Jekaterina wstawiła ostatni talerz do szafki i rozejrzała się po kuchni. W tej przestrzeni, pełnej nowych odcieni i zapachów, zaczęło pojawiać się ciepło, którego zawsze brakowało jej w poprzednich mieszkaniach. Hałas ulicy zlewał się z ciszą, którą tak ceniła – i z każdym dniem mieszkanie stawało się coraz bardziej znajome, przytulne, pełne znaczenia. Wszystko było na swoim miejscu, a w każdym przedmiocie, w każdym kącie kryła się cząstka jej samej.
- Przyjrzyj się, jak pięknie to wyszło! – Jekaterina zwróciła się do męża, jej twarz promieniała, a w głosie słychać było czułość, którą rzadko słyszał w jej słowach.
Dmitrij nie odrywał wzroku od ekranu telefonu, zerknął na nią i skinął głową.
- No, świetnie… Słuchaj, tak sobie pomyślałem… Może zaprosimy chłopaków na parapetówkę? Od dawna proszą o obejrzenie naszego mieszkania. – W jego słowach słychać było lekkie roztargnienie, ale z jakimś wewnętrznym impulsem, który sprawił, że Jekatierina zmarszczyła brwi ze zdumienia.
Jekaterina wytarła ręce ręcznikiem i zwróciła się do męża, wiedząc już, że ta rozmowa szybko się nie skończy.
- Dim, umówiliśmy się, że najpierw się zadomowimy. A remont jeszcze się nie skończył. – Jej słowa brzmiały jak stanowcza decyzja, którą sama podjęła.
- No, daj spokój, co za różnica! – Dmitrij machnął ręką, jak zwykle nie przejmując się szczegółami. – Ale będzie fajnie.
Ale nie czekał na jej zgodę. Wyjął już telefon i nie czekając na odpowiedź, zaczął pisać wiadomość do znajomych. Jekaterina spojrzała na niego i westchnęła ciężko. Nie było sensu się z nim kłócić. W ciągu ostatnich trzech miesięcy zrozumiała jedną prostą prawdę: jeśli Dmitrij coś postanowił, to nie podlegało to już dyskusji.
Wieczorem w mieszkaniu panował gwar. Przyjaciele Dmitrija, Anton i Pavel, przynieśli piwo i chipsy. Ich żony, jak zawsze, kryły się w cieniu, zatopione w ekranach telefonów, tylko od czasu do czasu wymieniając ciche zdania. Jekaterina stała przy kuchence, zręcznie krojąc ser i kiełbasę, nie chcąc dać po sobie poznać, że ta wizyta popsuła jej humor.
- Katiusza, masz coś do piwa, prawda? – Dmitrij puścił oko z uśmiechem, jego prośba była zbyt zwyczajna, zbyt przewidywalna.
Nie odpowiadając, Jekaterina skierowała się do lodówki. W rękach trzymała już produkty, które kupiła na jutrzejsze śniadanie. Kroiła je z wyjątkową ostrożnością, nie dopuszczając myśli o tym, że znów będzie musiała iść do sklepu.
Goście wyszli po północy, zostawiając za sobą bałagan – górę brudnych naczyń, resztki chipsów i piwa na sofie. Jekaterina po cichu zaczęła sprzątać, podczas gdy Dmitrij pożegnał przyjaciół.
„To był wspaniały wieczór!” – powiedział z satysfakcją Dmitrij, wracając do mieszkania. „Powinniśmy się częściej spotykać”.
Jekaterina milczała, wciąż wycierając plamy po piwie z nowego stolika kawowego. Przyzwyczaiła się do tych nagłych i hałaśliwych wizyt, ale za każdym razem nie mogła pozbyć się wrażenia, że jej miejsce jest gdzieś za kulisami, z dala od centrum wydarzeń.
Tydzień później sytuacja się powtórzyła. Tym razem Dmitrij zadzwonił do żony z wyprzedzeniem, jakby zapomniał, że ona również ma prawo do prywatności.
- Katiuszo, zaprosiłem Saszę i Lenę. Będą za godzinę. – Jego głos brzmiał spokojnie, jak zawsze, bez cienia zmartwienia.
- Słabo, dopiero co wróciłam z pracy – Jekaterina zmęczona potarła skroń, czując, jak z każdym dniem w jej ciele kumuluje się napięcie. – A w domu nie ma żadnych zakupów spożywczych.
„No to kup coś po drodze” – odpowiedział niedbale. „Nie będą tu długo”.
Z jakiegoś powodu te „na chwilę” zawsze ciągnęły się do nocy. Jekaterina gotowała, nakrywała do stołu, zmywała naczynia, a Dmitrij i jego przyjaciele omawiali najnowsze wiadomości, jakby świat był właśnie taki – tylko rozmową i ucztą. Sasza i Lena siedzieli, nie oferując najmniejszej pomocy, zajadając się smakołykami, jakby ich obecność sama w sobie była darem.
Z każdą taką wizytą Jekaterina czuła, jak jej nerwy stają się coraz bardziej napięte, a jej przestrzeń osobista zanika, pogrążając się w cieniu potrzeb innych. Jakby Dmitrij nie mógł spędzić wieczoru bez kogoś, bez zbędnego hałasu. Czasem wpadali znajomi „na pięć minut”, czasem koledzy „po prostu pogadać”.
Za każdym razem, gdy wracała z pracy, Jekaterina z góry wiedziała, co ją czeka: kuchnia, naczynia, goście. I każdy poranek zaczynał się od zaskoczenia, gdy odkrywała, że pieniądze na jedzenie zniknęły niczym woda, a w domu nigdy nie pojawiła się myśl, że ktoś inny niż ona miałby się tym zająć.
„Dim, może powinniśmy zaplanować spotkania z wyprzedzeniem?” – zasugerowała pewnego dnia cicho Jekaterina. „Żebym mogła się przygotować”.
„Po co ta cała złożoność?” – zdziwił się, nie rozumiejąc jej. „Nie jesteśmy w restauracji. Po prostu spędzamy czas z przyjaciółmi, tylko dla siebie”.
Z jakiegoś powodu ci „przyjaciele” nigdy nie przynosili jedzenia ani nie pomagali w sprzątaniu. Jekaterina czuła się jak personel pomocniczy we własnym domu, ale nie potrafiła znaleźć słów, by wytłumaczyć to mężowi bez urażania go.
Ostatnią kroplą była niespodziewana wizyta krewnych Dmitrija. Jekaterina właśnie miała wziąć kąpiel po ciężkim dniu, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Ałła Nikołajewna, ciotka Dmitrija, stała na progu z dwójką nastoletnich dzieci. Była w tym wieku, kiedy nie chce się zadawać pytań, ale na twarzy często pojawiają się ukryte pytania, których z jakiegoś powodu nikt nie chce zauważyć.
„Przechodziliśmy obok i postanowiliśmy wpaść!” – powiedziała radośnie kobieta, jakby sama nie wierzyła w szczęście tej spontanicznej wizyty. „Dima powiedział, że zawsze cieszysz się z gości”.
Dzieci natychmiast rzuciły się na zwiedzanie mieszkania, niczym ciekawskie kocięta kręcące się po coraz to nowych kątach, a Ałła Nikołajewna, nie tracąc ani chwili, zajęła swoje miejsce w kuchni.
„Och, nawet nie wstawiłeś czajnika” – zauważyła z lekkim wyrzutem, jakby to był jeden z pierwszych objawów niedbalstwa w domu. „A ciasteczek nie ma? A my byliśmy w drodze…”
Jekaterina stała pośrodku kuchni niczym zastygła w bezruchu, czując, że ręce zaczynają jej drżeć ze zmęczenia, ale nie z pracy – z poczucia niesprawiedliwości. W tym momencie z drugiego pokoju dobiegł głośny dźwięk – coś upadło z charakterystycznym trzaskiem.
„O, to chyba twoja lampa” – rozległ się głos jednego z dzieci.
Jekaterina ostro zwróciła się do męża, który wreszcie wrócił z pracy i beztrosko rozpinał marynarkę, jakby w domu zawsze panował porządek, jakby wszystko było pod kontrolą.
„Dmitriju, musimy poważnie porozmawiać”. Słowa utknęły mu w gardle jak stary klucz, który nie potrafił otworzyć właściwych drzwi.
Ale Jekaterina nie zdążyła dokończyć. Ałła Nikołajewna, nie zwracając uwagi na jej emocje, zaczęła już wydawać polecenia z kuchni.
- Katenka, co ty tam stoisz? Musimy zjeść obiad po podróży. Dzieci są głodne, a ja kompletnie bez sił.
Jekaterina zacisnęła usta, starając się nie pozwolić, by potok słów uleciał z jej wnętrza. Machinalnie, jakby wykonywała jakieś zadanie, wyjęła patelnię i zaczęła rozpakowywać torby z zakupami – te same, które kupiła dla siebie i męża na kolację, która teraz wydawała się odległa i nieosiągalna.
- Dim, może powinnaś iść do sklepu? – Jej głos był prawie szeptem, jakby bała się usłyszeć odpowiedź. – Nie ma wystarczająco dużo produktów dla wszystkich.
- No, daj spokój – Dmitrij poklepał ją po ramieniu, nie zwracając uwagi na jej stan. – Wymyślisz coś. Jesteś rzemieślnikiem!
Ałła Nikołajewna, ciotka Dmitrija, stała na progu z dwójką nastoletnich dzieci. Była w tym wieku, kiedy nie chce się zadawać pytań, ale na twarzy często pojawiają się ukryte pytania, których z jakiegoś powodu nikt nie chce zauważyć.
„Przechodziliśmy obok i postanowiliśmy wpaść!” – powiedziała radośnie kobieta, jakby sama nie wierzyła w szczęście tej spontanicznej wizyty. „Dima powiedział, że zawsze cieszysz się z gości”.
Dzieci natychmiast rzuciły się na zwiedzanie mieszkania, niczym ciekawskie kocięta kręcące się po coraz to nowych kątach, a Ałła Nikołajewna, nie tracąc ani chwili, zajęła swoje miejsce w kuchni.
„Och, nawet nie wstawiłeś czajnika” – zauważyła z lekkim wyrzutem, jakby to był jeden z pierwszych objawów niedbalstwa w domu. „A ciasteczek nie ma? A my byliśmy w drodze…”
Jekaterina stała pośrodku kuchni niczym zastygła w bezruchu, czując, że ręce zaczynają jej drżeć ze zmęczenia, ale nie z pracy – z poczucia niesprawiedliwości. W tym momencie z drugiego pokoju dobiegł głośny dźwięk – coś upadło z charakterystycznym trzaskiem.
„O, to chyba twoja lampa” – rozległ się głos jednego z dzieci.
Jekaterina ostro zwróciła się do męża, który wreszcie wrócił z pracy i beztrosko rozpinał marynarkę, jakby w domu zawsze panował porządek, jakby wszystko było pod kontrolą.
„Dmitriju, musimy poważnie porozmawiać”. Słowa utknęły mu w gardle jak stary klucz, który nie potrafił otworzyć właściwych drzwi.
Ale Jekaterina nie zdążyła dokończyć. Ałła Nikołajewna, nie zwracając uwagi na jej emocje, zaczęła już wydawać polecenia z kuchni.
- Katenka, co ty tam stoisz? Musimy zjeść obiad po podróży. Dzieci są głodne, a ja kompletnie bez sił.
Jekaterina zacisnęła usta, starając się nie pozwolić, by potok słów uleciał z jej wnętrza. Machinalnie, jakby wykonywała jakieś zadanie, wyjęła patelnię i zaczęła rozpakowywać torby z zakupami – te same, które kupiła dla siebie i męża na kolację, która teraz wydawała się odległa i nieosiągalna.
- Dim, może powinnaś iść do sklepu? – Jej głos był prawie szeptem, jakby bała się usłyszeć odpowiedź. – Nie ma wystarczająco dużo produktów dla wszystkich.
- No, daj spokój – Dmitrij poklepał ją po ramieniu, nie zwracając uwagi na jej stan. – Wymyślisz coś. Jesteś rzemieślnikiem!
Dmitrij udał się do pokoju, zostawiając Jekatierinę samą z gotowaniem i Ałłą Nikołajewną, która, jak zwykle, nie przepuściła okazji, żeby coś zauważyć.
„Twoja patelnia jest trochę mała…” zaczęła, przechylając głowę, jakby chciała ocenić każdy szczegół. „A kuchenka nie jest zbyt czysta… I dlaczego solniczka jest pusta?”
Jekaterina kontynuowała pracę w milczeniu, czując, jak jej cierpliwość topnieje niczym piasek przesypujący się przez palce. Spędziła dwie godziny przygotowując obiad, podczas gdy dzieci biegały po mieszkaniu niczym małe tornada, niszcząc wszystko na swojej drodze, a Dmitrij i jego ciotka omawiali rodzinne nowiny, nieświadomi tego, co się dzieje wokół. Jekaterina biegała między kuchenką a stołem, ledwo nadążając za wszystkim, ale nie mając czasu myśleć o sobie.
Goście wyszli dopiero o jedenastej wieczorem, zostawiając po sobie kompletny bałagan. W pokoju panował chaos: przewrócone kubki, rozsypane chipsy, a w kuchni ślady wielokrotnego gotowania i sprzątania. Jekaterina usiadła zmęczona na krześle, z pustymi oczami ze zmęczenia.
„Dim, naprawdę musimy porozmawiać” – powiedziała cicho, jakby te słowa były cichym wołaniem duszy.
„Może jutro?” Dmitrij ziewnął, nie zauważając jej napięcia. „Jestem trochę zmęczony”.
„Nie, teraz” – Jekaterina wyprostowała się, a jej głos brzmiał zdecydowanie, niemal zimnokrwiście. „To ważne”.
- Co znowu się stało? – Dmitrij skrzywiła się z niezadowoleniem, jakby znów się czymś przejęła.
- Nie tak? – Jekaterina nie potrafiła ukryć oburzenia, jej oddech był lekko urywany. – Zapraszasz ludzi bez uprzedzenia, a oni przychodzą i zachowują się jak w restauracji. A ja muszę gotować, sprzątać, marnować własne jedzenie i czas!
„To rodzina i przyjaciele” – Dmitrij wzruszył ramionami, jakby za każdym razem tłumaczył to samo, nie widząc powodu do zmartwień. „Co w tym złego? Nie bądź zrzędliwy”.
Rozmowa, jak zwykle, zakończyła się niczym. Dmitrij zbagatelizował problem, uznając go za coś nieistotnego, żyjąc dalej w swoim świecie, w którym troski żony wydawały się błahe.
Kilka dni później sytuacja się powtórzyła. Jekaterina właśnie przekroczyła próg domu po pracy, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Na progu stali przyjaciele Dmitrija z żonami.
- Przyjedziemy cię odwiedzić! – Anton oznajmił radośnie, nie kryjąc entuzjazmu. – Dima powiedział, że możemy wpaść w każdej chwili.
Jekaterina spojrzała na puste ręce swoich gości. Nikt nie przyniósł nawet butelki wina. To już było w zwyczaju – jej goście zazwyczaj przychodzili z pustymi rękami, oczekując, że wszystko będzie gotowe. Zdjęła buty, poszła do kuchni i bez namysłu zaczęła gotować – jak zawsze, automatycznie, bez zadawania sobie pytań. Życie stawało się niekończącą się powtarzalnością, w której nie było miejsca na inne emocje poza zmęczeniem.
- Katiu, masz coś smacznego? – rozległ się głos jednej z żon. – Właśnie skończyłyśmy siłownię, taki apetyt!
Jekaterina zamarła nad deską do krojenia. Myśl przemknęła jej przez głowę jak błyskawica: „Dlaczego mam karmić każdego, kto przychodzi do tego mieszkania? Czemu nikt nawet nie pyta, czy mogę, czy chcę to zrobić?”. To pytanie paliło ją w gardle, ale nie spieszyło się, by je wypowiedzieć.
„Dmitrij” – zawołała do męża, wiedząc, że musi podjąć decyzję natychmiast. „Proszę, chodź tutaj”.
„Co się stało?” Dmitrij wyjrzał z pokoju, leniwie wyciągając ramiona, jakby nie czuł ciężaru chwili.
- Wyjaśnij mi, dlaczego muszę karmić każdego, kto przychodzi do naszego mieszkania? – Jekaterina zadała pytanie, które od dawna kiełkowało w jej sercu. Jej głos był cichy, ale stanowczy, jakby od dawna wiedziała, co odpowie. – Czemu nigdy nic nie kupujesz? Nie pomagasz w gotowaniu?
– No cóż, taka tradycja – wzruszył ramionami Dmitrij, nie zauważając jej wysiłków. – U nas w rodzinie zawsze tak było – gości trzeba nakarmić i napoić. Mama też zawsze wszystkim gotowała.
Catherine czuła, jak jej irytacja narasta, ale starała się jej nie poddać.
„Ale ja nie jestem twoją matką” – warknęła, kładąc nacisk na każde słowo. „I to nie jest tradycja, to brak szacunku dla mnie i mojego czasu”.
Dmitrij zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, co się stało:
- Za bardzo dramatyzujesz. Co z tego, że przyjdą goście…
Jekaterina bezszelestnie zdjęła fartuch, jakby zrzucając z siebie czyjąś rolę. Wzięła torebkę, spojrzała na niego i ruszyła w stronę wyjścia.
„Dokąd idziesz?” zapytał zaskoczony Dmitrij, nie wierząc, że mogła go tak zostawić.
- Do znajomego. Gości ugość sama – odpowiedziała Jekaterina, cicho zamykając za sobą drzwi.
W kolejnych dniach Jekaterina, starając się unikać domu jak tylko mogła, zostawała w pracy dłużej. Zapisała się na zajęcia fitness, spacerowała po parku, siedziała w kawiarni – tylko po to, by uniknąć powrotu do mieszkania, które coraz bardziej stawało się podwórkiem, miejscem spotkań obcych i ich zmartwień.
Dmitrij długo nie rozumiał, co się dzieje. Nadal zapraszał gości, ale teraz musieli zadowolić się zamówioną pizzą. Przyjaciele zaczęli wpadać rzadziej – bez smakołyków, bez przytulnej atmosfery, którą Jekatierina stworzyła w domu, spotkania straciły dawny urok, niczym zapomniana i pozbawiona znaczenia piosenka.
Pewnego dnia Jekaterina wróciła do domu wcześniej niż zwykle. Otworzyła drzwi i zamarła na progu. W mieszkaniu panował kompletny bałagan. Jej ulubione garnki głośno brzęczały w kuchni, a z pokoju dobiegał śmiech, jakby nie było tu już jej osobistej przestrzeni, a jedynie cudze życie zlewało się w jedną wulgarną kakofonię.
Jekaterina poszła do kuchni i zastała Ałłę Nikołajewnę pewnie obsługującą kuchenkę. Ciotka Dmitrija używała nowej zastawy stołowej Jekateriny – tej, którą dostała w prezencie na parapetówkę, o którą dbała tak troskliwie, jakby nie była to zwykła zastawa, ale jakiś symbol.
– Ach, Katiu! – wykrzyknęła Ałła Nikołajewna z tym samym nieprzyjaznym wyrazem twarzy, który Jekaterina zdążyła już zapamiętać. – I postanowiliśmy sami się tym zająć. Dima powiedział, że teraz jesteś ciągle zajęta…
Catherine w milczeniu rozejrzała się po kuchni. Jej starannie ułożone przyprawy były wymieszane, nowy obrus poplamiony sosem, a na kuchence coś się paliło w garnku, który trzymała na specjalne okazje, które miały być jej małą przyjemnością. To było jak zdemolowany pokój – zniszczony i pozbawiony sensu.
„Gdzie jest Dmitrij?” – zapytała cicho Jekaterina.
„Pobiegłam do sklepu, zabrakło śmietany” – odpowiedziała Ałła Nikołajewna, wciąż mieszając coś w rondlu swoją ulubioną drewnianą szpatułką.
Ta łopata była ostatnią kroplą. Jekaterina odwróciła się i poszła do sypialni. Wyjęła walizkę i zaczęła pakować swoje rzeczy, nie zwracając uwagi na to, jak lekko drżą jej ręce, jakby sama nie wierzyła w to, co się dzieje, ale jej decyzja była już stanowcza.
Dmitrij wrócił, gdy Jekaterina zapinała walizkę. Zatrzymał się w drzwiach, zauważając jej ruchy, a na jego twarzy pojawiło się zmieszanie.
- Katya? Co ty robisz? – zapytał, nie rozumiejąc, co się dzieje.
„Wychodzę, Dim” – odpowiedziała Jekaterina spokojnie, nie podnosząc wzroku. „Nie mogę już tego robić”.
- Ale dlaczego? Z powodu gości? No to, chcesz, żebym zapraszał ich rzadziej? – Podszedł bliżej, próbując znaleźć choć jedno wytłumaczenie tego, co się dzieje.
- Nie chodzi o gości, Dim. Chodzi o szacunek. A raczej jego brak.
Jekaterina podniosła walizkę, uwalniając się od zwykłego ciężaru, i skierowała się do wyjścia. Nagle za nią rozległy się pospieszne kroki Dmitrija i jego głos, dyskretnie próbujący zwrócić jej uwagę:
- Zaczekaj! Omówmy wszystko! Mogę się zmienić!
Katarzyna zatrzymała się, ale nie odwróciła od razu. Pauza była zbyt długa, by nie miała znaczenia. Odwróciła się powoli i spojrzała na męża. Jej wzrok był spokojny, ale zdecydowany, jak zawsze, gdy w sercu nie ma już miejsca na złudzenia:
„Za późno, Dim” – powiedziała, a jej głos ani drgnął. „Nie zauważyłeś moich uczuć, mojego zmęczenia. Ważniejsze było dla ciebie zabawianie przyjaciół niż budowanie rodziny.
Przez kolejne tygodnie Dmitrij nie dawał jej spokoju. Wysyłał wiadomości, dzwonił, czekał pod jej biurem, próbując ją odzyskać, obiecując poprawę i przysięgając, że nie zaprosi nikogo bez jej zgody. Ale Jekaterina już nie wierzyła jego słowom. Wynajęła małe mieszkanie w sąsiedniej dzielnicy, a miesiąc później zabrała ostatnie rzeczy z ich wspólnego domu, patrząc, jak Dmitrij stoi w milczeniu, podczas gdy ona zbiera książki, naczynia, wszystko, co kiedyś składało się na ich wspólne życie.
W swoim nowym mieszkaniu Jekaterina urządziła wszystko według własnego gustu. Przestrzeń wypełniła się harmonią, a w kuchni pojawiły się nowe garnki i patelnie – tylko dla niej, dla jej własnych pragnień, dla jej własnego świata.
Pewnego wieczoru sąsiad zadzwonił do drzwi:
- Katya, masz sól? Moja już się skończyła…
Jekaterina otworzyła drzwi, uśmiechnęła się i wyciągnęła małą torebkę:
„Oczywiście” – powiedziała. „Proszę bardzo.”
„Chcesz wpaść na herbatę? Upiekłam ciasto” – zasugerowała sąsiadka, nie kryjąc życzliwości.
Catherine zawahała się na sekundę, ale potem skinęła głową:
– Z przyjemnością. Ale zrobimy to innym razem, po wcześniejszym uzgodnieniu. Dziś mam inne plany.
Sąsiad uśmiechnął się ze zrozumieniem:
- Oczywiście, jak sobie życzysz.
Jekaterina zamknęła drzwi i oparła się o ścianę. Jej dusza poczuła się lżejsza niż kiedykolwiek. Poczuła, że w końcu nauczyła się mówić „nie” – nie z poczuciem winy, ale z pełnym prawem do ochrony swojej przestrzeni.
Minęło pół roku. Jekaterina siedziała w swoim ulubionym fotelu, popijając herbatę i czytając książkę. W mieszkaniu panowała przyjemna cisza. Na stole leżał dokument rozwodowy, jej życie wyraźnie oddzielone od przeszłości.
Zadzwonił telefon i na ekranie pojawiła się wiadomość od Dmitrija: „Przepraszam, że cię nie doceniłem. Miałeś rację”.
Jekaterina uśmiechnęła się, nie patrząc na ekran, i odłożyła telefon. Jej twarz pozostała spokojna, bez urazy, bez goryczy. To doświadczenie ją wzmocniło, nauczyło cenić siebie i szanować swoje granice.
Teraz Jekaterina miała nowych przyjaciół – ludzi, którzy szanowali jej przestrzeń, jej czas. Umawiali się na spotkania z wyprzedzeniem, pomagali w gotowaniu i sprzątaniu. I, co najważniejsze, akceptowali jej prawo do powiedzenia „nie”.
W ten weekend Jekaterina planowała małe przyjęcie. Sama ułożyła listę gości i menu. To był jej wybór, jej zasady, jej życie.
Zasypiając w przytulnej sypialni, Jekaterina pomyślała o tym, jak ważne jest, by móc bronić swoich praw. Czasami trzeba podjąć trudną decyzję, ale warto. W końcu to jedyny sposób na zbudowanie prawdziwie szczęśliwego życia – na wzajemnym szacunku i zrozumieniu.