- Idź do diabła, wiesz? Nie pisałam się na takie małżeństwo! – Dasza zerwała welon i rzuciła nim w twarz teściowej.
- Jesteście kompletnymi pasożytami i darmozjadami – zacisnęła zęby i spojrzała prosto na teścia. – Nie dość, że zapłaciłam za ten ślub w całości, nie dość, że twój syn żyje ode mnie od pół roku… Więc postanowiłeś pojechać ze mną do nieba jako rodzina? Nie ma mowy. Nie stanie się tak! Naczynia rozbiły się
o marmurową podłogę. Goście zamarli ze szklankami, ktoś szybko schował widelec z mięsem pod serwetką, jakby mogli zmusić go do zapłaty za szkody. Muzyka ucichła przy półbarach. Pietia, pan młody, zamarł, trzymając w rękach kanapkę. Kawałek czerwonej ryby powoli zsunął się z masła i wylądował na jego lakierowanych butach. Butach, które również kupiła Dasza.
Przyzwyczaiła się do robienia wszystkiego sama. Życie tak postanowiło.
Rodzice Daszy zginęli w wypadku samochodowym, gdy miała szesnaście lat. Wypadek. Tragiczny, głupi, nie na miejscu. W jeden dzień – to wszystko. Była rodzina, a potem jej nie było. Dasza została z dziadkami, ale oni sami byli już starsi, ledwo mogli stać o własnych siłach. Oczywiście, pomagali, jak mogli. Ale to ona naprawdę dała radę.
Sama poszła do instytucji finansowej, sama otworzyła kwiaciarnię. Potem drugą. Potem trzecią i czwartą.
Kwiaty były jej pasją. Swój pierwszy salon nazwała po prostu: „U Daszy na Patriarszy”. Kiedy otworzyła sieć, wymyśliła inną nazwę: „Aromaty Daszy”. Teraz w każdym sklepie można było nie tylko kupić bukiet, ale także kawę, a nawet jej firmowe perfumy.
Kobiety je uwielbiały.
Mężczyźni też, ale nie perfumy, ale sama Dasza. Tylko że ona nie zwracała uwagi. Biznes, zmartwienia, zapasy, czynsz – nie ma czasu na romanse.
A potem pojawił się Pietia.
Wpadł do jej sklepu wcześnie rano, kiedy przyjmowała towary.
- Panie, jeszcze nieczynne. Przyjdź za godzinę, – Dasza oderwała się od pudełka z białymi różami.
- Proszę pani… Dzisiaj są urodziny mojej mamy, a słyszałem, że ma pani najlepsze bukiety w mieście! – Spojrzał na nią z nadzieją. – Dla mnie rodzina jest święta.
Dasha skinęła głową w milczeniu. Słowo „rodzina” znaczyło dla niej zbyt wiele.
- Dobrze, jaki bukiet chcesz? – Poprawiła grzywkę.
— Najpiękniejsza. Mam tylko jedną matkę. Dała mi życie. I bez względu na to, jak trudną osobą jest… Nadal bardzo ją kocham.
„Dobrze, że masz mamę…” powiedziała cicho Dasza i otworzyła lodówkę z kwiatami.
Pietia zauważył, że oczy Daszy zabłysły.
- Czy ja cię czymś uraziłem? Czy powiedziałem coś niepotrzebnego? Wybacz, mnie się to czasami zdarza… – powiedział zawstydzony, pocierając w dłoniach papierową torbę z kwiatami.
- Nie, wszystko w porządku… – Dasza szybko się odwróciła i zaczęła zbierać bukiet. – Po prostu mamy już nie ma.
Zawahał się, rozejrzał się dookoła, a potem spojrzał na jej dłonie, sprawnie sortujące łodygi.
- Czy chcesz, żebym poczęstował cię kawą? Tutaj, bez opuszczania tego wspaniałego miejsca. – Skinął głową w stronę kawiarni, ukrytej za szklaną ścianką.
„Cóż, gospodyni mogłaby mieć coś przeciwko…” Dasza uśmiechnęła się kącikiem ust.
- Więc powiesz, że klient nalegał. Że był ogólnie nieprzyjemny, groził, że zostawi złą opinię… – Pietia konspiracyjnie nachylił się bliżej.
Ona się zaśmiała.
- Po pierwsze, nie jesteś obrzydliwy. A po drugie, to mój salon. Więc właściciel na to pozwala.
I usiedli. Pietia przyniósł kawę, położył serwetki na stole. Rozmowa przebiegała swobodnie, jakby znali się od dawna. Dasza nagle poczuła, że ten mężczyzna… słucha. To znaczy nie tylko kiwa głową, ale naprawdę słucha. Zauważył nawet, że zapomniała zamknąć drzwi lodówki z kwiatami.
Petya wziął bukiet i, nabierając odwagi, zaprosił Daszę na randkę. Zastanowiła się przez sekundę.
- Cóż, czemu nie.
Już po pierwszej kolacji Dasza myślała inaczej.
- Prosty, galantny… Nie wpada w tchórze, nie schlebia… Studiuje, ma potencjał. Gdzie indziej znajdę kogoś takiego przy moim wiecznym zabieganiu? Muszę iść na drugi kurs.
A potem był trzeci, czwarty… Piątego zaprosiła go do siebie. Pietia nie wahał się. Wszystko się udało. I rano został.
Leżąc w łóżku zapalił papierosa.
- Pietia, u mnie w domu nie wolno palić. – Dasza podskoczyła, chwyciła papierosa i poszła zgasić go w zlewie.
— Na zewnątrz jest zimno.
- Więc zamarzniesz. Ogrzeję cię. Albo jeszcze lepiej, rzuć palenie. – Otworzyła okno.
Pietia zamknął oczy.
— Dopiero zaczęliśmy się spotykać, a ty już wydajesz rozkazy.
- Nie rozkazuję. Pokazuję tylko, gdzie czuję się komfortowo, a gdzie nie.
Westchnął i założył ręce za głowę.
- W tym właśnie rzecz… A myślałam, że wszystko jest idealne.
Ale powiedział jeszcze coś na głos:
- Oczywiście, Daszeńko. Nie będę już palić w twoim domu.
Miesiąc po rozpoczęciu burzliwego romansu Pietia nie wytrzymał i wyznał matce, że jest zakochany.
„Nie wiem, kim ona jest, synu, ale ta dziewczyna już mi się nie podoba. Stałeś się zbyt szczęśliwy…” Elena Lvovna odłożyła długopis, spojrzała na syna ponad okularami i znów zatopiła twarz w krzyżówce.
- Mamo, co w tym złego? Nie chcesz, żebym była szczęśliwa?
- Synu, ona teraz rozłoży nogi szeroko, zajdzie z tobą w ciążę i… Co my zrobimy? Jak my wszyscy będziemy żyć? Jeszcze nie pracujesz, masz pół roku, żeby skończyć studia, a potem poszukaj tej pracy…
Pokręciła głową, a Pietia zamarł na środku pokoju. Coś gorąco poruszyło się w jego piersi – albo gniew, albo uraza.
— Czy ta dziewczyna w ogóle wie, że zabierasz ją do restauracji za pieniądze mojego ojca i moje?
- Mamo, ty nic o nas nie wiesz… – Pietia ciężko westchnął i oparł łokcie o parapet. – Przede wszystkim jest niezależna. Dasza już długo pracuje, nie potrzebuje twoich pieniędzy. Jest ode mnie starsza o cztery lata. Dorosła, samowystarczalna.
Chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale mama mi przerwała.
- Co to za stara kobieta, synu? Dziewczynka zawsze powinna być młodsza od mężczyzny. Tylko w ten sposób dzieci będą zdrowe! Minimalna różnica wieku jest taka jak u nas z tatą, trzy lata.
Uderzyła się w kolano, rozwiązując krzyżówkę, jakby stawiała kropkę.
- Mamo, co za bzdury? Gdzie to wyczytałaś? Nie ma czegoś takiego. Ona jest młoda, piękna. A poza tym… – zawahał się. – Dasza jest bardzo bogata. Własna sieć kwiaciarni, trzypokojowe mieszkanie w centrum, żadnego kredytu hipotecznego. Drogi jeep…
Nie miałem zamiaru tego mówić, ale wymsknęło ci się to słowo i nie zrozumiałeś.
Matka odłożyła krzyżówkę.
- Bogaty, mówisz? – Zdjęła okulary i przyjrzała się uważnie synowi. – A kim są jej rodzice? Tata, pewnie, pomagał wszystkim.
- Ona nie ma rodziców. Oni umarli. Ona jest sama. Taka właśnie jest… – powiedział cicho Pietia.
Jelena Lwowna przez chwilę w milczeniu patrzyła na syna, po czym ponownie wzięła go za rękę.
- No to, Pietia. Czas przedstawić mi tę osobę.
W sobotni wieczór cała rodzina zasiadła przy stole i patrzyła na Daszę. Matka starała się zachować twarz, ojciec jadł w milczeniu, a siostra… Siostra, jak zwykle.
- Pięknie… – Varya, siedemnastoletnia wrzódka, pochyliła się do brata i szepnęła mu do ucha: – Słuchaj, czy mogę dostać od niej bukiet po obniżonej cenie? Bo jutro muszę iść na urodziny do koleżanki…
Pietia jęknął.
- Varya, to jest nieprzyzwoite. Idź do bazy kwiatów i kup to.
- Co w tym złego? Ona już wszędzie za ciebie płaci, niech płaci i za mnie. Powiedziałeś, że jest bogata…
- Varya, zamknij się.
- Okej, to kup mi to sam. A jak nie kupisz, to ci powiem, jak pisałeś do innej dziewczyny.
Pietia spojrzał ostro na siostrę, ale ona już spokojnie piła sok i patrzyła na niego niewinnymi oczami.
„Krwiopijco…” Pietia w myślach wysłał siostrę do piekła i udawał, że nic nie słyszał.
Dasha właśnie rozmawiała z Eleną Lvovną. Jej matka uśmiechała się słodko, ale w jej głosie było napięcie.
- Mój Pete to prawdziwy mózg. Teraz skończy studia, dostanie dobrą pracę, jego kariera ruszy… I zarobi pięć, nie, dziesięć razy więcej! Jest taki zdolny, taki dobry chłopak…
Dasza się uśmiechnęła, spojrzała na Piotra, potem na jego matkę.
- O, to wspaniale.
A Pietia nie rozumiał, czy ona się z nim zgadza, czy sobie z niego kpi.
Kariera Petyi nie wypaliła. Okazało się, że prestiżowy dyplom to jedno, a praca to zupełnie co innego. Na dobre stanowiska zatrudniano tylko swoich. A konkurencja była tak duża, że można było wyć jak wilk.
A potem Varya poszła na studia, a jej rodzice nagle ogłosili, że budżet rodzinny nie jest nieograniczony.
- No, synu, od teraz możesz to robić sam. Pomogliśmy, jak mogliśmy. Teraz wszystkie pieniądze pójdą do Varki. – Matka z uczuciem poklepała Piotra po ramieniu.
- Jeśli chcesz żyć, musisz umieć kręcić. Mądry kiełbik nie doradzi ci nic złego. – Ojciec zaśmiał się, zadowolony ze swojego żartu.
Pietia został więc bez pieniędzy.
- Ani pieniędzy – ani Pietia. – Dasza spojrzała na niego uważnie, jakby rozwiązywała równanie. – Przyjedź i zamieszkaj ze mną. Jesteś już naprawdę dorosły. Nie ma sensu siedzieć w domu twoich przodków. Niech oni zajmą się twoją siostrą.
Pietia zamieszkał z Daszą. W ciągu dnia bezskutecznie szukał pracy, wieczorami włóczył się z przyjaciółmi, a nocą zabawiał Daszę. Oczywiście zabawiał ją jej kosztem.
- Petya, w moim świecie nie jest przyjęte, żeby kobieta płaciła za siebie w obecności mężczyzny. – Dasza usiadła naprzeciwko niego, poważna jak inspektor podatkowy. – Rozumiem, że teraz przechodzisz taki okres… Pozwól, że rzucę ci pieniądze, a ty zapłacisz za mnie. Żeby wszystko wyglądało jak należy.
„No cóż, spróbujemy…” odpowiedział Pietia, udając zakłopotanie, ale w środku czuł ciepło i przyjemność.
Minęło pół roku. Pietia mieszkał z Daszą, używał jej karty, uczciwie szukał pracy, ale nie było dla niego wolnych miejsc. A Dasza… no cóż, Dasza czasami wzdychała, ale na razie wytrzymała.
A potem zadzwoniła moja mama.
- Petechka, jak my teraz będziemy żyć, synku? Twój ojciec nie ma pracy, ja sama na rencie… – Jej głos był żałosny, drżący. – Może ty nam rzucisz pieniążki? Albo swoją Daszę?
Pietia wyszedł na balkon.
- Mamo, jak sobie to wyobrażasz? Jestem z nią na ptasich prawach. Ona za wszystko płaci, ja mieszkam w jej mieszkaniu… Jeśli poproszę ją o pieniądze dla ciebie, to mnie wyrzuci.
- Nie zrobi tego, jeśli zostanie twoją żoną. – Matka natychmiast się ożywiła. – Pozwól jej wyjść za ciebie. Wtedy zostaniemy rodziną. A w rodzinie jest zwyczajem, żeby sobie nawzajem pomagać.
Pietia milczał.
- Słuchaj, zróbmy to tak… Dam ci moje ostatnie pieniądze. Powiesz, że znalazłeś pracę. Zaproponuj. Po ślubie rzekomo zostaniesz zwolniony. Potem poprosisz ją o jeden z jej kwiaciarni. Cała rodzina będzie go prowadzić, a my podzielimy się pieniędzmi.
- Więc Daszeńka wprowadzi nas wszystkich w świetlaną przyszłość.
Pietia przełknął ślinę.
Dwa tygodnie później zachowywał się jak typowy pracoholik, a potem, podczas romantycznego wieczoru, oświadczył się Daszy.
„Kochanie, możesz zapłacić za ślub już teraz? Dopiero co staję na nogi…” Zaczął ostrożnie, gdy patrzyła na suknie ślubne.
- Wszystko w porządku, Pietia. Nie martw się. Ja wszystko zorganizuję. Najważniejsze, że znalazłeś pracę. – Dasza uśmiechnęła się i czule go pocałowała.
Pietia zamknął oczy i wyobraził sobie, jak dobrze będzie żyło się ich dużej, przyjacielskiej rodzinie.
Nadszedł dzień ślubu.
Było około czterdziestu gości. Połowa z nich to przyjaciele i dziewczyny Daszy, reszta to krewni Petyi. Jedli, pili i wznosili toasty. Wszyscy się uśmiechali, robili zdjęcia i wspominali, jak Dasza i Petya się poznali. No, jak wspominali… Matka Petyi opowiadała historię tak, jakby Petya uratował Daszę z płonącego budynku, a przyjaciele Daszy wymieniali spojrzenia, bo wiedzieli, że wszystko było zupełnie inaczej.
Dasza wyszła na werandę – telefon od babci, która mieszka daleko. Rozmowa jest krótka, wzruszająca, głos babci drży:
- Daszeńko, bądź szczęśliwa, kochanie…
Dasza podziękowała mu, obiecała, że przyjdzie z wizytą i schowała telefon do torebki.
I wtedy to usłyszałem.
Z kącika ucha, przypadkiem.
- Mamo, kiedy ta bogata laska odda nam swój salon? Rozmawiałaś z Petyą?
Mówiła Varya, siostra Petyi. Jej głos był trochę niewyraźny, najwyraźniej miała już dość wina.
- Córeczko, nie wtrącaj się, wszystko omówiliśmy. – Teściowa mówiła cicho, surowo. – Za miesiąc Pietia powie, że go wyrzucili i poprosi o udział. Nie wyprzedzaj ojca w piekle, bo wszystko zepsujesz.
- A co jeśli Dasza dowie się, że nigdzie nie pracował? Że dałaś mu pieniądze, żeby mógł udawać, że ma pensję?
- Jeśli nie będziesz paplać, nikt się nie dowie.
- Mamo, wiesz, że w trzeciej klasie zamieniłam sumienie na gumkę. Taką pachnącą, w kształcie serca. Pachniała wanilią.
Varya roześmiała się, pomachała ręką i poszła tańczyć.
A Dasza stała w ciemnościach werandy i nasłuchiwała.
I nagle, spokojnie, bez zbędnych słów, złapała Piotrusia za kołnierz, jak kociaka, i wyciągnęła na ulicę.
- Dasza, gdzie… Jeszcze nie próbowałem kanapki z rybą… – Piotr głupio mrugnął oczami, nie rozumiejąc, co się dzieje.
- No więc, Pietia. – Dasza zatrzymała się i spojrzała mu prosto w oczy. – Wiem wszystko. I albo powiesz mi wszystko, co zaplanowałaś z siostrą i mamą…
Zatrzymała się.
- Albo zadzwonię do moich brodatych, dorosłych i bardzo wściekłych partnerów biznesowych, którzy dostarczają mi kwiaty po najniższych cenach w mieście. Złamią cię tak mocno, że nigdy nie dojdziesz do siebie.
Pietia zamrugał, wzdrygnął się, ale nadal nie wierzył, że to coś poważnego.
- Dasza, o czym ty mówisz… Nie rozumiem…
Wtedy Dasza bezgłośnie złapała go za pas i przerzuciła przez balustradę werandy.
Poniżej jest ziemia. Cztery metry, jeśli nie pięć.
- Nie jest daleko od ziemi. Nie będę nawet czekać na wsparcie, po prostu cię wyrzucę, jeśli mi nie powiesz, jak zdecydowałeś się przejąć mój interes.
I wtedy Pietia zrozumiał, że Dasza nie żartuje.
Zbladł, zaczął się jąkać, ale powiedział wszystko.
Dasza w milczeniu rozluźniła palce. Pietia opadł na werandę, przykucnął i objął głowę dłońmi.
I Dasza spokojnie wróciła do holu.
Podszedłem do DJ-a i pokazałem mu ręką: „Wyłącz to”.
Muzyka ucichła.
- Cicho! Wszyscy bądźcie cicho! – krzyknęła.
Sala zamarła.
Matka Pieti zerwała się z krzesła, Warja zakrztusiła się szampanem.
A Dasza stała pośrodku sali i przyglądała się wszystkim spokojnie, a nawet z zainteresowaniem.
- No to dobrze. Poznajmy się ponownie.
- Idźcie wszyscy do diabła… Wiecie gdzie?
Dasza stała na środku sali, zarumieniona, z rozczochranymi włosami. W jednej ręce trzymała kieliszek szampana, w drugiej – swój własny welon, którym natychmiast rzuciła teściowej w twarz.
Petya siedział przy stole, ściskając kanapkę z czerwoną rybą, jak tonący ściskający koło ratunkowe. Nawet gdy Dasza wyciągnęła go na werandę, nawet gdy zawiesiła go nad balustradą, kanapka była z nim.
Teraz spojrzał na rybę, która spadła na podłogę i wydawał się bardziej zdenerwowany niż własnym objawieniem.
„Nie będę wspierać twojej rodziny, Petya!” Dasza spojrzała na swoją rodzinę, oszołomiona i milcząca. „I ciebie też nie będę wspierać, idioto!”
Goście, zdając sobie sprawę, że kłótnia osiągnęła punkt kulminacyjny, zamarli. Ktoś cicho przysunął talerz sałatki bliżej – cóż, skoro to był występ, to przynajmniej z przystawką.
— Za to, że mnie oszukaliście, za próbę kradzieży mojego interesu… Za to, że kazaliście mi płacić za ten żałosny, fałszywy spektakl zwany „ślubem”…
Dasza głośno westchnęła.
- A to nie był prawdziwy ślub! Bo jak mężczyzna naprawdę kocha kobietę, to jej nie oszuka. Nie będzie próbował jej okraść…
Zatrzymała się i spojrzała prosto na Petera.
- No więc, jesteś skończony! Teraz jesteś mi winien. Pieniądze za zorganizowanie wesela i szkody moralne.
Goście zaczęli wymieniać spojrzenia, a matka Pietii sięgnęła po serce, jakby nagle nie mogła oddychać.
- Zapłaciłem dwa miliony rubli za te wakacje. Oddasz mi cztery.
W holu rozległ się nerwowy śmiech.
- Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. Jeśli tego nie zrobisz, zemszczę się na tobie w sposób, o jakim nigdy nie śniłeś.
Dasza dała znak swoim przyjaciołom, odwróciła się i odeszła, nawet się nie oglądając.
Dasza oczywiście nie widziała pieniędzy.
Pietia wrócił do matki.
Miesiąc później samochód mojego ojca spłonął na podwórku.
Miesiąc później Varya została wyrzucona z instytutu.
A potem, miesiąc później…
Oszuści wyłudzili od Eleny Lwownej milion rubli.
Petya został złapany z niedozwoloną substancją. Niektórzy twierdzą, że jego plecak został podłożony. Inni twierdzą, że sam go tam podłożył – niech sąd zdecyduje.
A Dasza?
Nie, no weź.
Historia milczy na ten temat.
Tymczasem wszystko jest jak dawniej. Biznes kwitnie, konkurenci się wycofali. Według plotek poznała wartościowego mężczyznę, jest szczęśliwie zamężna i spodziewa się dziecka.
Mówią, że człowiek może znieść wszystko.
A jeśli za darmo, to tym bardziej.
Mówią, że jeśli chcesz utrzymać dobre relacje z ludźmi, nie powstrzymuj ich od kłamania.
Czy to prawda, czy nie, oceń sam.
Ale jedno jest pewne: nie zbudujesz prawdziwego szczęścia, wycierając swoje stopy w czyimś życiu.