż zamożny właściciel.

Kiedy wszedłem do holu Golden Ear, atmosfera była napięta. Pracownicy rozmawiali, zbijali się w grupki. Stałem trochę z boku, obserwując.

Oleg, mój asystent, już tam był. Skinął mi krótko głową i kontynuował rozmowę z prezesem.

Marina, jak zwykle, czuła się panią sytuacji. Latała po sali, wydając polecenia.

„Mówią, że to informatyk” – prychnęła. „Teraz zacznie nas uczyć na Zoomie”.

Jej wzrok spotkał się z moim. Zmarszczyła brwi.

  • Anya? To ty? – w jej głosie słychać było zdziwienie. – Przyszłaś na rozmowę kwalifikacyjną? Tylko dział kadr jest na innym piętrze.

Ledwo się uśmiechnąłem.

— Postanowiłem wpaść. Może znajdzie się jakieś wolne miejsce.

Marina prychnęła i odwróciła się, kontynuując rozmowę z kolegami.

Kiedy zaproszono nas do sali konferencyjnej, sekretarka, jak na sekretarkę przystało, biegała wokół wejścia, sprawdzając listy. Przepuściła mnie, jakby robiła mi ogromną przysługę. Usiadłem na samym końcu sali.

Prezes, nerwowo blady, wyszedł na scenę i zaczął odczytywać raport o planach rozwoju firmy. Kiedy w końcu powiedział: „Z dumą przedstawiam nowego właściciela naszego holdingu”, sala zamarła.

Oleg, który stał obok mnie, skinął na mnie. Wstałem i poszedłem przejściem. Szept przebiegł przez korytarz. Ale mnie interesowała tylko twarz Mariny.

Zamarła, jej zadowolony uśmiech powoli zniknął, ustępując miejsca zmieszaniu.

Wszedłem na scenę, wziąłem mikrofon i spojrzałem na publiczność.

  • Dzień dobry, koledzy. Nazywam się Anna Woroncowa. Dzisiaj jestem nową właścicielką firmy.

Zatrzymaj się. Wszyscy zdali sobie sprawę z tego, co usłyszeli.

— Nie będę czytał długich przemówień. „Złotoj Kołos” oczekuje zmian. Będziemy zmierzać w kierunku profesjonalizmu, wzrostu i efektywności.

Pierwsza decyzja już zapadła. Oleg, proszę.

Oleg poszedł dalej z teczką.

— Rozporządzenie numer jeden dotyczy powołania nowego dyrektora generalnego…

Rozległ się hałas. Spojrzałem na Marinę. Nadal stała pod ścianą, z twarzą jak z kamienia.

— Rozporządzenie numer dwa: Sekretarz Marina Wiktorowna Sokolskaja zostaje zwolniona za naruszenie etyki korporacyjnej.

Zapadła cisza. Spojrzenia publiczności przeskakiwały między Mariną a mną.

Ona pierwsza się opamiętała.

  • Co?… – Jej głos był ledwo słyszalny, dusiła się ze złości. – To niemożliwe! Nie możesz tego zrobić!

„Dział kadr przyjmuje skargi w formie pisemnej” – odpowiedziałem, nie zmieniając tonu.

Kontynuowałam rozmowę o planach rozwoju. Ludzie zaczęli słuchać. Dla nich byłam nie tylko żoną Miszy, ale nowym właścicielem, który podejmuje decyzje.

Kiedy skończyłem, strażnicy już zabierali Marinę. Nie stawiała oporu.

W domu, w kuchni, siedziała Marina z zaczerwienionymi oczami, jej teściowa i Misza, który biegł między nimi.

  • Anya, jak mogłaś?! To moja siostra! – krzyknął.

„Siostra, która przez pięć lat upokarzała swoją synową” – odpowiedziałem spokojnie.

Teściowa podskoczyła.

  • Zniszczyłeś życie mojej córce!

Spojrzałem na nią.

  • Nie akceptowałeś mnie. Tolerowałeś. A co do „biedy”…

Kupiłem to mieszkanie na nazwisko Miszy trzy lata temu, żebyś miał gdzie mieszkać.

Nie przechwalałem się. Mówiłem po prostu prawdę.

Misza stał z otwartymi ustami.

  • Anya… dlaczego milczałaś?
  • Czy kiedykolwiek pytałeś? – Uśmiechnąłem się lekko. – Było ci wygodnie widzieć mnie słabą i zależną. Tak było ci łatwiej.

Marina milczała.

„Wnoszę pozew o rozwód, Misza” – powiedziałam stanowczo. „Nie chcę już być dla ciebie tłem. Chcę żyć tam, gdzie mnie doceniają”.

Odwróciłem się i nikt mnie nie zatrzymał. Zatrzymałem się przy drzwiach.

– A tak przy okazji, Marina. Nie martw się o Malediwy. Twoja podróż została opłacona kartą firmową. Już została odwołana.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *