Irina zatrzymała się przed drzwiami ich nowego mieszkania. Pierwszego domu, który naprawdę miał być ich. Nie wynajętego lokum, nie kącika w domu rodziców – prawdziwego domu. Wzięła głęboki oddech, ściskając w dłoni klucze.
Oboje byli wyczerpani przez ostatni rok. Czekanie na ukończenie budowy, niekończące się zgody fachowców, nocne telefony do brygadzisty, gdy odkrywano cieknący kran… Myśl, że to wszystko w końcu za nimi, wydawała się niemal nierealna.
„Zróbmy to razem” – zaproponowała Irina.
Drzwi ustąpiły niespodziewanie łatwo, jakby ktoś je wyrwał od środka. Zapach świeżego remontu uderzył mnie w nos – mieszanka drewna, farby i tynku zmieszana z czymś obcym… przytulnym?
Z głębi mieszkania dobiegał dźwięczny śmiech dzieci i dźwięk włączanego telewizora.
– Tatuś tu jest! – rozległ się głosik małej Viki, a na korytarz wybiegła siedmioletnia dziewczynka z dwoma rozczochranymi warkoczykami. – Czekałam i czekałam na ciebie! Babcia powiedziała, że możemy wskoczyć na kanapę, póki cię nie ma!
Irina zamarła na progu. W salonie, na sofie, którą wybierali od prawie miesiąca, siedziała Antonina Siergiejewna, matka Gleba. Z kuchni dobiegał brzęk naczyń.
- O, dojechaliśmy – Antonina Siergiejewna wstała z sofy. – A już myśleliśmy, że zmieniłeś zdanie co do przeprowadzki.
- Mamo? – Gleb zmarszczył brwi. – Jak się tu dostałaś?
– No, daj spokój – teściowa machnęła ręką. – Mam klucze, zapomniałaś? Tyle razy sprawdzałam fachowców, kiedy byłaś w pracy.
Marina, była żona Gleba, pojawiła się w drzwiach kuchni. Irina poczuła, jak ściska ją w żołądku. Co oni tu robili? Po co się tu wlekli akurat dzisiaj?
„Gleb” – Marina skinęła głową z krzywym uśmiechem. „Wyglądasz świetnie. Życie z nową żoną najwyraźniej dobrze ci służy”.
Gleb powoli opuścił torbę na podłogę.
„Czy mogę zapytać, co się dzieje?” – zapytał, starając się mówić spokojnie, ale Irina wychwyciła niebezpieczną nutę w jego głosie.
- Co masz na myśli? – Antonina Siergiejewna była zaskoczona. – Świętujemy parapetówkę. Vika, moja droga, idź przywitać się z ciocią Irą.
Dziewczynka podbiegła do Iriny i nieśmiało się uśmiechnęła.
- Cześć, ciociu Iro. A babcia dała mi klucze do naszego nowego mieszkania! Patrz! Wszyscy urządzamy parapetówkę! – Wyjęła z kieszeni pęk kluczy z breloczkiem z jednorożcem.
Irina zwróciła wzrok na Gleba. Stał tam, zaciskając szczęki i wpatrując się prosto w dziecko.
„Mamo, dlaczego to robisz?” Głos Gleba brzmiał stłumiony.
- Co się stało? – Antonina Siergiejewna rozłożyła ręce. – Wnuczka powinna i musi wiedzieć, że ma swój własny dom. Cokolwiek się stanie.
- Matka…
Irina pamiętała wieczór, kiedy Gleb po raz pierwszy opowiedział jej o swojej rodzinie. Siedzieli w małym barze, do którego wędrowali po wystawie. Gleb obracał w dłoniach szklankę coli i mówił cicho, jakby wyznawał coś wstydliwego.
— Pobraliśmy się z Marinką, kiedy miałam dwadzieścia dwa lata. Młoda, głupia. Mama była zachwycona — wszystko było jak trzeba: urząd stanu cywilnego, suknia, garnitur, kłótnia na ślubie… Znała Marinkę od dzieciństwa, nasi rodzice się przyjaźnili.
Irina spojrzała na jego dłonie – piękne, z długimi palcami. Muzyczne palce, pomyślała wtedy.
— A potem urodziła się Vika i wszystko się posypało. Marina zaczęła gdzieś znikać, wracając rano podchmielona… Mówiła, że potrzebuje spokoju, że wariuje od nieprzespanych nocy z dzieckiem. Że wszystko jest skomplikowane i nudne…
„I uwierzyłeś jej?” zapytała wtedy Irina.
— Na początku tak — Gleb uśmiechnął się smutno. — Potem przestałem. Ale to przetrwałem. Dzięki Vice, dzięki mojej mamie, która powtarzała: „Bądź cierpliwa, to depresja poporodowa, każdy przez to przechodzi”. Wierzyłem im. Mojej mamie, mojej żonie.
Gleb opowiedział, jak kiedyś wrócił do domu wcześniej niż zwykle i zastał w swoim mieszkaniu obcego mężczyznę. Jak Marina ze łzami w oczach przeprosiła, jak obiecała, że to ostatni raz. Jak matka przekonała go do wybaczenia, do dania mu kolejnej szansy – jakby była młoda, zagubiona. Dla dobra córki, dla dobra rodziny.
— Wybaczyłam. A miesiąc później wszystko się powtórzyło. Nowy chłopak, nowe łzy, nowe obietnice. I mama znów jest po jej stronie. „Nie niszcz rodziny, pomyśl o dziecku”. Jakby to była moja wina, że moja żona się drapie.
„A rozwód?” Irina pamiętała, jak ostrożnie zadała to pytanie.
„Rozwód był trudny” – Gleb skrzywił się na wspomnienie. „Moja matka naturalnie stanęła po stronie Mariny. Nadal nie rozumiem dlaczego. Powiedziała, że jestem samolubny, że stawiam dumę ponad szczęście córki. Że prawdziwy mężczyzna powinien ratować swoją rodzinę za wszelką cenę.
- A co z tobą?
— A ja… Spakowałam się i wyjechałam. Wynajęłam pokój, potem mieszkanie. Próbowałam się z Viką zobaczyć, ale każde spotkanie przeradzało się w przesłuchanie: kiedy wrócisz, dlaczego odeszłaś, jak możesz nam to zrobić. W końcu zaczęłam widywać córkę rzadziej — tylko wtedy, gdy jej matka nie ingerowała.
– Powiedz mi, Iroczko – głos Antoniny Siergiejewny przywrócił ją do rzeczywistości. – Rozumiesz, że dziecko powinno mieć swoje miejsce? Jesteś porządną kobietą.
Irina zmusiła się do uśmiechu. Spokojnie. Tylko spokojnie.
- Oczywiście, Antonino Siergiejewno. Gleb i ja zawsze cieszymy się na widok Viki. Ale ona będzie mieszkać z matką, tak jak poprzednio.
– Z mamą! – prychnęła Antonina Siergiejewna. – W kawalerce z mamą i babcią z problemami z sercem! A tu trzy puste pokoje!
„Nie są puste” – powiedziała stanowczo Irina. „To nasz dom”.
- Twoje? – Antonina Siergiejewna zmrużyła oczy. – A czyje to pieniądze? Dziadka! Dziadka Glebowa, zaraz. Mojego ojca, który zresztą mieszkał ze mną, aż do śmierci. Kto się nim opiekował? Ja! A gdzie się podziały pieniądze z jego mieszkania? Na zaliczkę na twoje!
Irina poczuła narastającą falę irytacji. Tyle słyszała o tym nieszczęsnym dziadku i jego pieniądzach, że już zaciskała zęby.
– Mamo, przestań – Gleb zrobił krok naprzód. – Pieniądze dziadka poszły na zaliczkę, a resztę dopłacamy sami. A mieszkanie jest na nas oboje.
– Jasne, jasne – Antonina Siergiejewna pokręciła głową. – I pierścionek, i mieszkanie dla nowej żony. A córka niech się kręci po kątach.
– Mamo, przestań! – Gleb podniósł głos, a Vika, która stała obok niego, zadrżała. – Mam już tego dość! Ciągłych aluzji, manipulacji, prób wpędzania mnie w poczucie winy!
– Gleb – wtrąciła Marina, podchodząc bliżej. – Nie róbmy awantury przy dziecku? Mamy proste pytanie: skoro część mieszkania została kupiona za pieniądze, które mogły trafić do Viki, chcemy, żeby jej część została oficjalnie zarejestrowana. To wszystko.
- Podzielić? – Irina nie mogła się powstrzymać. – Jaki udział, Marina? Dziadek nie zostawił testamentu, w którym wskazałby Vikę. Pieniądze ze sprzedaży mieszkania przekazał Glebowi, a Gleb rozporządzał nimi według własnego uznania. Vika nie ma żadnych praw do tego mieszkania.
- Legalnie! – przedrzeźniła Antonina Siergiejewna. – A co z sumieniem?
- Z czystym sumieniem? – zapytał cicho Gleb. – Chcesz rozmawiać o sumieniu, mamo? Proszę bardzo. Ale pozwól Vice iść do drugiego pokoju. Vikul, idź zobaczyć widok z pokoju z panoramicznymi oknami – widać stamtąd park i plac zabaw?
Vika, która ucichła podczas kłótni dorosłych, niepewnie skinęła głową.
„Tylko jej nie dezorientuj” – powiedziała Marina. „Nie będzie miała tu własnego pokoju”.
– Będzie – przerwał Gleb. – Kiedy przyjedzie odwiedzić ojca, będzie miała swój własny pokój. Ale będzie mieszkać z tobą, jak poprzednio.
Irina zabrała dziewczynkę do pokoju na zapleczu, który ona i Gleb planowali najpierw przekształcić w pokój gościnny, a potem w pokój dziecięcy dla dzieci. Kiedy wróciła, kłótnia rozgorzała na nowo.
— …kim ona jest? — syknęła Antonina Siergiejewna, patrząc na Gleba z uniesioną brodą. Widząc wchodzącą Irinę, gwałtownie odwróciła się w jej stronę.
– Ach, przyszedłeś! – Teściowa zmrużyła oczy. – Kim ty jesteś, żeby dyktować mojemu synowi, jak ma zarządzać swoim majątkiem? Myślisz, że nie rozumiem, że to ty go nastawiasz przeciwko własnej córce!
„Mamo, wystarczy” – powiedział zmęczony Gleb. „Irina nie ma z tym nic wspólnego. To moja decyzja”.
- Twoja? – Antonina Siergiejewna uśmiechnęła się gorzko. – Przeprowadzałeś się z pierwszego mieszkania do drugiego, nie mogłeś zarobić na nic, a tu proszę, ta nowa od razu dostała pierścionek z brylantem i mieszkanie w nowym budynku!
Irina zobaczyła, jak Gleb zaciska pięści. Położyła mu dłoń na ramieniu, uspokajając go i wspierając.
- Antonino Siergiejewno, myślę, że wszyscy jesteśmy trochę zdenerwowani – powiedziała pojednawczo. – Zróbmy to tak: Gleb i ja skończymy przeprowadzkę, a ty przyjedziesz… powiedzmy, w przyszłym tygodniu. Jak się już zadomowimy. I wszystko spokojnie omówimy.
– Nie ma o czym rozmawiać – warknęła teściowa. – Albo zarejestrujesz udziały na nazwisko Viki, albo… – Zrobiła znaczącą pauzę.
„Bo co?” zapytał cicho Gleb.
Antonina Siergiejewna rzuciła szybkie spojrzenie na Marinę, a ona, jak na zawołanie, wyprostowała się.
„Albo rozwiążemy ten problem na drodze sądowej” – powiedziała.
- Przez sąd? – Gleb zaśmiał się niedowierzająco. – A na jakiej podstawie?
„Możemy zakwestionować przelew pieniędzy od twojego dziadka do ciebie” – powiedziała Marina spokojnie, najwyraźniej przygotowała tę przemowę z wyprzedzeniem. „Starsza osoba w podeszłym wieku, być może nie do końca świadoma siebie…”
– Przestań – przerwał jej Gleb. – Dziadek był przy zdrowych zmysłach do ostatniego dnia. I doskonale rozumiał, co robi. A teraz – przepraszam, ale musimy się rozpakować. Wizyta dobiegła końca.
- Naprawdę? – Antonina Siergiejewna podniosła brodę. – Wypędzasz matkę z domu?
- Nie, mamo. Proszę cię, wyjdź i pozwól nam spokojnie się przeprowadzić. I proszę, oddaj mi klucze. Wszystkie kopie.
- Nie ma mowy! To też mój dom!
- Nie, mamo. To nie jest twój dom.
Antonina Siergiejewna spojrzała na syna długim, ciężkim wzrokiem. Potem powoli wyciągnęła z kieszeni pęk kluczy i rzuciła je na podłogę.
- Vika! – krzyknęła Marina. – Wychodzimy!
Vika wybiegła z pokoju.
„Nie chcę nigdzie iść!” krzyknęła. „Pięknie tu! I pokój jest duży! A na dole jest plac zabaw!”
Marina chwyciła córkę za rękę.
„Nie rób scen” – syknęła. „Nie pasujemy do tego miejsca. Nie jesteś tu mile widziany”.
„Marina, przestań” – powiedział Gleb zmęczonym głosem. „Vika jest zawsze mile widziana. Ale teraz się przeprowadzamy i…”
„I nie chcesz, żeby dziecko ci przeszkadzało” – dokończyła za niego Antonina Siergiejewna. „Wszystko jasne. Chodźmy, Wikusza. Tata nie ma teraz dla ciebie czasu”.
„Dziecko nie jest niczemu winne!” – Antonina Siergiejewna nadal była oburzona, wkładając płaszcz. „Po co karać Vikę za grzechy matki? Dlaczego miałaby się chować w kawalerce, skoro jej ojciec mieszka w luksusie w trzypokojowym mieszkaniu?”
– Mamo! – Głos Gleba drżał z ledwo powstrzymywanego gniewu. – Irina i ja nikogo nie wyrzucamy. Vika zawsze może przyjść z wizytą. Ale nie oddam mieszkania siedmioletniemu dziecku tylko dlatego, że chcesz zrobić na złość mojej żonie!
- Co Irina ma z tym wspólnego? – oburzyła się teściowa. – Mówimy o sprawiedliwości! Porzuciłeś swoją pierwszą rodzinę, zostawiłeś żonę i córkę bez dachu nad głową…
— Nikogo nie zostawiłem! Zostawiłem kobietę, która mnie zdradziła, jednocześnie nadal wspierając finansowo moją córkę. Przestańcie przepisywać historię!
„Jaki okrutny się stałeś” – Antonina Siergiejewna pokręciła głową. „Stałeś się kompletnie bezduszny”.
Popchnęła Vikę w stronę drzwi i wyszli, głośno trzaskając drzwiami.
Irina oparła się o ścianę i zamknęła oczy. Co to było? Jak zwykłe, radosne wydarzenie – przeprowadzka do nowego mieszkania – przerodziło się w pole bitwy?
Gleb po cichu wszedł do kuchni i włączył czajnik. Irina poszła za nim.
„Od jak dawna to masz?” zapytała.
- Co dokładnie? – Gleb wyjął kubki z pudełka z naczyniami.
- Ten… cyrk. Z matką, byłą żoną…
„Zawsze” – wzruszył ramionami. „Po prostu zazwyczaj dzieje się to na ich terytorium i mogę odejść, kiedy robi się to nie do zniesienia. A teraz przyszli tutaj”.
„Musimy wymienić zamki” – powiedziała stanowczo Irina.
- Zdecydowanie – zgodził się Gleb. – Słuchaj, przepraszam za to wszystko. Nie sądziłem, że pojawią się w dniu przeprowadzki i zaczną żądać.
„To nie twoja wina” – Irina podeszła do niego i objęła go od tyłu. „Ale musimy coś postanowić. Długoterminowo”.
„Wiem” – objął ją dłońmi. „Porozmawiam z nimi w przyszłym tygodniu, kiedy sytuacja się uspokoi”.
Ale następnego ranka, kiedy Gleb już wyszedł do pracy, Irina otrzymała wiadomość z nieznanego numeru: „Zrozum chociaż – on zapomniał, że JUŻ ma rodzinę. Nie trzymaj go, jeśli nie będzie o ciebie walczył”.
Zamyślona spojrzała na telefon. Kto to napisał – jej teściowa czy Marina? I co mieli na myśli? Że Gleb powinien „walczyć” o swoją byłą rodzinę? Czy że nie walczy o nią z Iriną?
Wieczorem pokazała wiadomość mężowi. Gleb długo patrzył na ekran, po czym cicho przeklął.
– To stary numer mojego dziadka – to znaczy mojej mamy. Wysłała ci go, ale założę się, że Marina jej go podyktowała. Zawsze tak robiły – obie przeciwko mnie. Jak siostry, szczerze.
Wybrał numer Antoniny Siergiejewnej. Rozmowa była krótka.
- Mamo, posłuchaj. Doceniam wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Ale nie możemy tak dalej. Ciągle próbujesz ingerować w moje życie z Iriną. Nie powiedziała o tobie złego słowa, nawet przypomina mi, żebym częściej do ciebie dzwoniła.
Zatrzymaj się. Wtedy Antonina Siergiejewna coś odpowiedziała i Gleb się spiął.
- Zrozum, nie mogę już tego robić. Jeśli mam wybierać między twoimi żądaniami a rodziną, wybieram Irinę. Teraz jesteśmy razem.
Kolejna pauza.
– To nie jest ultimatum. Po prostu mam już tego wszystkiego dość. Ciągłej presji, wyrzutów. Chcę po prostu żyć spokojnie. Z osobą, którą wybrałam.
Irina obserwowała, jak wyraz jego twarzy zmienił się z determinacji na załamany.
- Rozumiem. No cóż, mam nadzieję, że zmienisz zdanie – rozłączył się i zwrócił do Iriny. – Powiedziała, że nie chce znać takiego syna.
„Przepraszam” – powiedziała cicho Irina.
– Nie warto – uśmiechnął się krzywo Gleb. – To nie pierwszy raz. Ma taką dziwną cechę – kiedy nie może sama się upomnieć, obraża się i mnie wyrzeka. Potem uspokaja się i udajemy, że nic się nie stało.
Podszedł do okna.
- Wiesz, kiedyś uchodziło jej to płazem. Obraziła się, pokłóciliśmy się, a potem zadzwoniła, jakby nic się nie stało. A ja za każdym razem udawałem, że nic się nie stało. Ale teraz… – wzruszył ramionami – po prostu już nie chcę. Mam tego dość.
Irina podeszła i go przytuliła.
„Damy radę” – powiedziała. „Razem”.
Odwzajemnił uścisk i stali tak, patrząc na światła miasta. Ich miasta. Ich mieszkania. Ich życia, które sami zbudują, bez niczyjej ingerencji.
Minęły trzy tygodnie. Życie wkraczało na nowy tor. Irina i Gleb urządzali mieszkanie, rozpakowywali pudła, kłócili się o to, gdzie powiesić obrazy. Teściowa nie dzwoniła, tylko czasami pisała do Gleba suche wiadomości – prozaiczne, jakby nic się nie stało.
Pewnego wieczoru Gleb w milczeniu podał Irinie swój telefon. Na ekranie pojawiła się wiadomość od mamy: „Wika chce do ciebie przyjechać w niedzielę. Odbierzesz ją o drugiej?”.
- I tyle? – zdziwiła się Irina. – Bez oskarżeń, bez wyrzutów?
„Najwyraźniej” – Gleb wzruszył ramionami. „Udaje, że nic się nie stało”.
- A co odpowiesz?
- Oczywiście, że tak. Ona nie jest niczemu winna.
Irina skinęła głową. Nagle stało się dla niej jasne – to się nigdy nie skończy. Nie będzie miażdżącego zwycięstwa, nie będzie ostatecznego rozejmu. Tylko drobne potyczki, chwilowe przestoje i nowe starcia. Terytorium, którego trzeba będzie bronić raz po raz.