Arogancki sąsiad zasypał mój staw – pokazałem mu, dlaczego nie można stawać na drodze starszej kobiecie.

Kiedy sąsiad Margaret, Brian, zasypał jej ukochany staw podczas jej nieobecności, nie spodziewał się, jaką wściekłą i okrutną reakcję to wywoła.

Margaret, z pozoru samotna starsza kobieta, wpadła na plan, który wywrócił życie Briana do góry nogami.

Powiem szczerze: w wieku 74 lat widziałem już wystarczająco dużo dramatów.

Ale nic nie mogło mnie przygotować na to, co wydarzyło się w moim własnym ogrodzie.

Nazywam się Margaret i mieszkam w tym przytulnym, małym domu od dwóch dekad.

To był mój mały zakątek raju, w którym mogłam obserwować, jak dorastają moje trzy dzieci, a teraz gościć siedmioro wnucząt podczas letnich zabaw i weekendowych grilli.

Zawsze jest ktoś, kto wypełnia dom śmiechem i miłością.

Główna dekoracja mojej witryny?

Piękny staw, który kiedyś wykopał mój kochany dziadek.

Przez wiele lat był sercem naszych rodzinnych spotkań.

Wnuki uwielbiają się w nim pluskać i szczerze mówiąc, czasami myślę, że to one kochają staw bardziej niż ja!

Wszystko było idealnie, aż do momentu, gdy pięć lat temu Brian się wprowadził.

Już pierwszego dnia ten człowiek zaczął narzekać na mój staw.

„Margaret!” krzyknął przez płot.

Te żaby nie dają mi spać w nocy!

„Czy nic nie możesz z tym zrobić?”

Uśmiechnąłem się tylko i powiedziałem: „Och, Brian, oni po prostu śpiewają ci kołysankę. Za darmo!”

Ale to mu nie odpowiadało.

„A komary! W twoim stawie mnożą się jak szalone!”

„Cóż, Brian” – powiedziałem – „utrzymuję ten staw w nieskazitelnej czystości.

Te komary prawdopodobnie pochodzą ze śmieci w twoim ogrodzie.

Prychnął i zdenerwował się, a ja kontynuowałem swoje zajęcia.

Myślałem, że z czasem się przyzwyczai, ale się myliłem.

Pewnego pięknego dnia postanowiłem odwiedzić moją siostrę mieszkającą w sąsiednim stanie.

Nie mogłem się doczekać kilku dni rozmów i gry w Gin Rummy.

Nie miałem pojęcia, że wrócę do widoku, który mrozi mi krew w żyłach.

Kiedy podjechałem pod dom, zauważyłem, że coś jest nie tak.

Zwyczajowy blask wody, który mnie powitał, zniknął.

Na jego miejscu pojawił się… brud.

Serce mi zamarło, gdy wysiadłem z samochodu.

Moja sąsiadka z naprzeciwka, droga pani Johnson, pospieszyła do mnie.

„Och, Margaret! Jak miło cię znowu widzieć.

Próbowałem ich powstrzymać, ale powiedzieli, że mają rozkazy!”

„Kogo zatrzymać? Jakie rozkazy?”

Stałem oszołomiony, patrząc na brudną plamę, gdzie kiedyś był mój ukochany staw.

Zespół przybył wczoraj.

„Powiedzieli, że zostali zatrudnieni przez firmę do osuszenia i zasypania stawu” – powiedziała pani Johnson.

Powiedziałem im, że nie ma cię w domu, ale mieli dokumenty i wszystko!

Poczułem się, jakbym został uderzony.

Dwadzieścia lat wspomnień zniknęło w ciągu jednego dnia.

I dokładnie wiedziałem, kto za tym stoi.

„Brian” – mruknąłem, zaciskając pięści.

„Co zamierzasz zrobić?” zapytała pani Johnson z troską na twarzy.

Wyprostowałem plecy.

„Och, powiem ci, co zrobię.

Ten facet myśli, że może rozkazywać miłej starszej pani?

Wkrótce się dowie, dlaczego nie warto zadzierać z kobietą taką jak Margaret!

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było zadzwonienie do rodziny.

Moja córka Lisa była wściekła.

„Mamo, to przestępstwo! Musimy wezwać policję!”

„Nie spiesz się, kochanie” – powiedziałem.

„Najpierw potrzebujemy dowodów.”

W tym momencie wkroczyła moja wnuczka Jessie.

„Babciu! Pamiętasz tę kamerę do obserwacji ptaków, którą zamontowaliśmy na dębie? Może coś złapała!”

Cóż, kto by pomyślał, że ten mały aparat stanie się naszą tajną bronią.

Obejrzeliśmy nagranie i wyraźnie widać, jak Brian wydaje pracownikom polecenia, aby napełnili mój staw.

Wyglądał jak dziecko, które właśnie ukradło ciasteczko ze słoika.

„Mam cię” – powiedziałem, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

Brian najwyraźniej myślał, że po prostu przymknę na to oko, bo jestem stary i mieszkam sam.

Nie wiedział, że mam kilka asów w rękawie.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem, było zadzwonienie do lokalnego wydziału ochrony środowiska.

„Witaj” – powiedziałam słodko.

„Chcę zgłosić zniszczenie chronionego środowiska naturalnego”.

Mężczyzna po drugiej stronie linii brzmiał zdziwiony.

„Chronione środowisko naturalne, proszę pani?”

„O tak” – odpowiedziałem.

„Widzisz, w moim stawie żył rzadki gatunek ryby.

Zarejestrowałem go w waszej agencji kilka lat temu.

A ktoś go po prostu pochował bez pozwolenia.

Powiem szczerze, że ludzie z agencji nie żartują, jeśli chodzi o gatunki chronione.

Kilka dni później zapukali do drzwi Briana i zaproponowali mu karę pieniężną, która każdemu wybiłaby oczy z orbit.

„Panie, jesteśmy z Agencji Ochrony Środowiska” – powiedział jeden z inspektorów.

„Jesteśmy tu w związku z bezprawnym zniszczeniem chronionego środowiska naturalnego na terenie posesji twojego sąsiada”.

Twarz Briana zbladła.

„Co? Chronione środowisko naturalne? To był tylko staw!”

„Staw, w którym żył rzadki, odnotowany gatunek ryby, panie Thompson.

Mamy dowody, że wydałeś rozkaz zniszczenia go bez odpowiedniego pozwolenia.

“To jest śmieszne!” wyjąkał Brian, podnosząc głos.

„Staw tej staruszki był po prostu utrapieniem! Zrobiłem przysługę całemu sąsiedztwu!”

„Cóż, proszę pana, ta „usługa” będzie pana kosztować 50 000 dolarów grzywny za naruszenie przepisów ochrony środowiska”.

Brianowi opadła szczęka.

„Masz pięćdziesiąt lat – nie mówisz poważnie!

To wszystko jakieś nieporozumienie. Ten staw był…

Nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu, gdy słuchałem ich sekretnej rozmowy.

Ale nie zamierzałem na tym poprzestać.

Mój wnuk Ethan, niech go Bóg błogosławi, jest znanym prawnikiem w mieście.

Zadzwoniłem do niego.

„Ethan, kochanie” – powiedziałem.

„Chcesz pomóc babci dać nauczkę jej sąsiadowi-chuliganowi?”

Ethan chętnie się zgodził.

Zanim Brian zdążył powiedzieć „roszczenie bezpodstawne”, wręczono mu dokumenty dotyczące odszkodowania za szkody i krzywdę moralną.

Cóż, mogłem na tym zakończyć, ale miałem jeszcze jednego asa w rękawie.

Żona Briana, Karen, zawsze sprawiała wrażenie porządnej kobiety.

Pewnego wieczoru zobaczyłem ją wracającą z pracy i postanowiłem, że nadszedł czas, aby porozmawiać.

„Dobry wieczór, Karen” – zawołałem.

“Masz chwilę?”

Wyglądała na zmęczoną, ale udało jej się uśmiechnąć.

„Oczywiście, Margaret. Co masz na myśli?”

Zaprosiłem ją na filiżankę herbaty i opowiedziałem jej o stawie.

Opowiedziałem jej o dziadku, który ją wykopał, o dzieciach, które nauczyły się tam pływać, o rybach i żabach, o letnich wieczorach spędzanych nad wodą.

Kiedy mówiłem, wyraz twarzy Karen zmienił się ze zdziwienia na szok.

„Margaret, nic o tym nie wiedziałam” – wyszeptała.

„Brian powiedział mi, że miasto nakazało zasypanie stawu ze względów bezpieczeństwa!”

„Cóż” – powiedziałem, klepiąc ją po dłoni.

“Teraz znasz prawdę.”

Następne kilka dni było spokojne.

Samochód Briana zniknął, a plotki po okolicy zaczęły się rozprzestrzeniać z nową siłą.

Mówi się, że Karen poprosiła Briana, żeby odszedł, gdy dowiedziała się, co zrobił.

Aż pewnego ranka obudziłem się słysząc dźwięk ciężkiego sprzętu.

Wyjrzałem przez okno i omal nie przewróciłem się ze zdziwienia.

W moim ogrodzie pracowała ekipa i kopała!

Pospiesznie wybiegłem na zewnątrz i zobaczyłem Karen, która dowodziła całą operacją.

Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się.

Dzień dobry, Margaret.

Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza, ale uznałem, że nadszedł czas, żeby wszystko naprawić.

Okazało się, że Karen zatrudniła ekipę, aby odnowić mój staw.

Kiedy przyglądaliśmy się ich pracy, dzieliła się ze mną swoimi przemyśleniami.

„Brian jest zamieszany w jakieś podejrzane interesy” – powiedziała cicho.

„Cała ta sprawa ze stawem była dla mnie po prostu sposobem na rozładowanie moich własnych problemów”.

Po odtworzeniu stawu agencja ochrony środowiska wycofała zarzuty.

W międzyczasie Ethan przekonał mnie, abym nie wnosiła pozwu.

Ten facet zawsze wie, jak znaleźć odpowiednie słowa.

Brian natomiast przeprowadził się do innego stanu z podkulonym ogonem.

Karen natomiast stała się moim częstym gościem.

Zaczęła mi nawet pomagać w opiece nad stawem, mówiąc, że to najmniej, co może zrobić.

Pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy przy odrestaurowanym stawie i oglądaliśmy odbicie zachodu słońca w wodzie, Karen zwróciła się do mnie z figlarnym uśmiechem.

„Wiesz, Margaret” – powiedziała – „nigdy nie myślałam, że to powiem, ale cieszę się, że Brian zniszczył twój staw”.

Podniosłem brwi.

„Ach, więc? I dlaczego?”

Uśmiechnęła się.

„Gdyby tego nie zrobił, nigdy bym się nie dowiedział, jak wspaniałego mam sąsiada tuż za rogiem”.

Stuknęliśmy się szklankami mrożonej herbaty i zaśmialiśmy się.

Kto by pomyślał, że mały staw może być przyczyną tylu kłopotów i przynieść tyle pożytku?

I oto jestem, mam 74 lata, odnowiony staw, nowego przyjaciela i historię, którą będę opowiadał na rodzinnych spotkaniach przez kolejne lata.

Życie z pewnością potrafi zaskakiwać, prawda?

I powiem wam, że jeśli z tej historii można wyciągnąć jakąś naukę, to taką, żeby nigdy nie lekceważyć babci, która ma urazę, i dobrego prawnika w rodzinie!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *