Żona przypadkowo wróciła do domu i zastała męża i gospodynię rozmawiających o tym, jak pozbyć się syna

Powrót do domu o tej porze był dla Marii czymś niesamowitym. Zazwyczaj spędzała popołudnia w przytulnym kąciku swojej ulubionej kwiaciarni, zanurzając się w świecie aromatów piwonii i orchidei, rozmawiając o pięknie i sekretach kwiatów ze stałymi klientami. Ale dziś… Coś zdawało się ją odciągać, nerwowo szarpiąc niewidzialne nici jej duszy. I tak niemal na palcach weszła do mieszkania przy Czystych Prudach.

Najświętszą ciszę domu przerywało jedynie ciche skrzypnięcie drzwi. Z gabinetu dobiegały stłumione głosy, jakby kryły coś ważnego i niewątpliwie przerażającego.

„Alla, musimy działać szybko” – suchy i napięty głos Olega zdawał się przecinać przestrzeń biura. „Maxim nie może niczego podejrzewać”.

„Rozumiem, Olegu Pietrowiczu” – odpowiedziała gospodyni z nutą zdrady. „Ale jak możemy wytłumaczyć jego zniknięcie?”

Maria zamarła w drzwiach, każde słowo uderzało ją w nerwy. Rozmowa dotyczyła jej syna. Jej jedynego ulubieńca, który niedawno skończył trzydzieści pięć lat.

„Najważniejsze, żeby wszystko robić czysto” – kontynuował Oleg, brzmiąc jak osoba z zewnątrz. „Nie mogę ryzykować reputacji. Stawka jest zbyt wysoka”.

„A co jeśli zauważy niebezpieczeństwo?” Alla wydawała się trochę zmartwiona.

  • Nie mamy innego wyboru. Albo on, albo my wszyscy… pójdziemy na dno.

Maria stłumiła krzyk, zakrywając usta dłonią. Przez wszystkie lata małżeństwa nigdy nie słyszała Olega tak… zimnego, jak lodowaty wiatr.

Wtedy coś brzękło – Oleg odstawił swoją zwykłą szklankę z napojem.

„Kiedy zaczniemy?” – Alla nalegała.

  • Dziś wieczorem. Maksym przyjdzie o ósmej. Wszystko już zaplanowane.

Stopy Marii poniosły ją od drzwi. Zniknęła w łazience dla gości i zamknęła się w środku. Serce waliło jej jak młotem, jakby próbowało się wyrwać. Jej twarz błysnęła w lustrze – blada, z szeroko otwartymi oczami pełnymi przerażenia.

„Boże, co mam zrobić?” wyszeptała, odkręcając kran z zimną wodą.

Zimna woda spływała jej po twarzy, rozjaśniając myśli. W zachowaniu Olega przez ostatni miesiąc było coś niewytłumaczalnego: telefony o dziwnych porach, szepty, twarze obcych ludzi. I Ałła… gospodyni, która najwyraźniej trafiła tu przypadkiem po poprzedniej.

  • Mario Aleksandrowno, jesteś w domu? – dobiegł z korytarza głos Alli.

„Tak” – jej głos brzmiał napiętym, normalnym głosem. „Właśnie przyjechałam”.

– Chcesz herbaty? Właśnie ją zrobiłem.

„Nie, dziękuję” – odparła niechętnie Maria, starając się wyglądać na beztroską. „Piłam w mieście”.

Spojrzenia obu kobiet się spotkały. W oczach Alli pojawił się cień niepokoju, ale szybko zniknął za zwykłym uśmiechem.

  • Oleg Pietrowicz w biurze?

„Tak” – skinęła głową gospodyni. „Prosił, żebym mu nie przeszkadzała”.

Maria wymusiła uśmiech, czując, jak uśmiech zastyga w bezwładną maskę.

  • Jasne. Pójdę do siebie. Załatwię zakupy.

W domu natychmiast podniosła słuchawkę. Wybrała numer syna… i cisza. „Abonent chwilowo niedostępny” – odpowiedziała chłodno sekretarka.

Do wieczora pozostały cztery godziny. Maria gorączkowo rozważała swoje możliwości. Zadzwonić na policję? Ale co miałaby powiedzieć – że podsłuchała dziwną rozmowę? Ostrzec syna? Telefon wciąż milczał.

Ktoś ostrożnie zapukał do drzwi.

„Maszenka, jesteś w domu?” Głos Olega brzmiał znajomo ciepło, jakby pół godziny temu nie rozmawiał z gospodynią o czymś strasznym.

„Tak, kochanie” – próbowała powstrzymać drżenie głosu.

Oleg wszedł, podszedł do niej i pocałował ją w policzek. Pachniał drogą wodą kolońską.

  • Przyszedłeś dziś wcześniej. Coś się stało?
  • Nie, jestem po prostu… trochę zmęczony.

„Chciałem tylko omówić z tobą jedną sprawę” – usiadł obok mnie na łóżku. „Pamiętasz, rozmawialiśmy o wysłaniu Maxima na staż do Londynu?”

Maria zmarzła. No i o to chodzi – „wysłać”… „zniknięcie”… Czy oni naprawdę planują…

„Tak, pamiętam” – próbowała mówić spokojnie. „Ale Maksym odmówił”.

„Sytuacja się zmieniła” – Oleg potarł nasadę nosa gestem, który zawsze zdradzał jego podekscytowanie. „Otrzymałem doskonałą ofertę od moich partnerów. Myślę, że omówimy ją z całą rodziną dziś wieczorem”.

„O ósmej?” zapytała Maria niewinnie.

Oleg na chwilę zamarł, po czym skinął głową:

  • Tak, Maksym obiecał przyjść o ósmej.

Kiedy mąż odszedł, Maria wyjęła z szafy stary dyktafon. Ręce jej się trzęsły, ale wiedziała na pewno: tego wieczoru dowie się prawdy, bez względu na wszystko.

O kwadrans ósma Maria zasiadła w salonie z książką. Magnetofon znajdował się w wewnętrznej kieszeni szlafroka. Alla krzątała się po kuchni, przygotowując obiad, którego nikt nie miał zamiaru zjeść.

Dzwonek do drzwi zadzwonił dokładnie o ósmej. Maxim był zawsze punktualny, cechę odziedziczył po ojcu.

„Cześć, mamo” – syn pocałował ją w policzek. Pachniał mroźnym wieczorem i papierosami. „Czy tata jest w domu?”

„W biurze” – Maria wpatrywała się w jego twarz, próbując zapamiętać każdy szczegół. „Maxim, może…”

Nie zdążyła dokończyć. Oleg wyszedł z biura:

  • O, już jesteś. Świetnie. Chodźmy do mnie, musimy poważnie porozmawiać.

„Ja też chcę wziąć udział w rozmowie” – Maria zdecydowanie wstała z krzesła.

Mąż zmarszczył brwi:

  • Maszeńko, rozmawialiśmy o tym…
  • Nie, Oleg. Muszę tam być.

W tym momencie Alla wyszła z kuchni z tacą:

— Przyniosłam herbatę i ciasteczka.

„Dziękuję, Alla” – głos Olega stał się szorstki. „Masz dziś wolne”.

Gospodyni zawahała się:

  • Ale jak…
  • Wolny, powiedziałem!

Maria zauważyła, jak kostki Alli zbielały, gdy ściskała tacę. W oczach pokojówki pojawił się strach.

W biurze panował półmrok – paliła się tylko lampka na biurku, rzucając dziwne cienie na ściany. Maksym usiadł w skórzanym fotelu, Maria rozsiadła się na sofie, a Oleg stał, nerwowo stukając palcami w stół.

„Synu, sytuacja jest krytyczna” – zaczął bez wstępu. „Musisz natychmiast polecieć do Londynu”.

„Tato, rozmawialiśmy o tym” – skrzywił się Maksym. „Mam tu projekty, zespół…”

  • Którego zaraz nie będzie! – Oleg uderzył dłonią w stół. – Czy rozumiesz, co nam grozi?

Maria włączyła dyktafon, który miała w kieszeni.

„O czym mówisz?” W głosie syna słychać było napięcie.

— Jutro rano firma zostanie skontrolowana. Wiedzą o „szarych” schematach. Ktoś ujawnił te informacje.

  • Jakie plany? – Maksym gwałtownie wstał. – Mówiłeś, że to wszystko było legalne!

„Usiądź!” warknął Oleg. „Zrobiłem, co musiałem, żeby utrzymać rodzinę. Teraz musimy ratować to, co zostało”.

Maria poczuła mdłości podchodzące jej do gardła. Więc nie chodziło o eliminację… Ale po co ta dziwna rozmowa z Allą?

„A co proponujesz?” zapytał Maksym ospale.

  • Masz lot za godzinę. Dokumenty są gotowe. Alla już zawiozła twoje rzeczy na lotnisko.

„Więc dlatego potrzebowałaś tej gosposi” – powiedziała nagle Maria, wstając z sofy. „Ona nie jest zwykłą służącą, prawda?”

Oleg zbladł:

  • Co masz na myśli?

– Słyszałam waszą rozmowę w ciągu dnia. O tym, jak „pozbyć się” syna, żeby wszystko zrobić „na czysto”… – Maria wyjęła dyktafon. – I nagrałam wszystko, co się teraz dzieje.

  • Mamo, o czym ty mówisz? – Maksym przeniósł zaniepokojony wzrok z matki na ojca.

„Alla jest byłą prawniczką” – przyznał Oleg po długiej pauzie. „Pomaga w przygotowaniu dokumentów na twoje odejście, żeby śledczy nie mogli cię powiązać z firmą”.

„Więc chcesz zrobić z syna kozła ofiarnego?” Maria poczuła, jak w niej kipi wściekłość. „Ukryć go za granicą i samemu zachować czystość?”

– Nie! – Oleg osunął się na krzesło. – Próbuję go ratować! Kiedy zacznie się audyt, pierwszą rzeczą, jaką zrobią, będzie mianowanie go dyrektorem finansowym. A on ma trójkę dzieci, całe życie przed sobą…

Ktoś zapukał do drzwi. Alla stanęła na progu:

  • Oleg Pietrowicz, wybacz mi, ale musimy lecieć. Samolotem…

„Nigdzie się nie wybieram” – powiedział stanowczo Maksym. „Razem zaczęliśmy ten bałagan i razem go posprzątamy”.

– Nie rozumiesz! – Oleg podskoczył, a jego twarz wykrzywiła się z rozpaczy. – To nie jest zwykły czek! Oni już wszystko wiedzą. O offshore’ach i o podwójnej księgowości… Ty pierwszy pójdziesz do więzienia, bo wszystkie dokumenty są podpisane twoją ręką!

Maria podeszła do gospodyni:

  • A jaka jest twoja rola w tym wszystkim? Dlaczego zgodziłeś się wziąć w tym udział?

Alla spuściła wzrok:

  • Ja też mam syna. Oleg Pietrowicz obiecał zapłacić za jego leczenie…

„Wspaniale” – Maksym uśmiechnął się gorzko. „Więc wszyscy tutaj mają dobre intencje? I ty, tato, i Alla… Ale jakoś i tak wychodzi brudno i podle”.

W pokoju zapadła ciężka cisza. Gdzieś w głębi domu tykał zegar, odliczając minuty do startu samolotu bez pasażera.

„Dzwonię do prawnika” – powiedziała w końcu Maria. „Natychmiast. I wszyscy razem zastanowimy się, jak wyjść z tej sytuacji na drodze prawnej”.

„Już późno” – Oleg pokręcił głową. „Rano…”

„Rano pójdziemy do prokuratury” – przerwał mu Maksym. „Z przyznaniem się do winy. To jedyny sposób, żeby zachować choć odrobinę godności”.

Na zewnątrz zaczynało się robić jasno.

Maria siedziała w kuchni, mechanicznie mieszając zimną herbatę. Wydarzenia poprzedniej nocy wydawały się koszmarem: niekończące się telefony do prawnika, sporządzanie dokumentów, łzy Alli, przyznawanie, że jej syn od dawna jest zdrowy, a ona po prostu chciała pieniędzy…

  • Nie możesz spać? – Oleg pojawił się w drzwiach, wychudzony, z czerwonymi oczami.

„Jak możesz tu spać?” Odsunęła kubek. „Za dwie godziny musimy wyjść…”

Oleg ciężko opadł na krzesło:

  • Wiesz, naprawdę chciałem jak najlepiej. Myślałem, że jak Maksym odleci, to wszystkie problemy spadną na mnie…

„Myślałaś o tym, jak będzie mu z tym żyć?” Maria spojrzała mężowi w oczy. „Ukrywając się, wiedząc, że porzucił ojca…”

„Teraz wsadzą ich obu do więzienia” – machnął bezradnie ręką.

– Niekoniecznie. Adwokat powiedział, że dobrowolne przyznanie się do winy i zadośćuczynienie za poniesione szkody mogłyby znacznie złagodzić karę.

Na korytarzu słychać było kroki. Maksym był już ubrany i gotowy:

— Czas ruszać. Zaczynają się korki.

Maria wstała:

  • Jestem z tobą.
  • Mamo, nie…

„Warto” – wyprostowała ramiona. „Przez trzydzieści pięć lat byłam tylko żoną biznesmena. Czas zostać matką i żoną mężczyzn, którzy mają odwagę odpowiadać za swoje czyny.

Zeszli we trójkę po schodach. Przed wejściem czekał samochód. Poranne słońce malowało asfalt, mokry po nocnym deszczu, na różowo, jakby dając do zrozumienia: po najciemniejszej nocy zawsze nadchodzi świt.

„Wiesz” – powiedział cicho Maxim, otwierając drzwi samochodu – „cieszę się, że wróciłeś wcześniej do domu”.

Maria skinęła głową w milczeniu, czując, jak łza spływa jej po policzku. Czasami wypadki wcale nie są wypadkami. Czasami ratują nie tylko reputację, ale i dusze.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *