Tamara stanęła przed lustrem w sypialni i poprawiła kołnierzyk bluzki.
Masza skończyła dziś dziesięć lat. Jej wnuczka, która była światłem w jej oknie. Jedyna radość w tej zawiłej historii zwanej relacjami rodzinnymi po rozwodzie.
W wieku sześćdziesięciu lat Tamara nauczyła się żyć na nowo. Po dwudziestu pięciu latach małżeństwa z Victorem nagle uświadomiła sobie, że są sobie obcy. Nie było skandali, zdrad, dramatów. Po prostu spojrzała na męża pewnego ranka przy śniadaniu i zdała sobie sprawę, że dłużej tak nie da rady.
Nie może udawać, że mają o czym rozmawiać. Nie może udawać, że mają wspólne zainteresowania. Nie może budzić się każdego dnia obok osoby, która stała się dla niej obojętna, a może nawet odrażająca.
Rozwiedli się po cichu, jak dorośli ludzie. Wiktor był nawet szczęśliwy – w końcu nie mógł ukryć romansu z sekretarką, który trwał od trzech lat.
Początkowo syn Andriej krytykował matkę, lecz później zrozumiał, że jego rodzice naprawdę nie są szczęśliwi.
Tamara wynajęła małe mieszkanie i dostała pracę administratora w prywatnej klinice stomatologicznej. Życie się poprawiło. A dwa lata później poznała Siergieja, mężczyznę w jej wieku, wdowca, emerytowanego inżyniera. Spokojnego, rzetelnego, przy którym można było milczeć i nie czuć się skrępowanym.
Mieszkali z Siergiejem już od pięciu lat. Nie zarejestrowali jeszcze swojego małżeństwa – po co w ich wieku zawracać sobie głowę dodatkowymi papierami. Po prostu byli razem i to im wystarczało.
Ale był problem. Raisa Zacharowna.
Była teściowa, która nigdy nie wybaczyła Tamarze rozwodu z synem. Kobieta siedemdziesięciotrzyletnia, o charakterze wściekłej osy.
Przez całe życie wierzyła, że otaczający ją ludzie są jej coś winni. Musieli jej służyć, zadowalać ją i spełniać jej zachcianki.
Za życia męża Raisa Zacharowna trzymała się w ryzach – Piotr Iwanowicz nie znosił jej histerii. Ale po jego śmierci siedem lat temu w końcu się odprężyła. Teraz cała rodzina szła przed nią na palcach.
Tamara mogła wymazać swoją byłą teściową ze swojego życia. Ale była Masza. Wnuczka, którą babcia Raja uwielbiała – jedyna istota na świecie, do której czuła ciepłe uczucia. A Masza odwzajemniała te uczucia.
Dlatego musiałam to znosić na wakacjach rodzinnych. Dla dobra dziecka.
Dzisiaj Tamara gotowała od rana. Chciała, żeby wszystko było piękne, pyszne i świąteczne. Urodziny jej wnuczki to wyjątkowy dzień.
Sałatka Cezar z kurczakiem i grzankami. Mięso po francusku z ziemniakami. Ragout warzywny. Kotlety rybne w sosie śmietanowym. Winegret z zielonym groszkiem. Świeże pomidory z ziołami. A nawet domowy chleb.
Na deser był tort Napoleon, który sama upiekła. Masza uwielbiała ten konkretny tort i prosiła o niego co roku. Tamara opanowała przepis specjalnie dla swojej wnuczki.
Stół był nakryty białym obrusem, na stole stały najpyszniejsze potrawy. Kwiaty w wazonie, świece, eleganckie serwetki. Wszystko jak należy.
Goście mieli przybyć o czwartej. Najpierw Andriej z żoną Leną i dziećmi, Maszą i siedmioletnim Artemem. Następnie rodzice Leny, Michaił Stiepanowicz i Galina Pietrowna, sympatyczni ludzie, z którymi Tamara nawiązała serdeczne relacje.
Wiktor obiecał wpaść na pół godziny, żeby pogratulować wnuczce, dać jej prezent i zniknąć. On i jego były mąż kontaktowali się tylko wtedy, gdy było to konieczne, podczas rodzinnych świąt. Rozmawiali uprzejmie, chłodno, jak dalecy znajomi.
I oczywiście Raisa Zacharowna. Andriej ją przywiezie, pojedzie zwłaszcza wtedy, gdy zadzwoni, że jest gotowa – sama nie podróżowała, jej zdrowie nie jest takie samo.
O wpół do czwartej Tamara znów spojrzała na stół. Wszystko było gotowe. Pięknie, pysznie, z miłością. Goście będą zachwyceni.
Siergiej pomagał ustawiać krzesła, otwierać butelki, kroić chleb. Do rodzinnych wydarzeń Tamary podchodził filozoficznie – rodzina to rodzina, ze wszystkimi jej trudnościami.
„Wyszło pięknie” – powiedział, podziwiając nakryty stół.
- Mam nadzieję, że wszystkim się spodoba.
- A jak im się nie podoba, to ich problem. Włożyłeś w to tyle wysiłku.
Tamara się uśmiechnęła. Siergiej zawsze wiedział, jak ją wesprzeć, nie wdając się w szczegóły rodzinnych kłótni.
Andriej z rodziną przybyli pierwsi. Masza wpadła do mieszkania niczym huragan – szczęśliwa, podekscytowana, cała promieniejąca z oczekiwania na święta.
- Babciu Toma! – tak nazywała Tamarę, żeby odróżnić ją od babci Rayi. – Upiekłaś ciasto? Prawdziwego Napoleona?
- Oczywiście, że upiekłam. Dla najlepszej wnuczki na świecie.
Masza mocno ją przytuliła, a serce Tamary wypełniło się ciepłem. Dla takich chwil warto było żyć.
Andriej wyglądał na zmęczonego. Praca w banku, kredyt hipoteczny, dwójka dzieci – życie nie jest łatwe. Lena krzątała się wokół dzieci, poprawiała im ubrania, zaplatała Maszy warkocze.
„Mamo, jak zawsze, zjemy przy twoim stole” – powiedział Andriej, całując mamę w policzek. „Stół jest jak w restauracji”.
— Nie żal mi niczego, zwłaszcza moich bliskich.
Artem w milczeniu rozglądał się po mieszkaniu – chłopiec był cichy, zamyślony, zupełne przeciwieństwo swojej siostry. Uwielbiał czytać, budować, grać w warcaby z dziadkiem Siergiejem.
Potem przyjechali rodzice Leny. Michaił Stiepanowicz to emerytowany inżynier, Galina Pietrowna to była nauczycielka. Inteligentni ludzie, którzy potrafili docenić pracę innych.
- Tamara, jaka piękna! – podziwiała Galina Pietrowna. – Tak się starałaś!
- No, daj spokój, to przecież zwykły rodzinny stół.
- Zwykłe? Każde danie tutaj to dzieło sztuki!
Michaił Stiepanowicz uważnie przyjrzał się winegretowi:
- A to ze świeżym groszkiem? Pyszne! Moja mama tak gotowała.
Tamara rozkwitła dzięki takim słowom. To właśnie oznaczają ludzie dobrze wychowani – potrafią docenić starania gospodyni.
Wiktor przybył o czwartej trzydzieści. Zawsze wchodził nieco niepewnie, jakby nie wiedział, czy jest mile widziany, czy tylko tolerowany. Pogratulował wnuczce i dał jej drogi prezent – tablet, o którym marzyła Masza.
- Dziękuję, dziadku! – dziewczynka zawisła mu na szyi.
Victor był wzruszony. Kochał swoje dzieci szczerze, a ich rozwód jako rodziców również go zasmucił. Ale nic nie można było zrobić – tak pokierowało nim życie.
- No to usiądziemy do stołu? – zaproponowała Tamara.
„A mama?” zapytał Victor.
- Zaraz będzie. Andriej powiedział, że będzie o piątej.
Raisa Zacharowna weszła powoli, opierając się na lasce. Osiemdziesiąt trzy lata, obolałe nogi, problemy z sercem. Ale jej charakter się nie zmienił – wciąż tak samo paskudny.
„Cześć mamo” – Victor pomógł jej się rozebrać.
- Cześć. Ledwo dotarliśmy, korki są straszne. A teraz wszyscy już się zebrali, widzę.
Spojrzała na nakryty stół, gości, dzieci. Jej twarz była niezadowolona, jak zawsze.
„Witam, Raiso Zacharowno” – przywitała się Tamara.
- Cześć. – Zimno, bez uśmiechu.
Babcia Raya ucałowała wnuki i usiadła na przygotowanym dla niej miejscu u szczytu stołu. Wszyscy inni usiedli wokół niej.
- No cóż, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin dla naszej solenizantki! – oznajmił Michaił Stiepanowicz.
— Wszystkiego najlepszego, Maszeńko!
Wszyscy stuknęli się kieliszkami – dzieci sokiem, dorośli czymś mocniejszym. Masza promieniała radością.
Tamara zaczęła nosić talerze, częstując smakołykami. Goście chwalili, dziękowali, prosili o dokładkę. Jak zwykle panowała ciepła, rodzinna atmosfera.
Raisa Zacharowna milczała. Przyciągnęła talerze do siebie, spróbowała ich po trochu i skrzywiła się.
- Babciu Raju, czy jest coś, czego nie lubisz? – zauważyła uważna Masza.
- Wszystko w porządku, wnuczko. Jedz.
Ale było jasne, że coś z nią nie tak. Dłubała widelcem w sałatce, odsunęła mięso i zmarszczyła brwi.
„Raiso Zakharovno, może mogę ci coś jeszcze zaproponować?” – zapytała uprzejmie Tamara.
- Nie ma potrzeby. Nie jestem wybredny.
To było kłamstwo. Raisa Zacharowna rzeczywiście była wybredna – jeśli chodzi o jedzenie, otoczenie i ludzi.
Impreza trwała dalej. Dzieci opowiadały zabawne historie, dorośli dzielili się nowinkami. Siergiej rozmawiał z Michaiłem Stepanowiczem o wędkowaniu. Lena pokazała zdjęcia ze swojej ostatniej wyprawy na daczę.
- Tamara, mięso jest po prostu przepyszne! – podziwiała Galina Pietrowna. – Jaki delikatny sos!
- Tak, bardzo smaczne – podtrzymał Michaił Stepanowicz. – A winegret jest zupełnie taki jak w moim dzieciństwie u babci!
„Spróbuję teraz zrobić tę sałatkę w domu” – powiedziała Lena. „Możesz mi podać przepis?”
Tamara rozkwitła dzięki pochwałom. To miłe, gdy twoje wysiłki są doceniane.
„A najbardziej smakowały mi kotlety rybne” – dodał Andriej. „Mamo, robisz je magicznie! Wyszły takie delikatne”.
„Nic specjalnego” – Tamara była zawstydzona. „Zwykły przepis”.
- Zwykłe? – zdziwił się Wiktor. – Dawno nie jadłem takich kotletów. Bardzo smaczne.
Wszyscy prześcigali się w chwaleniu smakołyków, proszeniu o więcej i pytaniu o przepisy. Jak zwykle, ciepła, rodzinna atmosfera.
A potem Raisa Zacharowna gwałtownie odsunęła od siebie talerz z rybnymi kotletami. Tak demonstracyjnie, że wszyscy to zauważyli.
„Coś się stało, Raiso Zacharowna?” – zapytała zaniepokojona Tamara.
„Od razu poznam, że to ty to ugotowałaś!” powiedziała staruszka z kwaśną miną.
Przy stole zapadła cisza. Wszyscy wyczuli napięcie w głosie staruszki.
- Nigdy w życiu nie nauczyłeś się gotować. Nie wstyd ci zapraszać gości przy takim stole?
Policzki Tamary płonęły. Ale powstrzymała się:
- O czym ty mówisz? Co ci się konkretnie nie podobało?
– Co tu się podoba? – Raisa Zacharowna machnęła ręką w stronę naczyń. – Wszystko jest jakoś nie tak. Sałatki są dziwne, mięso twarde, ryba przesolona. Powinnaś wiedzieć, co lubię! Gdzie jest galareta? Gdzie są normalne kotlety z kurczaka? Gdzie jest puree ziemniaczane? Nie mogę dobrze żuć zębami, a ty wszystko rozkruszyłaś na twardo!
„Raisa Zacharowna…” Galina Pietrowna próbowała interweniować.
– Nie broń jej! – warknęła. – Toleruję jej gotowanie od prawie trzydziestu lat! Nigdy nie zapyta – co byś chciał? Co byś chciał ugotować? Nie będzie o mnie myśleć własną głową! Nie, sama decyduje, sama gotuje, a potem się dziwi, że nikomu to nie smakuje!
Tamara poczuła narastającą w niej znajomą falę urazy i gniewu. Tę samą, która zalała ją wcześniej, gdy mieszkali w tej samej rodzinie.
„Gotowałam to, co umiałam” – odpowiedziała powściągliwie.
– Potrafię! – przedrzeźniła Raisa Zacharowna. – W trzydzieści lat mogłabyś się nauczyć i włączyć mózg! Zawsze robisz swoje – jakieś dziwne zagraniczne sałatki, jakieś sosy. Nie potrafisz ugotować normalnego ludzkiego jedzenia!
„Mamo, przestań” – powiedział cicho Victor.
– A ty się zamknij! – rzuciła się na syna. – Co cię to obchodzi? Mieszkasz teraz z kimś innym! A co ja, chora staruszka, mam jeść? Ten winegret, gdzie groszek jest jak kamień? To mięso, którego nie da się przeżuć szczękami?
Dzieci siedziały z szeroko otwartymi oczami. Masza nawet przestała jeść ciasto – świąteczna atmosfera wyparowała.
„Może to wystarczy?” powiedział cicho Siergiej.
– A kim ty tu jesteś, mężczyzną? – Raisa Zacharowna zwróciła się do niego. – Jakim prawem otwierasz usta w naszej rodzinie? Powinieneś po prostu siedzieć cicho!
- Raiso Zacharowna! – oburzyła się Tamara. – To mój dom, Siergiej jest moim… moim człowiekiem. I nikt nie ma prawa…
- Twój dom? – staruszka uśmiechnęła się złośliwie. – A czyje prawnuki? Szanuj starszych!
- Jaki szacunek?! – Tamara nie mogła się powstrzymać. – Do kogo? Do kobiety, która zatruwa mi życie od trzydziestu lat? Która nigdy – ani razu! – nie podziękowała za obiad, który ugotowała? Która zawsze, zawsze znalazła coś do zarzucenia!
- To ty zatrułeś mi życie! Zdezorientowałeś mojego syna i w końcu zniszczyłeś rodzinę!
— Czy zniszczyłam rodzinę? I kto ciągle się między nami kłócił? Kto zawsze wiedział lepiej, jak powinnam wychowywać męża, dzieci i prowadzić dom?
– Przekazywałem swoje doświadczenie! A ty jesteś dumny, nie chciałeś niczego słuchać!
- Doświadczenie? – Tamara wstała od stołu. – Jakie doświadczenie? Jak marudzić mężowi od rana do wieczora? Jak zastraszyć dzieci? Jak zrujnować wszystkim życie?
„Tama, proszę…” błagała Lena.
– Nie! – Tamara nie mogła już przestać. – Przemówię! Trzydzieści lat milczałam, słuchałam, znosiłam! I dziś – koniec! A twoje gusta to nie moja sprawa! Żuj, co ci dali! I nie obchodzi mnie, czego nie przeżujesz. Jeśli ci nie smakuje – wiesz, gdzie są drzwi!
Raisa Zacharowna zbladła z oburzenia:
- Jak do mnie mówisz? Kim ja dla ciebie jestem?
– Nikogo! – odparła Tamara szorstko. – Nikogo, i to od dawna! Rozwiedliśmy się z twoim synem pięć lat temu! Nic ci nie jestem winna! Ani gotować według twojego gustu, ani znosić twoich obelg, ani się usprawiedliwiać!
– No cóż, Maszeńko – Raisa Zacharowna drżącym głosem zwróciła się do prawnuczki – widzisz, jak rozmawiają z twoją prababcią? Zapamiętaj to.
„Nie ma potrzeby wciągać w to dzieci” – powiedziała ostro Tamara.
- Czego, wstydzisz się? Wstydzisz się, że pokazałeś swoje prawdziwe ja?
— Wstydziłem się, kiedy miałem trzydzieści lat. Wstydziłem się przepraszać za każdy obiad. Wstydziłem się znosić twoje prześladowania. Ale dzisiaj — nie. Dzisiaj powiedziałem prawdę.
Raisa Zacharowna wstała od stołu, opierając się ciężko na lasce:
- Victor, zabierz mnie do domu. Już tu nie pasuję.
„Mamo, może nie powinniśmy…” – próbował syn.
- Zabierz mnie, powiedziałem!
Wiktor spojrzał z poczuciem winy na byłą żonę, na dzieci, na zdenerwowanych gości. Ale nie odważył się kłócić z matką.
Piętnaście minut później wyszli. Andriej też się przygotował:
- Mamo, to już za dużo. Rozumiesz – ona jest stara, chora…
- Czy jestem młoda i zdrowa? – zapytała ze zmęczeniem Tamara. – Mam sześćdziesiąt lat, Andriuszo. I nie znoszę już niegrzeczności, nawet ze strony rodziny.
- Ale Masza była zdenerwowana…
Tamara spojrzała na wnuczkę. Dziewczynka siedziała cicho, bawiąc się kawałkiem ciasta.
- Maszeńko, jesteś zła na babcię Tomę?
Masza spojrzała w górę:
- Czy babcia Raya zawsze tak przeklina?
- Nie zawsze. Ale… często.
- To rozumiem, dlaczego jesteś zły. Zniszczyła ci wakacje.
Łzy zaczęły płynąć z oczu Tamary. Nie z żalu, lecz z ulgi. Po raz pierwszy od wielu lat powiedziała, co myśli. Po raz pierwszy nie milczała, nie znosiła, nie udawała, że wszystko jest w porządku.
„Tamaro” – powiedziała cicho Galina Pietrowna – „postąpiłaś słusznie. Niektóre rzeczy trzeba powiedzieć na głos”.
„Tak” – potwierdził Michaił Stiepanowicz. „Szacunek powinien być wzajemny, w każdym wieku”.
Siergiej bez słowa objął ją ramionami. Nic nie powiedział – po prostu tam był.
Świętowanie trwało dalej, ale w innej atmosferze. Może bardziej szczerej. Tamara nie czuła już napięcia, które zawsze towarzyszyło rodzinnym spotkaniom.
Kiedy wszyscy wyszli, ona siedziała w kuchni i piła herbatę. Siergiej zmywał naczynia.
„Nie żałujesz?” zapytał.
- Nie. Wręcz przeciwnie, żałuję, że nie zrobiłem tego wcześniej.
- Jak teraz będziemy się komunikować z wnukami?
– Nic się nie zmieni. Dzieci nie mają z tym nic wspólnego. Kocham je, a one kochają mnie.
Następnego dnia Lena zadzwoniła:
- Tamara Nikołajewna, Andriej jest zły. Mówi, że powinien był być cierpliwy.
- Co o tym myślisz?
— Naprawdę? Rozumiem cię. I dzieci zauważyły — Masza zapytała, dlaczego babcia Raja zawsze jest taka zła.
Tamara się uśmiechnęła. Czyli nie wszyscy w rodzinie uważają, że się myli.
Tydzień później zadzwonił Victor:
- Toma, przepraszam za mamę. Naprawdę przesadziła.
- Dziękuję za zrozumienie.
- Wiesz, w domu przyznała, że jedzenie było bardzo smaczne. Taka już jej natura.
— Charakter nie jest usprawiedliwieniem niegrzeczności.
Może następnym razem babcia Raya będzie ostrożniejsza. A może nie. Ale to już nie miało znaczenia. Najważniejsze, że Tamara nie zamierzała dłużej milczeć i znosić. W wieku sześćdziesięciu lat