Na wystawie serów jest promocja – trzysta dwadzieścia za sztukę. Julia bezszelestnie przesuwa metkę z ceną i dociska ją magnesem.
„Nie bierz. Poczekaj” – mówi, poprawiając pasek torebki na ramieniu. „Może w piątek będzie zniżka. Albo znajdziemy taniej w innym sklepie”.
Igor zerka na metkę z ceną, kiwa głową i odkłada ser na wózek stojący na skraju, niczym niepotrzebny magazyn.
Przy kasie Julia wyjmuje swoje premie – jest w nich siedemdziesiąt trzy ruble. Kasjer nabija je i wygląda na zmęczonego.
„Dziękuję” – szepcze Julia, biorąc torbę.
Wieczorem moja córka prosi o lalkę:
— Pokazali mi taką w przedszkolu, z kucykiem, zmienia fryzurę!
Julia kładzie torbę z zakupami na stołku i zdejmuje sweter.
– Do zobaczenia, Zay. Oszczędzamy. Pamiętasz? Na kuchnię. Jak to skończymy, będzie co najmniej sto lalek. Dobrze?
„Tak” – szepcze córka, odwracając wzrok.
Igor w milczeniu wynosi śmieci, nie patrząc na córkę.
Rano Julia szybko pakuje lunchboxy, pomaga dzieciom włożyć swetry i poprawia plecaki. W przedszkolu przekazuje je nauczycielce, kiwa głową na pożegnanie i niemal biegnie do sklepu.
W sklepie odbiera paczki z nową kolekcją – trampki, sandały, baleriny. Za nim trzeszczy radio, administrator wzywa go do przymierzalni. Sklep obuwniczy jest dziesięć minut drogi od domu, zmiany są długie, ale on bierze wszystko.
Na lunch – bochenek chleba z serem i herbata z termosu. W ciągu dnia Julia wyjmuje setki kartonów, pomaga przy przymiarkach, odpowiada na te same pytania. Wieczorem nogi jej drżą, plecy bolą, głowa szumi od reklam w tle i pisków dzieci przy stoisku w kapciach. Nie może się doczekać końca zmiany.
Wieczorem, po powrocie do domu, Julia idzie do łazienki, pochyla się nad umywalką i wrzuca do niej koszulki i skarpetki. Pierze je ręcznie, a woda uderza w tkaninę.
Igor patrzy w drzwi:
– Co ty robisz z rękami? Co, znowu maszyna?
„Ona już niczego nie pierze” – odpowiada Julia, nie odwracając się. „Po prostu biega, a rzeczy pozostają takie same. Ja sama jestem szybsza”.
Igor wzdycha i opiera się o framugę drzwi:
– Rozumiem. No cóż… jeszcze nie mamy na nowy. Zaoszczędzimy.
Później, gdy Julia jest zajęta zmywaniem naczyń, Igor sprawdza telefon w pokoju. Przelewa osiemnaście tysięcy mamie. Wiadomość brzmi: „Za pompę i szermierkę”. Usuwa powiadomienie.
Później, przy obiedzie. Julia podsuwa dzieciom jogurt, ale sama nie bierze. Igor pije herbatę, patrząc przez okno. Milczy, zaglądając do kubka. Telefon w kieszeni wibruje – przychodzi wiadomość: „Bonus za kwartał: 22 000 rubli”. Szybko wyłącza ekran, nie patrząc na Julię.
„Skończyłam dziś zmianę” – mówi, nie odrywając wzroku od pieca. „Dziecko Olgi ze sklepu zachorowało – poszłam ją zastąpić”.
„Może przynajmniej pensja będzie w tym miesiącu trochę wyższa” – powiedział Igor chrapliwie, nie podnosząc wzroku.
Za tydzień.
Igor otrzymuje wiadomość od swojej siostry Olgi:
– Igor, już nie wiem, co robić. Dzieci nie mają się w co ubrać, mój chłopak nie może znaleźć pracy, jest bez grosza. Mam już tego dość. Pomożesz im kupić buty?
Igor siedzi z telefonem, bez namysłu wpisuje kwotę: 12 000. W komentarzu: „Na buty dla dzieci i na prąd”. Naciska „przelew”. Po minucie przychodzi wiadomość głosowa – śmiech, dziecięcy głos: „Dziękuję, wujku Igorze!”.
W kuchni zamrażarka jest otwarta, kapie woda. Julia wyciera kałużę pod zamrażarką:
— Już prawie złożyliśmy. Jeszcze trochę zostało. Jeszcze dwa miesiące i zamówimy. Wszystko już wyliczyłem. To zestaw modułowy, z wbudowaną umywalką. Widziałem go w Leroyu.
Igor kiwa głową i przyciska ramię do drzwi szafki.
Córka wyciąga sok z torebki:
„Mamo, mogę kawałek?” szepcze, patrząc na bok.
Igor dostrzega jego spojrzenie i szybko odpowiada:
– Napijesz się wody.
Julia sięga po torbę, na sekundę zamiera. Po czym bezszelestnie wkłada ją z powrotem do lodówki i zamyka drzwi.
„Jest prawie pusto” – mówi cicho. „Gdyby tylko mogło wytrzymać do weekendu. Będzie tam awans”.
Pewnego późnego wieczoru Julia wraca z apteki. Po drodze zatrzymuje ją sąsiadka Tamara z psem, trzymając torbę z gazą i serwetkami.
— Byłam w klinice — mówi. — Widziałam twoją teściową. Jest taka szczęśliwa! Mówi, że twoja pomogła jej zainstalować basen i kupiła nową pralkę. Jakiego wspaniałego ma syna. A widzę, że ty nadal masz tę samą kuchnię? Nic jeszcze nie zmieniłeś?
Julia powoli kiwa głową.
„Cóż… tak się zdarza” – dodaje Tamara – „trzeba też pomóc swojej rodzinie, przecież to nie są obcy ludzie” – odchodzi, poprawiając po drodze chustę na głowie.
Julia wraca do domu, zamyka za sobą drzwi, wiesza torebkę na wieszaku. Igor siedzi na kanapie i rozmawia przez telefon. Podnosi głowę:
– Czemu jesteś taki cichy?
„Nic” – odpowiada krótko, mijając go. „Nie gadaj. Żadnej histerii”.
Igor marszczy brwi, spogląda ponownie na ekran, ale nie nalega:
– Muszę wcześnie wstać. Idę spać.
Idzie do sypialni i gasi światło.
Julia zostaje w kuchni. Kładzie apteczkę na półkę, otwiera lodówkę. Patrzy w pustkę, nabiera wodę, nalewa szklankę. Nie pije. Po cichu sprząta, wynosi śmieci, zmywa naczynia.
Rano Igor wychodzi wcześnie. W biegu bierze kanapkę z masłem, kiwa głową do Julii, nie patrząc. Drzwi zamykają się z hukiem.
Julia wstaje trochę później – ma dzień wolny. Gotuje owsiankę i sadza dzieci przy stole.
Syn, dłubiąc w talerzu łyżką:
– Mamo, kiedy kupisz tę dużą ciężarówkę, którą obiecałaś?
Julia zamarła, spojrzała na niego. Na początku milczała.
„Nie ma już mowy, synu” – mówi cicho.
Po śniadaniu odbiera dzieci i odwozi je do przedszkola. Wraca do domu, sprząta ze stołu i ścieli łóżka.
Wyjmuje walizkę z szafy. Rozkłada ją, rozpina zamek. Kładzie na stołku obok. Składa koszule, spodnie, bieliznę. Nie spieszy się.
Igor wraca do domu około północy. Otwiera drzwi, odkłada torbę. Widzi walizkę. Zamiera. Na korytarzu panuje cisza.
Julia stoi przy oknie. Ręce w kieszeniach. Nie odwraca się.
– Co to jest? – pyta. – Wybierasz się gdzieś? Na wakacje czy coś? – Uśmiechnął się i wszedł do pokoju.
– Oszczędzałam. Wyrzekałam się dzieci. Siebie. Wszystko dla kuchni i domu. A ty kłamałeś. Codziennie – odpowiada.
On robi krok w jej stronę, wyciąga rękę. Ona się cofa.
– Możesz iść. Do tych, dla których żyjesz. Nie będę im przynosił obiadów. Nie dałem rodzicom nic. Wszystko – tutaj. Teraz wszystko – tylko tutaj. Bez ciebie.
– O czym ty mówisz? – Igor robi krok do przodu. – Nic nie rozumiem.
Julia zwraca się do niego:
„Myślałeś, że nie będę wiedział, że zaopatrujesz swoją rodzinę?” Głos był cichy, ale równy.
Odwraca wzrok:
– No wiesz… oni nie są obcy. Mają ciężki okres. Kto inny pomoże?
„Słuchaj… Naprawdę nie chciałem cię urazić” – szepcze ciszej. „Pomyślałem sobie… no cóż… sama sobie poradzisz. Zawsze wszystko wyciągasz. A tam wszystko jest złe. Chciałem tylko pomóc. Nie sądziłem, że tak się to potoczy”.
„Nie działajmy pochopnie” – dodaje. „Omówmy wszystko spokojnie. Nie podniecajmy się”.
Julia nie wytrzymuje i odwraca się gwałtownie:
– Dość. Koniec gadania. Nie chcę już nic więcej. Możesz iść do krewnych i wzbogacić ich jeszcze bardziej. Zdrajco. Nie tylko mnie zdradziłeś, ale i okradłeś dzieci. Nie wstyd ci?
– Odejdź natychmiast!
Pakuje kurtkę i bierze walizkę. Milczy. Z pokoju dziecięcego – szlocha. Któreś z dzieci woła cicho: „Tato?”, ale drzwi już się zamykają.
Julia mówi do syna:
– Wszystko w porządku. Damy radę. Teraz wszystko jest w porządku.
Córka stoi w drzwiach:
– A dokąd tata idzie?
Julia głaszcze się po głowie:
— Pojechałem do babci. Odwiedzić ją.
Igor przychodzi odwiedzić matkę. Drzwi otwiera Nadieżda Wasiliewna w szlafroku.
– Mamo, zostanę z tobą jeszcze chwilę. Julia mnie wyrzuciła.
– Dlaczego tak nagle? Co się stało?
– Wpadła w panikę. Histeria. Spakowała walizkę, położyła moje rzeczy przy drzwiach… Wszedłem, a ona już stała przy oknie.
– Co to za ludzie? – Matka kręci głową. – Wszystko jest emocjonalne. Najpierw doprowadzają do szału, a potem siedzą sami. A mówiłam ci – ona jest nieodpowiedzialna. Nie ufałeś mi przez tyle lat.
Następnego dnia, po południu. Julia jest w domu, sprząta szafę. Dzwoni dzwonek do drzwi. Otwiera – Nadieżda Wasiljewna jest w progu. Nie wchodzi, stoi w korytarzu.
– Co to za samowola, przecież to twój mąż? Kobieta powinna znosić! – Starał się. Nie dla siebie, ale dla rodziny.
Julia ledwo powstrzymuje się i odpowiada:
– Manipulujesz nim, żeby wydawał się lepszy. A ja musiałam pracować bez dni wolnych. Wszystko na dom. A on ci dawał połowę pensji. Niech zostanie u ciebie. Nie będę już tak żyć.
Zamyka drzwi.
Późny wieczór. Julia wyjmuje skarbonkę, otwiera laptopa. Wpisuje parametry – Soczi, trzy, dwa tygodnie. Porównuje ceny. Widzi wycieczkę, dopasowuje kwotę. Płaci. Gwałtownie odsuwa laptopa, wstaje, zaczyna pakować rzeczy na łóżko.
„Mam tego wszystkiego dość. Czemu ciągle muszę cierpieć? Czemu muszę to robić sama?” – mówi na głos, ale jakby w pustkę.
Następnego ranka pisze wniosek o urlop. Pierwszy od trzech lat. Wyciera kurz z walizek.
– Chodźmy. Po prostu chodźmy. Przynajmniej raz w życiu.
Córka patrzy:
– Mamo, dokąd idziesz?
Julia odwraca się:
— Nad morze. Na dwa tygodnie. Ty, ja i mój brat. Po prostu odpocznijmy.
– Kupisz lody? Tylko nie te przecenione, ale takie, jakie lubię.
Julia się uśmiecha:
– Wszystko jest możliwe. Teraz jest możliwe.
Dwa dni później Igor postanawia wrócić do domu i ponownie spróbować przeprosić. Podchodzi na piętro i naciska dzwonek. Czeka. Cisza. Pukanie do drzwi – również bez odpowiedzi.
Sąsiadka Tamara wychodzi z mieszkania naprzeciwko, niosąc torbę.
– Och, Igor, co się stało? Zgubiłeś klucze? Nie byłeś nad morzem?
Igor nawet nie zrozumiał, o czym ona mówi:
— Widziałeś Julię?
– Pojechali nad morze. Myślałam, że ty też. Julia powiedziała, że ma bilet. Od dawna planowała jechać z rodziną. A teraz jej nie ma – mówi Tamara, kierując się do windy.
– Do morza? – Igor stoi na peronie, nie wierząc własnym uszom. Potem odwraca się i odchodzi.
Igor wrócił do matki i usiadł w kuchni. Przed nim stał kubek zimnej herbaty. Nadieżda Wasiliewna chodziła między piecem a stołem.
– Oni wyjechali, ja ich tylko odwiedziłem.
– Gdzie byłeś? – Igor podniósł głowę.
Matka wyciągnęła rękę i strzepnęła okruszki ze stołu:
— Nad morze, żeby odpocząć…
– Więc dlaczego jesteś teraz taka zdenerwowana? Sama jesteś sobie winna. Co osiągnęłaś? Wszystko jest na dwóch krzesłach i wszystko jest twoje – dawaj i bierz. A ona, Julka, może i jest surowa, ale trzymała dom w kupie. Sama wszystko dźwigała. Może rzeczywiście posunęłyśmy się za daleko – mówi ciszej.
Igor podnosi głowę:
– Czy ty mnie wpędzasz w poczucie winy? Chciałem ci pomóc. Ale najwyraźniej na próżno.
Tymczasem wakacje były łatwe i relaksujące. Plaża. Słońce. Julia w szortach i podkoszulku stoi po kostki w wodzie. Córka buduje zamek z piasku, syn prowadzi ciężarówkę wypełnioną muszelkami.
– Mamo, patrz! On potrafi nosić prawdziwe kamienie!
„Rozumiem. Masz świetnego kierowcę” – uśmiecha się Julia.
Oni się śmieją.
Julia kupuje lody w pobliżu.
– Tylko nie ten na wyprzedaży. To twój ulubiony.
Dzieci podnoszą ręce.
„Czy będzie można powiedzieć tacie?” – pyta córka.
Julia waha się, na początku milczała.
– Możesz. Ale później. Kiedy będziesz chciał.
Wieczorem. Julia spędza czas na balkonie pensjonatu. Wiatr porusza zasłoną. Na kolanach trzyma zeszyt z obliczeniami. Skreśla linijkę: „Kuchnia. Spotkanie”. Pod spodem pisze: „Morze. Dzieci. Słońce”.
Zamyka notes. Wyjmuje telefon. Patrzy na zdjęcie – Igor z dziećmi, ostatni Nowy Rok. Naciska „Usuń”. Ekran gaśnie.
Igor wychodzi wieczorem z domu matki i idzie na przystanek autobusowy. Przy kiosku dziewczyna prosi matkę o lody. Odwraca się. Pamięta, jak jego córka mawiała: „Tylko nie te z przeceny, ale te, które lubię”.
Wsiada do autobusu. Za oknem widać wieczorne miasto.
Telefon dzwoni w mojej kieszeni. Wiadomość od Olgi: „Czy wszystko załatwiłaś z Julią? Znów tu jesteśmy…”
Kasuje wiadomość, wyłącza dźwięk. Wygląda przez okno. W myślach: koniec, Igor skończony. Dość…