– Odeszła, Svet. Tydzień temu spakowała rzeczy i odeszła. I wiesz co? Nawet nie próbowałem jej zatrzymać.
Anton siedział w kuchni swojej siostry. Patrzył w jeden punkt, jakby wyjaśnienie wszystkiego, co się działo, było tam zapisane.
– Zaczekaj – Swieta usiadła naprzeciwko. – Zacznijmy od początku. Ty i Masza mieszkacie razem od trzech lat. Co się stało?
– Nic specjalnego. Znów wpadła w furię. Wróciłem zmęczony z pracy, myślałem, że odpocznę spokojnie. A ona zaczęła wszystko wyjaśniać. Czemu nie zadzwoniłeś, czemu znowu idę na ryby, czemu nie zwracam uwagi.
– I?
– I powiedziałem – dość. Mam tego dość. Co tydzień to samo. Nie daję jej kwiatów, nie zabieram jej do kina, nie chcę z nią rozmawiać. Czy jestem robotem? Po dziesięciu godzinach na budowie muszę ją też zabawiać?
Swieta nalała bratu herbaty. Wiedziała, że kiedy tak się denerwuje, lepiej pozwolić mu o tym porozmawiać.
— Wiesz, co mi powiedziała? Że jej nie kocham! Wyobrażasz sobie? Mieszkamy razem od trzech lat, całkowicie ją utrzymuję, wynajmuję mieszkanie, ubieram ją i daję jej buty. Ale jej nie kocham!
– Anton…
– Nie, posłuchaj! Jest taka młoda, ma dwadzieścia jeden lat. Rozumiała, że czasami mężczyzna potrzebuje ciszy. Ale nie! Ona chce uwagi dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jak małe dziecko, serio!
– Ona jest prawie dzieckiem w porównaniu z tobą. Masz trzydzieści pięć lat.
– No i co z tego? Kiedy się spotykaliśmy, wiek jej nie przeszkadzał. Była pogodna i spokojna. A teraz? Same narzekania i łzy.
Swieta pokręciła głową. Spojrzała na brata i pomyślała: czy on naprawdę nie rozumie?
– Antosh, kiedy ostatni raz powiedziałeś Maszy, że ją kochasz?
– Po co rozmawiać? Ona już wie.
– Gdzie?
– Co masz na myśli mówiąc „skąd”? Mieszkam z nią, opiekuję się nią. Czy to nie wystarczy?
– Za mało, Anton. Dwudziestojednoletnia dziewczyna potrzebuje słów, emocji, romansu. I nie tylko dachu nad głową.
– Romans! – prychnął Anton. – Chciałbym móc zanieść go do domu po zmianie nóg.
– Czemu miałaby cierpieć z powodu twojego zmęczenia? Czeka na ciebie cały dzień. Myśli o tobie. A ty przychodzisz i od razu idziesz do telewizora albo spać.
– Pracuję!
– Ona to rozumie. Ale to jej nie ułatwia życia. Wyobraź sobie – młoda dziewczyna, wszystkie jej przyjaciółki są po ślubie albo przynajmniej zaręczone. A ona? Mieszka z mężczyzną od trzech lat, który nawet się nie oświadczył.
Anton drgnął, jakby otrzymał cios.
— Co ta propozycja ma z tym wspólnego?
— Choć dla kobiety to ważne. Pewność siebie w przyszłość. Zrozumienie, że nie jest ona chwilową dziewczyną, ale przyszłą żoną.
— Już żyjemy jak rodzina.
– Żyjecie w konkubinacie. Anton, odpowiedz szczerze: czy w ogóle planowałeś się z nią ożenić?
Cisza. Anton spojrzał w kubek, jakby tam była odpowiedź.
— Nie wiem. Może. Kiedyś.
– To „kiedyś” ją zabiło. Trzy lata „kiedyś”. Czy ty w ogóle rozumiesz, co ona czuje?
– Skąd mam wiedzieć? Ona nie mówi normalnie. Tylko histeryzuje.
Sveta wstała, przeszła się po kuchni i zatrzymała się przy oknie.
— Wiesz, dlaczego kobiety wpadają w histerię? Z beznadziei. Gdy zwykłe słowa nie pomagają. Gdy prośby są ignorowane. Gdy czujesz się niewidzialna we własnym domu.
– Nie ignorowałem jej!
– Nie? Kiedy ostatni raz poprosiła, żebyśmy gdzieś razem poszli?
– W zeszłym tygodniu chciałem iść do kina.
– I?
– A ja powiedziałem, że jestem zmęczony. Że pójdę na ryby w weekend. Umówiłem się z chłopakami.
— A tydzień temu?
Anton zamilkł. Wspominał.
— Ona też mnie gdzieś zaprosiła. Nie pamiętam gdzie.
– A ty odmówiłeś?
– Może.
— A jeszcze wcześniej?
– Svet, czemu zachowujesz się jak śledczy? Pracuję jak szalony! Muszę odpocząć!
– A ona potrzebuje ciebie. Nie twoich pieniędzy, nie mieszkania, które wynajmujesz. Ciebie samego. Twojego czasu, twojej uwagi, twoich emocji.
– Jakie emocje? Nie jestem robotem, ale też nie jestem klaunem.
Sveta odchyliła się do tyłu i wzięła brata za rękę.
– Anton, kochasz ją?
– Oczywiście, że ją kocham. Inaczej nie mieszkałbym z nią.
– Czy ona o tym wie? Powiesz jej? Pokażesz jej?
– Jak to okazujesz? Ja…
– Pracujesz, wiem. Ale miłość to nie tylko materialne wsparcie. To bycie przy kimś emocjonalnie. Bycie przyjacielem, kochankiem, czasem nawet ojcem lub bratem – w zależności od tego, czego akurat potrzeba.
– To jest w jakiś sposób trudne.
– Zawsze trudno kochać. Ale ją wybrałeś. Młodą, piękną, emocjonalną. A teraz narzekasz, że jest młoda i emocjonalna.
Anton potarł twarz dłońmi.
– Nie wiem, co robić. Ona nawet nie odbiera telefonu.
– Próbowałeś dzwonić?
– Kilka razy. Upuszcza ją.
– I poddałeś się?
– Jaki jest sens upokarzania siebie?
– To nie upokorzenie, to walka o ukochaną osobę. Anton, jeśli naprawdę ją kochasz, walcz. Jeśli nie, puść ją. Ale nie udawaj, że ci nie zależy.
— Zależy mi! Tylko… nie wiem jak. Co mam jej powiedzieć? Co się zmieni? Nie stanę się inny.
– Może nie musisz się zmieniać. Może po prostu przypomnij sobie, jaka byłaś, kiedy się poznaliście? Przecież nie zawsze byłaś taka zmęczona i obojętna, prawda?
Anton się nad tym zastanowił. Trzy lata temu… Tak, też pracował. Ale znalazł czas, żeby zabrać Maszę do kina, do kawiarni. Dał jej kwiaty, ot tak. Pisał wiadomości w ciągu dnia.
– To było dawno temu.
— Trzy lata to nie tak dawno. Co się zmieniło?
— Życie codzienne. Nawyk. Zmęczenie się nagromadziło.
– A może po prostu uznałeś, że ją zdobyłeś i możesz się odprężyć? Anton, związki to ciągła praca. Każdego dnia. Nie możesz po prostu zaznaczyć pola „kobieta zdobyła” i o tym zapomnieć.
– Rozumiem, ale…
— Napisz do niej.
— Co mam napisać?
— Prawdę. Że się myliłeś. Że kochasz. Że chcesz rozmawiać.
– A co jeśli nie odpowie?
– Więc będziesz pisał jeszcze raz. I jeszcze raz. Aż się odezwie. Jeśli oczywiście będziesz jej potrzebował.
Anton wyjął telefon. Spojrzał na ekran. Jego palce zamarły na klawiaturze.
— Nie wiem co napisać.
— Zacznij od „przepraszam”.
“Masza, wybacz mi.”
Wysłane. Od razu pojawiły się dwa ptaszki – przeczytane. Serce zaczęło bić szybciej.
„Myliłem się. Nie zwracałem na ciebie uwagi. Myślałem tylko o sobie”.
Przeczytaj jeszcze raz. Jest online, widzi wiadomości.
„Czy możemy się spotkać? Porozmawiać? Naprawdę chcę to naprawić”.
Pisanie. Anton wstrzymał oddech. Kropki pojawiały się i znikały. W końcu nadeszła odpowiedź:
„Dlaczego? Co się zmieni?”
– Odebrała! – Anton pokazał telefon siostrze.
— Pisz dalej. Odpowiadaj szczerze.
Zrozumiałem, że byłem samolubny. Miłość to nie tylko wspólne życie. To bycie razem. Naprawdę.
„Piękne słowa. Podpatrzyłaś je u swojej siostry?”
Anton się uśmiechnął. Nawet gdy była zła, Masza pozostała sobą.
„Swieta pomogła mi zrozumieć. Ale słowa są moje. Podobnie jak uczucia. Maszo, tęsknię za tobą. Dom jest pusty bez ciebie”.
„Chciałeś ciszy. Ciesz się.”
„Nie tak cicho. Masza, spotkajmy się. Proszę.”
Długa pauza. Anton już zdecydował, że nie odpowie. A potem:
„Jutro o siódmej. W naszej kawiarni. Jeśli się spóźnisz, wyjdę.”
– Swieta, zgodziła się! Co mam zrobić? Co mam powiedzieć?
– Powiedz, co czujesz. I Anton… Jeśli naprawdę ci na niej zależy, nie zwlekaj dłużej. Oświadcz się.
— Jutro?
– Na co czekać? Jeszcze trzy lata? Kup pierścionek. Prosty, jeśli nie masz dużo pieniędzy. Masza nie potrzebuje diamentów, potrzebuje zaufania do ciebie.
Następnego dnia Anton przyszedł do kawiarni pół godziny wcześniej. Był zdenerwowany jak chłopiec. W kieszeni miał małe pudełeczko – cały dzień wybierał pierścionek.
Masza pojawiła się dokładnie o siódmej. Chudsza, blada, ale piękna. Usiadła naprzeciwko, patrząc nieufnie.
– Cześć.
– Cześć.
– Schudłaś.
– Zdarza się. Powiedz mi, dlaczego dzwoniłeś.
Anton wziął głęboki oddech.
– Mash, dużo myślałem. O nas, o tym, co się stało. Zachowywałem się jak ostatni egoista. Myślałem, że wystarczy być blisko fizycznie. Nie rozumiałem, że potrzebujesz czegoś więcej.
– A co się zmieniło?
— Zrozumiałam, że cię tracę. I że bez ciebie byłam… pusta. Nie cicha — pusta. Przyzwyczaiłam się do twojej obecności. Że spotykałaś się ze mną wieczorami. Że opowiadałaś mi bzdury o swoich dziewczynach. Że wyciągałaś mnie gdzieś w weekend.
– Czy to była bzdura?
– Nie! Źle to powiedziałem. To było życie. Nasze życie. A ja zamieniłem je na wędkowanie i sofę.
Masza milczała. W jej oczach błyszczały łzy.
– Anton, mam już dość walki o twoją uwagę. Czucia się natarczywym. Proszenia o proste rzeczy, takie jak jałmużna – na wyjście do kina, na rozmowę przy kolacji.
– Wiem. I masz prawo się wściekać. Ale daj mi szansę. Jedną szansę, żeby wszystko naprawić.
– Jak? Nie zmienisz się w jeden dzień.
– Nie zmienię się. Ale będę próbować. Każdego dnia. Obiecuję.
Anton wstał. I nagle uklęknął na jedno kolano na środku kawiarni. Wyjął pudełko.
– Masza, wyjdź za mnie. Wiem, że powinnaś była to zrobić dawno temu. Wiem, że teraz nie jest najlepszy moment. Ale kocham cię. I chcę, żebyś została moją żoną. Oficjalnie. Na oczach wszystkich.
Kawiarnia zamarła. Wszyscy na nich spojrzeli. Masza zakryła twarz dłońmi.
– Anton, wstań. Wszyscy patrzą.
– Niech patrzą. Nie odpowiedziałeś.
– Mówisz poważnie?
– Oczywiście. Masza, bądź moją żoną. Obiecuję, że postaram się być lepszy. Spędzać czas. Słuchać. Być nie tylko mężem, ale i przyjacielem.
Masza opuściła ręce. Łzy spływały jej po policzkach.
– Obiecujesz, że nie zapomnisz o moim istnieniu? Nie zamienisz mnie w mebel?
– Obiecuję.
— I nie jeździć na ryby co weekend?
– Zabiorę cię ze sobą.
— Nie znoszę wędkowania.
– Wtedy będziemy szukać kompromisów. Masza, powiedz tak. Proszę.
Wyciągnęła rękę. Drżała, ale ją wyciągnęła.
– Tak. Ale jeśli znowu…
– Już nie. Nigdy więcej. Chodź tu.
Wstał i przytulił ją. Kawiarnia wybuchła brawami. Ktoś krzyknął: „Gorzkie!”.
„Za wcześnie” – zaśmiała się Masza przez łzy. „Najpierw ślub”.
– Kiedy tylko chcesz. Nawet jutro.
– Nie jutro. Chcę coś normalnego. Z sukienką, z gośćmi.
– Dostaniesz suknię. I gości. I miesiąc miodowy. Wszystko się ułoży.
Siedzieli, aż kawiarnia się zamknęła. Rozmawiali. O przeszłości, o przyszłości. O tym, jak oboje muszą się zmienić. Masza musiała być bardziej cierpliwa, żeby zrozumieć jego zmęczenie. Anton musiał pamiętać, że obok niego jest żywy człowiek, a nie robot.
„Wiesz” – powiedziała Masza, obracając pierścionek na palcu. „Nie chciałam wychodzić. Miałam nadzieję, że mnie powstrzymasz”.
– A ja myślałem, że blefujesz. Że sam wrócisz.
— Jesteśmy głupi.
– Głupi. Ale staniemy się mądrzejsi. Razem.
Wrócili razem do domu. Masza natychmiast poszła rozpakować swoje rzeczy. Anton spojrzał i pomyślał: jak mógł ją puścić? Jak mógł nie widzieć, co traci?
– Anton!
– Co?
– Kiedy będę się rozpakowywać, zadzwoń do Swiety. Podziękuj.
– Po co?
– Za uporządkowanie myśli. I zaproś ją na ślub. Będzie moją druhną.
Anton wybrał numer swojej siostry.
– Światło? Powiedziała, że tak. Dziękuję. Za wszystko.
– Gratulacje! Zaopiekuj się nią teraz.
– Tak. A Swieta… Będziesz druhną.
– Z przyjemnością. Anton, pamiętaj – miłość to czasownik. Nie rzeczownik. To czynność, a nie stan.
– Zapamiętam.
Rozłączył się i poszedł do kuchni, gdzie Masza już gotowała wodę na herbatę.
– Zacier.
– M?
– Kocham cię.
Odwróciła się i uśmiechnęła.
– Ja też cię kocham. I wiesz co? Damy radę. Na pewno damy.