Naprawdę myślisz, że sprzedam mieszkanie, żeby zadowolić twoich bliskich? – Vika była zdziwiona.

– Zwariowałaś? Chcesz, żebym sprzedała mieszkanie, żeby zadowolić twoich rodziców? – Vika stała w kuchni, krucha, z jasnobrązowymi włosami spiętymi w kok i patrzyła na Olega z wyrazem całkowitego oszołomienia w oczach.
Oleg, wysoki, w kraciastej koszuli i spodniach roboczych, stał przy stole, z wyrazem zakłopotania na twarzy. Jakoś nie wiedział, co zrobić z rękami, jakby cały świat nagle stał się dla niego za mały.
– Vika, uspokój się. Tłumaczę ci – twoi rodzice nie mówią tego po prostu. Oferują prawdziwą okazję, a nie po prostu sprzedają wszystko i zapominają o tym.
– Spokojnie? – Vika pokręciła głową, jakby to słowo nie miało sensu. – Od razu oświadczasz, że musimy sprzedać moje mieszkanie i przeprowadzić się do Dzielnicy Południowej, a ja mam po prostu rzucić pracę, w której przepracowałam dziesięć lat?
Vika była młoda, miała dwadzieścia osiem lat, ale już piastowała stanowisko kierownika w piekarni Zolotoy Kolos. Zaczynała jako prosta piekarka, wstając codziennie o czwartej rano, aby mieć wszystkiego pod dostatkiem do otwarcia – chleba, bułek, ciast. I była dumna z tego, że jej ręce były pokryte bliznami od blach do pieczenia. Uważała je za nagrodę za swój zawód.

– Vik, wszystko rozumiem – Oleg podszedł do niej i próbował ją przytulić, ale się odsunęła. – Jestem zmęczony. Codziennie – półtorej godziny tam, półtorej godziny z powrotem. Wychodzę o szóstej, wracam o ósmej wieczorem. Co to za życie?

– Czy ja cię prosiłam, żebyś opuścił zakład? – przerwała mu Vika tak ostro, że Oleg pomyślał, że zaraz wybuchnie. – Sam, sam postanowiłeś opuścić swoją firmę budowlaną!

— Bo tam nie płacili! W zakładzie jest stabilność — zarówno premie, jak i pakiet socjalny.

Vika zacisnęła usta. Ich trzypokojowe mieszkanie w starym domu należało do jej babci. Nie najfajniejsza lokalizacja, ale w centrum, co jest ważne. Vika dotarła do piekarni w piętnaście minut, ale Oleg musiał przejść przez całe miasto, żeby dotrzeć do fabryki.

– A ty co proponujesz? – Vika usiadła na stołku, wygładziła fałdy na swojej domowej sukience małym kwiatkiem. – Sprzedać mieszkanie, przeprowadzić się do Dzielnicy Południowej, żeby było ci wygodniej chodzić do pracy?

„To nie tylko to” – Oleg postawił obok niej drugi stołek i usiadł naprzeciwko niej. „Moi rodzice chcą nam oddać swój sklep. Mówią, że są zmęczeni i chcą odpocząć. Ale sklep jest otwarty już od piętnastu lat.

Vika uśmiechnęła się słabo. Znała ten sklep – malutki sklep spożywczy na pierwszym piętrze domu. Cóż, tuż przy domu, nic specjalnego.

– Tak, więc muszę rzucić karierę i zostać sprzedawczynią w sklepie twoich rodziców?

– No, dlaczego sprzedawczyni? – Oleg lekko uniósł brwi. – Będziesz menadżerem. To będzie nasz rodzinny interes.

Vika wstała i podeszła do okna. Zapadał zmrok, a okna w sąsiednich domach rozświetlały się jedno po drugim. Przypomniała sobie, jak jej babcia, siedząc w tym samym miejscu, opowiadała stare historie o swojej młodości.

– Wiesz, co mnie najbardziej wkurza? – Vika zwróciła się do Olega. – Kiedy się poznaliśmy, byłeś zupełnie inny. Pamiętasz, jak przychodziłeś do nas codziennie po chleb, zwłaszcza żeby mnie zobaczyć?

Oleg uśmiechnął się delikatnie. To było trzy lata temu. Wtedy jeszcze pracował w pobliskiej firmie budowlanej i wpadł na jedną przerwę na lunch po bochenek chleba, a Vika stała za ladą, zastępując chorą sprzedawczynię.

– Oczywiście, że pamiętam – Vika spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. – Poleciłeś mi też croissanta z migdałami.

– Dokładnie. Teraz pomyśl o tym sam, – Oleg pomyślał chwilę, potarł brodę i, prawdopodobnie nie zdając sobie sprawy z tego, co zamierza powiedzieć, kontynuował. – Gdybyś wtedy pracował w sklepie rodziców w Southern District, czy w ogóle byśmy się spotkali?

Vika odstawiła filiżankę, zmęczona i zirytowana. Jej oczy lekko zwęziły się, gdy odpowiedziała, nieco powściągliwie, ale bezpośrednio.

– Naprawdę myślisz, że mnie to interesuje? Że powinnam być sprzedawczynią w sklepie twoich rodziców? Czy ty mnie w ogóle słyszysz? Mam własne życie, własną karierę! Nie pracowałam za piekarnią przez dziesięć lat za darmo. Było mi ciężko, ale się nie poddałam, tak jak ty w swojej fabryce.

Oleg zatrzymał się na sekundę, czując jej ton. Przypomniał sobie, że ostatnio zaczął trochę przybierać na wadze, siedząca praca w sklepie, czasami czuł się zmęczony, ale to nie był powód, by przerywać swoje życie.

– Vik, rozumiem cię, naprawdę. Ale coś musi zostać postanowione. Teraz jesteśmy rodziną. Moi rodzice mają dobry sklep, zbudowali go od podstaw. Rozumiesz, to jest dla nas szansa.

– Więc co sprawia, że ​​myślisz, że chcę to zrobić? – Vika podniosła nieco głos. – Czy ty w ogóle rozumiesz, co to znaczy być kierownikiem w piekarni? To nie tylko przepisy! Są dostawcy, sprzęt, harmonogramy i raporty. Wyobrażasz to sobie?

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Vika podskoczyła, nie spodziewając się, że ktoś wejdzie. Oleg poszedł otworzyć i natychmiast rozległ się głos jego matki.

– Już jesteśmy! – weszła Galina Pietrowna z uśmiechem na twarzy. – Postanowiliśmy wpaść, skoro Oleżek powiedział, że jesteś w domu.

Jej mąż, Nikołaj Iwanowicz, poszedł za nią. Szczupły, z starannie przyciętym wąsikiem, zawsze zachowywał się z godnością. Galina Pietrowna była pulchna, w piaskowym letnim garniturze i zawsze pachniała czymś lekkim i kwiatowym.

– O, właśnie rozmawialiśmy o sklepie, – Galina Pietrowna usiadła przy stole, złożyła ręce i zaczęła przygotowywać się do rozmowy. – Czy Olezhek powiedział ci o naszej ofercie?

Vika zacisnęła usta, ale sama myśl o teściowej natychmiast ją rozgniewała.

„Tak, zrobiłam to” – odpowiedziała powściągliwie. „Ale nie do końca rozumiem, dlaczego muszę sprzedać to mieszkanie”.

– Jak to nie jest jasne? – zdziwił się Nikołaj Iwanowicz. – W Dzielnicy Południowej ceny mieszkań są niższe niż u nas. Sprzedaj to mieszkanie, kup większe tam, a zostanie jeszcze trochę na remont. A my oddamy ci sklep za darmo – jesteście naszymi dziećmi.

„Tato, czekaj” – przerwał mu Oleg. „Jeszcze nie zdecydowaliśmy”.

– Co tu jest do decydowania? – Galina Pietrowna, nie zwracając uwagi na męża, rozłożyła ręce. – Vika, moja droga, zrozum, to jest szansa. Co masz teraz? Olezhek biegnie do fabryki przez całe miasto, ty jesteś kompletnie wyczerpana swoją piekarnią. A tu masz swój własny interes, swoje miejsce, wszystko jest w pobliżu.

Vika poczuła, jak irytacja wrze w środku. Zawsze tak było. Teściowa ze swoim „kochanie” i „rozumiem”. Ale decyzja już zapadła i pozostało tylko powiedzieć „tak”.

– Galina Pietrowna, – Vika zebrała się w sobie, próbując mówić spokojnie, ale pewnie. – Chcę wiedzieć, jak sprawy mają się w twoim sklepie. Przychody, wydatki – co tam się dzieje?

Teściowa wymieniła spojrzenia z mężem, nie mając nawet czasu, by powiedzieć słowo. Wszystko to było tak przewidywalne, że Vika niemal pożałowała swojego pytania.

– Po co od razu o tym mówić? Wypijmy herbatę i porozmawiajmy… – Galina Pietrowna próbowała zmienić temat na coś miękkiego i przytulnego.

„Nie” – powiedziała stanowczo Vika. „Jeśli chcesz, żebym rzuciła pracę i zajęła się sklepem, muszę wiedzieć, co się tam dzieje”.

W kuchni panowała taka cisza, że ​​Vika czuła, jak każda sekunda ciągnie się jak stary, ciężki ciężar. Zacisnęła palce na krawędzi stołu, patrząc na teścia, jakby był mężczyzną, który nagle zaczął mówić w innym języku.

– Cóż, szczerze mówiąc… są pewne trudności. – Nikołaj Iwanowicz, poprawiając okulary, jakby chciał lepiej widzieć sytuację, odchrząknął. – Konkurencja rośnie, networkerzy wywierają presję.

– Wyrzucanie? – Vika uniosła brwi. – Co masz na myśli mówiąc wyrzucanie?

Położyła łokcie na stole i pochyliła się do przodu, jak to zwykle robią ludzie, którzy tak naprawdę nie rozumieją, ale są zbyt uparci, żeby to przyznać. Vika zawsze taka była – myślała, że ​​jeśli zapyta tak ostro, jak to możliwe, odpowiedź będzie jasna.

Teść nie stracił opanowania, wyjął z kieszeni zniszczony notes w brązowej okładce i otworzył go.

– Spójrz – wyciągnął kartkę, jakby było tam napisane coś niezwykle ważnego. – Wcześniej przychody wynosiły 45-50 tysięcy dziennie. A teraz maksymalnie 30. Ale wydatki rosną. Czynsz, media, pensje. To wszystko się ciągnie.

– Sześć miesięcy? – Vika nie mogła uwierzyć własnym uszom. Jej wzrok przesunął się na męża. Stał tam, jakby nie wiedział, dokąd iść. Od razu było widać, że dla niego to również nowina. A nowina, delikatnie mówiąc, nie była dobra.

„Sześć miesięcy” – przyznał jej teść, nie patrząc jej w oczy. „Myśleliśmy, że damy radę, ale… Ale teraz potrzebujemy większej inwestycji. Musimy odnowić lokal, zaktualizować sprzęt, rozszerzyć asortyment…”

Galina Pietrowna, jak zwykle, podeszła do Viki i położyła jej rękę na ramieniu.

– Kochanie, rozumiesz, nie wpadliśmy na to bez powodu. Jesteś młoda, pełna energii. Masz doświadczenie, Olezhek też nie jest głupi. Razem to weźmiecie – rozbudujecie sklep, a my pomożemy.

Vika gwałtownie odsunęła ramię, jakby teściowa nie tylko je odłożyła, ale wręcz próbowała je rozerwać.

– Czyli chcesz, żebym sprzedała mieszkanie, zainwestowała pieniądze w ten nierentowny sklep i została bez pracy? Bez niczego? – Nie mogła uwierzyć własnym słowom, że w ogóle to mówi. Myślała, że ​​nikt nie odważy się jej tego zaproponować.

– Dlaczego bez pracy? – Galina Pietrowna nie poddała się. – Sklep to też praca. Odpowiedzialna, ważna i co najważniejsze, dochodowa.

– Pieniądze?! – Vika wstała, jej twarz zrobiła się czerwona. – Powiedziałaś przed chwilą, że sklep ledwo wiąże koniec z końcem. Gdzie więc są pieniądze? Mam rzucić swoją stałą pracę, w której jestem doceniana, szanowana, gdzie są premie? Za co?

Oleg stanął między nimi, próbując uspokoić sytuację, ale jego twarz była tak samo zdezorientowana jak zawsze, gdy próbował być „mądry” i „wyrozumiały”.

„No, uspokójmy się wszyscy” – powiedział, kładąc rękę na ramieniu mamy. „Może powinnaś iść do domu? A Vika i ja wszystko omówimy”.

Kiedy rodzice wyszli, mieszkanie znów wypełniło się ciszą, jakby powietrze w pokoju stało się lepkie. Vika spojrzała przez okno, gdzie już robiło się ciemno, a tam, wśród wieczornych świateł, były te same chwile, które pamiętała z dzieciństwa. To podwórko, te matki z wózkami – wszystko było znajome, wszystko było blisko.

„Wiesz, co mnie najbardziej wkurza?” Nagle zwróciła się do męża, a jej twarz wyrażała taki ból, że nie potrzebowała słów. „Nawet się ze mną nie skonsultowałeś. Uznałeś, że jeśli twoi rodzice to zasugerują, to musisz to zrobić. To wszystko”.

Oleg zrobił krok w jej stronę, ale coś w jej spojrzeniu go zatrzymało. Vika spojrzała na niego po raz ostatni i znów skierowała wzrok na ulicę, na te domy, które były dla niej obce.

Oleg usiadł na sofie, zamyślił się i potarł skronie, przeczesując dłonią ciemne włosy, jakby próbował coś zrozumieć, ale nie potrafił.

„Naprawdę myślałem, że to dobra oferta” – jego głos był nieco napięty. „Sklep jest obok fabryki, a apartamenty tam są bardziej przestronne…”

– Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, ile zarabiam w piekarni? – Vika nie pozwoliła mu dokończyć, nie mogła powstrzymać się od przerwania. – Czy kiedykolwiek myślałeś o tym, ilu mam podwładnych? Jakie mam plany zawodowe?

Oleg potarł brodę z poczuciem winy i przyznał:

– Nie, nigdy się nad tym nie zastanawiałem.

– O tym właśnie mówiłam! – westchnęła Vika, podchodząc do regału z książkami. Ostrożnie wyjęła teczkę z dokumentami i położyła ją przed nim. – Spójrz. To moje certyfikaty z zaawansowanych kursów szkoleniowych. A tu są certyfikaty za wygrane w profesjonalnych zawodach. Pracowałam na to dziesięć lat. A ty chcesz, żebym oddała to wszystko dla sklepu, który jest na minusie już od sześciu miesięcy?

Oleg milczał, jego oczy przesuwały się po papierach. Nigdy nie był poważnie zainteresowany jej pracą. Piekarnia – cóż, to była piekarnia, robili chleb, ciasta, a tu była cała kariera, osiągnięcia.

„Przepraszam” – powiedział w końcu, głaszcząc się po czole z ulgą. „Naprawdę nie zrozumiałem… Pomyślałem po prostu, że skoro twoi rodzice to proponują, to znaczy, że to prawdziwa szansa. A ja po prostu mówiłem, jak niewygodne jest dla mnie pójście do fabryki”.

Vika usiadła obok niego, jej spojrzenie było spokojne, ale pełne znaczenia:

– Rozumiem cię, naprawdę. Trzy godziny w trasie to ciężka sprawa. Ale może po prostu poszukaj pracy bliżej? Są tu też fabryki, nie wszystko stracone.

Oleg skinął głową, ale po chwili znów zmarszczył brwi.

– Tak, prawdopodobnie… Ale co zrobić z rodzicami? Oni są naprawdę w trudnej sytuacji.

Vika milczała przez chwilę, wyraźnie nad czymś rozmyślając, po czym jej twarz lekko się rozjaśniła.

„Wiesz co, mam pomysł” – powiedziała. „Pamiętasz Siergieja z poprzedniego miejsca pracy? Otworzył firmę budowlaną, powiedział, że szuka mądrego brygadzisty. A ty masz doświadczenie.

Oleg ożywił się, jego oczy rozbłysły, gdy tylko zdał sobie sprawę, w jakim kierunku zmierza rozmowa Viki.

– Dokładnie! Jego biuro jest tuż za następnym blokiem! A co zrobić ze sklepem?

„Niech rodzice na razie pracują, a my się nad tym zastanowimy” – Vika zrobiła pauzę, żeby wyjaśnić. „Może znajdziemy inwestora lub kupca. Ale na pewno nie sprzedamy mieszkania. To nie jest rozwiązanie”.

Następnego dnia Vika przyszła do pracy wcześnie. Piekarnia była już w pełnym rozkwicie: nocna zmiana wydawała ostatnie bochenki chleba, a poranna zmiana zaczynała pracę.

– Wiktoria Andriejewna, dzień dobry! – Nina Michajłowna, brygadzistka piekarska, powitała ją przy wejściu, nie kryjąc radości. – Mamy nowinę! Sieć będzie się rozwijać szybciej niż planowaliśmy. W tym roku otwieramy już trzy nowe punkty.

Vika poczuła lekkie podniecenie. To była energia, na którą pracowała przez tyle lat, na którą tak długo czekała. Drzwi w jej życiu znów się otwierały.

Vika przeciągnęła się, a jej oczy na moment się zamgliły, jakby nagle poczuła, że ​​samo życie ustawia wszystko na swoim miejscu. Tydzień później wszystko znalazło się na swoim miejscu. Oleg dostał pracę u Siergieja jako zastępca kierownika projektu. Pensja była nieco niższa niż w fabryce, ale biuro było zaledwie piętnaście minut od domu. A miesiąc później sklep został w końcu sprzedany – kupił go jakiś kupiec, który od dawna miał oko na ten lokal pod sklep mięsny.

„Wiesz,” powiedział Oleg pewnego wieczoru, przytulając Vikę, „cieszę się, że nie zgodziłaś się wtedy sprzedać mieszkania. Czasami po prostu trzeba umieć puścić przeszłość i iść dalej.”

Vika przywarła do niego i uśmiechnęła się.

– I cieszę się, że mnie zrozumiałeś. I że znaleźliśmy rozwiązanie, które wszystkim odpowiadało.

Ale w piekarni wszystko szło tylko w górę. Praca szła pełną parą, ludzie pracowali od rana do nocy. Marina Stepanovna, doświadczona piekarka z trzydziestoletnim stażem, stała się częstym gościem w biurze Viki. Przychodziła, siadała, rozmawiała o tym i owym, dzieliła się swoimi doświadczeniami życiowymi.

– Wiesz, Vikulya, – powiedziała kiedyś, tuląc kubek gorącej herbaty, – ja też kiedyś prawie rzuciłam wszystko. Mój mąż był żołnierzem, przenieśli go do innego miasta. A ja pracuję tu już piętnaście lat. Znam wszystkie procesy. Ale potem stwierdziłam: rodzina jest ważniejsza, pojadę.

Vika odłożyła dokumenty i spojrzała w górę. Ciekawie było wiedzieć, jak to się skończyło.

– A co było dalej?

Marina Stepanovna uśmiechnęła się, jakby wróciła do tamtych czasów.

— Ale mój szef, Siemion Markowicz, niech spoczywa w pokoju, wyperswadował mi to. Powiedział: „Marinoczka, nie jesteś tylko piekarzem, jesteś artystą w swoim fachu. Jak możesz zakopać taki talent?” I wiesz co? Miał rację. Mój mąż później przeszedł na emeryturę i wrócił do domu, ale ja nadal jestem tutaj, w piekarni.

I nagle, jak na zawołanie, do drzwi zapukała Swietłana, młoda piekarka z porannej zmiany:

– Victoria Andreyevna, czy mogę z tobą porozmawiać przez chwilę? Dostawca mąki przybył, ale faktury się nie zgadzają.

– Już idę, już idę, – Vika wstała, spojrzała z wdzięcznością na Marinę Stepanownę. – Marino Stepanowno, dziękuję za opowieść. Nie wyobrażasz sobie, jak ważne to dla mnie teraz jest.

Po powrocie do domu Vika zastała Olega przy laptopie. Siedział, czegoś szukał, jego palce szybko poruszały klawiszami.

„Jak się sprawy mają?” zapytała Vika, siadając obok niego.

Oleg potarł tył głowy, jakby chciał znaleźć odpowiedzi nie tylko na ekranie.

– No cóż, myślę sobie… Siergiej proponuje mi pracę nie tylko jako brygadzista, ale jako zastępca kierownika projektu. Mówi, że mam dobre doświadczenie. Ale pensja będzie o dziesięć tysięcy niższa niż w fabryce.

„Ale będziesz spał dwie godziny dłużej” – uśmiechnęła się Vika, głaszcząc go po dłoni. „I zaoszczędzimy na benzynie”.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Vika wstała, żeby otworzyć i zobaczyła Galinę Pietrownę stojącą na progu. Kobieta wyglądała jakoś inaczej – nie tak jak zwykle. Cicho, jakby coś ciążyło jej na sercu.

„Czy mogę wejść?” Jej głos brzmiał zmęczony. „Musimy porozmawiać”.

Poszli do kuchni. Galina Pietrowna usiadła przy stole, długo bawiła się torbą, czegoś szukając. Było oczywiste, że nie jest sobą. Vika czekała, rozumiejąc, że nie ma pośpiechu – musi dać tej osobie czas. W końcu teściowa podniosła wzrok.

– Vika, chciałam przeprosić. Mój ojciec i ja to omówiliśmy i zrozumieliśmy, że nie można tak traktować swoich dzieci. Zmuszać cię do rzucenia ulubionej pracy, sprzedaży mieszkania… To wszystko jest złe, rozumiesz?

Vika milczała. Po prostu słuchała, czekając, co wydarzy się dalej.

„Sprzedajemy sklep” – Galina Pietrowna w końcu wypuściła powietrze, jakby z ciężkiego kamienia. „Znaleziono kupca, który oferuje dobre pieniądze. Założy tam sklep mięsny”.

Oleg spojrzał w górę, oszołomiony tą nowiną.

„A co z tobą?” – zapytał.

Galina Pietrowna wzruszyła ramionami:

– A my… Odpoczniemy trochę. Twój tata od dawna planował wybrać się na ryby, ale nigdy nie miał czasu. A teraz, kiedy ma czas, pójdziemy z nim, zaczerpniemy świeżego powietrza.

Kiedy teściowa odeszła, Vika przytuliła Olega, czując, jak ramiona jej męża się rozluźniają.

– Wiesz, cieszę się, że wszystko tak się potoczyło. A twoi rodzice są wspaniali – przyznali, że się mylili.

Oleg spojrzał na nią i się uśmiechnął.

„I cieszę się, że mam taką mądrą żonę” – pocałował ją w czubek głowy. „Wiesz, zawsze byłem z ciebie dumny. Po prostu czasami zapominam to powiedzieć”.

Następnego dnia w piekarni doszło do zamieszania – przyjechał zarząd sieci. Vika została natychmiast wezwana do dyrektora.

– Wiktoria Andriejewna, – powiedział Pavel Sergeyevich, dyrektor, uśmiechając się uprzejmie, – śledzimy twoją pracę od dłuższego czasu. Wskaźniki są doskonałe, zespół jest silny, produkty są najwyższej jakości. Co powiesz na zostanie technologiem dla całej sieci? Będziesz nadzorować wszystkie punkty, rozwijać nową gamę produktów.

Vika poczuła, że ​​jej serce bije szybciej. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw.

„Dziękuję za zaufanie, Pavel Sergeyevich” – jej głos brzmiał pewnie. „Dam sobie radę”.

Wieczorem, gdy ona i Oleg siedzieli w kuchni, pijąc herbatę, omawiali wszystko, co się wydarzyło. Nocne miasto za oknem cicho migotało światłami, a Vika czuła, jak samo życie potwierdzało słuszność ich decyzji.

„Wiesz,” Oleg powiedział nagle, patrząc na nią ze szczególnym, ciepłym uśmiechem, „Często myślę o dniu, w którym po raz pierwszy wszedłem do twojej piekarni. Jak stałaś za ladą, w białym fartuchu, z tym swoim szczególnym uśmiechem. Natychmiast zdałem sobie sprawę, że nie jesteś tylko piekarzem. Jesteś czymś więcej.

Vika zamarła na moment, ale po chwili odwzajemniła uśmiech.

Vika roześmiała się i zamyśliła na chwilę.

„Kupiłeś wtedy trzy bochenki chleba, mimo że mieszkałeś sam” – powiedziała, kręcąc głową. „A ja też zmuszałam cię do rogalików. Ile ich ci później dałam…”

– No, jak inaczej moglibyśmy się spotkać? Nie mogłem po prostu od razu powiedzieć: „Dziewczyno, podobasz mi się!” – Oleg uśmiechnął się szeroko.

Milczeli. Każdy myślał o swoim, ale ich myśli jakoś się przecinały, jakby były jedną drogą. Wtedy Vika znów przemówiła:

– Babcia zawsze mówiła: najważniejsze jest pozostać wiernym sobie. Wtedy życie jakoś samo się znajdzie.

Oleg delikatnie wziął ją za rękę i pogłaskał po wnętrzu dłoni.

„Była mądrą kobietą, twoja babcia. A jej wnuczka jest równie mądra”. Zatrzymał się. „A ty… wiesz, jak ważne to wszystko jest. Jesteś tym, co mówiła babcia.

Miesiąc później piekarnia zaczęła przygotowywać się do otwarcia nowych punktów. Vika rzuciła się w wir pracy — trzeba było wybrać nowych piekarzy, przeszkolić ich, a do tego biegało się z dokumentami i materiałami… Nie było czasu, żeby myśleć. Ale nie narzekała — to była jej firma i chciała, żeby wszystko szło jak należy.

– Wiktorio Andriejewno, tu są nowi ludzie – zajrzała do biura Swietłana. – Cztery osoby, w tym dwie z doświadczeniem.

Kandydaci zebrali się w sali piekarni. Wśród nich były dwie kobiety w średnim wieku i dwóch młodych chłopaków – świeżo upieczeni absolwenci. Vika, w biznesowym nastroju, podniosła wzrok znad papierów i spojrzała na nowicjuszy.

„Okej” – zaczęła. „Najważniejszą rzeczą, którą musisz zrozumieć, jest to, że nie jesteśmy tylko piekarnią. Nie tylko pieczemy chleb. Robimy chleb dla ludzi. Każdy bochenek musi być idealny, ponieważ ludzie nie kupują tylko chleba – kupują kawałek ciepła”.

– Mogę zadać pytanie? – jedna z kobiet podniosła rękę, patrząc na Vikę z zainteresowaniem. – Pracowałam w piekarni dwadzieścia lat. Dlaczego ciasto robicie na zakwasie, a nie od razu na drożdżach?

„To świetne pytanie” – Vika skinęła głową, nie tracąc pewności siebie. „Chodźmy, pokażę ci. Zobaczysz różnicę”.

Proces produkcyjny przebiegał jak zwykle. Marina Stepanovna, bardzo doświadczona piekarka z trzydziestoletnim doświadczeniem, starannie pracowała nad nową partią bagietek. Młody chłopak, Dima, który właśnie wrócił ze szkoły, rozkładał świeże bochenki na blachach.

– Spójrz, – Vika podeszła i wzięła dwa bochenki z różnych półek. – Ten chleb jest zrobiony na zakwasie, a ten na zwykłych drożdżach. Spróbuj go przełamać i powąchać okruszki.

Były pracownik fabryki przełamał bochenek na dwie części i powąchał go.

– No, no, – była zaskoczona. – To naprawdę zupełnie inny zapach. I jaka konsystencja… miękka, porowata.

– Dokładnie, – potwierdził Vika. – To jest różnica między produktem jakościowym a zwykłym. Dlatego nie idziemy drogą uproszczenia, nie gonimy za szybkością. Jakość zawsze będzie ważniejsza.

Po pracy Nina Michajłowna podeszła do Viki.

– Słyszałeś, że dostaniesz awans? Zasługujesz na to. Tylko nie zapomnij o nas, wpadnij czasem.

– Och, co ty mówisz, Nino Michajłowno – uśmiechnęła się Vika. – Jak mogłabym zapomnieć o miejscu, w którym wszystkiego się nauczyłam?

W domu czekała ją niespodzianka: Galina Pietrowna krzątała się w kuchni.

– Nadchodzi nasz szef! – teściowa wyglądała na niezwykle energiczną. – Wejdź, mam na myśli kilka ciast. Zastanawiałam się, czy mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego zawsze wychodzą inaczej?

Vika, oczywiście, była zmęczona w ciągu dnia, ale od razu zrozumiała, że ​​jest to pewnego rodzaju uznanie jej profesjonalizmu i byłoby dziwnie odmówić.

„Zobaczmy” – powiedziała, myjąc ręce i kierując się w stronę stołu. „Jakiego rodzaju ciasta użyłaś?”

Godzina minęła błyskawicznie. Galina Pietrowna okazała się uważną uczennicą, zadającą właściwe pytania i korygującą błędy.

„Wiesz,” powiedziała, pakując ciasta dla Viki, „kiedyś myślałam: ‘Wielka sprawa, piekarnia.’ Ale teraz widzę, że to cała nauka.”

„Najważniejsze jest, żeby kochać swój biznes” – odpowiedziała Vika, ostrożnie poprawiając ciasta. „Tak jak ty kochałeś swój sklep”.

– Tak, – westchnęła teściowa, odwracając się. – Tylko czasy się zmieniają. Trzeba wiedzieć, kiedy przestać. Teraz z ojcem jeździmy na daczę, on łowi ryby, ja rozmawiam z sąsiadami. Okazuje się, że życie nie mierzy się tylko pracą.

Tydzień później do piekarni przyjechała komisja, aby sprawdzić gotowość do rozbudowy sieci. Vika była zmartwiona w sercu, ale nie dawała tego po sobie poznać.

„Okej, pokaż mi dokumentację” – surowa kobieta w okularach otworzyła teczkę. „Mapy technologiczne, wykresy, certyfikaty…”

Dwie godziny inspekcji minęły błyskawicznie. Komisja sprawdziła warsztat, porozmawiała z personelem i sprawdziła jakość produktów.

„To imponujące” – powiedział główny technolog sieci. „Rzadko można zobaczyć taki porządek w dokumentach i taką spójność w pracy”.

Po wyjściu komisji Vika zebrała zespół:

– Dziękuję wam wszystkim. Bez was nic by się nie wydarzyło.

– No cóż, – Marina Stepanovna machnęła ręką. – Dziękuję za to. Udało ci się stworzyć drużynę.

Wieczorem zadzwoniła Galina Pietrowna:

— Słyszałem, że miałeś inspekcję? Jak poszło?

„Okej” – Vika była nawet zaskoczona udziałem teściowej. „Dokumenty są w porządku, nie ma skarg”.

– Dobra robota. Twój ojciec i ja jesteśmy z ciebie dumni. I słusznie, że wtedy nalegałeś na swoją drogę. Każdy powinien robić to, co potrafi najlepiej.

W weekend zebrali się na rodzinnym obiedzie – Vika z Olegiem i jego rodzicami. Wszystko było jakoś spokojne i naturalne. Bez napięcia, bez pominięć, po prostu, żeby porozmawiać.

– Czy pamiętasz – powiedział nagle Mikołaj Iwanowicz – jak to się stało, że pierwszy raz do nas przyszłaś? Zastanawialiśmy się, jaka to poważna dziewczyna.

„Pamiętam” – uśmiechnęła się Vika. „Wtedy byłam taka zmartwiona. Myślałam, że nie będę dla ciebie wystarczająco dobra”.

– Bzdura – warknęła Galina Pietrowna. – Najważniejsze, żeby człowiek miał rację. A my, starzy ludzie, czasami popełniamy błędy. Dobrze, że wy, młodzi, umiecie trzymać fason.

Oleg spojrzał na żonę z dumą:

– Mam najbardziej zdeterminowaną żonę. I najbardziej utalentowaną.

„Nie podlizuj się” – Vika żartobliwie szturchnęła go. „Lepiej powiedz mi, jak idzie twój nowy projekt”.

Oleg z entuzjazmem zaczął opowiadać o nowym kompleksie mieszkalnym, który projektowali z Siergiejem. Vika spojrzała na męża, jego rodziców, na ich przytulną kuchnię i pomyślała, jak wiele zmieniło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Każdy znalazł swoje miejsce – ona rozwijała się w swoim ulubionym biznesie, Oleg robił to, co naprawdę go interesowało, jego teściowa w końcu odpuściła sobie sytuację ze sklepem i, jak się wydawało, po raz pierwszy od dawna naprawdę odpoczywała. Konflikt, który mógł zniszczyć ich związek, ostatecznie tylko wzmocnił rodzinę, ucząc ich słuchać się i szanować nawzajem. A mieszkanie, które odziedziczyli po babci, pozostało ich domem – miejscem, w którym mogli być sobą i budować własną przyszłość, nie zdradzając swoich zasad.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *