Olga spojrzała przez okno na mżący deszcz, machinalnie wycierając już czysty talerz. Za nią słychać było ciężkie kroki – Siergiej wrócił z pracy.
Wiedziała: zaraz się zacznie. Jak zawsze.
- Znów cały dzień siedziałaś w domu? – w jego głosie słychać było dobrze znaną pogardę. – Inne żony pracują i wychowują dzieci, a ty…
Olga odwróciła się powoli, czując, że jej ręce drżą zdradziecko:
- Siergiej, sam chciałeś, żebym została kurą domową. Mówiłeś, że potrzebuję bazy…
- Tyłek? – Wybuchnął śmiechem. – Jaki tyłek? Spójrz na siebie! Twoja sprana szata, te włosy… Wracam do domu, a ty ciągle bawisz się talerzami. Jaki sens? Mój syn jest zaniedbany…
Coś spadło w pokoju dziecięcym. Pięcioletni Lesha najwyraźniej usłyszał głos ojca i, jak zwykle, schował się za zabawkami.
„Nie waż się mówić o Lyoszy!” Olga po raz pierwszy od dawna podniosła głos. „On…”
- Jaki “on”? – Siergiej podszedł bliżej, nachylając się nad nią. – Tak samo słaby jak ty! Nauczycielka w przedszkolu mówi: – Siedzi w kącie, z nikim nie rozmawia. Zupełnie jak jego mama!
Olga poczuła gulę w gardle. Mogła znieść wszystko, co było skierowane do niej, ale nie w odniesieniu do jej syna.
„Ty po prostu…” Zawahała się, szukając słów. „W ogóle go nie znasz. Jest mądry, miły…”
- Wiesz co? – Siergiej nagle się uspokoił, a ten spokój stał się naprawdę przerażający. – Nie mogę już tego robić. Mam dość wracania do tego… do tego przytułku. Spakuj się i wynoś.
- Co? – Olga nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- No i weź swoje dziecko. Zobaczymy, jak sobie poradzisz beze mnie. Może wtedy nauczysz się być człowiekiem, a nie wycieraczką.
Lesha pojawił się w drzwiach pokoju dziecięcego. Jego duże brązowe oczy były pełne łez.
„Mamo?” wyszeptał.
Coś pękło w Oldze. Wyprostowała się i spojrzała mężowi – po raz pierwszy od dawna, prosto w oczy:
- Dobrze. Wyjdziemy.
Następna godzina minęła jak w mgnieniu oka.
Machinalnie włożyła do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy: dokumenty, trochę ubrań i zabawki Lyoszy. Siergiej stał w drzwiach z rękami skrzyżowanymi na piersi, obserwując z krzywym uśmiechem.
Na zewnątrz było już ciemno. Olga mocno trzymała Lyoszę za rękę, gdy szli przez wieczorne miasto. Plecak ciągnął ją za ramiona, ale najcięższe były myśli w jej głowie.
„Mamo, dokąd idziemy?” zapytała cicho Lesha.
- Do cioci Nataszy, kochanie. Pamiętasz ją? – Olga próbowała mówić radośnie, choć w środku wszystko kurczyło się ze strachu.
- A tata? Czy on naprawdę już nas nie kocha?
Olga zatrzymała się i przykucnęła przed synem:
- Posłuchaj mnie, dzieciaku. Dorośli czasami… robią głupie rzeczy. Ale musisz wiedzieć – masz mnie. I nigdy cię nie opuszczę. Słyszysz? Nigdy.
Natasza natychmiast otworzyła drzwi, jakby czekała na nich. Jedno spojrzenie na przyjaciółkę – i zrozumiała wszystko bez słów.
„Wchodźcie szybko” – zaciągnęła ich na korytarz. „Lyosha, mam tam kreskówki…”
Kiedy jej syn wszedł do pokoju, Olga w końcu pozwoliła sobie na płacz. Cicho, zakrywając twarz dłońmi.
- Co mam teraz zrobić, Natasza? Nie mam pracy, nie mam pieniędzy… Tylko mój dyplom lekarza pokrywa się kurzem.
- Przede wszystkim uspokój się – Natasza mocno przytuliła przyjaciółkę. – Zostaniesz ze mną. A jutro zaczniemy myśleć.
Pierwsze tygodnie zlały się w jeden niekończący się dzień. Olga biegała na rozmowy kwalifikacyjne, ale doświadczenie zawodowe było wymagane wszędzie. W końcu dostała pracę jako pielęgniarka w szpitalu – nie w swojej specjalności, ale z możliwością pracy na nocnych zmianach.
„Mamo, sama odrobię lekcje” – powiedziała Lesha, widząc, jak zasypia nad podręcznikami. „Ty odpoczywaj”.
Ale nie było czasu na odpoczynek. Przypadkowo zobaczywszy ogłoszenie o kursach testowania, Olga poczuła, że to szansa. W nocy, gdy syn spał, uczyła się nowych pojęć, rozumiała programy i pisała swoje pierwsze przypadki testowe.
- Zwariowałaś? – oburzyła się Natasza, znajdując ją o trzeciej nad ranem przy laptopie. – Kiedy mam iść spać?
„Później się trochę prześpię” – uśmiechnęła się Olga. „Kiedy zostanę fachowcem od chłodu”.
Pierwszy rok był najtrudniejszy.
Lyosha często chorował – najwyraźniej stres dawał mu się we znaki. W takie noce Olga siadała przy jego łóżku, mierząc mu temperaturę jedną ręką, a drugą kartkując podręcznik do badań.
„Mamo” – zapytał syn pewnego dnia, kiedy poczuł się lepiej. „Dlaczego nie śpisz?”
- Uczę się, słoneczko. Wiesz, jak w twojej szkole, tylko dla dorosłych.
- Dlaczego?
- Żeby między nami wszystko było dobrze. Żebyśmy mogli kupić własne mieszkanie. I żebyś był dumny ze swojej mamy.
Lesha milczała przez chwilę, po czym rzekła poważnie:
- Już jestem dumny.
Te słowa dodawały mi sił, gdy wydawało się, że to już koniec, że nie dam rady. Gdy w pracy zamykały mi się oczy, gdy linijki kodu się mieszały, gdy ogarniała mnie rozpacz.
Po półtora roku ciężkiej nauki przeszła pierwszą rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko techniczne. Potem drugą. Na trzeciej w końcu została zatrudniona w małej firmie IT.
„Wiesz” – powiedział jej kierownik działu – „zazwyczaj zatrudniamy młodszych ludzi. Ale ty masz taką motywację… I oczy ci błyszczą”.
Pierwsza pensja po pracy jako pielęgniarka wydawała się kosmiczna. Olga od razu wpłaciła zaliczkę za wynajęte kawalerki.
„Natasza, jak mogę Ci się odwdzięczyć?” – zawołała, pakując swoje rzeczy.
„Przestań” – machnęła ręką przyjaciółka. „Wszystko osiągnęłaś sama. Właśnie dałam ci dach nad głową”.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobili w swoim nowym mieszkaniu, była świąteczna kolacja z Leszą. Może na kartonach zamiast stołu, ale przynajmniej mieli swój własny kącik.
– Mamo – powiedział nagle syn. – A może będziemy czytać razem co wieczór? Jak drużyna.
Czas leciał. Olga rozwijała się w zawodzie, Liosza – w nauce. Ich wieczorne „zespołowe” czytania stały się tradycją – dyskutowali o książkach, dzielili się wrażeniami, snuli plany.
Syn zaskoczył wszystkich, gdy w czwartej klasie samodzielnie przygotował się i poszedł do Liceum Fizyczno-Matematycznego.
„To wszystko zasługa mojej matki” – powiedział nauczycielom. „Pokazała mi, że można nauczyć się wszystkiego, jeśli się naprawdę chce”.
Pewnego razu, po kolejnym awansie, Olga weszła do butiku. Tylko po to, żeby popatrzeć. I nagle ją zobaczyła – szmaragdową sukienkę z idealną talią.
„Przymierz” – uśmiechnął się konsultant. „Wygląda, jakby było stworzone dla ciebie”.
Olga się wahała. Wcześniej wszystkie pieniądze szły na syna, mieszkanie, edukację…
„Wiesz co?” – zdecydowała nagle. „Biorę to”.
W domu, kręcąc się przed lustrem, nie poznawała siebie. Gdzie się podziała schorowana gospodyni domowa w spranej szacie? Patrzyła na nią piękna, pewna siebie kobieta.
- Mamo, jesteś taka śliczna! – Lesha spojrzała na nią z podziwem. – Zupełnie jak księżniczka z bajki.
- Dziękuję, kochanie. Wiesz, chyba w końcu wróciłam.
- Gdzie wróciłeś?
- Do siebie. Do osoby, którą zawsze miałem być.
Tej nocy, kładąc syna do łóżka, myślała o tym, jak zmieniło się ich życie. Nie było już lęku o przyszłość, upokarzającej zależności, poczucia bezwartościowości.
Telefon zadzwonił cicho – wiadomość od kolegi Pawła, z którym pracowali nad nowym projektem:
- Jutro o trzeciej w centrum handlowym? Omówmy szczegóły prezentacji.
On i Lesha dotarli do centrum handlowego trochę wcześniej niż planowano. Syn z entuzjazmem opowiadał o nowym problemie z fizyki, gdy nagle przerwał w pół zdania.
Siergiej stał kilka metrów od nich.
Był już stary, z zauważalnymi siwymi włosami na skroniach, patrzył na nich, jakby widział duchy.
- Ola? – głos mu drżał. – To naprawdę ty?
Poczuła, jak Lesha ścisnęła jej dłoń nieco mocniej. Spokojnie, pewnie.
- Cześć, Siergieju.
„Lesza… synu… jak ty urosłeś” – Siergiej podszedł bliżej, ale chłopak pozostał na miejscu.
– Cześć, tato – w głosie syna nie było ani urazy, ani złości. Tylko spokój i godność. – Przepraszam, spieszymy się. Mama ma ważne spotkanie.
„Ty… ty jesteś taki inny” – powiedział Siergiej, zdezorientowany. „Nie spodziewałem się…”
„Do widzenia” – powiedziała Olga cicho, widząc zbliżającego się Pawła. „Chodźmy, synu”.
Później Siergiej próbował się z nimi skontaktować. Pisał wiadomości, dzwonił. Ale Olga wiedziała, że przeszłość należy zostawić w przeszłości. Nie z zemsty czy urazy. Po prostu ona i Lyosza od dawna szli własnymi drogami.
Wieczorem, patrząc na nowy certyfikat syna za zwycięstwo w olimpiadzie fizycznej, Olga się uśmiechnęła. Pięć lat temu wychodziła w noc z plecakiem i małym, przestraszonym chłopcem, nie wiedząc, co przyniesie jutro. A dziś miała ulubioną pracę, przytulny dom i najwspanialszego syna na świecie.
Najważniejsze, że w końcu wróciła do siebie.
I teraz wiedziała już na pewno: nigdy więcej nie pozwoli nikomu odebrać sobie prawa do szczęścia. Prawa do szacunku do samej siebie. Prawa do kochania życia – takiego, jakim stało się dzięki jej odwadze, pracy i wzajemnej wierze w siebie, jej i jej syna.
Bo czasem trzeba stracić wszystko, żeby odnaleźć siebie. I zostać tam, gdzie mieszka prawdziwa miłość – dla siebie, dla syna, dla życia.