„Wracaj natychmiast do Koli, bo inaczej będziesz miał kłopoty!” – zagroziła mi teściowa, stojąc w drzwiach.

— Olga siedziała w kuchni swojego nowego mieszkania, zmęczona przeglądając stare fotografie. Siedem lat życia rodzinnego zmieściło się w małym albumie, w którym szczęście i gorycz mieszały się ze sobą. Oto ona z Mikołajem na ślubie — młoda, promienna, pewna, że czekają ich tylko dobre rzeczy. A oto ich pierwsze wakacje: morze, słońce, uśmiechy. I pierwsza kłótnia — Zinaida Iwanowna uparła się, żeby pojechać z nimi.

Olga pamiętała ten dzień w najdrobniejszych szczegółach. Mikołaj przepraszał nerwowo, mówiąc: „Mama się martwi, nudzi się sama. Proszę o cierpliwość”. Skinęła głową, uśmiechnęła się, przekonując samą siebie, że to tylko chwilowe. „Jak mogłoby być inaczej? To jego matka. Wszystko z czasem się ułoży”.

Ale czas niczego nie naprawił. Teściowa mocno zadomowiła się w ich życiu. Klucz do jej mieszkania stał się symbolem wtargnięcia. Weszła bez pukania, zacisnęła usta, rozejrzała się po mieszkaniu niczym generał na polu bitwy.

– Kola, spójrz na zegarek! Twoja żona wraca z pracy późno w nocy po raz kolejny. Co to za życie rodzinne? – Głos Zinaidy Iwanowny rozbrzmiał echem w kuchni, jakby w tym zdaniu zawierała się cała prawda o życiu.

Nikołaj milczał, odwracał wzrok albo mówił o czymś innym. Olga wytrwała. „Głupota, młodość, niedoświadczenie… Jakże inaczej?” Słowa babci z dzieciństwa brzmiały w jej głowie jak przysięga: „Najważniejsze, Oleńko, żebyś miała swój kąt i swoją pracę. Wtedy nikt nie będzie mógł tobą pomiatać”.

Teraz, w mieszkaniu babci, Olga wiedziała, że miała rację. Przez siedem lat starała się zadowolić wszystkich. Przez siedem lat łykała uszczypliwości, zamykała oczy i unikała konfliktów. I teraz – koniec.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Olga zadrżała, jakby spodziewała się kłopotów. I nie pomyliła się. Zinaida Iwanowna stała na progu, sucha jak gałąź pustyni, z tym samym potępieniem w oczach.

– Co ty robisz, dziewczyno? – Jej głos był tak zimny, że mógł spowodować mróz. – Kola nie może znaleźć dla siebie miejsca, a ty tu sobie po prostu odpoczywasz.

Weszła do mieszkania, jakby to był jej dom, rozejrzała się krytycznie po pokoju i zatrzymała się przy ścianie.

— Tapeta całkowicie wyblakła. Musimy zrobić remont. Ale ty zawsze myślisz tylko o sobie. Gdybyś mi wtedy pomógł z daczą, to i tobie byśmy pomogli. Ale tak jak jest — cóż…

Olga spojrzała na nią, jakby widziała ją po raz pierwszy. „O mój Boże, jak ja się jej bałam! Jak ja to wszystko wytrzymałam?” Jej palce lekko drżały, ale głos brzmiał stanowczo.

– Zinaido Iwanowna, to moje mieszkanie. Nie musisz tu nic robić.

– Olga wyraźnie pamiętała tę rozmowę. Zinaida Iwanowna pojawiła się w progu z kolejnym „genialnym” pomysłem. Teraz postanowiła sprzedać mieszkanie babci, a pieniądze zainwestować w remont daczy. Jakby to mogło rozwiązać wszystkie ich problemy. „Będziemy razem spędzać wakacje latem, wychowywać wnuki” – powiedziała, jak zawsze, przekonana, że jej słowa są absolutną prawdą.

– Zinaido Iwanowno, po co przyszłaś? – Głos Olgi brzmiał spokojnie, ale za tym spokojem krył się cały wir emocji.

– Co masz na myśli, dlaczego? Żeby cię sprowadzić do domu, oczywiście! – teściowa usiadła na brzegu krzesła, starannie poprawiając fałdy spódnicy. – Co ludzie powiedzą? Mój syn jest dręczony, nie może znaleźć dla siebie miejsca, a ty siedzisz tu w swoim gabinecie.

– A co z Mikołajem? – Olga zmrużyła oczy, nie mogąc się powstrzymać od pytania. – Czemu sam nie przyjechałeś?

Zinaida Iwanowna machnęła ręką, jakby tłumaczyła coś oczywistego:

– Ma pracę, nie ma czasu na spełnianie twoich zachcianek. Przygotuj się, przestań się wygłupiać.

Te słowa, znane i słyszane wielokrotnie, zdawały się rozpalać w Oldze. Ile razy w ciągu siedmiu lat słyszała ten głos, ten ton? Ile razy milczała, zaciskając usta, żeby się nie rozpłakać? Uniosła głowę i w końcu spojrzała teściowej prosto w oczy.

„Nie” – powiedziała krótko, a to „nie” zabrzmiało jak strzał. „Nigdzie się nie wybieram. Dość”.

Zinaida Iwanowna zmrużyła oczy, jej wzrok stał się ostry jak ostrze noża:

– Co masz na myśli mówiąc „nie pójdę”? A co z rodziną? A co z Kolą? Myślałeś o nim?

– A czy on o mnie myślał? – Głos Olgi zadrżał, nie ze słabości, ale z oburzenia, które narastało w niej latami. – Kiedy przyszłaś bez zapowiedzi i zrobiłaś awanturę? Kiedy zażądałaś, żebym sprzedała mieszkanie, w którym się wychowałam? Kiedy wyrzuciłaś moje rzeczy, bo ci się nie podobały?

Zinaida Iwanowna była lekko zmieszana, ale natychmiast podniosła głowę:

– Chciałam tylko pomóc! Byłaś niedoświadczona, musiałam cię nauczyć, jak prowadzić dom, jak być dobrą żoną.

– Nauczysz mnie? – Olga nagle gorzko się zaśmiała. – Nie uczyłeś mnie, próbowałeś mnie zmienić, złamać. Ale ja już na to nie pozwolę.

Nagle zadzwonił telefon w jej kieszeni. Olga wyjęła go i zobaczyła na ekranie imię Mikołaja. Spojrzała na teściową, której twarz nagle rozpromieniła się triumfem, jakby to był jej triumf.

„Odbierz telefon” – głos Zinaidy Iwanowny zabrzmiał ostro, z nutą rozkazu. „Kola wszystko zrozumie, wszystko wybaczy. Wrócisz do domu i będziemy żyć jak dawniej”.

Telefon wibrował na stole, jakby uporczywie przypominając jej o tym, przed czym Olga tak usilnie próbowała uciec. Spojrzała na ekran i pomyślała: „Wracać? Dokąd? Do tych wiecznych wyrzutów, do dewaluacji, do życia, w którym nie mam własnego głosu?”.

Ostatnie tygodnie spędzone w zaciszu mieszkania babci przyniosły jej coś, czego nie doświadczyła od dawna – spokój. Tutaj nikt nie naruszał jej przestrzeni, nie czytał moralności, nie dyktował, jak ma żyć.

– Nie odbierzesz telefonu? – Zinaida Iwanowna zmrużyła oczy, jej oczy zabłysły. – Więc naprawdę wszystko już postanowiłaś.

Olga w milczeniu schowała telefon do kieszeni. Nikołaj nie dzwonił pierwszy raz. Wysyłał wiadomości: „Porozmawiajmy. Wszystko naprawię. Wiesz, jak bardzo cię kocham”. Ale każde słowo wydawało się obce, jakby napisane pod czyimś dyktando.

„Wiesz, Zinaido Iwanowno” – powiedziała w końcu Olga cichym, ale stanowczym głosem – „naprawdę wszystko już zdecydowałam. I nie chodzi o to, że nie kocham Nikołaja. Po prostu nie mogę i nie chcę dłużej żyć w atmosferze ciągłej kontroli i upokorzenia.

Twarz Zinaidy Iwanowny pociemniała, a jej usta zacisnęły się w cienką linię:

– Jakie upokorzenie? Zawsze traktowałam cię jak własną córkę! Uczyłam cię, prowadziłam, doradzałam…

„Właśnie tego uczyli i tego mnie uczyli” – przerwała jej Olga, czując, jak narasta w niej długo tłumiony gniew. „Ale ja nie jestem dzieckiem. Mam własne życie, własne nawyki, własne pragnienia. I nie pozwolę ci się w nie wtrącać.

Zinaida Iwanowna zerwała się z krzesła, jej postać zdawała się górować nad Olgą:

– Jesteś niewdzięczny! Tyle dla ciebie zrobiłem, a ty…

Olga również wstała. Jej głos brzmiał zaskakująco spokojnie, choć w jej oczach błyszczały iskierki:

— A co ze mną? Przez siedem lat znosiłam twoje nieustanne narzekanie. Przez siedem lat starałam się być dla ciebie idealną synową. Przez siedem lat czekałam, aż Nikołaj w końcu zostanie mężem, a nie chłopakiem, który ciągle chowa się za twoimi plecami. I wiesz co? Mam dość. I tyle. Wybrałam siebie.

Zinaida Iwanowna zamarła, jakby dostała w twarz. Ale Olga już tego nie widziała. Odwróciła się, wzięła ze stołu filiżankę herbaty i upiła łyk, jakby chciała zakończyć tę rozmowę.

— W kuchni zapadła cisza, gęsta jak przed burzą. Zinaida Iwanowna, blada, konwulsyjnie ściskała torebkę w dłoniach, jakby to był ostatni argument w jej kłótni.

– Jak śmiesz? – Jej głos drżał, albo ze złości, albo z powodu świadomości, że traci panowanie nad sobą. – Zrobię ci taką krzywdę! Pożałujesz, że odważyłeś się tak do mnie odezwać!

– A co ty mi zorganizujesz? – Olga spojrzała na teściową spokojnie, wręcz z ciekawością.

– Wracaj natychmiast do mojego syna! – zaczęła krzyczeć Zinaida Iwanowna, a jej twarz poczerwieniała. – Bo inaczej pożałujesz! Myślisz, że nie wiem o twojej pracy? O twoim długo wyczekiwanym awansie? Jeden telefon i po wszystkim.

Olga poczuła dreszcz na plecach. Skąd Zinaida Iwanowna dowiedziała się o awansie? Nikomu nie powiedziała, nawet Nikołajowi.

„Czy mi grozisz?” – zapytała cicho Olga, próbując zachować spokój.

„Tylko wyjaśniam, co się dzieje z tymi, którzy niszczą rodziny” – głos teściowej nagle stał się łagodniejszy, ale to sprawiło, że jej słowa zabrzmiały jeszcze bardziej złowieszczo. „Pomyśl, dziewczyno. Czy twoja duma jest warta zrujnowanej kariery?”

Olga podeszła do okna. Za oknem zaczynał padać deszcz, rzadkie krople uderzały o szybę, jakby ktoś płakał na zewnątrz. Właśnie w taki dzień po raz pierwszy spotkała Mikołaja – na przystanku autobusowym, kiedy deszcz przemoczył ją do suchej nitki. Podał jej swój parasol, uśmiechnął się. Kto by pomyślał, że wszystko tak się skończy.

– Wiesz co, Zinaido Iwanowna – zwróciła się do teściowej, patrząc jej prosto w oczy – możesz grozić, ile chcesz. Możesz nawet spełnić swoje groźby. Ale ja nie wrócę. Mikołaj wiedział, z kim się żeni – z kobietą, która umie podejmować decyzje. A ty próbowałaś zrobić ze mnie lalkę. Ale nie pozwolę już sobą manipulować.

– Ach, i co z tego? – Zinaida Iwanowna gwałtownie wstała, ściskając rączkę torby. – No, ostrzegałam cię. Nie mów później, że nie wiedziałaś.

Wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami tak głośno, że szyby w oknach zadrżały. Olga stała przy oknie, wsłuchując się w coraz głośniejszy deszcz. Czuła jednocześnie strach i dziwną ulgę.

„Najważniejsze to mieć własne mieszkanie i pracę” – zabrzmiał w jej głowie głos babci. No cóż, ma mieszkanie. A co do pracy… co ma być, to będzie.

Godzinę później telefon zadzwonił ponownie. Mikołaj napisał: „Mama powiedziała, że w końcu nie chcesz wracać. Może jednak powinniśmy się spotkać? Porozmawiać spokojnie, bez zbędnych emocji?”

Olga uśmiechnęła się szeroko. „Bez zbędnych emocji” – to było jego ulubione określenie. Tak właśnie rozwiązywał konflikty z matką, tyle że zawsze musiały być one rozwiązywane kosztem Olgi.

Usunęła wiadomość i odłożyła telefon na stół. W mieszkaniu panowała nietypowa cisza, ta sama cisza, której szukała przez te wszystkie lata.

Wieczorem zadzwoniła do swojej przyjaciółki Mariny.

„Wiesz, kto mnie dzisiaj odwiedził?” zapytała zmęczona, siadając na sofie.

– Niech zgadnę – Zinaida Iwanowna?

– No i tyle. Zagroziła, że zniszczy mi karierę, jeśli nie wrócę do Nikołaja.

– A co jej powiedziałeś?

– Że nie wrócę. Nawet jeśli będę musiał zaczynać od nowa.

– Brawo! – Głos Mariny był pełen radości. – Wiesz, od dawna chciałam ci to powiedzieć: zmieniłaś się. Stałaś się bardziej pewna siebie. Jakbyś zrzuciła z siebie coś ciężkiego.

Olga się uśmiechnęła. Po raz pierwszy od dawna poczuła się naprawdę sobą. Tą samą Olgą, którą była przez te wszystkie lata prób stania się wygodną wersją kogoś innego.

— Następnego dnia Olga, wspinając się po gładkich, wypolerowanych schodach, weszła do biura dużej firmy. Groźby Zinaidy Iwanowny wciąż dźwięczały jej w głowie niczym echa starej melodii, której nie sposób było się pozbyć. Ale strach ustąpił — wiedziała, że nikt nie odbierze jej doświadczenia i wiedzy, co oznaczało, że pojawi się przed nią nowa szansa.

Na przyjęciu powitała ją kobieta w średnim wieku z delikatnym uśmiechem.

„Twoje CV jest imponujące” – zauważył kierownik działu, przeglądając strony. „Zwłaszcza ten najnowszy projekt. Opowiedz nam o nim”.

Olga, czując się nieco zdenerwowana, zaczęła opowiadać swoją historię. Słowa płynęły płynnie, budując za nimi obraz wykonanej pracy, sukcesów i wytrwałości. Po kilku minutach zdenerwowanie ustąpiło – wróciła do swojego żywiołu, w którym czuła się komfortowo.

„Wiesz” – uśmiechnęła się kobieta, odkładając papiery – „właśnie mieliśmy wakat na stanowisko kierownika zespołu projektowego. Myślę, że świetnie byś się na tym sprawdził”.

Wracając do domu, Olga złapała się na myśli, że dawno nie czuła w sobie takiego ciepła. Nowa praca to nie tylko źródło dochodu. To ludzie, których jeszcze nie zna, ale których może pokochać. To zadania do rozwiązania i to jest radość z radzenia sobie z nimi.

W domu natychmiast zadzwoniła do rodziców. Z biegiem lat małżeństwa takie telefony stały się rzadkością, ponieważ „młoda rodzina musi żyć osobno”.

– Córeczko, tak się cieszymy, że od ciebie słyszę! – Głos mamy rozniósł się po mieszkaniu niczym herbata z miętą. – Przyjedź na weekend. Tata ugotuje szaszłyk, dokładnie tak, jak lubisz.

Minęło kilka miesięcy. Olga wirowała w pracy niczym wir, ale czuła, że w końcu zmierza tam, gdzie powinna. Koledzy szanowali ją za profesjonalizm, a przełożeni chwalili za sukcesy. A co najważniejsze, żyła teraz w świecie, w którym jej decyzje należały tylko do niej.

Mikołaj już nie pisał. Olga nie wiedziała, co go właściwie powstrzymywało – świadomość, że wszystko się skończyło, czy nowa dziewczyna wybrana przez troskliwą matkę.

Pewnego wieczoru spotkała w sklepie swoją sąsiadkę Zinaidę Iwanowną.

„Wiesz” – zaczęła z ledwo skrywaną ciekawością – „twoja dawna teściowa opowiada teraz wszystkim, jak porzuciłeś jej biednego syna. Tylko nikt jej nie słucha – wszyscy pamiętają, jak wygnała swoją pierwszą synową.

Olga tylko się uśmiechnęła. Te słowa już nie bolały, nie obrażały, nie budziły chęci tłumaczenia czegokolwiek. Teraz to była przeszłość – epizod, z którego wyciągnęła wnioski.

Wieczorem, siedząc na balkonie, przeglądała stare fotografie. Oto ona z rodzicami na daczy, opalona, z koszem jabłek. Oto Marina w parku, śmiejąca się, z warkoczem przerzuconym przez ramię. A oto zdjęcie ślubne. Na nim jest z Mikołajem, szczęśliwa, ale jakoś obca.

Zamknęła album i odłożyła go na najdalszą półkę. Rzeczy z przeszłości nie znikają, ale też nie ważą tak wiele.

Jutro czekała ją ważna prezentacja, spotkanie z klientami, lunch z Mariną. Życie toczyło się dalej i teraz to było jej życie. To, które w końcu zbudowała dla siebie.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *