Ich córka, Anya, zaginęła w 1995 roku. Ukończenie szkoły. Ostatni dzwonek, balony, wstążki, muzyka, tańce.
A potem cisza. Wyszła na ulicę między powolnym tańcem a fajerwerkami i nigdy więcej jej nie widziano. Poszukiwania, grupy poszukiwawcze, przesłuchania.
Żadnego śladu. Żadnych świadków, żadnych dowodów, żadnej logiki. Po prostu zniknęła. Policja poddała się po roku. Matka prawie oszalała.
Ojciec, Piotr Andriejewicz, zamknął się w sobie. Dom wypełniła cisza, która wystarczyłaby na tysiąc pustych mieszkań.