Niech twoja żona przychodzi do mnie kilka razy w tygodniu. Gotować, sprzątać. Niech się mną opiekuje, jak zawsze. A potem przekażę ci rachunki i zapiszę ci dom. — powiedział ojciec do syna.
Rozbawiłeś mnie — tu Ilja uśmiechnął się szczerze — czasy się zmieniły. Pracuję, moja żona też. Równość! — Ilja uniósł palec wskazujący. I w duchu dalej się śmiał, wyobrażając sobie, jak Weronika z wieczną arogancją będzie wynosić kaczkę dla taty i przecedzać mu owsiankę. „Będę musiał ją poprosić, dla zabawy” — pomyślał Ilja — „to zapisze ci dom! Ciekawe, czy się zgodzi, czy nie?” Och
, Oli, gdybyś tylko wiedziała, jaka jestem zmęczona? — jęknęła Weronika, kładąc głowę obok klawiatury.
Czy to nie wcześnie? — uśmiechnęła się Olija. — Jeszcze nie ma nawet dziesiątej. Dzień pracy dopiero się zaczął!
„Nie, nie o to mi chodziło” – Weronika leniwie poruszała palcami. „Chodziło mi o ogólne znaczenie.
Aha, rozumiem, zaraz ci przyniosę kawę!
”. Sztuczna radość wlała się do jej żołądka.
Wiesz, Ola, jeśli wierzysz, że małżeństwa są zawierane w niebie, to tam jest prawdziwy żartowniś.
Co, Ilja znowu coś zrobił? – zapytała Ola.
Dzięki Bogu, jak dotąd nic – Weronika zacisnęła usta – nic mu się nie chce. Tylko narzeka, że ma wszystkiego dość, że ma problemy w pracy, że szefowie są podli, że ma niską pensję.
Musi się zmienić – powiedziała poważnie Ola. –
A ja mu każę zmienić pracę, skoro mu się nie podoba – poparła go Weronika.
Nie, nie rozumiesz – uśmiechnęła się Ola – Ilja musi się zmienić! Jakkolwiek bym cię nie słuchała, to i tak miałaś z nim same smutki, a tyle radości.
Co za dziwak! – Weronika uniosła ręce. – Mówię ci, w niebie jest żartowniś. On nas połączył! Mocno! Kocham go, nie wiem dlaczego. Przysięgam, nie kłamię, jestem gotowa mu wszystko wybaczyć!
„Już mu wybaczyłaś jego interesy” – powiedziała Ola.
„Ja mu wybaczyłam” – Weronika zacisnęła zęby – „do dzieła!”.
To było bardzo bolesne pytanie. Weronika prowadziła interes, zanim poznała Ilję. Był mały, ale przynosił stały dochód. Ilja zaangażował się dopiero w pewnym momencie, kiedy zaczęli zmieniać się jego szefowie w pracy.
Nie chciał wyjeżdżać za białe światło, ale zamiast tego, będąc na wakacjach, postanowił popracować z Veronicą.
Jeśli dobrze pójdzie, to dołączę do zespołu – powiedział.
Wypróbował to tak dobrze, że zawarł jedną transakcję w imieniu żony. Wystarczyła jedna, żeby interes się zawalił.
Jak mogłeś obiecać taki czas dostawy? – krzyknęła Weronika. – A gdzie w tym rozliczeniu są koszty transportu?
Żeby sfinalizować transakcję, której nie dało się anulować, musieliśmy sprzedać firmę konkurencji. Musieliśmy też sprzedać samochód Weroniki, nowiutką czerwoną Toyotę.
Była tym jeszcze bardziej zdenerwowana, niż interesami.
W międzyczasie, gdy trwał proces, zacząłem pracować jako ekonomista.
Zbiorę trochę kapitału na start, powiedziała znajomym, i wrócę do biznesu.
Ale pieniędzy nie było. Wręcz przeciwnie. Im dłużej żyliśmy, tym bardziej przeżywaliśmy.
Ilja, kiedy wreszcie zaczniesz o czymś myśleć? – najpopularniejsze pytanie Weroniki.
Nie, po co mi przeszkadzasz? Pracuję – zirytował się Ilja. – Nie leżę na kanapie!
Nie przydasz mi się ani na kanapie, ani w pracy! Ile razy mogę ci powtarzać to samo? Idź do innej pracy z wyższą pensją! Twój kolega ci ją zaproponował!
A wiesz, jak tam pracuje Staś? – Ilja zrobił okropną minę. – Ledwo do domu doczłapie!
Tak mu się to udaje! – powiedziała gniewnie Weronika. – Chciał kupić domek letniskowy, dali mu pożyczkę. Nawet próbowali go namówić. A tobie nawet nie dają z twoich zarobków. A jak poprosisz, to nikt ci nie da!
Czego ci nie dadzą? – oburzył się Ilja.
A komu potrzebny dłużnik, którego praprawnuki będą płacić tylko za niego?
Ilja zamilkł, obrażony. Nie lubił tych rozmów o finansach. Nieważne, jakie argumenty przedstawiał, Weronika zawsze miała coś, czym mogła go uciszyć.
„Iliusza” – powiedziała czule Weronika.
Odetchnął z ulgą:
„Dziś nie byłem zły długo.”
Iljusza, powinnaś pójść do ojca i z nim porozmawiać. Mieszka sam na wsi. Może lepiej byłoby, gdyby był pod opieką kompetentnych specjalistów?
Może powinniśmy umieścić go w domu opieki?
Możemy go umieścić w pensjonacie, – powiedziała Weronika, – w normalnym. Pamiętaj, chwalił się, że ma konta we wszystkich bankach. Niech żyje za te pieniądze, niczego nie może ze sobą zabrać. I niech przepisze ci dom.
Więc poszedł i przepisał! – odpowiedział sarkastycznie Ilja. –
Więc mówię ci, żebyś do niego poszła. Pogadała. Rozumiesz, jeśli sprzedamy dom, możemy założyć nowy biznes. Nie zbierzemy w ten sposób kapitału początkowego.
On nie będzie chciał się nigdzie ruszać, – Ilja machnął ręką.
Cóż, jego chęci nie mają tu nic do rzeczy.
„Och, Iljuszenka, nie bywasz u mojego ojca zbyt często” – jęknął Andriej Jurjewicz – „jak tu przyjedziesz, to ja już będę pogrzebany.
Tato, chodź” – uśmiechnął się ironicznie Ilja, sam czasami myśląc to samo. „
A powinieneś był przysłać do mnie żonę, żeby się staruszkiem zaopiekowała, jak to zawsze bywało.
Rozbawiłeś mnie” – tu Ilja uśmiechnął się szczerze – „czasy się zmieniły. Ja pracuję, moja żona też. Równość!” Ilja uniósł palec wskazujący.
I dalej śmiał się w duchu, wyobrażając sobie, jak Weronika z wieczną arogancją wyniesie kaczkę dla ojca i odcedzi mu owsiankę.
„Muszę się jej oświadczyć, dla zabawy” – pomyślał Ilja – „a potem przepisze dom! Ciekawe, czy się zgodzi, czy nie?”
„O-ho-ho” – wychrypiał Andriej Jurjewicz, wygodniej rozsiadając się na krześle. „
Tato, widzę, że jest ci ciężko bez opieki. Ledwo dajesz radę. Może powinniśmy rozważyć alternatywę?
Zdecydowałeś się wysłać tatę do przytułku?” – krzyknął Andriej Jurjewicz i zaczął kaszleć.
Ilja przyniósł wodę, dał ojcu pić, a potem kontynuował:
Co ty mówisz? Kocham cię! Umieścimy cię w dobrym miejscu, przydzielimy ci osobistą pielęgniarkę. Lepsze odżywianie, świeże powietrze, opieka medyczna. Wszystko w porządku, tato!
Ilja, wyjdę z tego domu tylko na cmentarz, – powiedział pewnie Andriej Jurjewicz – a ty, jeśli chcesz pomóc rodzicom, pozwól żonie przychodzić do mnie kilka razy w tygodniu. Gotuj, sprzątaj. A potem dam ci moje rachunki i spisz dom. I zapomnij o przytułku!
Ilja nie powiedział Weronice o wizycie u ojca. Mogła nakrzyczeć na jego bezwartościowość z innego powodu. Chodziło o to, żeby uznać jej ojca za niekompetentnego. I były ku temu przesłanki, ale jego sumienie mu na to nie pozwalało, w końcu był swoim własnym ojcem.
„Uliano” – zwrócił się do młodej kobiety, która sprzątała biuro dwa razy w tygodniu – „nie interesuje cię praca na pół etatu? Jestem
zainteresowana” – powiedziała, zdmuchując kosmyk włosów z oczu – „ale co masz robić?
Wiem, że mieszkasz w Oriechowce, mój ojciec jest tam starszy. Potrzebuje opieki” – pomyślał Ilja. „Nic nadzwyczajnego. Tak po prostu. Gotować, sprzątać, zmieniać pościel. I słuchać argumentów staruszków.
Czy to na cały dzień, czy na zmianę?” – zapytała Uljana i od razu wyjaśniła: „Mam małe dziecko. Nie mogę tego robić cały dzień. Poza tym sprzątam tu.
Dwa, trzy razy w tygodniu” – Ilja machnął lekceważąco ręką – „wydaje się być w porządku, ale lata dają mu się we znaki.
No i oczywiście!” Uljana się zgodziła.
„Milioner, do cholery!” To była pierwsza reakcja Weroniki, gdy Ilja chwalił się, że zatrudnił pielęgniarkę dla ojca.
Potem zaczęła ciskać piorunami i grzmotami, ale Ilja ich nie słuchał. Emocje, o to właśnie chodzi. A kiedy Weronika trochę się uspokoiła, powiedziała prawie normalnym głosem:
Gdzie w zdaniu: „Wyślij ojca do domu opieki” znalazłeś propozycję zatrudnienia pokojówki? I ciekawe, skąd za to zapłacisz? Jeśli to dla ciebie tajemnica, to powiem ci wprost, twoja pensja w naszym budżecie to, o ile nie ćwierć dolara. Nie dość, że praktycznie cię utrzymuję, to jeszcze muszę powiesić twojego tatę na szyi?
No cóż, Weroniko! Co cię znowu tak zdenerwowało?
Czy ja się tym przejmuję? Twój ojciec ma konta bankowe, dom na wsi i działkę! Jemy ostatnią mysz, która powiesiła się w lodówce bez soli, a on, z całym swoim kapitałem, załatwił sobie pielęgniarkę na mój koszt!
Weroniko – jęknął Ilja, próbując znaleźć chociaż jakąś odpowiedź, która zadowoliłaby jego żonę – rozumiesz…
Nie możemy tego ciągnąć w nieskończoność. Ilja spiął się i wyrzucił z siebie:
Weronika, kiedy byłam z nim – Ilja zawahał się – on już był zły. No, kompletnie zły, krótko mówiąc. Myślałam, że jak zaczniemy go transportować, to od razu to zrobi. Mogą pojawić się podejrzenia. I widzisz, nie zostało mu dużo czasu.
Ilja spuścił wzrok i zaszlochał.
Planował, że ten szloch będzie ostatnim akordem spektaklu wymówek, ale kiedy mówił, zdał sobie sprawę, że to prawda. Ojciec miał już ponad siedemdziesiąt lat i, szczerze mówiąc, wyglądał naprawdę źle.
Ilja, – Weronika była zdezorientowana, – Nie sądziłam, że wszystko jest takie złe. Ilja nie odpowiedział.
Dobrze, niech będzie pielęgniarka. Przynajmniej pod koniec życia ktoś mu na tyłki wskoczy.
Weronika nie żywiła ciepłych uczuć do teścia, a ostatni raz widziała go na weselu. Ale co innego, kiedy nie wiadomo, jak długo czekać, aż przekaże, że tak powiem, spadek, a co innego, kiedy czasu na czekanie jest bardzo mało.
„Czas zacząć pisać plan biznesowy” – pomyślała – „i przeprowadzić rozeznanie, aby dowiedzieć się, co będzie najbardziej opłacalne”.
Stasiu, zrozumiałem, że mój tata zaraz umrze – powiedział zmieszany Ilja, spotykając przyjaciela w barze.
– Nie wszyscy jesteśmy wieczni – zauważył filozoficznie – kiedyś nasz czas się skończy.
Rozumiem, rozumiałem to wcześniej. Ale skąd miałem to zrozumieć? Że to będzie kiedyś w przyszłości. Krótko mówiąc, później. I wtedy zrozumiałem, że to „później” jakoś mnie podkradło. I dosłownie stoi za drzwiami. Przestraszyłem się.
Takie jest życie, Iljucho. Nie mamy tu żadnej władzy. Ale wnioski można i należy wyciągnąć z sytuacji.
Wiesz, i ja to zrobiłem – Ilja upił łyk z kubka – odziedziczę spadek i się rozwiedzę. Weronika dręczy mnie zewsząd. I myślę. Po co mi takie życie? Jak mój tata, dociągnę się do siedemdziesiątki, obejrzę się za siebie. I zostaną tylko gniewne oczy i wieczne wyrzuty. Wydaje mi się, że przeżyłem życie na próżno.
No, bracie, trafiłeś! – Staś się takiego obrotu spraw nie spodziewał. – Ale skoro wszystko jest takie globalne, to ja cię popieram! Innego życia nie będzie!
Stuknęliśmy się kieliszkami, piliśmy.
Iljucha, po co przeciągasz rozwód, skoro wszystko jest takie złe? Powinieneś był już dawno zamknąć te drzwi i zapukać do innych.
Z dobrą pensją możesz pukać do wszystkich drzwi – Ilja cmoknął zębami – ale z moimi toleruje mnie tylko Weronika. Miłość czy nie, kto wie. A kłótnie jej nie przeszkadzają. Gdybym miał pieniądze, uciekłbym w stronę zachodzącego słońca! Ale możesz z nią żyć.
Cóż, nie dam ci tu żadnych rad. Sam wszystko sobie ułożyłeś. I swoje życie, i to od ciebie zależy, jak je przeżyjesz.
Temat zamknięty.
Choć Ilja przygotowywał się na tę smutną wiadomość, i tak przyjął ją jak grom z jasnego nieba. Ból straty dręczył go od środka, Weronika kąsała go z zewnątrz, a jego serce lgnęło do domu ojca.
Ostrożnie przeszedł przez pokoje, w których biegał jako chłopiec. Zdjął z wieszaka czapkę ojca i ścisnął ją, aż zabolały go palce. Usiadł obok portretu z czarnym rogiem. Bolał, był pusty, samotny.
„Już przygotowałam biznesplan” – powiedziała Weronika, podążając za Ilją – „i znalazłam kupca na dom. Da nam niezłe pieniądze. Kiedy będziemy mieli dostęp do kont, będziemy musieli zainwestować w kredyt hipoteczny, żeby ich nie zmarnować. I od razu otworzymy firmę. Tylko ja będę przy tym, żeby nie skończyło się tak jak ostatnio. Nie obraź się, wiem, że tak będzie lepiej!”
Ilja siedział, lekko się chwiejąc. Nie słuchał żony. Myślał o swoich sprawach:
„Nie sprzedam domu. Zrobię kilka remontów i tu zamieszkam. Rozwiodę się i znajdę dobrą kobietę. Zamieszkamy tu. Możemy założyć rodzinę. Ile czasu minie, zanim miasto tu dotrze? No cóż, do diabła z tą bizneswoman! Jak szeroko dziobnie gada o tym, co nie jest jej! I nie da się jej zamknąć!”
Na odczytanie testamentu Weronika ubrała Ilję tak, jakby wybierał się na spotkanie towarzyskie: trzyczęściowy garnitur, krawat i buty wypolerowane na błysk.
Przyjdziesz jako prosta osoba, a wyjdziesz bogata! Musisz dorównać!
Odprowadziła męża do notariusza, ale sama nie weszła do kancelarii. Zdziwiła się tylko, że wśród czekających znalazła się pielęgniarka. Ilja wskazał na nią i przywitał się.
„Też coś złapała!” – zauważyła Weronika.
„Jest samotną matką” – wzruszył ramionami Ilja – „może ojciec zrzucił jej coś z ramienia swojego pana.
Wszedł do gabinetu jak sokół, a wyszedł jak oskubany wróbel”.
Wszystko jej zwalił, powiedział Ilja drżącymi ustami. Dom, rachunki, nawet jakieś mieszkanie w mieście. Nawet nie wiedziałem, że ma mieszkanie.
Ilja spojrzał na żonę oczami szaleńca.
Uljana poszła za nimi i skierowała się prosto w stronę małżonków:
Nie, nie wstydzę się! Jestem matką! I walczyłam o dobro mojego dziecka! I nie masz prawa mnie winić! Oczywiście, możesz odwołać się do sądu, ale wszystkie moje dokumenty są czyste. I jest akta, że sam Andriej Jurjewicz dobrowolnie wszystko mi zostawia. A on mówi o was, że jesteście zachłanne i nie warte włosa z jego głowy!
Wy! – krzyknęła Weronika.
Spójrz na siebie! Porzuciłaś starca samego. W mieście byłoby dobrze, ale na wsi! Musisz zrozumieć, że tam życie jest o wiele trudniejsze. Niech to będzie dla ciebie nauczką! Może łatwiej będzie ci dojść do porozumienia z duszą!
Wszystkie plany runęły. Wszystkie marzenia rozsypały się na kawałki.
No cóż, co poradzić – powiedziała Weronika – żyliśmy bez kapitału i będziemy żyć dalej. Przecież jesteśmy rodziną.
Ilja przytulił Weronikę:
„Jaki rozwód teraz? Będziemy razem!”
„Zapytam Stasia” – powiedział Ilja – „może ma jeszcze wolne miejsce…”