Irina miała plan. Prosty, jak marzenie z dzieciństwa: wakacje z mężem nad morzem. Wiktor obiecał – na pewno pojedziemy w tym roku. Bilety kupione, hotel zarezerwowany, walizki prawie spakowane…
– Ir, przepraszam – Victor spojrzał na telefon, nie podnosząc wzroku. – W pracy panuje pośpiech. Wszystko odwołane.
Serce ją bolało. Ale nie ze zdziwienia, a ze znanego rozczarowania. Przez lata życia rodzinnego Irina zdążyła się do tego przyzwyczaić: plany męża były ważniejsze od jej własnych.
„W porządku” – stłumiła urazę. „To przynajmniej odpocznę w domu. Poczytam książki, posiedzę na balkonie”.
Po raz pierwszy od wielu lat – cisza w domu! Niespieszna kawa, ulubiony detektyw, zachód słońca z balkonu. Wydawało się, że los ją rozpieszcza.
Ale los najwyraźniej kocha czarny humor.
– Mama dzwoniła – Wiktor był zadowolony. – Odwołała sanatorium. Po co wydawać pieniądze, skoro jesteś w domu i wolny? A ona mnie zobaczy w tym samym czasie.
Galina Michajłowna. Kobieta o żelaznej woli i przekonaniu, że cały świat ma obowiązek jej służyć.
„Miesiąc?” Głos Iriny drżał.
– No, tak! Super, prawda? – Wiktor uśmiechnął się jak dzieciak, który dostał lody.
I Irina nagle poczuła, że nadszedł jej urlop: dni spędzone w kuchni, niekończące się „przynieś i podaj”, władczy głos teściowej i brak prawa do własnego zdania we własnym domu.
„Oczywiście, świetnie” – skinęła głową.
Trzy dni później Galina Michajłowna wjechała do ich mieszkania niczym czołg do okupowanego miasta.
– Ira, dlaczego twój cukier jest w złym słoiku? – pierwsze słowa po “cześć”.
„Mamo, wejdź i usiądź” – Wiktor kręcił się dookoła.
Irina zdała sobie sprawę, że jej urlop zamieni się w miesięczną zmianę na kelnerce.
– Ugotujesz barszcz? – Galina Michajłowna rozsiadła się wygodnie w fotelu, jakby siedziała na tronie. – Tylko nie za kwaśny. I dobrze ugotuj mięso.
Irina po cichu poszła do kuchni.
Nowe zasady
Galina Michajłowna zadomowiła się w domu niczym dowódca na zdobytym terytorium. Wieczorem pierwszego dnia stało się jasne: urlop Iriny został definitywnie odwołany.
– Ira, gdzie trzymasz normalne garnki? – teściowa grzebała w szafkach. – Te są dość małe. A tak w ogóle, dlaczego przyprawy nie są posortowane alfabetycznie?
Irina w milczeniu przestawiała słoiki. Nagle stała się gościem we własnej kuchni.
– Mamo, nie stresuj się – Wiktor przeczytał wiadomości. – Ira wszystko zrobi.
Tak, oczywiście. Ira zrobi wszystko. Jak zawsze.
Pod koniec tygodnia codzienna rutyna Iriny wyglądała tak: wstawanie o siódmej, robienie śniadania dla teściowej według specjalnego menu (nie tłustego, nie słonego, nie pikantnego), sprzątanie, gotowanie obiadu, podwieczorku, kolacji, zmywanie naczyń. I tak w kółko.
„Stałeś się trochę ospały” – zauważył Victor. „Może powinieneś wziąć jakieś witaminy?”
Witaminy? Nie potrzebowała witaminy C, potrzebowała witaminy „Moje Życie”.
Balkon – Ostatnia Twierdza
Balkon stał się jedynym ratunkiem. Tu Irina mogła po prostu odetchnąć. Spojrzeć w niebo. Myśleć.
– Ira! – głos teściowej przeciął ciszę. – Gdzie jesteś? Muszę się napić herbaty!
„Już idę!” odpowiedziała automatycznie Irina.
Ale moje nogi nie chciały się ruszyć. W głowie krążyła mi jedna myśl: „A co, jeśli nie będę chodzić?”
Myśl ta była tak śmiała, że zaparło mi dech w piersiach.
– Ira! Nie słyszysz?
„Słyszę cię” – powiedziała cicho Irina do pustego balkonu. „Słyszę cię bardzo dobrze”.
A jednak poszedłem zrobić herbatę.
Punkt wrzenia
– Irina, – Galina Michajłowna siedziała w salonie jak sędzia w trybunale. – Jesteś jakaś nietowarzyska. Ciągle uciekasz na balkon. Nie wiesz, jak traktować swoich bliskich.
Krewni? Irina zakrztusiła się powietrzem.
„Myślałam, że przyszłam odpocząć” – kontynuowała teściowa – „ale oto jestem, utknięta w kuchni. Gotuję, sprzątam, podaję”.
Irina zamarła ze szmatką w dłoniach. Cały świat stanął na głowie. Była w kuchni? Gotowała i sprzątała? Kim była wtedy Irina?
„Przepraszam” – jej głos brzmiał zaskakująco spokojnie. „Ale gotuję i sprzątam tutaj. Codziennie. Od dwóch tygodni”.
– Ira! – Wiktor się wkurzył. – Co ty mówisz? Mama jest gościem!
Gość. Ten, który dowodzi w cudzym domu przez dwa tygodnie. Który zamienił gospodynię w służącą.
„Tak” – Irina skinęła głową. „Masz rację. Mama jest gościem. A kim ja jestem?”
Wgląd w wieczorną rozmowę
Wieczorem, gdy Galina Michajłowna usiadła przed telewizorem, Irina podeszła do męża:
– Witia, musimy porozmawiać.
– Poczekaj, obejrzyjmy wiadomości…
„W tej chwili” – powtórzyła stanowczo.
Victor spojrzał na żonę ze zdziwieniem. W jej głosie pobrzmiewały nuty, których nie słyszał od dawna.
„Słuchaj, jeśli twoja mama jedzie z nami na wakacje” – powiedziała Irina cicho, ale każde jej słowo było tak wyraźne, jak uderzenie młotem – „to ja pojadę na wakacje do siebie”.
– Zwariowałeś? – Wiktor nawet wstał. – A co z farmą? Co z mamą?
„A co ze mną?” zapytała Irina i poszła spakować walizkę.
W sypialni, odkładając rzeczy na miejsce, uśmiechnęła się po raz pierwszy od dwóch tygodni. Prawdziwym uśmiechem.
Jutro pójdzie do matki. Do kobiety, która nigdy nie traktowała jej jak służącej. Do domu, gdzie będzie mogła po prostu usiąść z herbatą i milczeć. Gdzie nikt nie zawoła: „Ira, gdzie jesteś?”.
„Ja też potrzebuję wakacji” – powiedziała do swojego odbicia w lustrze.
I po raz pierwszy odbicie skinęło głową w odpowiedzi.
Operacja „Ucieczka Gospodyni Domowej”
Rano Irina stała na korytarzu z walizką. Galina Michajłowna, widząc ją w mundurze „polowym”, patrzyła na nią, jakby Irina zapowiedziała lot na Marsa.
„Dokąd idziesz?” – w głosie teściowej słychać było oburzenie.
– Do mamy. Na odpoczynek – Irina zapięła marynarkę z miną służbową.
– A kto przygotuje śniadanie? – Galina Michajłowna złapała się za serce. – A obiad?
„Witia umie smażyć jajka” – odpowiedziała spokojnie Irina. „Ale sama mówiłaś, że każdy umie gotować i sprzątać”.
Victor wyskoczył z łazienki z pianką do golenia na połowie twarzy:
– Ira, nie możesz po prostu wstać i wyjść!
„Mogę” – uśmiechnęła się. „Zobacz, jakie to proste”.
I zatrzasnęła drzwi.
Kroniki buntu teściowej
Przez pierwsze trzy dni po wyjeździe Iriny w domu panował chaos godny apokalipsy.
Galina Michajłowna, przyzwyczajona do roli kapryśnej księżniczki, nagle odkryła trudną rzeczywistość: książę Wiktor potrafił tylko podgrzewać pierogi i parzyć kawę rozpuszczalną.
„Synu” – poskarżyła się, ze smutkiem dziobiąc widelcem kupioną w sklepie sałatkę – „myślałam, że przynajmniej wiesz, jak coś zrobić w domu!”
– Mamo, pracuję! – Wiktor bohatersko próbował oczyścić przypaloną patelnię. – Nie mam czasu na te… kulinarne rozkosze!
– Jakie przysmaki?! – oburzyła się teściowa. – Gotowanie barszczu – to przysmak?!
Czwartego dnia Galina Michajłowna uświadomiła sobie straszną prawdę: bez Iriny dom zamieniał się w filię akademika. Wszędzie walały się brudne talerze, lodówka była pusta, a jedyne jedzenie pochodziło z dowozu z najbliższej pizzerii.
„Nie zrezygnowałam z sanatorium, żeby jeść pizzę!” – szlochała do telefonu do swojej przyjaciółki. „Tutaj nie ma nawet normalnej herbaty!”
Mama na linii
Piątego dnia Galina Michajłowna nie wytrzymała i zadzwoniła do Iriny:
– Irlandko, moja droga… – głos był słodki, jak miód z dodatkiem waleriany. – Jak się masz, córko?
„Wspaniale” – Irina leżała w hamaku w ogrodzie mamy, przeglądając książkę. „Opalam się i czytam. Mama robi dżem truskawkowy”.
– Ach, dżem – Galina Michajłowna z tęsknotą wspominała kulinarne arcydzieła Iriny. – A my tu… Witia jest taki zmęczony w pracy… Może wrócisz? Na chwilę?
„Nie” – odpowiedziała spokojnie Irina. „Odpoczywam. Tak jak ty”.
– Ale myślałem…
– Galino Michajłowno, – przerwała jej Irina – sama powiedziałaś, że przyszłaś odpocząć. Więc idź odpocząć. A ja odpoczywam tutaj.
Sygnał dźwiękowy telefonu brzmiał jak marsz żałobny ku czci iluzji teściowej.
Wielka Migracja Powrót
Pod koniec tygodnia Galina Michajłowna skapitulowała. Dom bez Iriny okazał się nie domem, a wynajętym kawalerskim mieszkaniem. Wiktor chodził zdezorientowany, jadł kanapki i błagał matkę, żeby „coś ugotowała”.
„Nie jestem kucharką!” – oburzyła się. „Jestem gościem!”
Ale okazuje się, że goście czasami muszą zjeść normalne jedzenie.
Siódmego dnia Galina Michajłowna spakowała walizkę:
– Witia, idę do domu.
– Ale mamo, chciałaś spędzić tu miesiąc…
„Chciałam” – odpowiedziała kwaśno. „Ale wakacje się nie udały. Bez Iriny to miejsce nie jest domem, tylko wartownią”.
Wiktor odprowadził matkę do taksówki, a potem długo stał przy oknie. Niezwykła myśl powoli płynęła mu przez głowę, niczym zimowa rzeka: „A co, jeśli Irina miała rację?”
Odkrycie stulecia
Wieczorem Wiktor zadzwonił do żony:
– Ir, mama odeszła.
„Wiem” – w głosie Iriny słychać było uśmiech. „Zadzwoniła do mnie. Powiedziała, że wakacje nie są udane”.
– A kiedy wrócisz?
„Kiedy skończą się moje wakacje” – odpowiedziała spokojnie Irina. „Został jeszcze tydzień”.
Wiktor rozejrzał się po mieszkaniu: stosy brudnych naczyń, okruszki na stole, skarpetki na kanapie. Po raz pierwszy w życiu zobaczył, jak wygląda dom bez żony.
I się przestraszył.
„Ir” – jego głos nagle zadrżał – „jesteś pewien, że wrócisz?”
Na linii zapadła cisza. Wtedy Irina cicho powiedziała:
– Chcesz, żebym wrócił?
– Z pewnością!
„To pomyśl dlaczego” – i się rozłączyła.
Victor stał z telefonem w rękach i po raz pierwszy od dwudziestu lat małżeństwa myślał nie o pracy, nie o interesach, ale o tym, co jego żona dla niego znaczy.
A odpowiedź go przestraszyła.
Kolejna kobieta wraca
. Tydzień później Irina wróciła do domu. Ale nie była już tą samą kobietą, która wyjechała z walizką. Opalona, wypoczęta, z nowym blaskiem w oczach.
Victor przywitał ją w drzwiach, uśmiechając się winnie:
– Ir, ty… dobrze wyglądasz.
„Dziękuję” – weszła do mieszkania i przyjrzała się konsekwencjom „męskiego życia”. „Widzę, że ty też dobrze odpocząłeś”.
Subtelna nuta chaosu była widoczna, ale Victor się zarumienił:
– Jutro wszystko posprzątam. Naprawdę.
„Nie spiesz się” – powiedziała spokojnie Irina. „Każdy ma swoje tempo”.
Nowe zasady gry.
Od tego dnia coś się zmieniło w domu. Irina nie biegała już na pierwsze zawołanie, nie awanturowała się, nie przepraszała za każdą minutę odpoczynku.
„Ir, co powiesz na kolację?” Victor nieśmiało zapytał pierwszego wieczoru.
– A co z kolacją? – Czytała książkę na sofie.
– No więc… będziesz gotować?
– Może. Albo zamówimy dowóz. Albo sam ugotujesz. Jak chcesz.
Victor zamrugał ze zdziwieniem.
Cicha Rewolucja
Irina nie robiła scen, nie domagała się swoich praw, nie wygłaszała wykładów. Po prostu żyła w nowy sposób. Jeśli chciała iść na spacer, to szła. Jeśli nie chciała gotować, to nie gotowała. Jeśli Wiktor ją o coś poprosił, mogła powiedzieć: „Nie mogę teraz, jestem zajęta”.
A świat się nie zawalił.
„Zmieniłeś się” – powiedział Victor pewnego wieczoru.
„Tak” – skinęła głową Irina. „I dopiero teraz to zauważyłaś?”
Długo milczał, po czym spokojnie zapytał:
— Czy ty… czy jest ci lepiej beze mnie?
Irina odłożyła książkę i spojrzała na męża. Po raz pierwszy od wielu lat dostrzegła w jego oczach nie żądanie, lecz pytanie. Prawdziwe, ważne pytanie.
„Jestem ze sobą lepsza” – powiedziała. „Z tobą czy bez ciebie, to szczegóły”.
Victor powoli zaczął rozumieć nowe
: jego żona nie jest dodatkiem do jego życia, nie jest automatycznym systemem zapewniającym mu codzienne funkcjonowanie. Jest odrębną osobą. Z własnymi potrzebami, marzeniami i prawem do zmęczenia.
Gdy Galina Michajłowna zadzwoniła ponownie z propozycją „zostań”, sam Wiktor powiedział:
– Mamo, pewnie innym razem. Ira jest na wakacjach.
– Jakie wakacje? – oburzyła się teściowa.
„Na taki zasługiwała” – odpowiedział stanowczo syn.
Irina, która słyszała rozmowę, uśmiechnęła się. Po raz pierwszy od wielu lat, nie grzecznie, lecz szczerze.
Lekcja rzeczywiście okazała się sukcesem. A co najważniejsze, oboje się tego nauczyli.