Maksym, wybacz, że dzwonię tak późno, ale chyba ktoś włamał się do twojego mieszkania. To Tatiana, sąsiadka z naprzeciwka. Zanim wyszedłeś, dałeś mi swój numer na wypadek pożaru, powodzi lub innych klęsk żywiołowych… Igor powiedział mi ostatnio, że słyszał trzask twoich drzwi, podszedłem i nasłuchiwałem, ale nikogo tam nie było… Igor był po służbie, drzemał i myślałem, że się przesłyszał. Ale ja właśnie zmywałem naczynia i z kuchni słyszałem wszystko, co działo się na korytarzu, a twoje drzwi tam trzasnęły! Nie słyszałem. Ale co za złodzieje zrobiliby duplikat i wracali co drugi dzień? Maksym, najwyraźniej cię obudziłem… może to byli twoi znajomi, którym pozwoliłeś zostać, nie wiem, dlatego wolę dmuchać na zimne. Mam zadzwonić na policję? Przyjedziesz?
Maksym wyszedł spod koca, starając się nie dotykać śpiącej żony.
Tatiana, mieszkanie, złodzieje… O czym ona mówi?
„Podsumujmy to” – powiedział Maksym, upijając łyk ze szklanki, żeby nie charczeć do telefonu. „Włamali się do mojego mieszkania? Nadal tam są?”
Wydaje się, że tak… – Tatiana mówiła tak, jakby miała na sobie żelazną miskę.
Maksym zdał sobie sprawę, że kobieta była przyciśnięta do żelaznych drzwi w przedsionku.
Tatiana, nie wychylaj się. Dzwonię na policję i już jadę.
Zatrzymać ich, jeśli odejdą? – Była tam, w przedsionku, gdzie piętrzyły się śmieci, na zmianę podnosząc kije narciarskie, niepotrzebne narzędzia, kawałki gzymsu, żeby ustalić, który z nich jest cięższy.
Nie wystawiaj głowy. Nie ma tam nic do zabrania. Mieszkanie wymaga remontu, już wszystko wyniosłem. Nie rozumiem, kto się tam włamał i co tam tak długo robił…
Maksym wślizgnął się na korytarz.
W pokoju teścia i teściowej cicho grał telewizor. Zasnęli słuchając go. Maksym wyszedł ostrożnie, na palcach, nawet nie włożył butów, tylko zabrał je ze sobą – na korytarz, żeby nie przeszkadzać całemu domowi.
Maksiuszenka, – wyskoczyła zaspana teściowa w jednym pantofelku, – Drapiesz się tu jak nasz kot, Sieńko, podczas gdy wszyscy śpią. Dokąd idziesz? Jest… – spojrzała na zegar ścienny, ale w półmroku i bez okularów niewiele widziała, – Jest trzecia… Albo piąta… Dokąd idziesz, Maksimie?
Powinnaś się przespać, Margarito Anatolijewno, odpowiedział półszeptem, zastanawiając się, jak otworzyć zasuwkę, nie budząc nikogo. Dom trząsł się przez cały weekend, wszystkie dzieci i wnuki przyszły cię odwiedzić. Biegałaś. Jesteś zmęczona. Nie chciałem nikogo budzić – pomyślałem, że wyjdę po cichu.
Są na wakacjach u teściowej i teścia. Sonia myślała o porodzie w miejscowym szpitalu położniczym, ale wymarzony termin jest jeszcze odległy, a praca nie będzie czekać. Prawie wszyscy już wyjechali. Zostały tylko ona i Sonia.
Prześpię się… Dokąd idziesz? Och, twoje napięte spojrzenie mnie przeraża. Ten telefon jest w nocy. To ten telefon mnie obudził. Maksym, dokąd poszedłeś? Coś nie tak z twoim mieszkaniem? Zalane?
Sąsiad uważa, że włamali się złodzieje.
„O mój Boże…” – jęknęła kobieta i zakryła usta dłonią. „Wyjąłeś wszystko?”
Nie ma nic do wyniesienia z tego mieszkania. Wszystkie moje rzeczy są w domu, a ja zaczynam remont tego, mieszkania babci. Muszę wkrótce spotkać się z majstrem, żeby sporządzić wycenę. Przepraszam, Margarita Anatolyevno, muszę iść. Załatwię to. Miej oko na Sonię. Nie obudziłam jej w środku nocy. Jeśli się spóźnię i się obudzi, powiedz jej, że wszystko w porządku.
Tak, tak, będziemy to obserwować…
Zrobi to. Opowie wszystko, gdy tylko Maksym wyjdzie za drzwi, a Sonia się obudzi. Ale Maksym tylko uśmiechnął się kącikami ust, myśląc, że jego teściowa jest jednak plotkarą. Nigdy nie żywił do niej urazy. Jest prosta i prostolinijna pod wieloma względami, czasem nietaktowna, ale światowa. Jedna z tych, które weszłyby do płonącej chaty i zatrzymały galopującego konia. A jeśli chodzi o jej córkę, zięcia czy przyszłe wnuki… Przestępcy nie będą zadowoleni.
Gdy odpalał samochód, Maxim zaczął zdawać sobie sprawę, że włamanie nie wyglądało na rabunek.
Od domu mojego teścia do mieszkania mojej babci jedzie się pół godziny samochodem.
Przy drzwiach wejściowych powitało go migające, ciche światło policyjne, migoczące na niebiesko i czerwono.
Zepsułeś to? Zepsułeś to? – zapytała sąsiadka Tatiana, stojąc na podłodze obok policjantów.
„Nie trzeba nic rozwalać, już tu jestem” – Maksym wstał. „Nikt stamtąd nie wyskoczył? Co to za złodzieje…”
„Może to nie złodzieje, ale ci, którzy mają klucze do twojego mieszkania” – powiedział zamyślony porucznik.
Nie… To znaczy tak, są klucze, ale mieszkanie jest tylko moje. Bez mojej wiedzy… – urwał, o wiele bardziej realistyczna wersja niż ta, którą ci niezwykli włamywacze już sobie wyobrazili w głowie Maksima. – A czy to będzie fałszywy alarm, jeśli powiem, że moi krewni najprawdopodobniej tam są? – powiedział nieco łamiącym się głosem.
Oddział ich opuścił. Fałszywego zgłoszenia nie przypisano. Zapomnienie zostało wybaczone. Maksym nie chciał załatwiać spraw z krewnymi w obecności obcych, w obecności policji.
Obserwował odjeżdżających policjantów, po czym wyjął klucze, które miał przy sobie zupełnie przypadkiem, bo nie mieszkał tam na stałe, i pod zaskoczonym wzrokiem sąsiadki (gdzie mógłby się przed nią ukryć) spróbował dostać się do własnego mieszkania.
Klucze do zamka zostały najprawdopodobniej włożone od wewnątrz.
Mamo? Wujku Dimo? Mieliśmy już swój żart, wystarczy – powiedział do drzwi. – Czemu nie wpuściłaś policji? Czemu nie powiedziałaś, że to ty? A włamanie do mojego domu jest nielegalne.
Maksym pamiętał, że jego matka miała duplikaty, jeszcze z czasów, gdy żyła jego babcia. Nie uważał za konieczne ich zabierać. Mimo że cała rodzina go przeklinała.
Potem wymieniłbym zamki, bo muszę zrobić naprawę…
Zza drzwi dobiegła odpowiedź:
Twoje mieszkanie? Nie zasługujesz na nie. Nie możesz pominąć pokolenia! Babcia – my – potem tylko ty. A ty, będąc najbardziej przebiegłym, zawłaszczyłeś je sobie! Marzyłeś tylko o jej mieszkaniu!
Najzabawniejsze jest to, że siedem lat temu kazano mu przejąć całą opiekę nad babcią. Nie był zbyt chętny. Oczywiście, kochał babcię, odwiedzał ją i pomagał jej nie mniej niż swojej matce, ale myślał, że będą ją nadal odwiedzać – we troje. Każdy w swoim czasie. I jakoś się dorzucą, żeby pomóc.
Wujku Dimo, jeśli zapomniałeś szczegółów, przypomnę ci: to ty nalegałeś, żebym został opiekunem babci. Ty. Nie prosiłem o to. Ale ty miałeś wykłady, a mama miała młodego męża. Wszyscy byli zajęci.
Wszyscy byli zajęci, a kiedy Maxim zgłosił się na jej opiekuna, coraz rzadziej przychodzili do babci, do matki. Kilka lat temu wszystko spełzło na niczym. Kiedy Maxim próbował ich zaprosić, byli zajęci i przypomnieli mu, że nie są wymienieni jako jej opiekunowie.
Opiekun – tak, nalegałem – krzyknęli wszyscy zza drzwi. – Dziedzic – nie. Nie prosiliśmy o to. Co to w ogóle ma wspólnego? Nie kochałeś babci za mieszkanie. Kto może, ten się nią opiekuje, a spadek spada na wszystkich, żeby nikt nie został pominięty.
Kto może?
Tak. Mógłbyś. Dlatego się o nią starałeś.
Radził sobie z tym znakomicie. Biegał między studiami, pracami dorywczymi i babcią. Potem zatrudnił dla niej pielęgniarkę, dopłacał sąsiadom za pomoc i mógł jeździć na zmiany… Kiedy wspomina ten okres, przechodzi go dreszcz. Pracował 24/7. Babcia miała dobrą emeryturę, co było pomocne, ale on sam też sporo oddawał. Pracował jednak tak ciężko, że odłożył nawet na własny dom. Wujek Dima, siedzący w swoim instytucie dorywczo i ciągle narzekający, że jego żona mogłaby znaleźć drugą pracę, nie mógł sobie nawet wyobrazić, jak ciężko pracował Maksym…
Co im można powiedzieć?
Wyjdź. Albo wyważę drzwi.
Sił nie starcza – to już mama.
Mama również ma ochotę na to mieszkanie. Jej córka z drugiego małżeństwa postanowiła wyjść za mąż. Młoda para nie ma gdzie się osiedlić.
Zadzwonię po hydraulika.
To nielegalne! Wyważanie drzwi do mieszkania!
Ale to moje mieszkanie. Według wszystkich gazet, jest moje. Wychodzisz, czy będziemy się kompromitować przed całym budynkiem?
Przeszli obok niego dumnie. Nie odwrócili się. Nie przywitali się. Nie rozmawiali normalnie. Maksym uśmiechnął się smutno, żegnając się z matką, która nim gardziła. I to pomimo faktu, że jeszcze niedawno był dla nich najwspanialszym, najżyczliwszym i najukochańszym synem i bratankiem. Chwalili go przed wszystkimi, jakby pierwszy poleciał w kosmos. Po każdym przyjęciu wręczali mu wręczony dyplom uznania. Zabiegali o niego, jak tylko potrafili. Ale tylko na razie był ich tarczą między wolnym życiem a opieką nad starszą osobą. Maksym nigdy nie zapomni twarzy matki i wuja, kiedy po pogrzebie zastanawiali się, ile mogliby zarobić na sprzedaży mieszkania, i dowiedzieli się od niego, że nie mają nic do sprzedania.
To twoja matka? I wujek? – Tatiana znów znalazła się na scenie. Kiedy krewni Maksima przechodzili obok, schowała się w swoim pokoju, ale wyszła z powrotem – żeby obejrzeć koncert do końca.
Oni.
Dzieci twojej babci?
Tak.
Nigdy bym nie pomyślał. Kiedy zacząłeś mówić, założyłem, że rozmawiają przez jakąś inną linię… Przez pięć lat, odkąd tu mieszkam, nigdy ich nie widziałem.
Potem, na pogrzebie, Maksym zgodził się dać im równe kwoty, aż spojrzeli na niego jak na owada. Zmienił zdanie.
Maksym zatrzasnął drzwi i poszedł po hydraulika. Naprawa to naprawa, ale lepiej byłoby teraz powstrzymać nielegalne próby włamania do jego mieszkania.
Poszedł odebrać smutną Sonię.
Czemu jesteś taka ponura? – zapytał Maksym, przyprowadzając ją do domu. Do mieszkania, które sam kupił.
Uciekłeś w nocy do mieszkania babci? To nie byli złodzieje, prawda? To była twoja mama?
I wujek.
Sonya pokręciła głową.
Jakże nie chcę, żebyś się z nimi kłócił.
Nie martw się, Soniu. A będzie się o co martwić… Powiedzieli mi wszystko na stypie. Ich spojrzenia powiedziały mi wszystko. Latawce. Zabrałem im zdobycz. Że jako dziecko nie rozumiałem matki, że teraz…
Ale ona zostanie babcią i…
Sonia, ona nie chce być babcią. Przykro mi, ale tak to już jest. Przynajmniej nie dla naszego dziecka. Będzie miała ukochane wnuki po swojej ukochanej córce.
Zdezorientowanie Soni jest oczywiste. Dla niej zerwanie relacji z biologiczną matką to okrucieństwo. Mogą przyjść do jej rodziców w każdej chwili i zawsze będą tam mile widziani.
Ale chcę, żeby Twoja mama też była obecna w Twoim życiu.
Sama dokonała wyboru.
Mama i wujek mają proste argumenty. Maksym ma już mieszkanie. Małe i ciężko zarobione, ale ma. A sam wujek Dima jest bezdomny, żyje jak kawaler z żoną, skąd, jak przeczuwa, wkrótce zostanie wyrzucony. Córka mamy nie jest jeszcze ustabilizowana. Jest prawie zamężna, ale z mieszkaniem jest jeden wielki znak zapytania. Ceny poszybowały w górę. Więc się połączyli.
Mama spróbowała ponownie:
Maksymie! Synu!
Już “syn”? – Maksym niósł zwinięty linoleum z podłogi, gdzie znalazła go matka.
Nadal jesteś moim synem, jeśli jeszcze nie zapomniałeś… A jako syn po prostu nie możesz mnie nie rozumieć. Maksym, zachowujesz się podle. Gdybyś sam był bezdomny, milczałbym. Ale z twoim mieszkaniem wszystko w porządku, wszystko jest w porządku. Przynajmniej niegrzecznie jest zarządzać dwoma mieszkaniami, kiedy twoja siostra jest praktycznie bezdomna.
Czy jej się z tobą źle żyje?
Z mężem? Dzieci powinny mieszkać osobno. Maksym, po co ja tu przyszedłem… Może jesteś zły i obrażony na wujka, a wujek, szczerze mówiąc, nie jest twoim najbliższym krewnym. Zgadzam się na pół! Połowa jest dla ciebie.
Czy sugerujesz, żebyśmy tak oszukali wujka Dimę?
Szukam wyjścia! Nie chcesz oddać wszystkiego, rozumiem cię, w końcu twój wkład w opiekę nad babcią jest trochę większy niż nasz… Nie obchodzi mnie, z kim się tym podzielimy. Więc, czy to dla ciebie w porządku?
Od węża! – wujek pojawił się na peronie.
Dima, skąd jesteś?
Byłem u ciebie. Chciałem przemyśleć naszą strategię, a twoja córka powiedziała, że byłeś u Maxima. Wtedy wszystko się ułożyło.
Maksym nie obejrzał programu do końca. Dzielili się tym, co do nich nie należało. I nie chciał się poddać. Ale słowa matki coś w nim poruszyły… Wydawało się, że słusznie otrzymał mieszkanie… Okazuje się jednak, że ma dwa mieszkania, a niektóre z nich nie mają żadnego.
O czym tu myśleć? – zapytała Sonia. – Przecież to oni są spadkobiercami pierwszego rzędu, gdyby nie testament spisany na twoje nazwisko. Czy oni go kwestionowali?
Maksym potwierdził.
Ale nie mogli. Nie mogą się do ciebie zbliżyć, więc to od ciebie zależy, ile im dasz.
Co byś dał?
„To wszystko” – powiedziała Sonya.
Cóż, to dla niej nic nowego. Sonya tak bardzo nienawidzi konfliktów, że poświęci wszystko, żeby tylko uniknąć konieczności ich obrony.
„To niemożliwe” – odpowiedział Maksym.
No cóż, po ćwiartce…
I on prawie się z tym zgodził, zawołał matkę, żeby ją uszczęśliwić, ale tam matka i wujek, wyczerpani, ochrypli od krzyku, rzucili się na niego:
To ty nas sprowokowałeś!
Spowodowałeś kłótnię!
Przez was już się nawzajem zawodzimy!
„Wszystko jest twoje, Soniu” – wykrzyknęła mama. „Odkąd wyszłaś za mąż, nie jesteś sobą. To mieszkanie jest dla rodziny. To dla dzieci na później. Po co komu twoje dzieci, skoro dzieci twojej siostry będą dorastać nie we własnym domu, a w moim?!”
I Maksym zmienił zdanie.