Nie pojawiła się na wypisaniu wnuka ze szpitala, a tydzień później poprosiła o pomoc w naprawie

  • Kola, mama znowu zadzwoniła, – Ania postawiła przed mężem talerz z gorącym obiadem. – Poprosiła mnie, żebym przyszedł jutro.
  • Co tym razem? – Mikołaj usiadł zmęczony na krześle.
  • Mówi, że kran w łazience przecieka. I zrobiła też listę zakupów.

„Ale byłem tam trzy dni temu” – spojrzał na żonę. „Przywiozłem wszystko, o co prosiła, naprawiłem gniazdko…”

– Dokładnie. A teraz nowy powód – Anna usiadła obok niej. – Wiesz, co mnie zaskakuje? Kiedy Aloszka zachorował zeszłej zimy i poprosiłam ją, żeby została z nim, kiedy ty będziesz w podróży służbowej…

„Tak, tak, powiedziała, że jest przeziębiona i nie może ryzykować” – Nikołaj odsunął talerz. „Pamiętam”.

– A kiedy potrzebowaliśmy pieniędzy na wkład własny do mieszkania? „Och, wszystko wydałem na remont, nie mam nic”. Ale teraz co tydzień pojawiają się pilne prośby.

W pokoju dziecięcym rozległ się śmiech – sześcioletnia Maszeńka bawiła się z trzyletnim Aloszą.

  • Mamo, patrz co narysowałam! – wybiegła dziewczynka z kartką papieru.

„Jaki piękny obraz” – uśmiechnęła się Anna, patrząc na jasny rysunek. „Czy to my wszyscy razem?”

  • Aha! Oto tata, ty, ja, Aloszka i babcia Wiera! – Masza wskazała palcem na każdą z postaci.

Nikołaj i Anna wymienili spojrzenia. Ich córka nie miała pojęcia, jak skomplikowana jest relacja między małymi ludzikami, które narysowała.

„Kochanie, idź pobawić się z bratem” – Anna pocałowała córkę w czubek głowy.

Kiedy Masza uciekła, Mikołaj cicho powiedział: – Pamiętasz, jak to się wszystko zaczęło? W pierwszych latach po ślubie twoja matka cię uwielbiała.

  • Tak, nazywałam ją córką – Anna uśmiechnęła się smutno. – A potem urodziła się Masza i wszystko się zmieniło. Stałam się zupełnie inną osobą.

„Może po prostu była zazdrosna?” – zasugerował Nikołaj. „Bała się, że się od niej odsunę…”

„Dziwny sposób na zatrzymanie syna – ignorowanie jego dzieci” – Anna wstała i podeszła do okna. „Przez pięć lat nigdy nie zaproponowała pomocy przy dzieciach. A teraz nieustannie domaga się twojej uwagi.

  • Co mówi Marina? – zapytała Anna, wciąż patrząc przez okno. – Ona też jest córką, dlaczego wszystkie zmartwienia spadły na ciebie?

– Moja siostra uważa, że ma za dużo pracy. Poza tym mieszka jeszcze dalej od mamy – zwrócił się Mikołaj do żony. – Ale masz rację, musimy z nią porozmawiać.

  • Kolya, nie mam nic przeciwko temu, żebyś pomagał mamie. Naprawdę. Ale musimy ustalić pewne granice. Nie możemy się załamać przy pierwszym wezwaniu.

Na korytarzu zadzwonił telefon komórkowy, a na ekranie pojawił się napis „Mama”.

„Nie wezmę tego” – Nikołaj wyłączył dźwięk. „Oddzwonię jutro”.

  • Ona się obrazi.

– Niech będzie. Mam dość bycia rozdartym między wszystkimi. Problemy w pracy, dzieci w domu, a do tego te niekończące się wyjazdy… – Przeczesał włosy ręką. – Może powinniśmy się jakoś umówić? Przychodzę raz w tygodniu, Marina też. Wszystko w porządku.

  • Myślisz, że się zgodzi?
  • Nie wiem. Ale warto spróbować.

Anna przytuliła męża: „Przepraszam, że wywieram na ciebie presję. Widzę, jak bardzo ci ciężko”.

  • Nie naciskasz na mnie. Po prostu mówisz to, co myślę.

Coś spadło w pokoju dziecinnym i było słychać krzyk Aloszy.

  • Mamo! – rozległ się głos Maszy. – Aloszka upuścił książkę!
  • Już idę, już idę! – Anna pospieszyła do dzieci.

Nikołaj został sam w kuchni. Wyjął telefon i otworzył zdjęcie zrobione pięć lat temu – z ich ślubu. Wiera Pietrowna promieniała szczęściem, przytulając synową i szepcząc jej coś do ucha. Wszystko wtedy było inne.

Pamiętał, jak matka pomagała im urządzać wynajmowane mieszkanie, przynosiła domowe jedzenie i doradzała młodej gospodyni. A potem… Co się zmieniło? Kiedy pojawiła się Maszeńka, Wiera Pietrowna zaczęła się dystansować. Dzwoniła coraz rzadziej, prawie nigdy nie przychodziła. Na pytania odpowiadała wymijająco – zajęta, chora, w interesach…

Anna bardzo się martwiła. Zwłaszcza gdy dowiedziała się o drugiej ciąży. Bała się, że teściowa znów zignoruje wnuka. I tak się stało – nie przyszła na wypis, powołując się na zły stan zdrowia. Ale tydzień później poprosiła Mikołaja, żeby pomógł jej w remoncie.

„Dzieci zasnęły” – Anna wróciła do kuchni. „O czym myślisz?”

„Przypominałem sobie, jak to się wszystko zaczęło” – pokazał jej zdjęcie. „Nie rozumiem, dlaczego tak się zmieniła”.

  • Może po prostu zapytajmy? – Anna usiadła obok niego. – Po prostu powiedz mu, co nas trapi.

– Boję się, że zamknie się jeszcze bardziej. Znasz ją – jeśli coś nie idzie po jej myśli, od razu pojawia się uraza i łzy…

  • Ale tak dalej być nie może. Jesteś rozdarty między nami, ja jestem zły, ona jest nieszczęśliwa. Wszyscy jesteśmy nieszczęśliwi.

Mikołaj skinął głową: – Pójdę do niej jutro. Nie z powodu stuknięcia – pogadać. I zadzwonię do Mariny, niech też przyjdzie.

  • Chcesz, żebym poszedł z tobą?
  • Nie, najpierw ja. Spróbuję zrozumieć, co się dzieje.

W tym momencie telefon zadzwonił ponownie. Wiera Pietrowna nie poddała się.

„Odbierz telefon” – powiedziała cicho Anna. „Powiedz mu, że przyjdziesz jutro”.

Mikołaj odebrał telefon: „Tak, mamo. Słucham”.

  • Kolenka! – Głos Wiery Pietrowna zadrżał. – Synu, tak mi źle, że jestem sama. Nikt nie przychodzi, nikt nie dzwoni…
  • Mamo, byłem u ciebie przedwczoraj.
  • Trzy dni! Nie widziałam nikogo przez całe trzy dni! Nawet Marinoczka nie zadzwoniła…
  • Dobrze, przyjdę jutro. Ale musimy poważnie porozmawiać.
  • O czym, synu? – w głosie matki zabrzmiała nuta niepewności.

– O wszystkim. O tobie, o nas, o dzieciach. Czemu w ogóle nie interesujesz się wnukami?

Na linii zapadła cisza.

  • Matka?

„Porozmawiamy jutro” – odpowiedziała sucho Wiera Pietrowna. „Skoro postanowiłeś mnie zbesztać…”

  • Nie będę cię pouczał. Chcę tylko zrozumieć.

„Do zobaczenia jutro, synu” – rozłączyła się.

Mikołaj spojrzał na żonę: „Wygląda na to, że ta rozmowa nie będzie łatwa”.

„Najważniejsze, że postanowiłeś to zacząć” – Anna ścisnęła jego dłoń. „Może przynajmniej coś się wyjaśni”.

Długo siedzieli w kuchni, wspominając przeszłość i myśląc o przyszłości. Na zewnątrz powoli zapadał zmrok, dzieci spokojnie chrapały w pokoju dziecięcym, a sześćdziesiąt kilometrów dalej Wiera Pietrowna również nie spała, oglądając stare fotografie i myśląc o zbliżającej się rozmowie z synem.

Następny dzień był pochmurny. Mikołaj wyjechał do matki zaraz po pracy, ostrzegając Annę, że może zostać dłużej.

„Mamo, jestem tutaj!” krzyknął i otworzył drzwi kluczem.

Wiera Pietrowna powitała go na progu, jak zawsze schludnie ubrana, z uczesanymi włosami: „Wejdź, synu. Upiekłam ciasta”.

  • Mamo, najpierw porozmawiajmy.
  • Przecież nawet z matką nie możesz napić się herbaty… – zacisnęła usta. – Dobrze, wejdź do pokoju.

Usiedli w starych fotelach – tych samych, które ojciec kupił dwadzieścia lat temu. Mikołaj rozejrzał się – wszystko w mieszkaniu pozostało niezmienione, jakby czas się tu zatrzymał.

  • O czym chciałaś porozmawiać? – Wiera Pietrowna skrzyżowała ręce na kolanach.
  • Mamo, dlaczego nie kontaktujesz się ze swoimi wnukami?
  • Dlaczego nie komunikuję się? – Uniosła brwi. – Zawsze o nie pytam, kiedy przychodzisz.
  • Pytasz, tak. Ale ona nigdy nie przyszła ot tak, nie zaoferowała pomocy. Kiedy urodził się Alosza, nawet nie przyszła na wypis.
  • Miałam nadciśnienie, zapomniałeś?
  • A tydzień później przyszedłem ci pomóc z meblami. I presja nie przeszkodziła.

Wiera Pietrowna zwróciła się do okna: „Czy ty mnie obwiniasz?”

  • Nie, mamo. Próbuję zrozumieć. Kiedyś byłaś inna. Pamiętasz, jak zaakceptowałaś Anyę? Jak bardzo cieszyłaś się z naszego ślubu?

„Pamiętam” – odpowiedziała cicho.

  • Co się zmieniło? Dlaczego się od nas odsunęliście?

W pokoju panowała cisza. Słychać było tykanie zegara w kuchni – starego, jeszcze po mojej babci.

„Boję się” – powiedziała w końcu Wiera Pietrowna.

  • Co?
  • Że mnie nie pokochają. Że tylko będę im przeszkadzać.
  • Kto? Dzieci?

– A dzieci i Ania… – wyjęła chusteczkę i otarła oczy. – Kiedy urodziła się Maszeńka, widziałam, jaka byłaś szczęśliwa. Taka młoda rodzina, wszyscy cieszyli się z siebie nawzajem. A ja? Staruszka, która tylko plątała się pod nogami.

  • Mamo, co ty mówisz? – Mikołaj przysunął się bliżej. – Dzieci cię uwielbiają. Masza ciągle pyta, kiedy babcia przyjedzie. Nawet rysuje cię na swoich obrazkach.
  • Naprawdę? – w oczach Wiery Pietrowna błysnęła nadzieja.
  • Oczywiście. A Anna… Sam mówiłeś, że jest dla ciebie jak córka.
  • Powiedziałam… – westchnęła. – A potem przestraszyłam się, że będę zbędna. Więc zaczęłam się dystansować. A im dalej szłam, tym bardziej przerażał mnie pierwszy krok. Łatwiej było wymyślić powody, dla których miałaś przyjść.
  • Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?

– Wstydziłem się. I co mogę powiedzieć? „Synu, boję się, że nikt mnie nie potrzebuje”?

  • Mamo… – Mikołaj objął ją ramionami. – Naprawdę cię potrzebujemy. Wszyscy cię potrzebujemy. Ale nie w ten sposób – obrażony, domagający się uwagi. Ale prawdziwy – miły, troskliwy, kochający.

„Nie wiem, jak to wszystko odzyskać” – przytuliła się do syna. „Tyle lat przepadło”.

– Niczego nie brakuje. Dzieci dorastają, potrzebują babci. Anna będzie wdzięczna za twoją pomoc. A Marina i ja nie będziemy już rozdarci między rodzinami.

  • A Marina… Zupełnie o mnie zapomniała.

– To nieprawda. Ona też się martwi. Rozmawiałem z nią wczoraj – przyjedzie w ten weekend.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Nikołaj i Wiera Pietrowna spojrzeli na siebie zaskoczeni.

„Czekasz na kogoś?” zapytał.

„Nie…” wstała. „Pójdę otworzyć.”

Anna stała na progu z dziećmi.

  • Babciu! – Masza pobiegła, żeby przytulić Wierę Pietrownę. – A my do ciebie przyjdziemy!

„Postanowiliśmy przyjść” – uśmiechnęła się Anna. „Mam nadzieję, że nie przerwaliśmy ważnej rozmowy?”

Wiera Pietrowna przytuliła wnuczkę, a mały Alosza wyciągnął ręce z ramion matki. Łzy spływały jej po policzkach.

  • Nie, co ty mówisz… – podniosła wzrok na synową. – Przyszłaś w samą porę.
  • Wejdźcie szybko – zaczęła się krzątać Wiera Pietrowna. – Mam świeże pasztety, zaraz zaparzymy herbatę.
  • Babciu, mogę ci pomóc? – Masza chwyciła ją za rękę. – Już wiem, jak ustawić kubki!

„Oczywiście, kochanie” – uśmiechnęła się Wiera Pietrowna. „Chodźmy do kuchni”.

Anna, Alosza i Mikołaj pozostali w pokoju. Z kuchni dobiegł dźwięczny głos Maszy, szczegółowo opowiadającej babci o swoich rysunkach i grach.

„Jak się tu znalazłeś?” zapytał cicho Nikołaj.

„Postanowiłam zaryzykować” – Anna usiadła na sofie, sadzając Aloszę obok siebie. „Pomyślałam, że jeśli chcemy poprawić nasze relacje, powinniśmy zrobić to wszyscy razem”.

„Mamo, czyje to zdjęcie?” – dobiegł z kuchni głos Maszy.

„A to twój mały tatuś” – odpowiedziała Wiera Pietrowna. „Zobacz, jaki był zabawny”.

  • O, naprawdę! Tato, chodź tu i spójrz na siebie!

Mikołaj puścił oko do żony i poszedł do kuchni. Anna została z synem, oglądając stare fotografie na ścianach. Alosza kręcił głową na boki, z ciekawością badając nieznane otoczenie.

„Bah-ba!” powiedział nagle, wskazując palcem na drzwi.

Wiera Pietrowna stała w drzwiach z tacą.

„O mój Boże” – wyszeptała, o mało nie upuszczając kubków. „On… on mnie rozpoznał?”

– Oczywiście – uśmiechnęła się Anna. – Często pokazujemy mu twoje zdjęcia. Prawda, Aloszenka? Gdzie jest babcia?

  • Ba-ba! – dziecko radośnie klasnęło w ręce.

Wiera Pietrowna postawiła tacę i uklękła przed wnukiem: „Chodź do mnie, mały”.

Alosza bez wahania rzucił się jej w ramiona.

  • A przyniosłam jakieś paszteciki! – Masza wbiegła do pokoju z talerzem. – O, patrz, Aloszka przytula się do babci!

Mikołaj stał w drzwiach, obserwując scenę. Jego matka, tak drażliwa i samotna tego ranka, promieniała teraz szczęściem, tuląc wnuka. Masza kręciła się w kółko, rozkładając ciasta i bez przerwy gawędząc. Anna ukradkiem ocierała łzy.

„Mamo, powiedz mi, jaki był tata, kiedy był małym chłopcem!” – zapytała Masza, siadając obok babci.

„Och, to cała historia” – Wiera Pietrowna posadziła Aloszę na kolanach. „Kiedyś, gdy miał pięć lat…”

Wieczór minął błyskawicznie. Wiera Pietrowna wyjęła stare albumy, opowiadała historie z dzieciństwa Mikołaja i Mariny, częstowała wnuki ciastami. Masza nie odstępowała babci na krok, a mały Alosza zasnął w jej ramionach.

„Musimy wracać do domu” – powiedziała cicho Anna, gdy na zewnątrz zrobiło się ciemno. „Czas, żeby dzieci poszły spać”.

„Może zostaniesz?” – zapytała z nadzieją Wiera Pietrowna. „Mam wystarczająco dużo miejsca dla wszystkich”.

  • Innym razem, mamo – Mikołaj wziął na ręce śpiącą Maszę. – Ale teraz będziemy przychodzić częściej. Prawda, Aniu?

„Oczywiście” – ostrożnie wzięła Aloszę. „A ty możesz do nas przyjść. Kiedy tylko zechcesz”.

„Z chęcią zaopiekuję się dzieckiem” – powiedziała niepewnie Wiera Pietrowna. „Jeśli nie masz nic przeciwko…”

„Będzie nam bardzo miło” – odpowiedziała szczerze Anna.

Już w drzwiach Wiera Pietrowna zawołała do synowej: „Aniu! Wybacz mi. Za te wszystkie lata…”

  • Najważniejsze, że teraz wszystko jest w porządku – Anna wolną ręką objęła teściową. – Wpadnij do nas na obiad w niedzielę. Marina też będzie.
  • Na pewno przyjdę.

Kiedy wsiedli do samochodu, Mikołaj spojrzał na żonę: „Dziękuję”.

  • Po co?
  • Za to, że się nie poddałeś. Za to, że się nie poddałeś. Za wiarę, że wszystko da się naprawić.

– Chciałam tylko, żeby nasze dzieci znały swoją babcię. Tę prawdziwą – dobrą, kochającą, troskliwą.

W lusterku wstecznym zobaczyli Wierę Pietrownę stojącą przy oknie i machającą do nich. Masza, półprzytomna, odmachała im.

Tydzień później Wiera Pietrowna rzeczywiście przyjechała. Marina przywiozła ją swoim samochodem. Wszyscy razem ugotowali obiad, śmiali się, wspominali przeszłość i snuli plany na przyszłość. Masza narysowała nowy obrazek – liczną rodzinę przy świątecznym stole. I tym razem rysunek w pełni odpowiadał rzeczywistości.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *