Kwestia mieszkaniowa.
Alesia stała w korytarzu, nie wierząc własnym uszom. Jej teściowa, Swietłana Siergiejewna, właśnie oznajmiła, że mieszkanie jej zmarłej babci Zoi nie trafi do niej, ale do Leny, żony jej najmłodszego syna.
– Swietłano Siergiejewna, ale obiecałaś – głos Alesji zadrżał z urazy. – Sama powiedziałaś: jeśli zajmę się babcią Zoją do samego końca, mieszkanie będzie nasze z Miszą.
Teściowa zacisnęła usta i odwróciła wzrok. Na jej twarzy nie było śladu zażenowania, tylko chłodna determinacja.
„Sytuacja się zmieniła, Alesiu” – powiedziała szorstko. „To mieszkanie trafi do Leny i Borii. Mieli drugie dziecko, potrzebują go bardziej. A ty i Misza jakoś sobie poradzicie.
– Damy radę? – Alesia poczuła, jak krew napływa jej do twarzy. – Swietłano Siergiejewno, spędziłam dwa lata z twoją matką! Przez dwa lata nosiłam nocniki, robiłam zastrzyki, gotowałam zupy puree…
– No i co z tego? – teściowa wzruszyła ramionami. – Lena też by się mną zajęła, gdybym poprosiła. Ale miała małe dzieci, nie mogła. A ty jesteś bezdzietna, masz mnóstwo czasu. Ile cię kosztowało ugotowanie zupy dla staruszki?
Słowo „bezdzietny” raniło jak nóż. Swietłana Siergiejewna doskonale wiedziała, że Alesia i Misza nie mogli mieć dziecka przez trzy lata, i uderzyła go tam, gdzie najbardziej bolało.
– Czyli zmarnowałam dwa lata? – Alesia ledwo powstrzymała łzy. – A co z twoimi obietnicami?
– Kochanie – teściowa podeszła bliżej, a jej ostentacyjne uczucie sprawiło, że było to jeszcze bardziej obrzydliwe – nie obiecałam niczego na piśmie. I na słowach… Kto wie, co mówią. Jesteś dorosłą kobietą, powinnaś zrozumieć.
W tym momencie drzwi wejściowe się otworzyły i do mieszkania weszła Lena, żona Boryi, najmłodszego syna Swietłany Siergiejewny. Farbowana blondynka w drogim futrze, rzuciła Alesji pogardliwe spojrzenie.
„Mamo, możemy już przenieść nasze rzeczy?” – zaćwierkała. „Boria czeka na dole z przeprowadzką”.
– Poczekaj chwilę, Lenoczko – Swietłana Siergiejewna spojrzała kątem oka na Alesię. – Twoja szwagierka wpada w złość.
– A, ten? – prychnęła Lena. – Mamo, po co się z nią użerasz? Niech idzie do swojej Miszki i płacze. Chociaż po co, przecież to maminsynek, nie powie na ciebie złego słowa.
„Nie waż się tak mówić o moim mężu!” – wściekła się Alesja.
– Co, to nieprawda? – Lena uśmiechnęła się z samozadowoleniem. – Wszyscy wiedzą, że Misza nie może zrobić kroku bez mamusi. Ale Borya to co innego. Prawdziwy mężczyzna, sam podejmuje decyzje.
– Lenoczka ma rację – Swietłana Siergiejewna wspierała synową. – Mój Borya to dobry facet, otworzył własny biznes, ma dwójkę dzieci. A Misza? Ma trzydzieści pięć lat i wciąż żyje z pensji. Nawet żonie nie stać go na dziecko.
– Swietłana Siergiejewna! – Alesia aż się z oburzenia zakrztusiła. – Jak możesz tak mówić?
– Co? Mówię prawdę – wzruszyła ramionami teściowa. – Gdybyś miał dzieci, zastanowiłabym się dwa razy. Ale w takim razie po co ci oddawać mieszkanie? I tak nikt go nie odziedziczy.
– Właśnie! – podniosła Lena. – Nasze Maszeńka i Saszenka dorastają, potrzebują przestrzeni. A ty i Misza zmieścicie się w waszym kawalerce. Tylko we dwoje.
Alesia wzięła głęboki oddech, próbując się uspokoić. Sięgnęła do torebki i wyjęła starannie złożone dokumenty.
– Swietłana Siergiejewna, Lena – jej głos brzmiał zaskakująco spokojnie. – Obawiam się, że będziecie musiały zmienić plany. Proszę, spójrzcie.
„Co to jest?” teściowa niechętnie wzięła papiery.
— Babcia Zoja zapisała mi mieszkanie. Mnie osobiście, nawet nie Miszy — mnie.
Swietłana Siergiejewna zbladła, przeszywając wzrokiem wiersze. Lena spojrzała przez ramię i pisnęła:
– To niemożliwe! To podróbka!
„Testament jest poświadczony notarialnie” – odpowiedziała spokojnie Alesia. „Babcia Zoja napisała go miesiąc przed śmiercią. Rozumiała wszystko, widziała, co się dzieje. I postanowiła mnie chronić. Przed tobą.
– Ty żmijo! – Lena rzuciła się na Alesię. – Oszukałeś staruszkę! Zdobyłeś jej zaufanie!
– Nie, – Alesia cofnęła się o krok. – Po prostu ją zalecałem. I ona to doceniała. W przeciwieństwie do niektórych.
– Jak śmiesz! – wyła Lena. – Mamo, powiedz jej!
Swietłana Siergiejewna milczała, czytając testament raz po raz. W końcu spojrzała na synową:
– Ty… ty to celowo ustawiłeś. Wiedziałeś, że matka napisała testament, a ty milczałeś!
– Co miałam zrobić? – Alesia wzruszyła ramionami. – Powiedzieć ci, żebyś mogła zacząć naciskać na chorą staruszkę? Kazać jej przepisać testament?
– Zaraz ci pokażę! – Lena zamachnęła się, ale Swietłana Siergiejewna ją powstrzymała.
– Spokojnie, Lenoczko. Nie zostawimy tego tak. Podważymy testament. Udowodnimy, że matka była szalona.
„Spróbuj” – Alesia skinęła głową. „Mam zaświadczenia od trzech lekarzy, że babcia Zoja była zdrowa na umyśle i miała dobrą pamięć. I są świadkowie – sąsiedzi, pielęgniarka z kliniki”.
– Jesteś suką! – Lena oderwała się od teściowej. – Będziesz miała kłopoty! Borya cię pozwie! On ma znajomości!
„Twój Borya będzie miał problemy z interesami, jeśli spróbuje” – odparła spokojnie Alesia. „Pracuję w urzędzie skarbowym, pamiętasz? I wiem co nieco o jego interesach”.
– Ty… ty postanowiłaś nas szantażować? – Swietłana Siergiejewna chwyciła się za serce.
– Nie. Chcę tylko, żeby mnie zostawiono w spokoju. Mieszkanie jest prawnie moje. Kropka.
„Czy Misza o tym wie?” teściowa zmrużyła oczy.
— Dowie się, jak wróci z pracy.
„On ci tego nie wybaczy!” – wykrzyknęła triumfalnie Lena. „Mishka uwielbia swoją matkę! Zostawi cię!”
„To sprawa między nami” – Alesya skierowała się w stronę drzwi.
– Stój! – teściowa zagrodziła jej drogę. – Dokąd idziesz?
– Do domu. Do mojego mieszkania.
– Zobaczymy, czyja ona jest! – pisnęła Lena. – Mamo, nie wpuszczaj jej!
– A ty próbujesz mnie zatrzymać – stal zabrzmiała w głosie Alesji. – Zadzwonię na policję. Za nielegalne przetrzymywanie. I za groźby też.
Swietłana Siergiejewna niechętnie się wycofała. Alesia wyszła na podest, ale się odwróciła:
– I jeszcze jedno, Swietłano Siergiejewno. Kiedy będziesz narzekać Miszy, nie zapomnij mu powiedzieć, jak nazwałaś go nieudacznikiem. I jak śmiałaś się z tego, że nie mamy dzieci. Jestem pewna, że go to zainteresuje.
„Nie odważyłabyś się!” – teściowa zbladła.
– Zobaczymy później.
Alesia zjechała dwa piętra niżej. W drzwiach mieszkania babci Zoi – teraz jej mieszkania – stał Borya z dwoma przeprowadzkowymi.
– Ach, szwagierko! – uśmiechnął się. – No, otwórz, nie mam tu czasu.
– Mieszkanie jest moje, Borya. Zgodnie z testamentem. Możesz zapytać żonę – jest na górze, z twoją matką.
– Co? – Twarz Boryi się wydłużyła. – O czym ty mówisz?
– Mówię prawdę. Zabierzcie ekipę przeprowadzkową, nie ośmieszajcie się.
– Tak, zrobię to! – Borya zrobił krok w jej stronę, ale Alesia już wybierała numer na telefonie.
— Policja? Halo. Zostałem zaatakowany…
– Dobra, dobra! – Borya się cofnął. – Ale to nie koniec! Nie zostawimy ciebie i Miszki w ten sposób!
„Proszę bardzo” – Alesya wzruszyła ramionami i otworzyła drzwi kluczem.
Mieszkanie powitało ją ciszą i zapachem lekarstw, który wciąż nie znikał. Alesia weszła do pokoju i usiadła na sofie, na której miesiąc temu leżała babcia Zoja.
„Nie pozwól im cię skrzywdzić, dziewczyno” – przypomniały mi się ostatnie słowa staruszki. „Swietka jest zła, Lenka jest chciwa. Ale ty jesteś dobra. Zasługujesz na to mieszkanie. Pamiętaj, że dokumenty są w szafce nocnej”.
Zadzwonił telefon. Misza.
– Alesiu, co się dzieje? Mama dzwoni, płacze, mówi, że ją obraziłeś…
– Misza – przerwała mu Alesia. – Chodź do mieszkania babci Zoi. Musimy porozmawiać.
– Ale mama powiedziała…
– Misza. Chodź. I zdecyduj się wreszcie – ze mną czy z mamą.
Wyłączyła telefon. Nie wiadomo, co będzie dalej. Ale Alesia wiedziała jedno: nie pozwoli już teściowej wycierać sobie stóp. Dość.
Ktoś walnął w drzwi. Głos Leny zapiszczał:
– Otwieraj, śmieciu! To nasze mieszkanie!
Alesya podeszła do drzwi:
– Lena, mam wszystkie rozmowy nagrane na dyktafonie. I jak mnie obrażałaś i jak mi groziłaś. Jeszcze jeden pisk, a pójdę z tym nagraniem na policję. Za groźby i oszczerstwa.
Za drzwiami zapadła cisza. Potem usłyszeliśmy oddalające się kroki i mamrotanie Swietłany Siergiejewny: „Zostaw to, Lenoczko, później to załatwimy…”.
Alesia wróciła na sofę. W torbie miała wyłączony dyktafon. Nie miała zamiaru niczego nagrywać. Ale blef zadziałał.
Godzinę później przybył Misza. Blady, zdezorientowany. Usiadł naprzeciwko żony.
– Alesiu… Mama mówiła, że wzięłaś mieszkanie babci?
– Nie wzięłam. Dostałam w testamencie. – Podała mu dokumenty. – Przeczytaj je.
Misza przesunął wzrokiem po tekście. Spojrzał w górę:
– Czemu mi nie powiedziałeś?
– Bo wiedziałem, że pobiegniesz do matki. A ona zacznie na ciebie naciskać, żądając odmowy. Prawda?
Misza milczał. Alesia kontynuowała:
– Twoja mama obiecała nam to mieszkanie na dwa lata. A potem postanowiła oddać je Lenie i Boryi. Bo oni mają dzieci, a my nie. I wiesz, jak to wytłumaczyła? Że jesteś nieudacznikiem, który nawet żonie dziecka nie potrafi dać.
„Mama tego nie powiedziała!” – oburzył się Misza.
– Tak. Przy Lenie. Możesz ją zapytać – chętnie potwierdzi.
Misza spuścił głowę. Alesia usiadła obok niego i wzięła go za rękę:
– Misz, kocham cię. Ale nie mogę już znieść upokorzenia ze strony twojej matki. Ona nie uważa nas za ludzi. Tylko Borya i Lena są dla niej prawdziwymi dziećmi.
„Czego ode mnie chcesz?” zapytał ospale.
— Żebyś mogła wybrać. Albo zamieszkamy osobno, jako nasza rodzina. Albo… Albo odejdę. Tu, w tym mieszkaniu. Sama.
— Stawiasz mi ultimatum?
– Nazywaj mnie, jak chcesz. Ale nie będę już dłużej żył pod butem twojej matki. Nie będę tolerował, jak nazywa mnie „bezdzietną”. Tak jak śmieje się ze mnie z Leną.
Misza milczał przez długi czas. Potem podniósł głowę:
– A co jeśli mama się obrazi? Przestanie się odzywać?
– Mish, masz trzydzieści pięć lat. Może czas przestać się bać, że mama się obrazi?
Zadrżał, jakby dostał ciosu. Wstał, przeszedł się po pokoju. Zatrzymał się przy oknie.
– Wiesz, co powiedziała moja matka, kiedy odchodziłem? Że mnie oczarowałeś. Że normalna żona nigdy nie sprzeciwiłaby się teściowej.
„Ale normalna teściowa nie zabrałaby tego, co obiecała” – odparła Alesja.
Misza odwrócił się:
– Dobrze. Spróbujmy. Mieszkać osobno.
– Naprawdę? – Alesya nie mogła uwierzyć własnym uszom.
– Tak. Też mam tego dość. Że mama ciągle wtrąca się w nasze życie. Że bierze Boryę za przykład. Że Lenka jest sarkastyczna.
Alesia podbiegła do męża i przytuliła go. On przytulił ją do siebie:
— Po prostu… Zróbmy jakieś naprawy? Wszystko tu pachnie babcią.
– Jasne! – Alesia zaśmiała się przez łzy. – Wszystko zrobimy od nowa. To teraz nasz dom.
Ktoś znowu zapukał do drzwi. Ostrożnie, wręcz nieśmiało.
„Kto tam?” krzyknął Misza.
– To ja, synu. Otwórz.
Misza spojrzał na żonę. Alesia skinęła głową. Otworzył drzwi. Swietłana Siergiejewna stała na progu – już bez Leny, sama. Jej oczy były zaczerwienione, najwyraźniej płakała.
– Misza, synu, nie możesz tego zrobić. Zostawiasz własną matkę?
„Mamo, nikogo nie porzucam” – odpowiedział Misza zmęczonym głosem. „Po prostu będziemy mieszkać osobno. Jak każda normalna rodzina”.
– Ona cię tego nauczyła! – teściowa wskazała palcem na Alesię. – Ona cię nastawiła przeciwko matce!
– Mamo, wystarczy. Mieszkanie jest pod prawem Alesina. I będziemy w nim mieszkać.
– A co z Leną i Borią? Nie mają dokąd…
— Mamo, oni mają trzypokojowe mieszkanie. Jest wystarczająco dużo miejsca.
– Ale obiecałem…
– A obiecałaś mi dwa lata – wtrąciła się Alesia. – Swietłano Siergiejewno, zróbmy to tak. Nie będziemy rozdrapywać przeszłości. Po prostu każde z nas zachowa swoje.
– Och, ty… – teściowa urwała pod wzrokiem syna. – Misza, naprawdę pozwolisz jej tak do mnie mówić?
„Mamo, idź do domu” – Misza delikatnie, ale stanowczo zaczął wypychać matkę za drzwi. „Ochłoń. Porozmawiamy później”.
– Synu! Misza! Pożałujesz! Jeszcze ci pokaże swoje prawdziwe oblicze!
Drzwi się zamknęły. Misza oparł się o nie plecami i westchnął:
– Uff. Po raz pierwszy w życiu sprzeciwiłem się mamie.
– Jak się czujesz? – uśmiechnęła się Alesja.
– Dziwne. Ale… dobrze. Jak ciężar zdjęty z moich ramion.
Przytulili się na środku korytarza. Alesia wiedziała, że będzie jeszcze wiele skandali, łez i prób teściowej, żeby wszystko zwrócić. Ale najważniejsze, że stało się – Misza wybrał ją, swoją rodzinę.
A mieszkanie… No cóż, dzięki Babci Zoi. Okazała się mądrzejsza od nich wszystkich.