Zrzuciłam zbędne kilogramy i poczułam się szczęśliwa

„Aneczka… no, pomyśl tylko” – powiedział Liosza, odsuwając od Ani talerz z kotletem i makaronem, który właśnie postawił na stole. W tym samym czasie Liosza sam zaczął jeść z przyjemnością. A na pytające spojrzenie Anny odpowiedział: „Sama mówisz, że jesteś zmęczona: trudno ci chodzić, dżinsy ci się krępują. Może czas schudnąć? Po co ci obiad? Daj mi kotlet…”

Anya spojrzała na niego z wyższością. Jadł u niej prawie każdego wieczoru, prosząc o chleb do makaronu, hojnie smarując go majonezem lub keczupem, a potem domagając się więcej. Ale z jakiegoś powodu uznawano to za normę. A gdy tylko Anya usiadła do posiłku po ciężkim dniu pracy, spadła na nią lawina krytyki.

„Dawno nie nosiłam dżinsów, Lyosha” – odpowiedziała. „Są niewygodne, a ja wolę styl biurowy. I jestem zmęczona, bo wracam do domu o dziewiątej i zamiast się zrelaksować, gotuję ci obiad!”

Westchnął i spojrzał na Annę z wyrzutem.

– Nie jestem twoim wrogiem! Wręcz przeciwnie, zależy mi. To nie krytyka. Po prostu… Pamiętam cię inaczej. Gdybyś schudła pięć czy sześć kilogramów, stałabyś się o wiele atrakcyjniejsza. Kocham cię i chcę, żebyś była idealna. Na początku naszej znajomości byłaś taka lekka, piękna. – Ugryzł się w język i natychmiast spróbował poprawić słowa. – A teraz, oczywiście…

— …Piękna, ale ciężka i z brzuszkiem — przedrzeźniała Anya. — Mów jak jest. Nie zapomnij wspomnieć o mojej matce. Ona też, twoim zdaniem, mogłaby wyglądać lepiej. Ale mój ojciec kocha ją jako „pulchną”, a ona nie zamierza schudnąć.

Aleksiej wyciągnął rękę i ugryzł kotlet, po czym kontynuował:

  • Utrudniasz mi sprawę. Nie chcę cię poniżać. Po prostu chcę, żebyś był jeszcze lepszy. To źle?

Wzięła od niego talerz i odsunęła go na drugi koniec stołu.

„A ty?” zapytała. „Uważasz się za idealnego?”

„Co to ma wspólnego ze mną?” Zmarszczył brwi.

  • A jednak! Nie byłeś na siłowni ani razu od Nowego Roku!

– No to zaczynamy – powiedział zirytowany. – Chciałem tylko pomóc. A ty od razu rzucasz oskarżeniami. Rozumiem, że masz takie geny… Ale co poradzić? Musisz nad sobą popracować!

  • Chcesz mnie „ulepszyć”, nie patrząc na siebie. Bądźmy szczerzy. Zacząłeś łysieć, ale się do tego nie przyznajesz. Twoje przedziałek nie jest już tylko nierówny – jest tam dziura, Liosza. Słuchaj, wujek Wadim przeszczepił włosy, może i na ciebie przyszedł czas?
  • On już jest dziadkiem! A ja mam dopiero 30 lat! – zarumieniła się Lesha.

– Masz mniej szczęścia z genami niż wujek Vadim, co oznacza, że musisz już teraz zacząć myśleć o swoim wyglądzie. – Anya odbiła się w lustrze. – Nie śmieszne, prawda? Naprawdę myślałaś, że podoba mi się, kiedy ktoś z brzuchem wystającym za pasek udziela rad na temat idealnej sylwetki? Czy ty w ogóle lubisz siebie?

– To nie to samo. Jestem mężczyzną. Niedoskonałości u mężczyzn nie są tak widoczne jak u dziewczyn.

„Och, oczywiście” – skinęła głową. „Mężczyźni mają dyskont za nieogolenie, łysienie, zaniedbanie i zaokrąglone boki. A kobiety powinny być pięknościami, jak z okładki magazynu. Bez żadnej skazy. Ale wiesz, co jest najgorsze? Nie obchodzi cię to. Możesz mnie kochać taką, jaka jestem, ale jesteś zbyt zdeterminowany. Zdeterminowany przez stereotypy. Chcesz, żebym schudła. Żebym wyglądała jak modelka z twojego profilu w mediach społecznościowych. Żebym miała dziewczynę, którą będziesz mogła się chwalić w towarzystwie. A ja chcę prostego, kobiecego szczęścia. I dzieci. A tak przy okazji, chude patyki nie mogą ich urodzić. Przez di s tro f i s .

Zjadł makaron i odstawił talerz.

– Nie potrzebuję „rury”. Chciałem tylko zasugerować… Może zapisz się na siłownię? Mogę ci dać karnet. To będzie zachęta.

– „Aluzja” okazała się za gruba. Jak mój brzuch. Na szczęście oszczędzę ci rozmyślania o tym „oburzeniu” – odparła Anya, wskazując na drzwi.

  • Jak to możliwe? No cóż… – Lesha podrapał się, zerkając kątem oka w stronę sypialni.
  • Masz na myśli naczynia? Dokładnie! Zanim wyjdziesz, umyj je po sobie. I odłóż do szuflady.

– Nie mówię o daniach. O „deserze” – rozgniewała się Lesha. – Zjadłam. Teraz mogę to mieć…

„Przyjdź na deser, jak będziesz miał przeszczep włosów” – mruknęła Anya, zostawiając Leschę drapiącego się w swędzącym miejscu.

Aleksiej odszedł. Milczał przez trzy dni, a czwartego dnia, kiedy przyszedł do niej na obiad i nie otrzymawszy odpowiedzi na długie dzwonienie domofonu, napisał:

„Jeśli zmienisz zdanie, napisz. Nadal chcę być blisko ciebie. I twoich kotletów.”

Nie odpowiedziała. Bo rozumiała: nie chciał widzieć jej obok siebie, ale ideał, który sobie wyobraził. Uniwersalną kobietę w koronkach, na wysokich obcasach i z patelnią pełną chrupiących kotletów na obiad. A także, żeby dobrze zarabiała, nie domagała się pieniędzy ani prezentów, była gotowa na pierwszy gwizdek, żeby nigdy nie bolała ją głowa i nie pociągał jej jego łysy placek. A w wolnym czasie od Jego Wysokości biegała na siłownię, żeby poćwiczyć mięśnie brzucha.

Ania nigdy taka nie była i nigdy nie planowała takiej być. Ale planowała zostać dobrą matką i kochającą żoną. Ale najwyraźniej nie dla Aleksieja.

Po rozstaniu z mężczyzną swoich marzeń Anna postanowiła coś zmienić. Zamiast diet i wyczerpujących ćwiczeń, zapisała się do stylisty. Potrzebowała szczerej opinii. Może rzeczywiście była za gruba?

„Masz świetną figurę” – powiedziała stylistka. „Klepsydra, kobiece kształty, rozmiar cztery… Wiele osób o tym marzy! A ty ukrywasz swoje bogactwo. I na próżno”.

Anya przymierzyła sukienkę z wycięciem i buty na stabilnym, niskim obcasie. Dla romantyzmu i intrygi zawiązała apaszkę na szyi i westchnęła, patrząc na siebie w lustrze.

  • Myślę, że pasowałaby Ci fryzura kaskadowa, kilka pasemek dla świeżości, ale zachowaj kolor, masz piękne włosy. I nie zapomnij o akcentach. Na oczach lub ustach.

Stylista wykonał swoją pracę w 200%. Anya poleciała do domu jak na skrzydłach.

Wkrótce, zainspirowana radą profesjonalistki, zmieniła garderobę, a następnie fryzurę. Zaczęła się malować nie „od święta”, ale wtedy, kiedy miała na to ochotę. Zrezygnowała z rzeczy, które ją ograniczały, i tych, które odkładała na później, „kiedy schudnę”.

Ubrania były odpowiedniego rozmiaru i leżały lepiej, niż mogła sobie wyobrazić.

– Ojej, Aniu, jaka szczupła talia… A twoje kształty… jak skrzypce – podziwiał kolega. Ania zaczęła dostawać mnóstwo komplementów, co bardzo jej schlebiało. Ale się nie zmieniła. Wciąż była tą samą Anią, nawet trochę grubszą – na tle majówki.

Konstantina poznała na grillu z przyjaciółmi. Nie wyglądał jak Apollo. Ale miał piękne oczy i bardzo miły uśmiech. Nie zmierzył jej talii, tylko po prostu dał jej kwiaty i powtarzał:

  • Jesteś piękna. Kobieca. Jak bułeczka z rodzynkami.

Anya roześmiała się w odpowiedzi i nie mogła sobie nawet wyobrazić, że ten komplement miał być aluzją do jej wagi.

Kostia nie zapytał: „Kiedy idziesz na siłownię?”. Zapytał natomiast: „Czy zapomniała parasola i ciepło się ubrać w chłodny wieczór?”. W odpowiedzi otrzymał od Anyi troskę i pocieszenie.

Rok później wzięli ślub, a dwa lata później Anna urodziła swoje pierwsze dziecko. I… trochę schudła.

I znowu Konstantin nie robił jej wyrzutów i nie żądał, by dostosowała się do jego standardów i przytyła. Kochał nie „obraz”, ale osobowość, a ta sama, szczęśliwa osobowość kochała jego. I to był sekret ich idealnego małżeństwa.

Około pięć lat później Anna przypadkowo spotkała Lyoszę w centrum handlowym. Stał przy gablocie z kosmetykami. Jego włosy przerzedziły się, było ich jeszcze mniej, ale nadal miał przedziałek.

Nie od razu rozpoznał swoją dawną miłość. Podszedł do niej, patrząc na nią niepewnie, a w końcu zebrał się na odwagę i zapytał:

  • Anya? To ty?!
  • I.
  • Nie poznałbym cię, gdyby nie twoje oczy. Wyglądasz całkiem nieźle. Schudłaś?

„Nie wiem. Wyrzuciłam wagę razem z twoją szczoteczką do zębów” – zaśmiała się.

„I jak tam? Wszystko w porządku?” – zapytał tonem sugerującym, że liczył na wątpliwości.

„Tak. Cieszę się. Bardzo się cieszę” – odpowiedziała.

  • A ty?

— I ciągle się zastanawiam — golić czy przeszczepiać? Ale, szczerze mówiąc… boję się. Co, jeśli w ogóle zostanę bez włosów?

W odpowiedzi Anna roześmiała się tak głośno, że Lesha poczuła się nieswojo.

  • Ja… myślałam, żeby do ciebie napisać. Zawsze chciałam. Ale jakoś nie mogłam się zmusić… I pewnie już nie jesteś sama?

– Tak, jestem mężatką – odpowiedziała Anna, przestając się śmiać. – Mamy dziecko, wszystko w porządku. Dobrze, Aleksiej, muszę iść. Teraz zapłacę za zakupy i pójdę się zarejestrować do kliniki: spodziewamy się drugiego dziecka.

– Ach… – wydyszała Lesha, nie mogąc znaleźć słów, by jej pogratulować. Po prostu machnął do niej ręką.

Wyszła, a on pozostał przy ladzie, trzymając butelkę z napisem „dla gęstości i siły”. Nie wiedział, czy warto ją kupić. Czy przyniesie jakiś efekt, jak idealny, czy po prostu będzie stratą pieniędzy? Widział reklamę, ale wciąż miał wątpliwości.

Ale najważniejsze jest to, że wciąż nie wiedział, czego tak naprawdę chce od życia. I mało prawdopodobne, żeby ten Alosza kiedykolwiek się zdecydował.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *